45.

Jungwon spojrzał po raz ostatni na swoje oblicze w lustrze, nim zdecydował się wyjść z domu. Jego plamy na twarzy i odkrytych fragmentach skóry były przykryte warstwami mocno kryjącego podkładu i pudru. Na twarzy miał lekki makijaż, podkreślający jego oczy, oraz chowający cienie pod oczami. Jedynym śladem tego że jest z nim źle, były oczy. Przekrwione białka i sprawiające wrażenie pustych źrenice. Poza tymi drobnymi szczegółami, prezentował się nienagannie. Był ubrany w eleganckie ubrania, na jego nadgarstku spoczął zegarek o charakterystycznej srebrnej tarczy. Był wysadzany drobnymi cyrkoniami, połyskując lekką poświatą fioletu i błękitu, czego nawet sam Jungwon nie dostrzegał. Riki miał taki sam zegarek. Miał go również kiedy zaginął, Jungwon o tym pamiętał.

Podkreślił swe usta cytrynową pomadką. Nie lubił posmaku sztucznych cytryn. Nakładając ją, czuł się jakby jadł stęchły domestos, z jego ust wydzielała się tylko ta niekomfortowa dla niego woń. Przez ostatni czas polubił najbardziej niekomfortowe rzeczy, których dawniej nie był w stanie znieść. Każda rzecz którą kiedyś kochał, odeszła w zapomnienie wywołując w nim wstręt, natomiast każda rzecz której dawniej nienawidził, nagle stawała się satysfakcjonująca. Czerpał przyjemność z własnego bólu, wywołanego nawet najdrobniejszymi rzeczami, takimi jak znienawidzony smak potrawy, kawowe perfumy oraz kolor jego własnej krwi.

Nagle kołnierzyk jego koszuli splamiła kropla krwi. Spojrzał z powrotem w lustro, odrywając się od swych myśli. Z jego nosa kropla po kropli znów wydostawała się krew. Poczuł jak zakręciło mu się w głowie, na co przełknął głośno gulę w swoim gardle. Sięgnął po chusteczkę, pochylając się do przodu. Wiedział że na spotkanie z Jay'em jest już spóźniony, lecz wiedział że znienawidzony przez niego wampir nie będzie miał mu tego za złe. Jungwon nie mógł przecież wsiąść za kółko w takim stanie. Znając jego szczęście na pewno spowodowałby na drodze jakiś śmiertelny wypadek, co nie byłoby korzystne dla nikogo.

Przez kilka minut schładzając kark wodą, tamował krwotok, póki nie ustał w pełni. Przeklnął głośno, widząc kilka niewielkich szkarłatnych plam na ubraniach, lecz nie miał ani czasu, ani ochoty na ich zmianę. Ubrał płaszcz, gdyż na dworze dzisiaj było wyjątkowo wietrznie, przy okazji chowając telefon do kieszeni. Zamknął dom i posesję, po czym skierował się do swojego bardzo rzadko używanego auta. Przekręcił klucz w stacyjce, odpalając silnik. Ruszył z piskiem opon, kierując się w stronę centrum miasta.

" - W Seulu, w dzielnicy Mapo, doszło do kolejnego morderstwa. Znaleziona dziewczyna była uczennicą liceum, oraz córką aktorki Park Jiwoo i ceo firmy muzycznej Kang'a Woobina. Czyżby była to kolejna ofiara seryjnych morderstw?"

Po chwili jak na zawołanie rozległ się dzwonek do telefonu, a na wyświetlaczu wyświetlił się numer Jay'a. Jungwon, mimo szczerej niechęci, postanowił odebrać telefon.

- Wszystko w porządku? - spytał wampir, lekko zaniepokojonym tonem. - Dzwoniłem do ciebie wiele razy, ale nie odbierałeś.

- Przepraszam, po prostu potrzebowałem trochę więcej czasu żeby się ogarnąć. - odpowiedział mu Jungwon, wracając wzrokiem w stronę drogi przed sobą. - Noż kurwa, znowu korek!

- Źle się czujesz? - spytał Jay.

- Nie no kurwa, skaczę ze szczęścia, myśląc o najbliższych kilkudziesięciu minutach spędzonych na przepełnionej drodze. - odpowiedział policjant sarkastycznie. Dookoła niego rozległo się kilka klaksonów, jakby kierowcy usiłowali przyspieszyć coś co zatrzymało ruch kilkaset metrów przed nimi.

Jungwon przeczesał swoje włosy dłonią, wydychając głośno powietrze. - Przepraszam, po prostu mam dzisiaj paskudny dzień.

- Rozumiem, ale nie możesz się w takich momentach wyżywać na innych. - powiedział Jongseong, szurając krzesłem od stolika po drugiej stronie. - Wiesz co, może nie idźmy dzisiaj do restauracji.

- To gdzie chcesz iść? - spytał Yang zmęczonym tonem.

- Możemy pójść do mojego domu, obejrzeć jakiś film czy coś w tym rodzaju. - zaproponował wampir. - Już ci wysyłam adres. Możliwe że nawet ominiesz korek.

- Dzięki. - rzekł Jungwon, rozłączając się. Nie minęło kilka sekund a już dostał pinezkę, gdzie ma się kierować, mimo iż wcale jej nie potrzebował. Znał adres Parka na pamięć, umiałby tam dotrzeć z zamkniętymi oczami. Od razu odpalił silnik, kierując swoje auto w jedną z bocznych dróg. Przyspieszył znacznie, czując jak inne pojazdy za jego oknem rozpływają się w podłużne, niekończące się plamy.

Dźwięki jego radia rozpłynęły się gdzieś w oddali, a on sam ledwo słyszał melodię płynącą z niewielkiego głośnika. W jego uszach wciąż tkwił dźwięk trących opon o asfalt, nawet kiedy już się zatrzymał pod domem swojego wroga. Mimo bezkresnej ciszy, w której się znalazł, w jego głowie wciąż wszystko krzyczało, choć jego zachowanie i ciało nie zdradzały nic. Nienawidził w sobie wszystkiego. Pragnął po prostu nie czuć, nie być świadomym, nie istnieć.

Nagle poczuł szarpnięcie, później następne, trochę mocniejsze. Poczuł jak ten dziwny mechanizm w jego klatce piersiowej puścił, a on sam odzyskał zdolność oddechu. Nabrał gwałtownie powietrza, po czym poczuł obezwładniającą go panikę.

- Ćśś, już spokojnie. - odezwał się głos, na którego dźwięk częściowo wyrwał się z transu, aby ujrzeć Jay'a w swoim aucie, zastanawiając się jakim cholernym cudem się tutaj znalazł.

Skierował swój wzrok za wampira, po czym dostrzegł wybitą szybę oraz wygięte pod dziwnym kątem drzwi. Chwycił dłońmi za pas, próbując go wypiąć, lecz jego dłonie odmówiły mu posłuszeństwa. Czuł jak całe jego ciało drży, niezdolne do ruchu. Jego klatka piersiowa wciąż zanosiła się bólem, serce biło w przyspieszonym tempie, uderzając boleśnie po żebrach. Gwałtownie zebrało mu się na wymioty, lecz nie miał na to siły.

- Jestem z tobą tutaj. Nic ci nie grozi. - wciąż  powtarzał jak mantrę Jay, dłonią gładząc go po plecach.

Po chwili usłyszał charakterystyczny odgłos wypinania pasa bezpieczeństwa, a on sam znalazł się w ramionach wampira. Choć ciężko było mu to przyznać, poczuł ogarniające go ciepło i ciszę w chwili kiedy Jay okazywał mu ciepłe uczucia. Wiedział że nie powinien się tak czuć, że powinien go jak najszybciej odtrącić, póki jeszcze nie było na to za późno. Kojący zapach szałwii i kardamonu otulał go ze wszystkich stron, wyciszając go.

Podnosząc wzrok, napotkał zatroskane spojrzenie wampira. Mocniej wtulił się w jego klatkę piersiową chcąc zapomnieć, choćby na jeden dzień. O tym co musi w najbliższym czasie zrobić, nim całkiem opadnie z sił. Zanim macki śmierci go podchwycą, kołysząc go do melodii zapomnienia. Pragnął tego, lecz jednocześnie bał się. Bał się wszystkiego co miało nadejść.

Zamknął oczy, otwierając je dopiero kiedy poczuł pod swoimi plecami miękkość pierzastych poduszek. Jego dłonie wciąż były złączone na plecach wampira, nie pozwalając mu się oddalić. Uniósł wzrok na zaskoczoną fizjonomię Jay'a, badając oczami każdy jej fragment. Zatrzymał się na ustach, po czym z powrotem spojrzał prosto w jego oczy, w których tańczyły iskry. Przymknął powieki, pozwalając by ich usta połączyły się w żarliwym pocałunku.

Jay pogłębił pocałunek, splatając razem ich dłonie, zimne jak marmurowe posągi. Ciepło ust wampira kontrastowało z zimnym powiewem nocnego wiatru, targającego bezlitośnie zasłonami. Jungwon czuł jak jego serce rozdziera cień, niczym nóż, sprawiając że skorupa za którą się krył, pękła, kalecząc całą jego duszę.

~~~
1097 słów

Witajcie moi kochani!

Dawno mnie nie było, za co bardzo przepraszam, styczeń był bardzo chaotycznym miesiącem, który musiałam poświęcić na naukę i wszystko z nią związane. Tak btw. zdałam semestr z matematyki i teraz, jako że mam ferie, postaram się być bardziej aktywna.

Jak tam u was? Dajcie znać, jak wam się podoba rozdział i czy spodziewaliście się takiego obrotu spraw.

Kocham was ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top