𝙸𝚅

Dwójka mężczyzn dumnie zmierzała przed siebie, nawiązując co jakiś czas kontakt wzrokowy. Podśmiewali się z żartów czy głupich gestów, które wzajemnie sobie pokazywali.
Jeden próbował rozśmieszyć drugiego.
— Gavin zawsze tak wygląda, kiedy rano wstaje. — Nieco wyższy brunet zrobił głupią minę, mrużąc oczy, wykrzywiając usta i wytykając lekko język do lewego dolnego rogu wargi, a RK800 idąc obok, parsknął głośno śmiechem. 
Przemierzali puste ulice, gdzie w domach jednorodzinnych paliły się światła, a na zewnątrz wszystko skryte zostało mrokiem.
Diody obu androidów śledczych świeciły błękitną barwą, rzucając połysk na ich blade twarze.

— Hank marszczy czoło, unosi wysoko brwi oraz rozszerza swoje gałki oczne, próbując zobaczyć, kto znajduje się przed nim, gdy się go obudzi. — RK900 zachichotał, klepiąc swojego kolegę po ramieniu, a zaraz po tym zatrzymali się, gdy nagle padły na nich cienie.
Spojrzeli przed siebie, a ich oczom ukazały się sylwetki dwóch mężczyzn w średnim wieku. 
Porucznik policji Anderson, który ubrany w cienką marynarkę oraz koszulę pod spodem o jasnej barwie, skrzyżował ramiona i uniósł kącik wargi, patrząc na nich z uśmiechem. 

Detektyw Reed stanął obok, zasłaniając samochód, z którego obydwoje wyszli i z mniej zadowoloną miną spojrzał na Connora, lecz jego wzrok od razu przeniósł się na ulepszony model androida oraz tam został. 
Brązowowłosy oparł się o drzwi pojazdu, krzyżując nogi i nabrał do płuc powietrza, lecz nie zamierzał nic powiedzieć, co wyczuł Hank, dlatego zerkając na niego krótko, spojrzał ponownie na towarzyszy, którzy ze spokojem przywitali swoich kompanów z uśmiechami na ustach.

— Hej, Connor, Nines. Przyjechaliśmy po was, bo akurat mieliśmy w pobliżu pewną sprawę do zbadania. Chyba nie muszę pytać jak wam poszło, prawda? Tak czy siak nam całkiem pomyślnie, choć nie mogę powiedzieć, że praca z tym dupkiem była najprzyjemniejsza. — Zaśmiał się Hank, a Gavin przewrócił oczami, dalej patrząc w dal z niezadowolonym wzrokiem. Nic jednak nie odpowiedział. 

Nines przyglądał mu się, a później zwrócił do Hanka z lekkim uśmiechem, stojąc wyprostowanym z rękoma złożonymi za plecami. 
— Jestem pewny, że robi postępy w swoich relacjach społecznych. 

— Prawda, Gavin? — Wyszczerzył zęby, patrząc na swojego partnera, a ten tylko prychnął, zmarszczył brwi i odwrócił wzrok. Opierał się o samochód ze skrzyżowanymi ramionami. 

— Witaj, detektywie Reed. — Przywitał się niewinnie Connor, lekko uśmiechając, próbując być miłym, ale brunatnowłosy jedynie rzucił na niego okiem, szybko po tym znowu wybiegając źrenicami gdzieś w teren.

Android RK800 posmutniał trochę, ale wyższy model podszedł do tego z łagodnym podejściem. Wykrzywił nieco głowę i uniósł lekko brwi. 
— Gavin, wypada odpowiedzieć koledze z pracy. Gdzie twoje maniery? — Odkleił się od szyby auta i wyprostował, opuszczając ramiona. Jego wzrok był dość chłodny i trochę zmęczony, jednak niezbyt wrogi. Nie wypełniony nienawiścią, jak niegdyś. Trochę mimo wszystko niezadowolony, lecz to mogło wynikać z tego, iż dostał sprawę, do której musiał jechać z Hankiem i innymi, a potem wracać z nim jednym samochodem, bo jego zepsuł się przez głupiego pecha, jaki zawsze mu towarzyszył.
Defekt uciekając, odbił się od gruntu i spadając prosto na wóz Gavina, zmiażdżył mu przednią szybę wraz z maską. Łącznie z silnikiem przez co nijak dało się ruszyć samochodu. 

— Taa, hej, dupku. — Odpowiedział, na co Nines od razu przeszył go wzrokiem, oczekując korekcji zdania. 
Mężczyzna z zarostem westchnął ociężale i odwrócił się plecami do androidów. Przewrócił oczami i poprawił, mówiąc od niechcenia.

— Hej, Connor. — Choć dodał to ciszej, Nines zaliczył i uśmiechnął się, mimo iż jego partner tego nie widział. 
Wszedł do środka pojazdu, a Anderson w międzyczasie objął swojego przyjaciela i poklepał go po plecach, co RK800 odwzajemnił i ciesząc się, że widział Hanka w jednym kawałku, odprowadził go wzrokiem, gdy ten wsiadał do samochodu. 
Wkrótce dwójka androidów śledczych również do nich dołączyła, zajmując tylne siedzenia. 

.
.
.

W okolicy klatki piersiowej androida cały mundur nasączony został błękitną cieczą, która dalej wylewała się strumieniami, a ramię uciskało zranione miejsce dość mocno, choć nie przynosiło to żadnego efektu. 
Było już za późno.
Dłoń oraz rękaw ubrania również topił się w tyrium, zabarwiając wraz z każdą sekundą coraz to większą część podłoża.
Chłopak siedział w kałuży własnej krwi, nie mogą się podnieść, gdyż wiedział, że skończyłoby się to upadkiem oraz otworzeniem rany. 

Siedział skulony, opierając się plecami o biało czarne meble wnętrza apartamentu, do którego udał się z zamiarem wykonania misji. 
Znaleźć mordercę ST2100 - jednego z nowszych modelów androidów, jakie wytworzyli ludzie.
Pierwszy kupiec potraktował go zbyt brutalnie, aby mogło zostać to uciszone. 
Z tego też powodu sprawa trafiła do policji Detroit.
Zabójca co prawda uciekł, lecz  Connor namierzył go po kilku godzinach samotnego tropienia zbiega. 

Hank nie mógł mu tego dnia towarzyszyć, a cała reszta osób miała już przydzielone zadanie. 
Sam odkrył, iż facet naćpał się i zaczął atakować androida, myśląc, że był to potwór z jego koszmaru. Z tego powodu nie kontrolując się, uśmiercił ST2100 bez żadnego zawahania, pod wpływem strachu.
To śledztwo odrzucono z powodu jego poziomu trudności, lecz brunet uparł się, że je wykona. 
I wykonał. 
Niestety kosztem własnego życia. 
Umierał tam. 
Powoli i w samotności. 

Ciało mężczyzny leżało nieruchome naprzeciwko niego, opierając się o kuchenkę gazową. Cały apartament lśnił czystością, ani grama kurzu czy brudu. Stoły wypolerowane aż do przesadnego połysku.
Tak mocnego, iż mógłby oślepić, gdyby promienie słoneczne wdarły się przez okna teraz zasłonięte żaluzjami. 
Dioda Connora migała na krwistoczerwony odcień i choć wezwał on policję, aby zajęła się żywym mordercą, wiedział, że nie zdążą dotrzeć tutaj na czas, by mu pomóc, dlatego pogodził się ze swoim losem. 

Bardzo chciał zobaczyć Hanka ten ostatni raz oraz czuł, iż go zawiódł, ponieważ dał się tak załatwić, a myśl ta rozwalała jego mechaniczne wnętrzności na drobne kawałeczki. 
Ból psychiczny był straszny. Nie dziwił się wcale ludziom, że czasem nie mogli go znieść. 
Wyrzuty sumienia oraz fakt źle dobranej strategia wbijały się w jego umysł jak ostre igły, bardziej go katując.
Jeden błąd wystarczył, by leżał teraz w kałuży błękitnej cieczy. 

Nagle ktoś wyważył drzwi, kopiąc w nie prosto z buta. 
Wypadły z zawiasów, a wysoka osoba przeszła po nich spokojnie, idąc szybkim krokiem i rozglądając się dookoła. 
Connor uniósł głowę w szoku, gdyż był pewny, że nikt nie zdążyłby tutaj dotrzeć na czas, ale wkrótce wszystko zrozumiał, kiedy zobaczył wołająca go twarz Ninesa. 
— Connor? Hej! Jesteś tutaj?! — Skanował pomieszczenie pochłonięte mrokiem, a zaraz po tym szybko pobiegł do kuchni, w której siedział skulony brunet. Ranny tak mocno, że nie mógł nawet wydusić z siebie słowa, a jedynie zduszony jęk.  
RK900 szybko przy nim ukucnął i położył dłonie na jego barkach, łapiąc kontakt wzrokowy. 

— Hej, hej... spójrz na mnie. Wszystko będzie dobrze, okej? Hank i inni już tutaj jadą. Pomogę ci, wyliżesz się z tego. Wytrzymaj, proszę. — Zsunął dłonie z jego ramion i położył na ranie, którą RK800 mocno uciskał, a wtedy syntetyczna skóra jego kolegi odsłoniła androidzką powłokę.
Zaraz po tym delikatnie włożył do środka swą dłoń, tamując w ten sposób krwawienie. Connor zacisnął zęby, trochę nie mogąc chwilowo oddychać. Nines zeskanował dokładnie układ jego biokomponentów i szybko połączył ze sobą odpowiednie kable, zmuszając uszkodzoną część to współpracy, dając umierającemu brunetowi nieco więcej czasu.
Potem wysunął rękę całą pokrytą w tyrium jego kolegi i posłał mu spokojne spojrzenie.

— Już dobrze. Za chwilę zabierzemy cię do szpitala, a tam cię wyleczą. — Pocieszał go Nines z uśmiechem na twarzy, a Connor przyglądał mu się z lekko rozwartymi wargami w zdziwieniu, że przyszedł tutaj szybciej tylko po to, aby go ratować. 
Kucał przy nim i obserwował jego stan, aby w razie krytycznych zmian zareagować błyskawicznie.
Jako ulepszony model znał kilka sztuczek, dlatego mógł udzielić androidom pierwszą pomoc czyli zrobić coś, czego RK800 nie potrafił. 
Kilka minut później do środka wbiegli policjanci, a wraz z nimi porucznik Anderson. 

Widząc Connora w takim stanie, na jego twarzy wymalowało się przerażenie, lecz wtem ujrzał RK900 siedzącego obok i pomagającego mu oddychać, tamując krwotok, co dodatkowo zwiększało jego szanse przeżycia. Nie wspominając o tym, co zrobił na początku - miało to kluczowe znaczenie.
Spoczywał tam, opiekując się Connorem, w razie gdyby niespodziewanie przebudzony morderca postanowił ich zaatakować. 

Nines uśpił RK800, przynosząc mu ulgę, ponieważ jego system był w zbyt krytycznym stanie, aby ta komenda dla niego zadziałała. 
Uniósł szyję i spojrzał spokojnym wzrokiem na swoich, którzy zbadali teren i po chwili szybko zajęli się ciałem przestępcy.
Zaś Hank uklęknął przy brunecie i delikatnie zabrał jego głowę z ramienia wyższego androida, o którą oparł się, gdy jego kolega nagle uruchomił w nim tryb uśpienia.
Nines wyszczerzył zęby i zażartował. 
— Tylko nie mów Gavinowi, że widziałeś nas w takiej pozycji. Jeszcze poczuje się zazdrosny. — Zachichotał, a Hank unosząc kącik wargi, pokiwał lekko głową, łapiąc dowcip. 
Ubrany w biało czarny uniform android wstał i pomógł siwowłosemu unieść bruneta, ponieważ był za ciężki, aby człowiek mógł go sam podnieść.
Zaraz po tym obydwoje zabrali Connora do szpitala. 

.
.
.
.
.

Jego oczy pełne przerażenia powoli wypełniała pustka. Głos Hanka krzyczący jego imię zdawał się androidowi coraz to bardziej odległy, aż w końcu rozbrzmiewał w jego głowie jako słabnące echo.Kiedy słowa były już ledwo słyszalne, w tej samej chwili poderwał się gwałtownie, na co wzdrygnął się porucznik.
Czuł się zmieszany, ale nie odsunął się od swojego przybranego syna. Został ku jego boku i próbował go podnieść, jakoś mu ulżyć, choć nie miał bladego pojęcia co robić.
Connor dysząc, rozejrzał się wokół.

Zaraz po tych kilku sekundach gwałtownie uspokoił się.
Jego klatka piersiowa przestała tak szybko unosić się i opadać, a jego ciało dłużej nie drżało. 
Wzrok wracał do normy, podczas gdy on sam spojrzał zdezorientowany na przyjaciela. LED odzyskało standardową barwę.
Hank zauważając, że jego towarzysz opanował się oraz wrócił do normy i nie rzucał już na ziemi, brudząc w mokrej kałuży błota, przestał łykać powietrze jak pelikan ryby i złapał głęboki oddech, krzycząc lekko poddenerwowany. 

— CONNOR! Co to do kurwy było?! —Brunet patrzył na niego z roztwartymi wargami, nie odzywając się ani nie ruszając, tak jakby zastygł w miejscu.
Ruszały się tylko jego źrenice, w kółko na lewo i prawo, tak jakby próbował zanalizować teren znajdujący się przed nim. — Powiedz coś do cholery, Connor!! —Anderson potrząsnął nim, a dokładnie wtedy RK800 przerzucił wzrok na Hanka i zamrugał kilkakrotnie.
Przyjaciel przestał, dalej czując się zestresowany i niepewny czy wszystko było z androidem w porządku. 

Nie powiedział w końcu ani słowa oraz ledwo co dopiero odzyskał kontakt z rzeczywistością. Potrząsnął głową i ponownie spojrzał na siwowłosego. — Hank...? Dlaczego siedzimy w kałuży deszczu? — Faktycznie siedzieli na mokrym betonie i to jeszcze wyraźnie zalanym, a tyłki oraz kolana obu z nich zamoczone były w niemałej plamie wody deszczowej.
Wytrzeszczone szeroko oczy z przerażenia, które ogarnęło go, widząc stan, w jakim się przed chwila znalazł jego android, zmrużyły się, zmieniając na spokojniejsze, a Hank sapnął głęboko z ulgi. 

— Kurwa, Connor. Doprowadzisz mnie do zawalu! Jak to CZEMU?! Przed chwila wiłeś się na ziemi, jakby ktoś zaczął cię dusić albo wyrwał ci płuca! — Wymachiwał rękoma, dalej zdenerwowany oraz zmartwiony Hank. Całe jego lico świeciło się od blasku lampy za nimi, a kropelki deszczu spływały po jego siwych oraz długich włosach.

— Nie posiadam płuc, poruc... —

— Ochh zamknij się! Wiesz o co mi chodzi. I jakim cudem jesteś taki spokojny?!

— Nie rozumiem twojej frustracji.

— Ah tak? To niby jak do kurwy nędzy mam się czuć po tym, jak zachowywałeś się tak, jakbyś umierał?! —Connor rozwarł szerzej oczy, zaskoczony tym, co powiedział jego towarzysz.
Szybko rozejrzał się wokół raz jeszcze, a jego LED wcześniej z czerwonego koloru teraz lśniło na złoto, ponieważ zaczął przetwarzać to, co przed chwilą się wydarzyło, choć wydawało mu się, że nie wiedział o czym mówił porucznik.
Spuścił wzrok i siedział w milczeniu. 

Pamiętał krótkie obrazy, które przewinęły się przez jego umysł jak wspomnienia. 
Miały miejsce dawno temu. Począwszy od kilku miesięcy aż do wydarzeń ledwie sprzed jednego. 
Jednak wydawało mu się, że minęła tylko sekunda, a nawet mniej. Tak jakby mrugnął, a z jakiegoś powodu przed jego oczami pojawiły się te sceny. Choć trwały one ledwie nanosekundę, pamiętał je doskonale i mógł otworzyć w każdej chwili, ale nie było powodu robić to kilka chwil temu, więc to wywołało w nim zdziwienie. 
Lecz najbardziej słowa porucznika oraz fakt, że prawie leżeli na ziemi, topiąc się w kałużach, a przecież kilka chwil temu spokojnie siedzieli na ławce. Hank w końcu uspokajając się, powstał z mokrego gruntu i odszedł kilka kroków, by podnieść parasol.
Pozwolił Connorowi pomyśleć w ciszy.
Rozłożył przedmiot, odwracając w stronę bruneta tak samo przemoczonego, co on. Jednak jemu to nie zaszkodzi, a Hank naraził się na przeziębienie.
Oparł rączkę parasola na barku i patrzył na powoli wstającego androida, wyciskający skrawek swojego mundury z wody jak gąbkę. 
Connor leniwie wykręcił szyję oraz spojrzał na Hanka, mówiąc ze zmieszaniem w głosie.

— Przepraszam, poruczniku. Nie wiem, co się stało. — Nie szkodzi. Ważne, ze nic ci nie jest. Może... zalało cie od tego deszczu. Lepiej wracajmy do domu. — Podszedł do Connora, pochylając nad nim parasolkę, aby nie dać mu dłużej moknąc, gdy temperatura powoli zaczynała spadać, a potem razem ruszyli w stronę samochodu.
Brunet siedząc w środku na miejscu pasażera, patrzył w dól, dalej analizując jego słowa.
Diagnostyka dalej nic nie wykryła, więc przygryzł wargę, wyglądając za okno.
Czy powinien się czegoś po tym obawiać? Ma z tym gdzieś się zgłosić? Kto mógłby mu pomóc?
Miał wiele pytań w głowie, lecz zero odpowiedzi.
Bał się, że za chwilę rzuci się na Hanka i go zabije, choć nie chciał dopuszczać do siebie takiej myśli, bo nigdy by sobie tego nie wybaczył i prędzej strzelił w sobie w łeb, niż skrzywdził jego. Mimo wszystko nie znalazł odpowiedzi na to, co wydarzyło się na odległym, zacisznym miejscu. Dokładnie tak, jakby wyłączył się w trakcie. 
Niestety tryb uśpienia nie wchodził w grę. Nie ruszałby się, a jak twierdził Hank - było inaczej.
Westchnął cicho podczas jazdy android, a Hank oderwał dłoń z kierownicy i oparł na jego barku.

— Wszystko dobrze, Connor? — Porucznik martwił się, jednak wolał nie odrywać wzroku od zalanej szyby, z którą walczyły wycieraczki. 
Nie chciał spowodować przez przypadek wypadku, a śpieszył się, by zabrać ich obu do domu jak najszybciej i osuszyć się, zmienić ubrania. 

Miał ochotę zjeść dobrego hamburgera, ale obiecał Connorowi, że ograniczy niezdrową żywność. 
RK800 był zmieszany. Nie wiedział, co odpowiedzieć, dlatego milczał ze zmartwioną miną, utkwioną w zamglony obraz za szybą. 

— Connor? — Powtórzył siwowłosy, a jego kompan westchnął i odrzekł. 

— Tak. — Mimo iż Hank nie widział jego twarzy, zmrużył oczy, dalej patrząc na drogę, tak jakby mu nie uwierzył.

— Serio? W chuja mnie nie zrobisz. — Uniósł kąciki warg Anderson, dumny z siebie, że umiał rozpoznać samopoczucie przyjaciela po tonie głosie oraz zachowaniu. 
Chłopak nic nie dodał, nie chciał więcej łgać. 

— Nie umiesz kłamać, Connor. Co się z tobą dzieje? 

— Ja... nie wiem. Naprawdę... — Hank tym razem wyczuł, że mówił prawdę i na chwilę oderwał wzrok, by zobaczyć jego zestresowaną twarz i zmartwioną. Po czym przerzucił go z powrotem na ulicę. 

Ulewa utrudniała mu widoczność, dlatego musiał zwolnić, nie chcąc narażać siebie ani Connora na niebezpieczeństwo. 
— Boisz się, że to coś poważnego, co? Znam te minę. Zawsze masz taką, jak się czegoś się obawiasz, Connor. Może znam cię ledwo rok, odkąd się poznaliśmy i wcześniej nie ukazywałeś tylu emocji, lecz łatwo pewne rzeczy zauważam. Mimo wszystko uważam, że nie powinieneś tak się tym stresować. Jesteś inny od nich wszystkich, prawda? Na pewno nic ci nie jest, a przez ten stres może sam sobie szkodzisz, nie sądzisz? — Jego towarzysz nic nie odpowiedział, lecz jego dioda dalej lśniła na złoto, tak jakby przetwarzał wszystko, co mu powiedziano i zastanawiał się nad tym. 
Wkrótce dotarli na miejsce. 

Hank zatrzymał samochód i wyłączył silnik, patrząc na androida, który wyprostował się i chciał wyjść, lecz porucznik położył dłoń na jego barku i zatrzymał go.
Connor wykręcił głowę i spojrzał w jego stronę. 
— Jesteśmy partnerami, nie, Connor? Więc nie masz czym się martwić. — Kąciki warg starca uniosły się, a brunet lekko rozwarł usta i po chwili odwzajemnił gest z lekkim zmartwieniem utkwionym w oczach, które rozpłynęło się zaraz po tym, gdy zobaczył ciepły oraz serdeczny uśmiech Hanka. 
Poklepał jego ramię i wyszedł z samochodu, a zaraz po tym to samo zrobił RK800. 

.
.
.
.
.

Android śledczy przemieszczał się powoli po pomieszczeniu, obserwując murowane ściany w jednej ze starych kamienic. 
Kolejne zabójstwo tym razem dokonane przez bezdomnego, humanoidalnego robota ukrywającego się w tym budynku przez długi czas, gdyż właśnie tu pozostawił swoją ofiarę.
Connor nie odnotował u niego wcześniej żadnych przestępstw ani występków. Był czysty, a to jego pierwsze wykroczenie. 
Tak samo jak u wszystkich innych androidów, które w niewyjaśniony sposób zaczynały atakować siebie nawzajem lub inne osoby. 
Tyrium rozlane na jednym z fundamentów rzuciło się RK800 w oczy, dlatego podszedł i potwierdził zgodność z krwią ofiary. 
Ciało zostało rozszarpane w taki sposób, jakby zabiło je dzikie zwierzę w furii. Ślady zadrapań, cięć oraz rozerwanych części. Nie było go już tutaj. Policja szybko go sprzątnęła, lecz pozwoliła przed tym rzucić brunetowi okiem. Jedyne, czego się dowiedział to numer defekta, a także, że nie miał żadnych powiązań z mordercą - zwykły obywatel, prawdopodobnie przechadzający się w nocy ulicą, gdyż wtedy miał miejsce akt morderstwa. 

Tym razem jednak ofiar było więcej i leżały porozrzucane wokół pokoju, po którym spacerował. Znalazł niebieską ciecz rozlaną na ścianach, podłodze, a także meblach, których za wiele wewnątrz nie było. Smugi krwi ciągnęły się daleko i tylko on mógł je zobaczyć, lecz inni policjanci łącznie z Hankiem i Gavinem oglądali poćwiartowane i rozszarpane na strzępy ciała androidów. 
Kable, metalowe części, śruby, odłamki kończyn czy inne mechanizmy walały się wszędzie, gdzie popadło. 
Detektyw wraz z dwoma oficerami zajęli się sprawdzaniem dołu tej kamienicy, a górne piętro wziął Connor z Hankiem, ponieważ każdy z nich doskonale się rozumiał, iż skoro kazano im razem pracować to woleli na siebie nie patrzeć. Chyba, że było to konieczne. 

— Hej, Hank! Ściągnij tu tego swojego przydupasa. Niech spojrzy na coś. — Krzyknął z dołu Gavin, a porucznik lekko marszcząc brwi, powolnie ruszył w stronę schodów. 
Przeklął cicho pod nosem, sycząc. 
— Co za sukinsyn. — Lecz RK800 nic nie dodawał. Podążył wzrokiem za siwowłosym, zachowując odpowiednią odległość. 
''Może kiedy dystans pomiędzy nimi się zmniejsza wtedy zaczynają atakować?''
Wolał tego nie testować na swoim partnerze.
Zszedł za nim po schodach, ubrany w swój mundur i szybko rzucił okiem na to, co policjanci chcieli, żeby zobaczył.
Wokół jednego z ciał leżał jakiś dziwnie zapisany napis, który pokrywał całą ścianę.
Nie mogli go odszyfrować, dlatego wezwali androida. 
Connor zmarszczył brwi, próbując go odczytać. 
Namalowany czarną farbą, prawdopodobnie przez zabójcę.
Zajęło mu to chwilę, ale wreszcie odwrócił się do nich przodem. 

— Co jest tam napisane, Connor? — Spytał porucznik, stojąc lekko z tyłu. 
Brunet w lekkim zdziwieniu odparł po chwili. 
— ''Przepraszam.'' Jest tam napisane... ''przepraszam''. — Powtórzył nie dowierzając w to, co sam przeczytał. 
Odwrócił głowę i spróbował raz jeszcze, lecz jego rozszyfrowanie wiadomości w języku, który tylko androidy znały był bezbłędny. 
— Przeprasza? Co za głupi żart! — Parsknął śmiechem Gavin, stojąc obok policjantów ze skrzyżowanymi ramionami, a Connor spojrzał w dół, nic nie mówiąc. 

Jeden z oficerów odszedł wraz z Hankiem, próbując zidentyfikować pozostałe ciała, choć wszystkie zabite zostały w ten sam sposób.
Tak jakby winowajca wpadł w nagły szał. 
LED Connora świeciła na złoto, analizując fakty. 
Każdy z defektów zachowuje się inaczej, kiedy robi coś wbrew własnej woli. Prawdopodobieństwo mniejszej odporności i wypierania tego, co ich do tego zmusza.
Obecny morderca - zerowa odporność - szał i zabicie kilku osób na raz. 
Poprzedni zabójca - wysoka odporność, brak ponownej utraty kontroli. 
Pierwszy morderca - średnia odporność, utrata świadomości wa razy, po zamordowaniu rodziny, a także podczas ataku na Hanka w lesie. 

Connor łączył zebrane informacje, próbując doszukać się w tym przyczyny. Dlaczego tak się działo. Dalej tego nie rozumiał, a próba odszukania androida, który najmniej to kontrolował wiązała się z wysokim ryzykiem. 
W rogu pokoju znalazł pędzel z czarną farbą, wylaną na podłogę. Brak odcisków palców, a zaschnięta substancja dalej była dość świeża, z tego względu spodziewał się najgorszego.
Niestety za późno zdał sobie z tego sprawę, ponieważ model GH300 podejrzany o zabójstwo sześciu osób nagle wskoczył do środka kamienicy przez okno nie posiadające szyby i rzucił się prosto do gardła jednemu z oficerów. 

Wszyscy odwrócili się w jego stronę, słysząc krzyk oraz dźwięk uderzenia w ziemie.
Policjant próbował go z siebie zrzucić, jednak napastnik zachowywał się jak pies ze wścieklizną. Dokładnie tak, jak przypuszczał RK800
Próbował rozszarpać go na strzępy, ale Gavin szybko strzelił prosto w jego głowę. Morderca drgnął, przestając warczeć oraz nieludzko szybko wymachiwać kończynami, a niebieska krew rozprysnęła wokół na ścianę oraz podłogę. Ciało zabójcy upadło bezwładnie na panele. 
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Android śledczy rozwarł wargi, widząc, iż ponownie zginęła niewinna osoba.
Nie zgadzało mu się to skąd pojawił się napis. Jeśli trwał w furii nigdy nie napisałby tego tak wyraźnie i czytelnie. Musiał zrobić to ktoś inny, tylko kto?
Żadna z ofiar nie byłaby w stanie.
Był tam ktoś jeszcze?

Detektyw schował broń, patrząc przed siebie z poważnym oraz zdenerwowanym wzrokiem, a następnie wymienił spojrzenie z resztą osób. 

— No co? Miałem patrzeć jak go zabija dupki?! Chyba tylko ja mam tutaj jaja. — Prychnął, a wszyscy w ciszy popatrzyli na leżącego na ziemi oficera, który skręcał się z bólu.
Jego ciało krwawiło, plamiąc drewniane panele pod nim oraz nasączając mundur karmazynowymi plamami, które powiększały się z każdą sekundą.
Wiele głębokich ran oraz zadrapań zadanych w tak krótkim czasie.
Cokolwiek to było zmieniało androidy w istne potwory.
Prawie rozerwał mu szyję, ale strzał Gavina uratował policjanta.
Niestety defekt wciąż zdołał mocno zranić okolice brzucha, a także klatki piersiowej. Karmazynowa posoka spływała po jego prawym barku, który mocno zaciskał na wpół leżąc. 
Syczał z bólu, a jego mundur został w niektórych miejscach rozdarty na strzępy, ale największe dziury znajdowały się dokładnie tam, gdzie doznał najgłębszych obrażeń. 

Connor przyglądał się temu, lekko skołowany. Nie spodziewał się, że winowajca wróci tak nagle.
Wypuścił powietrze z ust uspokajając się tak jak cała reszta, rozglądając wokół.
Prawdopodobnie Rk800 zostałby mocno uszkodzony, jeśli Gavin nie zastrzeliłby defekta, gdyż przywrócenie go do normalnego stanu równało się z cudem, dlatego po zabiciu mężczyzny dobrałby się do każdego z nich, a Connor nie miał broni.
Po tym co ostatnio się działo ani mu się śniło brać pistolet do ręki.

Szybko wezwał wsparcie, a następnie odwrócił wzrok i spojrzał na Hanka, który wzruszył ramionami, tak jakby chciał powiedzieć, że nie mieli wyjścia. 
Zgodził się, nie dało się temu zaradzić. Mogliby zginąć, gdyby szybko nie zareagowali.
Smucił go los tego biednego androida, lecz ponownie nie mógł nic zrobić, choć bardzo chciał.
Brunet jednak wykorzystał moment i pochylił się nad ciałem martwego mordercy, analizując jego system.
Myślał, że może w ten sposób znajdzie przyczynę usterki jego oprogramowania. 
Nagle jego źrenice zmalały ze strachu, Okazało się, że diagnostyka nie wykryła żadnego błędu. 
''Niemożliwe.'' 
Pomyślał, czując jak zalewał go pot.
To nie mogło być wykonalne, aby cokolwiek, co uszkadzało ich system było nie do wykrycia.
Niestety sam widział to na własne oczy.
Fakt ten przeraził go niemiłosiernie, lecz powoli wypuszczał powietrze z ust, próbując zachować spokój i trzeźwo myśleć.
"Szybciej, Connor. Musi być jakieś wyjaśnienie."
Oddychał nieregularnie, próbując doszukać się w tym wszystkim sensu, lecz nie potrafił.
Brakowało mu kluczowego elementu. Coś pomijał, czegoś nie zauważył, przeoczył jakiś szczegół.
Ale jaki?
Zastanawiał się długo, choć dla ludzi minęły jednie sekundy, ponieważ jego umysł przetwarzał informacje w oka mgnieniu niczym przewijające się komendy w wierszu poleceń windowsa.

Spojrzał nieco zestresowany na Hanka. Chciał wymienić się z nim informacji. Potrzebował jego wsparcia. Czuł się niespokojny i wystraszony tym wszystkim, ponieważ wiedział, że sam mógł być niebezpieczny.
Lecz nie oczekiwał, że jego obawy mogłyby się ziścić.

Widok zasłonił mu drugi oficer biegnący do Reeda, by wspomóc leżącego i rannemu policjanta.
Aby to zrobić musiał minąć Connora stojącego na środku pomieszczenia, analizującego sprawę.
Nie skupił się na nim, nawet przeoczył go, gdy szybko się obrócił i nie widząc gdzie biegł, prawie by na niego wpadł, lecz szybko wyminął go. Jednak za wolno i nieumyślnie trącił on Connora w ramie z dużą siłą, choć za małą, by wytrącić go z równowagi.

Już miał biec dalej, lecz w tej samej chwili ramię Rk800 mimowolnie oraz gwałtownie poruszyło się i odepchnęło mężczyznę.
Lecąc do tyłu potknął się o lekko wystającą z podłogi drewnianą deskę i przewróciwszy, uderzył w bladą ścianę swoją gęstą czupryną.
Syknął, po czym rozległ się niewielki huk.
Jego bezwładne ciało osunęło się na ziemię, a wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu, skupili na nim swój wzrok.

Głośny dźwięk sprawił, że Connor gwałtownie się wzdrygnął i skupił wzrok na źródle hałasu.
Zamarł widząc jak facet, który jeszcze  kilka sekund temu znajdował się obok, leżał teraz pod fundamentem, lekko krwawiąc ze skroni. 
Cofnął się i odwrócił, ale wtedy prawie by w coś uderzył.
Przed jego oczyma ukazała się klata Gavina patrzącego na niego z góry, świdrując wkurwionym wzrokiem.  
Brunet rozwarł wargi, chcąc coś powiedzieć, jednak detektyw z zarostem nie dał mu na to szansy. Z impetem wyciągnął przed siebie ręce i złapał go za kołnierz munduru. W tej samej chwili walnął z całej siły o ścianę za plecami androida.
RK800 jęknął i spojrzał na mężczyznę  z niezadowoleniem.
— Co ty... — Wydukał, próbując zrozumieć powód dlaczego Reed znów na niego naskakuje, lecz ten nie dał mu nic powiedzieć, wrzeszcząc prosto w jego twarz w istnej furii. 

— Widziałem to, skurwielu! Widziałem!! — Uniósł dłoń zaciśniętą w pięść i uderzył prosto w Connora, którego mina wyrażała zakłopotanie, a jego dioda ze złotej barwy przeszła w czerwono, kiedy cios zbliżył się do jego policzka, lecz uniknął go, w porę odsuwając głowę.
Kończyna Reeda spotkała się z twardą ceglaną ścianą, pozostawiając tam lekkie wgniecenie oraz pęknięcie.

Mężczyzna syknął, ale w tym samym momencie zacisnął zęby ze złości i  kopnął kolanem w brzuch androida.
Brunet nie zablokował tego, jednak skontratakował, łapiąc jego prawe ramię w oka mgnieniu. Był szybszy, zwinniejszy oraz silniejszy, dlatego Gavin już leżał by na panelach z bólem pleców, gdyż android miał nim właśnie o nie rzucać, jednak gwałtownie się zatrzymał, słysząc. 
— DOŚĆ!! — Hank stanął obok, patrząc niezadowolonym wzrokiem.

Gavin prychnął, odsuwając się od Connora, gdy ten wypuścił go z uścisku. Dalej jednak trzymał na niego oko. 
— Ten pierdolony plastik zaatakował jednego z naszych. Widziałem to, przysięgam! 
— C-Co? — Spojrzał na niego skołowany RK800, a w jego oczach nagle pojawił się strach.
To pytanie natychmiast wywołało u brązowowłosego gwałtowną falę gniewu.
Z impetem rzucił się w stronę androida, szybko podnosząc za koszulę, ponieważ dystans pomiędzy nimi pozostał mały.
Tym razem nie rzucił nim o ścianę, a jedynie mocno zaciskał pięści, gniotąc jego ubranie oraz trochę podduszając. Mierzył go wzrokiem pełnym złości i nienawiści, jakiego Connor nigdy wcześniej nie widział.
Gdy Nines był w pobliżu Rk800 zapomniał widoku wpienionego do tego stopnia Gavina. Emocje targały nim od środka i nie mógł już dłużej ich utrzymać, a wokół nie miał nikogo, kto by go uspokoił. Connor zaczął mu współczuć.

— NIE UDAWAJ GŁUPA TAK JAK WTEDY, GDY ZABIŁEŚ NINES!! — Chciał rzucić nim o ziemię, podczas gdy RK800 zamarł po tych słowach, lecz Hank złapał go za barki od tyłu i przeszkodził mu w tym. 
W tle słychać było syreny policyjnych wozów, a także karetkę pogotowia. 
Wsparcie nadeszło, gdy wszyscy zaczęli się naparzać, co nie było dobre, dlatego porucznik robił, co w jego mocy, by uspokoić faceta.

— Kurwa, Gavin! Uspokój się! — Wrzasnął starzec, mocno ściskając ramie założone wokół szyi mężczyzny, ciągnąc go do tyłu, próbując ujarzmić, choć on dalej miotał się i warczał ze złości, jak wściekły pies.

Connor czując się słabo, spuścił wzrok na swoje dłonie, które dalej były czyste, ale coś zaczęło na nie kapać. Krople przeźroczystej cieczy rozbijały się o sztuczną skórę, wewnętrznej strony kończyn, a widok ten szybko się rozmył niczym obraz namalowany farbami po wylaniu na płótno wody.

.
.
.

RK900 cały pokryty niebieską cieczą dyszał mocno i trzymał się za bok tułowia, próbując wstać, lecz nadaremno.
Krwawił zbyt obficie, a przed twarzą miał jedynie wyskakujące powiadomienie o stanie krytycznym. W uszach dudniło mu tylko uciążliwe buczenie, a jego dioda migała na czerwono jak szalona.
Zaczynał tracić siły, lecz ich ostatkiem zdołał spojrzeć w górę na niewzruszonego tym widokiem Connora.
Stał w bezruchu, także pokryty tyrium należącego do ulepszonego modelu, na którego patrzył beznamiętnym wzrokiem niczym pusta maszyna.
Patrzył tak długo, aż android przestał się ruszać i utopił we własnej kałuży błękitnej krwi.  
Rozwarte oczy straciły blask i stały się zimne oraz nieobecne, a LED Nines wyblakł i zniknął, tak samo jak jego życie. 

.
.
.

Policjanci wbiegli do środka szybko zajmując się rannymi i oddali ich w ręce medyków. 
Gavin dostał w twarz od Hanka kilka sekund temu, więc teraz trzymał mocno skrawek chusty, dociskając do nozdrzy, aby zatrzymać krwawienie. Stał z boku pod ścianą, nie odzywając się, lecz nie był zadowolony ze stanu rzeczy.
Mierzył fundament przed nim wściekłym wzrokiem, nie chcąc patrzeć na niczyją gębę.

Hank siedział przy Connorze, który wydawał się wyłączony, jakby na chwilę znalazł się w innym świecie.
Nie reagował oraz nie widział jak porucznik sprał Reeda, jednak słysząc po raz trzeci swoje imię, wzdrygnął się gwałtownie i spojrzał na znajomą, starą twarz, mając ją przed sobą.
— Connor! Jezu Chryste! Wszystko w porządku?! Gadam tak do ciebie  kurwa od kilku minut! — Brunet posłał mu wzrok pełen łez, które wreszcie spłynęły po jego policzkach dość intensywnie na co siwowłosy mocno się zdziwił, unosząc brwi. Chłopak wyglądał na wstrząśniętego i  mocno wystraszonego.
Nie siedział długo w bezruchu, gdyż z impetem wystrzelił w gorę, odtrącając od siebie przyjaciela, lecz nie tak mocno, by zrobić mu krzywdę, a następnie wybiegł jak najszybciej z kamienicy.

Hank podążył za nim wzrokiem, krzycząc jego imię, ale Connor nie zatrzymał się ani nie odwrócił. Ominął wchodzących do środka policjantów oraz medyków i zniknął starcowi z pola widzenia.
Hank westchnął smutno, patrząc wokół zmartwionym wzrokiem ze względu na stan jego kompana.
Chciał ruszyć tuż za Connorem, ale wtem zatrzymała go dłoń, która spoczęła na jego barku.
— Zostaw go. Widziałeś, co zrobił, ale nie chcesz tego przyznać. Ciężko pogodzić się z faktem, że twój kochany plastik jest taki sam, jak ci cholerni zabójcy, hm? — Porucznik spojrzał na Gavina, który podszedł wcześniej do niego kilka kroków. Rozwarł wargi, po czym zamknął usta i spuścił brwi. Strącił jego kończynę ze złością, patrząc mu prosto w oczy. Przez chwilę piorunowali się w ciszy wzrokiem.
Hank wiedział, że od straty Ninesa Gavin stał się jeszcze większym skurwysynem, ale musiał to znosić. Czasami miał dość wyrozumiałości w jego stronę i przywalił mu porządnie w mordę, tak jak kilka chwil temu.

Reed dalej przykładał chustę do nosa, który krwawił, ale nie czuł do Hanka takiej nienawiści, jak do Connora. Wierzył, że jest odpowiedzialny za śmierć Rk900 i nie chciał, aby zabił jeszcze więcej osób.
Z tego też powodu pomimo niechęci do Andersona, nie pozwolił mu pójść na pewną śmierć, a przynajmniej spróbował i starał się przemówić mu do rozumu.
Otworzyć oczy na to, że RK800 niczym nie różnił się od zbrodniarzy z którymi mieli do czynienia. 

Hank poczuł, iż nieco zwątpił w stabilność Connora, jednak w tym samym czasie nie chciał przestać w niego wierzyć.
Rzucił Gavinowi niezadowolone spojrzenie i powoli odszedł z miejsca zbrodni, mówiąc ostro.
— Odwal się od Connora i ode mnie. — Reed nic nie dodał. W głębi  duszy rozumiał, dlaczego stary policjant chronił Connora.
Kochał go równie mocno, co on Ninesa.

Jednak gniew, nienawiść i ból sprawiała, że o tym zapominał i patrzył na upartość Hanka z obrzydzeniem. Zapominał, że sam zachowałby się w takiej sytuacji dokładnie tak samo. Chroniłby RK900 tak, jak teraz Anderson chronił Connora.
Czuł przez to pewną zazdrość. Oni mieli siebie nawzajem, a on nie miał nikogo i to przez tego androida, w co wierzył. Stąd nie mógł zdzierżyć ich relacji ani nie potrafił zaakceptować Rk800.
Nigdy nie zamierzał wybaczyć mu tego, co zrobił Ninesowi i choćby miał zarwać wiele nocy - wierzył, że znajdzie na to dowody.

Odprowadził go wzrokiem po czym spuścił i utkwił na drewnianych panelach pod nogami.
Syknął z niezadowolenia, klnąc cicho pod nosem.
Został tam sam, bo wszyscy wyszli, zajęli się poszkodowanymi i zakończyli pracę. Koniec śledztwa, nikt nie musiał już tam dłużej tkwić.
Wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił, wydmuchując szary dym. Pozostał jeszcze trochę na miejscu zbrodni.
Musiał ochłonąć. 

W tym samym czasie Connor wreszcie poczuł, że miał dość biegnięcia.
Zatrzymał się gdzieś na otwartej przestrzeni wokół opuszczonych budynków oraz innych kamienic. Dzielnicy bezdomnych oraz biednych, ćpunów lub czasem kryminalistów.
Chwilę dyszał, pochylając się, aż złapał oddech.
Ponownie wyprostowany powolnie rozejrzał się wokół, ostrożnie skanując teren. 
Był czysty. 
Osunął się po fundamencie budynku, znajdującego tuż obok.
Westchnął smutno oraz wytarł mokrą od łez twarz, która nie produkowała już więcej cieczy, gdyż czuł się w środku zbyt wstrząśnięty i załamany, zdezorientowany oraz wystraszony.
Do takiego stopnia, iż nie mógł nawet wypowiedzieć jednego słowa.
Po głowie chodziła mu teraz już tylko jedna przerażająca myśl.

''Nie...
Niemożliwe...
Czy ja jestem... 
...tego źródłem?''

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top