7.
Dzisiaj Jungwon nie szedł do pracy, ponieważ ze względu na kiepskie samopoczucie miał wolne.
Od kilku dni wciąż czuł się zmęczony, czasem kaszlał krwią. Sunghoon cały czas mu pomagał, opiekując się Lilly, która wyczuwała że coś jest nie tak.
Jake za ten czas dalej rozwiązywał tę sprawę, lecz tym razem nie męczył się z Miyeon. Pomagała mu Yuna, dzięki której we trójkę mogli porozumiewać się w sprawie śledztwa.
Niby morderca został schwytany, ale żadne z nich nie wierzyło w winę sprawcy. Czuli że za tym kryje się coś większego.
Niestety nie mogli drążyć tematu, ponieważ wpłynęłoby to na jej rodziców, którzy z pewnością by nie pozwoliliby im na to. Skończyłoby się to kilkoma, nieszczęśliwymi wypadkami.
Jungwon usiadł na łóżku, wyciągając telefon. Była piąta rano, a on dalej nie mógł spać. Na jego poduszce znów znajdowała się plama krwi.
Westchnął ciężko ściągając poszewkę z poduszki, po czym poszedł do łazienki, aby wrzucić ją do pralki.
Spojrzał w lustro. Było jeszcze gorzej niż ostatnio. Wyglądał jakby conajmniej miał zaraz umrzeć. Był cały blady, jego usta były sine. Na jego twarzy był lekko widoczny obrzęk.
Ubrał się w jakieś dresy i ciepłą bluzę, po czym poszedł do swojego sekretnego pokoju po sprzęt. Miał pewien plan, który chciał dzisiaj zrealizować.
Wiedział że Jongseonga do rana nie będzie w domu, ponieważ widział się z Hyunjinem i kilkoma innymi wampirami, które raczej z grzecznego zachowania nie słynęły.
Wziął motor i ruszył do domu Jay'a. Droga minęła mu bez żadnych trudności. Schował motor kilkanaście metrów dalej, po czym zakradł się na teren domu. Zapętlił nagranie z kamery, dzięki czemu miał wolną drogę.
Wszedł do domu, pilnując aby nie zostawić za sobą żadnych śladów. Zszedł do piwnicy, bezgłośnie się zakradając.
To co tam ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. W jednym z pomieszczeń do sufitu poukładane na stosach pod ścianą, stały torebki z krwią. Każdy z datą śmierci ofiary i grupą krwi.
Nie chciał tam spędzić zbyt wiele czasu, przeszukując wszystkie torebki, na szukaniu tej należącej do Rikiego.
Zamieścił w pomieszczeniu, ukrytą kamerę. Nastepne pomieszczenia były jeszcze gorsze. Wszędzie było pełno ludzkiej krwi, oraz narzędzi tortur.
Jungwon zamieścił kamery, wszędzie, gdzie było to możliwe, po czym opuścił dom Jongseonga.
Odpętlił nagrania z kamer, po czym wrócił na pojeździe do domu.
Na dworze już zaczęło wschodzić słońce, niebo mieniło się kolorami pomarańczy i różu, tworząc niesamowity obraz, przywołując kolejne wspomnienia.
" Jungwon i Riki siedzieli na krawędzi dachu, oglądając wschód słońca. Blondyn opierał swoją głowę na ramieniu Jungwona, będąc zapatrzonym w piękny widok nieba.
Za to Jungwon wpatrywał się w młodszego chłopaka, oglądając jego tęczówki, które błyszczały pod wpływem wielu kolorów. Kochał go, w tamtym momencie był już tego świadomy i potrafił to powiedzieć na głos.
Może i na niego nie zasługiwał, to było pewne. Riki w jego oczach zawsze był aniołem, był idealny pod każdym względem. Uwielbiał jego głos, uwielbiał jak tańczył.
Kochał jego uśmiech, który zrobił jego twarz za każdym razem, kiedy działo się coś dobrego.
Kochał jego rumieńce, które pojawiały się za każdym razem, kiedy ktoś go chwalił, prawił mu komplementy.
Był przeuroczy, kiedy zawsze się martwił, tym że zranił kogoś, jakimkolwiek źle wypowiedzianym słowem.
Obudził w Jungwonie uczucia, których nigdy by się nie spodziewał. Był dla niego oparciem w trudnych chwilach, akceptował jego wady, pomagał mu przezwyciężyć lęki.
Chciał mu to wyznać od dawna, lecz zawsze coś mu przeszkadzało. Tym razem chciał, aby wszystko się udało. Z pomocą siostry Rikiego, znalazł to miejsce i przygotował wszystko, w ukryciu przed blondynem.
- Dlaczego tutaj przyszliśmy Wonnie? - spytał Riki, patrząc na Jungwona, który unikał jego wzroku. - Coś się stało?
- Nic się nie stało Riki. - powiedział Jungwon, wstając lekko na nogi. - Chciałabym z tobą porozmawiać.
- O czym? - spytał blondyn, również wstając.
- Już dawno chciałem ci o tym powiedzieć. - zaczął, ujmują dłonie młodszego w te swoje. - Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu. Zawsze sprawiasz że potrafię się uśmiechać.
Riki spojrzał mu w oczy, po czym jego policzki pokryły się lekkim rumieńcem.
- Pokazałeś mi że świat potrafi być pełen kolorów. - kontynuował Jungwon, lekko zawstydzonym tonem. - Kocham cię Riki, kocham cię od kiedy cię poznałem. Zakochałem się w twoich oczach, w których potrafię zobaczyć cały wszechświat, zakochałem się w twoim uśmiechu, który oświetla mój dzień jak słońce. Jesteś najsłodszą i najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Spojrzał w oczy Rikiego, które wypełniały się łzami.
- Sprawiasz że codziennie się uśmiecham. Jeśli miałbym wymienić najlepszą rzecz, jaka mnie spotkała w moim życiu. - powiedział, po czym stanął naprzeciwko Nishimury. - To byłoby to spotkanie ciebie.
- Przepraszam cię za to. - powiedział Jungwon, chcąc oddalić się od młodszego. - To było głupie.
- Wonnie, ty też jesteś dla mnie najważniejszy. - powiedział, rumieniąc się. - Na początku chciałem zostać twoim przyjacielem, lecz teraz, chcę cię traktować, jak swojego chłopaka. Chcę abyś nim był. Kocham cię Wonnie i nigdy nikogo innego nie będę kochać.
Po chwili Riki, podszedł bliżej Jungwona, przez co stykali się nosami. Połączył ich usta w pierwszym, dla nich obojga pocałunku."
Jungwon ściągnął kask, po czym zszedł z motoru. Przed jego domem stał już Sunghoonem ze złą miną. Po chwili podbiegł do niego.
- Gdzieś ty był?! - spytał zdenerwowanym tonem. - Miałeś leżeć w łóżku!
- Nie mogę całe dnie leżeć i gapić się w sufit. - powiedział Jungwon, lekko błądząc wzrokiem po otoczeniu.
- Jungwon, ty jesteś cały rozpalony! - krzyknął Sunghoon, przykładając swoją dłoń do jego czoła. - Idziesz do domu i to bez dyskusji.
Yang już nie odezwał się ani słowem, starając się iść prosto za Sunghoonem, lecz jego stopy ciągle schodziły w bok, dając mu poczucie, jakby był pijany.
Sunghoon zaprowadziła go do łóżka, po czym przykrył kołdrą. Wyciągnął termometr, który zabrał po drodze z łazienki. Mógł sprawnie ocenić temperaturę ciała Jungwona, jednym dotknięciem, lecz wolał być pewien.
- Jungwon, ty masz z 40 stopni gorączki. - powiedział, biorąc do rąk termometr. - Jedziemy do szpitala.
- Nie, proszę, tylko nie do szpitala. - zamajaczył Jungwon. - Nic mi nie jest, tylko muszę się chwilkę zdrzemnąć. Wszystko jest w porządku.
- Won, nic nie jest w porządku. Od kilku dni wręcz ledwo chodzisz. - powiedział Park, w błyskawicznym tempie szykując w łazience zimne okłady. - Coś jest nie tak, wiem to chociaż nie jestem lekarzem. Kilka razy dziennie leci ci krew z nosa, ciągle mdlejesz. Musisz z tym iść do szpitala.
- Nie rób tego Hoon, proszę. - wyszeptał Jungwon, z przymkniętymi oczami. - Przemyślę to...
Po chwili brunet zasnął. Sunghoon robił Jungwonowi zimne okłady, położył na jego czole namoczony zimną wodą ręcznik. Nagle uderzył go mocny zapach krwi. Spojrzał na twarz Jungwona, i na sączącą się z jego nosa krew. Szybko wziął wilgotny ręczniczek, przykładając go do nosa, śpiącego chłopaka, by tam spływała krew.
- Nie jesteś potworem, Sunghoon. - powiedział sam do siebie, odwracając wzrok od krwi. - Nie skrzywdzisz nikogo przez swoje przeklęte istnienie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Dzisiaj drugi rozdział, trochę krótszy, można powiedzieć nawet że bonusowy. Ogólnie to cała książka chyba zajmie mi trochę więcej czasu niż planowałam, ale mam nadzieję że to będzie na plus.
Mam nadzieję że u was wszystko w porządku ❤️
Kocham was ❤️❤️❤️
~ 🍄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top