5.

Jungwon wstał z łóżka, czując zapach zapiekanek. Po chwili zastanowienia, stwierdził że coś jest nie tak. Przecież był w domu sam.

Wyjął z pod poduszki pistolet, ostrożnie kierując się w stronę kuchni. Bezgłośnie zszedł po schodach, z przeładowanym pistoletem.

Szybkim krokiem wszedł do kuchni, kierując pistolet na osobę przy blacie. Po chwili ujrzał zdziwioną twarz Sunghoona, który podniósł do góry ręce.

- Won, to tylko ja. - powiedział wampir, spokojnym tonem. - Odłóż broń.

- Nie strasz mnie tak więcej. - powiedział Jungwon, odkładając broń. - Co ty tutaj robisz?

- Lilly się za tobą stęskniła, po za tym przyjechał mój przyrodni brat do domu. - powiedział, wzdychając lekko, po czym zapytał. - Mógłbym u ciebie się zatrzymać na kilka dni, póki nie wyjedzie?

- Hyunjin tutaj przyjeżdża?! - krzyknął Jungwon. - Jeszcze tego debila tutaj brakowało.

- Będą kłopoty. - powiedział zrezygnowany. - Musiałem zabrać Lilly, bo ten kmiot jest nieobliczalny.

- Dla ciebie drzwi są zawsze otwarte. - Jungwon, usiadł przy stole, po czym spytał. - Pomóc ci w czymś?

- Czy ty właśnie pytasz byłego królewskiego kucharza, czy mu w czymś pomóc? - spytał Sunghoon z oburzeniem, odwracając się do Jungwona.

- Czekaj, ty byłeś kiedyś kucharzem na królewskim dworze? - spytał zaskoczony Jungwon. - Czekaj, to ile ty masz lat?

- Jestem prawie sto lat młodszy od Jongseonga, czyli mam już z dwieście. - powiedział zamyślony, obracając naleśniki na patelni.

- Tak w ogóle to jak zostałeś wampirem? - zapytał Jungwon, wyciągając nutellę, syrop klonowy i bitą śmietanę z lodówki. - Wiesz, nigdy o tym nie mówiłeś.

- Wtedy była epidemia żółtej febry. - zaczął Sunghoon, odkładając ostatniego naleśnika na talerz. - Byłem wśród królewskiej służby na stanowisku kucharza. Nie we wszystkich krajach zostało zniesione niewolnictwo.

- Co ma do tego niewolnictwo? - spytał Jungwon, na co Sunghoon uciszył go wzrokiem.

- Niewolnicy byli sprowadzani z różnych rejonów świata, często z Afryki. - kontynuował swoją opowieść, polewając naleśnika syropem klonowym. - Jeden z niewolników był zarażony żółtą febrą.

Jungwon patrzył się na niego z ciekawością i współczuciem, w końcu żył w takich ciężkich czasach.

- Lekarze nie mieli często pojęcia o radzeniu sobie z epidemiami, co doprowadziło do szybkiego rozprzestrzenienia się choroby. - mówił dalej, myślami będąc gdzieś daleko. - Jako że nie byłem nikim ważnym na dworze, to szybko zostałem zarażony.

- Nie było na to szczepionek? - spytał Jungwon, źle się czując z tym że przerwał wampirowi wypowiedź.

- W tamtych czasach nie istniała jeszcze szczepionka na tę chorobę. - powiedział, kładąc przed Jungwonem talerz. - Wirus zabijał bardzo szybko, prawie zginąłem. Wtedy zostałem przemieniony.

- Przez kogo? - zapytał Jungwon, zaczynając jeść.

- Przez samego króla. - powiedział Sunghoon, z uśmiechem. - Niestety nie zdążył mnie zbytnio niczego nauczyć, ponieważ został zamordowany, przez co musiałem uciekać.

- Także byłeś młodym wampirem, nie panującym nad niczym. - dokończył Yang.

- Niestety tak, wtedy pojawili się moi przybrani rodzice. - uśmiechnął się szeroko, nalewając sok jabłkowy do szklanek. - Przygarnęli mnie, no i żyję do dzisiaj.

- Nie męczy cię to czasami? - zapytał Jungwon, zajadając się naleśnikami. - W sensie, bycie wampirem.

- Zmienianie tożsamości co 40 lat? - powiedział ze śmiechem. - Trochę.

Jungwon poszedł się szykować do pracy, w tym czasie Sunghoon wziął saszetkę z krwią, którą się pożywił. Pozmywał naczynia, ponieważ był świadomy tego, jak żyje Jungwon, czekając aż zalęgną mu się robaki.

Jungwon w tym czasie przebrał się z piżamy w żabki, na policyjne ubrania. W końcu pracował w policji, w dziale kryminalnym, oczywiście nie bez powodu.

Powodem było śledztwo w sprawie Rikiego, niestety chwilowo zawieszone. Policja nie robiła żadnych postępów, podczas gdy on, już znalazł mordercę.

Zrobił makijaż, aby nie wyglądać jak żywy trup, oraz włożył ciemne ubrania. Uzupełnił zapas broni, wkładając ją w specjalną przegródkę w pasku. Pożegnał się z Sunghoonem, wychodząc na zewnątrz.

Jego twarz otuliło ciepłe słońce. Uczuciu gorąca zapobiegał lekki wiaterek, który ochładzał temperaturę do optymalnej. Niebo pokrywały drobne jasne chmurki, od czasu do czasu, osłaniające słońce.

Włożył słuchawki do uszu, puszczając Wonderland od Ateez. Właśnie kupił Spotify Premium, co było niesamowitym flexem na dzielni.

Przyszedł na komendę, witając się z Yuną, która była dzisiaj na portierni. W budynku powitał go zapach obiadu, gotowanego na stołówce, którego i tak większość osób tam nie jadła.

Wszedł do pokoju służbowego, chowając słuchawki do plecaka. Włączył komputer, odpalając na google chrome, po czym odpalił dinozaura skaczącego przez kaktusy.

Praktycznie nie zauważył osoby, która weszła do pomieszczenia. Dopiero spojrzał w tym kierunku, kiedy przed jego osobą wylądował kubek gorącej kawy.

- Witaj, Jake hyung. - powiedział, odrywając się od komputera, po czym spojrzał na australijczyka, który rzucił się z zamiarem przytulenia i zakłócenia jego przestrzeni osobistej. - Aż tak źle pracowało ci się z Miyeon?

- Weź mi nawet nic nie mów. - powiedział zirytowanym tonem, biorąc w dłonie kubek swojej kawy. - To było, nie do zniesienia.

- Nie mogło być aż tak źle. - pocieszał Jake'a Jungwon, samemu wiedząc jak wygląda praca z Miyeon.

Miyeon nie była złą osobą. Tylko praca z nią była ciężka pod względem tego, kto ma co robić. Chyba żyła w czasach, kiedy było bardziej połowiczne równouprawnienie. Czyli ona siedziała w aucie, a druga osoba wykonywała całą robotę.

- Współczuję Soyeon, pracy z nią. - powiedział Jake, upijając łyk kawy.

- One obie dobrze sobie z tym radzą. - Jungwon westchnął z ulgą, wiedząc że jedyną osobą z jaką musi się użerać w pracy, jest Jake. - Za to my i tak jesteśmy lepsi.

- Co wy tu jeszcze robicie? - zapytał ich szef, trzymając w rękach segregatory. - Od kilkunastu minut do was dzwonię, bo macie sprawę.

- Co się stało tym razem? - spytał Jake, zakładając kurtkę.

- Mamy kolejnego trupa. - powiedział, po czym kontynuował. - Wysłałem wam pinezkę z adresem.

- Będziemy tam za, po prostu zaraz. - powiedział Jungwon, zabierając kawę swoją i przyjaciela.

Od razu wzięli swoje rzeczy, po czym udali się do auta, oczywiście to było auto Jake'a. Spakował bezpiecznie obie kawy, po czym mogli ruszyć.

Zapięli pasy, po czym puścili radio. Wtedy usłyszeli ulubioną piosenkę ich obojga. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym zaczęli głośno fałszować. Bo w sumie kto nie lubi Gee od Girls Generation.

Kiedy dotarli na miejsce, wyłączyli radio, po czym wyszli z samochodu. Lokalizacja była w środku lasu, gdzie prowadziła ich lokalizacja.

Na miejscu pracował już ich policyjny technik, poinformował ich już o tym że ofiara leży tutaj najprawdopodobniej 3 dni.

Jungwon spojrzał na ciało młodej kobiety w worku. Była ona niewątpliwie licealistką, o czym świadczył mundurek z elitarnej szkoły, dla bogatych nastolatków. Wyglądała bardzo spokojnie, lecz jedyne co zaniepokoiło Jungwona, to fakt że dziewczyna miała na twarzy cyfrę 20.

- Czy to kolejny seryjny morderca? - spytał sam siebie Jungwon, na głos.

- Całkiem możliwe. - stwierdził technik, patrząc na nieobecnego Jungwona.

- Kim jest ofiara? - zapytał Jake, po czym technik wręczył mu szkolną legitymację. - Park Soohyun, lat szesnaście.

- Jej rodzice są politykami. - powiedział Jungwon, po czym napotkał zdziwione spojrzenia policjantów. - To jest szkoła, do której chodzą dzieci wpływowych osób.

- Czyli to może mieć związek z jej rodzicami. - kontynuował Jake. - Możliwe że mordercami są jacyś wrodzy polityczni, czy ktoś, kto chce tym sposobem zaszkodzić jej rodzicom.

Pożegnali się z technikiem i poczekali z nim na kogoś kto pomoże przetransportować ciało do prosektorium.

Wsiedli do auta, kierując się wraz z legitymacją do liceum. Gmach budynku był bardzo bogaty, mimo że leżał w biedniejszej dzielnicy. Na wejściu pokazali ochroniarzom policyjne legitymacje, po czym mogli wejść do budynku.

Zostali pokierowani do gabinetu dyrektorki, gdzie znaleźli się już po chwili. Korytarze budynku były takie jak w każdej szkole, tylko bardziej dostosowane do potrzeb uczniów.

Od dyrektorki dostali adres i numery telefonów do rodziców martwej dziewczyny. Kiedy nie mogli się do nich dodzwonić, postanowili pojechać do ich domu.

Nie zastając ich w domu, zostawili im zawiadomienie do przyjścia na komendę. Jedyne co im zostało to uzupełnienie starych raportów.

Siedzieli nad tym do późnych godzin nocnych, ponieważ liczyli że rodzice ofiary się pojawią, lecz niestety chyba nie było ich w domu.

Jungwon zadzwonił do Sunghoona, aby po niego przyjechał, ponieważ chciał jeszcze popracować nad tą sprawą w domu. Jake pojechał już wcześniej, ponieważ był wykończony, a jego urlop już dawno się skończył.

Nie zorientował się nawet kiedy zasnął w samochodzie, ponieważ był wykończony.

Sunghoon przetransportował śpiącego Jungwona do domu, kładąc do łóżka. Zabrał również jego papiery, kładąc na biurku w pokoju.

Usiadł na tarasie, wraz z Lilly. W jego głowie kłębiło się wiele myśli, których za wszelką cenę nie potrafił poukładać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka

Dzisiaj jeden z krótszych rozdziałów, ponieważ byłam zmęczona i poszłam w nocy spać. Przepraszam was za to, że nie było rozdziału wcześniej.

Co tam u was?

Ja dzisiaj mam imieniny, lecz niestety nie mogę przeleżeć całego dnia w łóżku, ponieważ muszę gdzieś jechać.

Mam nadzieję że się wyspaliście.

~ Pozdrawiam, stary grzyb 🍄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top