8.
Jungwon obudził się następnego dnia z okropnym bólem głowy. Jego nos był pełny zakrzepniętej krwi, a dookoła niego leżały tony chusteczek.
Poszedł do łazienki, aby się przebrać i trochę poprawić jakkolwiek swój wygląd.
Wyglądał jeszcze gorzej niż wczoraj. Na jego twarzy były widoczne czerwone plamy, oraz większy obrzęk.
Wykonał poranną rutynę, po czym ubrał się w ciepłą bluzę i dresy, ponieważ mimo iż były upały, w jego domu działała klimatyzacja.
Poszedł do kuchni, wyciągając z lodówki kanapki przygotowane przez Sunghoona. Mimo że nie miał ochoty na jedzenie, to musiał zjeść te kanapki, ponieważ ostatni posiłek jadł przedwczoraj.
Praktycznie zmusił się do jedzenia, co zajęło mu bardzo dużo czasu, który mógłby przeznaczyć na coś związanego z jego powodem do życia, mimo iż go dawno stracił.
Zemsta, była jedyną rzeczą trzymającą go przy życiu. To dzięki niej, wstawał z łóżka, spożywał posiłki i jakkolwiek funkcjonował. Była ona jego ostatnim towarzyszem.
Po skończonym posiłku usiadł przy biurku, w swoim pokoju, przeglądając nagrania z kamer.
Jongseong wchodził do domu, praktycznie się tocząc. Pewnie był pijany, bądź naćpany, w sumie Jungwona to nie obchodziło.
Byłaby to idealna okazja, aby się go pozbyć, ponieważ był bezbronny. Lecz Jungwon sam nie był w zbyt dobrej kondycji zdrowotnej, więc mogłoby to mieć odwrotny skutek do zamierzonego.
Usłyszał dźwięk przychodzącego połączenia z messengera. Była to Yuna.
- Hej, Jungwonnie. - powiedziała uroczym tonem, włączając kamerę.
Ona i Jake siedzieli w samochodzie, najprawdopodobniej jadąc na jakąś interwencję. Razem się świetnie dogadywali. Jungwon czuł że mimo iż są oni jego przyjaciółmi, to nie pasował do nich. Był tylko tym co wszystko psuje.
- Mamy Jungwoona na pokładzie więc ruszamy!!! - krzyknął Jake, odpalając piosenki Girls Generation.
Jungwon uśmiechnął się lekko, wciąż mając wyłączoną kamerę. Nie chciał aby przyjaciele zobaczyli go w takim stanie.
- Włączaj kamerę Jungwon! - powiedział Jake, kładąc telefon na uchwycie w samochodzie, pokazując ich oboje. - I tak już jedziemy do ciebie.
- Że co?! - krzyknął zaskoczony Jungwon, dławiąc się herbatą. - Ja nie jestem gotowy, wyglądam jak menel.
- Weź już przestań, tobie daleko do menela. - powiedziała Yuna. - Mam kebaba, więc nie marudź.
- We wrapie? - spytał Jungwon, ocierając mokrą od herbaty twarz.
- Tak. - powiedział Jake, wciąż prowadząc samochód. - Robimy maraton Barbie.
- Only Shrek. - powiedziała Yuna, patrząc na Jake'a jak na zdrajcę.
- No chyba cię coś boli. - Jake spojrzał ma dziewczynę z pretensją. - Już ostatnio oglądaliśmy Shreka, nie możemy go cały czas oglądać.
- Nie ma nieodpowiedniej pory na seans Shreka. - powiedziała Yuna, zaczynając kłótnię z blondynem.
W tym czasie Jungwon, wziął telefon, po czym wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz. W końcu ta dwójka nie mogła zobaczyć tego pokoju, wtedy wszystko wyszłoby na jaw.
Poszedł do łazienki, robiąc makijaż. Zasłonił nim plamy, widoczne na jego twarzy, chociaż nie mógł naprawić jej opuchlizny.
Nałożył na nią głównie podkład, oraz korektor, aby ukryć cienie pod oczami. Przynajmniej nie wyglądał już aż tak, jak trup. Szybko poprawił ubrania, biorąc zapas chusteczkę do nosa.
Posprzątał trochę pokój, mimo iż kręciło mu się w głowie. Z każdym ruchem cierpiał z bólu, nawet oddychanie sprawiało mu problemy.
Niestety nie mógł się wymigać od ich wizyty. Jake i Yuna byli uparci, aż za bardzo, o czym mógł przekonać się już w liceum.
Poznali się, zakładając klub paranormalno okultystyczny, w którym dosyć prężnie działali. Byli wtedy dzieciakami, wszystko czego tam się dowiedzieli, zostało z nimi do dzisiaj, owocując w wiedzę, lub przynosząc nieszczęście, co w przypadku Jungwona, było tym drugim.
Kiedy zmęczony usiadł już na łóżku, owijając się kołdrą, usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Wiedział że to pewnie Yuna i Jake wraz z toną jedzenia i filmami Barbie.
Zszedł ze schodów, idąc do drzwi. Zerknął przez wizjer, po czym upewniając się że to jego przyjaciele, otworzył drzwi.
Od razu rzucili się na niego, ściskając w wielkim uścisku.
- No już, starczy. - powiedział Jungwon, próbując wyrwać się z uścisku. - Bo mnie udusicie.
- Odpalaj telewizor, włączamy Barbie. - powiedział Jake, wchodząc na górne piętro, jak do siebie.
- Jungwon, ten imbecyl wyrzucił mi Shreka przez okno! - poskarżyła się Yuna, wystawiając Jake'owi język.
- Pozbierasz sobie po drodze do domu te płyty. - powiedział, odgryzając połowę jej kebaba.
- O ty, szujo! - wrzasnęła Yuna, rzucając się w pogoń za blondynem. - Już nie żyjesz!
Jake wystawił jej język, po czym gonili się jak idioci. W tym czasie Jungwon pozbierał wszystkie porozrzucane płyty Barbie i poszedł do swojej sypialni.
Rozstawił stolik, kładąc na nim przygotowane przez Yunę przekąski. Jak zwykle była ich tona, a ta dwójka pewnie i tak splądruje jego kuchnię.
Po przygotowaniu całego seansu, usłyszał dźwięk tłuczonego szkła w kuchni. Na tyle na ile dawał radę, pobiegł do kuchni. Jego oczom ukazał się widok całego pokaleczonego Jake'a.
- Co wy robicie? - zapytał zrezygnowany Jungwon. - Czemu wszędzie wala się szkło po podłodze, a Jake wygląda jak siedem nieszczęść?
- No wiesz, ta szumowina mnie goniła, przez co musiałem uciekać. - zaczął Jake, nie wiedząc jak mu to wyjaśnić. - No i talerz spadł, a ja zaliczyłem glebę.
- Pokazuj ręce. - powiedział Jungwon, oglądając jego rany. - Raczej żadne szkło się nie wbiło, na szczęście.
- Głupi zawsze ma szczęście. - powiedziała Yuna, zamiatając szkło z podłogi. - Należało mu się.
Jungwon na te słowa tylko przewrócił oczami, prowadząc rannego przyjaciela do łazienki. Kazał mu usiąść na wannie, po czym wyjął apteczkę.
- Musisz bardziej uważać. - powiedział Jungwon, przemywając jego rany. - No i przestać się kłócić z Yuną.
- Nic mi się nie dzieje. - powiedział uśmiechając się krzywo, kiedy płyn do dezynfekcji zetknął się z jego raną.
- Jake, po prostu kiedyś zrobisz sobie krzywdę. - powiedział cicho Jungwon, owijając jego dłonie opatrunkami. - I to poważniejszą niż pokaleczenie.
Jake już się nie odezwał, rozumiejąc co Jungwon ma na myśli. Jako medium, był bardzo pożądanym obiektem, ponieważ potrafił rozmawiać ze zmarłymi. Każde z nich miało jakieś specjalizacje, Jungwon specjalizował się w wiedzy i doświadczeniach z wampirami, Jake był medium, za to Yuna pochodziła z rodziny wiedźm.
Jake z Jungwonem wyszli z łazienki, idąc do sypialni Jungwona, w której Yuna odpaliła już jedną z części Barbie, którą była Barbie i Magia Pegaza.
Usiedli na łóżku Jungwona, biorąc jedzenie, po czym rozpoczęli seans. Cały film komentowali, śmiejąc się z wielu rzeczy. Niezaprzeczalnie była to jedna z ich ulubionych części.
Po chwili Jake wywalił kolejną miskę, powodując wielki huk. Jungwon usłyszał biegnąca Lilly po schodach i wiedział że Sunghoon wrócił do domu. Otworzył drzwi, po czym Lilly od razu pobiegła do Jake'a po pieszczoty.
Po chwili do pokoju wparował również Sunghoon, przestraszony hukiem. Kiedy zobaczył że są z nim przyjaciele, wycofał się z pomieszczenia. Był pewien że czuł zapach znajomej krwi, lecz szybko odrzucił tą myśl.
W tym samym czasie Jake patrzył pytająco na Jungwona.
- Co to za hotówa?! - spytał Jake szeptem.
- To tylko mój przyjaciel, Sunghoon. - powiedział Jungwon, będąc zdziwiony zainteresowaniem swojego przyjaciela Sunghoonem.
- Co jest z nim nie tak? - zapytał Jake, na co otrzymał pytający wzrok Jungwona. - Jeśli jest idealny, to zawsze jest z nim coś nie tak.
- Jest wampirem. - rzekł Jungwon, kończąc jeść kebaba.
- Wydaje się za ludzki na wampira. - powiedział Jake, biorąc łyka coli.
- Bo został przemieniony w wampira, nie urodził się nim. - wyjaśnił brunet, wiedząc że trochę za dużo zdradza.
Faktem było to, że wampiry które kiedyś były ludźmi mają w sobie więcej pierwiastka ludzkiego. Sunghoon był właśnie jednym z takich wampirów, posiadał empatię, odczuwał ludzkie emocje, potrafił współczuć. Zrodzone wampiry tego nie potrafiły, były jak zwierzęta, co udowadniała osoba Jongseonga.
Jungwon czuł, jakby zasypiał. Upadł do tyłu na łóżko, słysząc w tle głosy przyjaciół, proszące go aby się obudził.
- Jungwon, co się dzieje?! - krzyknął Jake, potrząsając lekko ciałem bruneta. - Proszę, otwórz oczy.
Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się Sunghoon. Dotknął czoła Jungwona, określając temperaturę jego ciała, która była stanowczo zbyt wysoka.
- Musicie zatamować mu krwotok z nosa. - powiedział Sunghoon, w ułamku sekundy przynosząc mokry ręcznik z łazienki. - Jedziemy do szpitala.
Szybko podniósł Jungwona, zanosząc do auta. Widząc zmieszanie na twarzach stojących obok, zaprosił ich do samochodu.
- Jedziecie ze mną. - powiedział, pakując nieprzytomnego Yang'a na tył auta. - Ktoś siada z tyłu, bo musi tamować krwawienie.
Jako że Yuna była bardziej ogarnięta w tej sytuacji z ich dwójki, to ona usiadła z Jungwonem, za to Jake wylądował z przodu z wampirem.
Nie odzywali się do siebie, skupiając się na monitorowaniu stanu Jungwona, oraz drodze do szpitala.
Kiedy już dotarli na miejsce, oddali Jungwona pod opiekę lekarzy. Usiedli na korytarzu pod salą, oddając się swoim myślom.
Jake siedział na podłodze, patrząc się na swoje pokaleczone dłonie. Yuna siedziała na krześle przez jakąś godzinę, po czym musiała jechać po swojego synka do przedszkola. Przeprosiła ich, po czym wyszła ze szpitala.
Sunghoon siedział na krześle, wpatrując się w Jake'a, który siedział na podłodze nie odbierając bodźców zewnętrznych.
Po długich minutach czekania, przyszedł lekarz. Obaj szybko wstali, czekając na informacje o stanie zdrowia Jungwona.
- Są państwo kimś z rodziny? - spytał, biorąc kartę szpitalną.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie ma innej rodziny. - powiedział Sunghoon, stając naprzeciw lekarza.
- Pan Yang, ma podejrzenie raka krwi. - powiedział lekarz, po czym przestrzeń wypełnił głośny huk, spowodowany przez przyjaciela Jungwona osuwającego się na podłogę. - Aby mieć pewność musimy wykonać dokładne badania, ale teraz stan pana Yang'a jest stabilny.
Lekarz wrócił po chwili z powrotem do gabinetu. Wtedy Sunghoon podbiegł do zrozpaczonego Jake'a, który siedział z głową opartą na kolanach, cicho szlochając.
- Zaniedbałem go, mogłem go pilnować, nie wiem. - powiedział przez łzy. - Nic nie wiedziałem, zawiodłem go.
Sunghoon nie wiedząc jak ma go pocieszyć, po prostu przytylił go mocno, pozwalając wszystkim emocjom opuścić jego ciało.
Jake płakał wtulony w Sunghoona, nie mogąc się uspokoić. Czuł się okropnie, w końcu zjebał po całej linii.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka!
Przepraszam za tak długie opóźnienie. Strasznie źle się czułam i nie miałam siły na nic. Postaram się to nadrobić, ponieważ już czuję się lepiej.
Co tam u was kochani?
U mnie aktualnie jest nawet w porządku. Może poza stanem emocjonalnym, co mnie już nie dziwi.
~ Kocham was i mam nadzieję że o mnie nie zapomnieliście 🍄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top