43.

Yuna siedziała kolejną dobę w szpitalu. Od trzech dni nie rozmawiała z nikim, oprócz jej chorego synka, który nie mógł już samodzielnie oddychać. Siedziała przy nim, kiedy spał, pijąc kolejnego energetyka z rzędu. Mimo ogromnego zmęczenia, jej organizm nie potrafił zmusić się do snu.

- Zaraz wracam synku, dobrze? - spytała, na co malec pokiwał twierdząco głową.

Wyszła z sali, kiedy upewniła się że Sangwoo położył się z powrotem spać. Kiedy tylko drzwi do sali się zamknęły, szybkim krokiem udała się do łazienki. Wraz z ich trzaśnięciem z jej oczu popłynęły łzy rozpaczy. Nie mogła się popłakać przy nim, musiała być silna dla niego.

Oparła dłonie o umywalkę, opuszczając głowę w dół. Tak było wygodniej, nie musząc oglądać swej twarzy po czynach, których musiała dokonać, aby jej syn znalazł się w szpitalu. Od jej męża wciąż nie było odzewu. Nie zaszczycił jej nawet telefonem, ani przelewem umownym, będącym umownymi alimentami. Nie raczył nawet skontaktować się ze swoim chorym dzieckiem, aby choć przez chwilę udać że się nim interesuje, oraz okłamać że go odwiedzi w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

Podniosła wzrok, spoglądając w lustro. Rozmazany tusz i byle jak użyty eyeliner sprawiały że jej cienie pod oczami, wyglądały jeszcze bardziej przygnębiająco. Jej włosy już zapomniały jak to jest być w stanie świeżości, gdyż od tygodnia znały tylko suchy szampon, który niewiele pomagał w przypadku fali upałów, zalewających stolicę. Na twarzy już dawno nie miała makijażu prócz pomalowanych oczu, ponieważ nie czuła się na siłach żeby próbować ukryć swoją rozpacz i zmęczenie.

Momentalnie poczuła jak jej powieki opadają, na co szybko się wyprostowała. Nie mogła teraz zasnąć, nie po tym co zrobiła. Jedyną rzeczą, która mogła ją uspokoić było potwierdzenie przelewu, które wysłała do szpitala, wraz z ogromną kwotą brudnych pieniędzy. Wiedziała że zrobiła coś okropnego. Nie miała prawa nikogo zabić, lecz na jej nieszczęście miała z tym coraz mniejsze opory. Po pierwszym morderstwie nie potrafiła się pozbierać przez tydzień, lecz później był to coraz krótszy okres czasu. Po wczorajszym już czuła że mogłaby zrobić to ponownie, nawet teraz. Przerażało ją to. Chciała odczuwać opór. Jedyne co czuła, to wstręt, do siebie i swych czynów.

Z obrzydzeniem zaczęła opłukała swoją twarz wodą, potem zrobiła to po raz drugi i trzeci, aż straciła rachubę. Przerwała dopiero, kiedy nie mogła już oddychać. Z jej ust wyrwał się duszący kaszel. Wytarła twarz w papierowy ręcznik, po czym zmoczyła papier, domywując resztki makijażu. Musiała zrobić nowy makijaż, żeby wyglądać jakby wszystko było w porządku. 

Wiedziała że potrzebuje pieniędzy na operację, lecz dopiero wpłaciła zaliczkę i już wyczerpała swoje fundusze. Nienawidziła tego że wciąż żyła, udając że nic się nie dzieje, kłamiąc wszystkim w żywe oczy że jest w szczęśliwym związku. Mimo upływu tak długiego czasu, wciąż na myśl o swoim życiu przed feralnym małżeństwem odczuwała nieznośne kłucie w klatce piersiowej, na wysokości serca, które z każdą chwilą rozpadało się w coraz drobniejsze kawałki.

Nie kochała swojego męża. Od kiedy zaszła w ciążę, nigdy tak naprawdę nie obdarzył jej choćby namiastką uczuć, tych które tak bardzo popchnęły go do małżeńskiego łoża.

Spojrzała na telefon. Wciąż jeszcze mogła zadzwonić do męża. Nie chciała tego robić. Ale jednocześnie tak bardzo chciała mu zrobić scenę, wręcz marzyła o tym, mimo iż musiałaby ukorzyć się przed nim po takiej sytuacji. Zaryzykowała, naciskając przycisk z napisem zadzwoń.

Ciszę w łazience przeszył podłużny dźwięk sygnału telefonicznego, wzmocniony przez wysoką akustykę wnętrza pomieszczenia. Po dłuższej chwili, kiedy już miała się rozłączyć jej połączenie zostało odebrane.

- Czego znowu chcesz? - powiedział oschle.

- Może zacznij od jakiegoś Dzień Dobry?! Mamusia kultury nie nauczyła? - spytała z ironią, znając odpowiedź na to pytanie.

- Już samym swoim telefonem mi go zjebałaś, więc daruj sobie fałszywe uprzejmości. - zaczął. - A więc?! Ile kasy przelać?

- Dla twojej świadomości, też wolałabym by jakaś twoja kochanka zaraziła cię jakimś wenerycznym syfem. - odpowiedziała Yuna. - Lecz może byś się zainteresował własnym synem. No nie wiem, chociażby udawał, że wciąż cię interesuje.

- Czy pieniądze z których go utrzymuję nie starczają? Nie wiedziałem że zasłaniasz się rodzicielską miłością, by wyciągnąć ode mnie więcej kasy. - zaśmiał się, po czym dodał. - Wiesz, po tobie bym się tego nie spodziewał. Taka przykładna strażniczka prawa...

- Czy mógłbyś się choć na chwilę zamknąć? - spytała, po czym gdy w ciągu minuty nie otrzymała odpowiedzi, kontynuowała. - No nareszcie. Po pierwsze, alimenty wysyłasz raz na ruski rok, gdy akurat ci się o tym przypomni. Ostatni przelew dostałam siedem miesięcy temu i nie wynosił on nawet połowy umownej kwoty.

- Ach ta twoja drobiazgowość.

- Jeszcze nie skończyłam. - rzekła. - Po drugie, Sangwoo potrzebuje ojca. Przynajmniej takiego co wykazuje choć odrobinę jakiegokolwiek zainteresowania i się do niego odzywa. Po trzecie. - zamilkła na chwilę. - Jesteś skończonym chujem i z miłą chęcią otrzymałabym papiery rozwodowe.

- Ty chyba myślisz że reputację wygrywa się w chipsach. Gdybym się z tobą rozwiódł wybuchłby skandal na pół kraju. - zaczął, wzdychając z irytacją. - Lecz co ty możesz wiedzieć o takich rzeczach, będąc osobą o ubogim umyśle.

- Aż tak bardzo boisz się swojej mamusi? - spytała Yuna, wybuchając histerycznym śmiechem. - Chcesz jej udowodnić jak to cudowne mamy życie razem, bo jej się przeciwstawiłeś. Co by było gdyby w tej chwili ten cudowny obrazek zniszczyć?

- Nie uwierzy ci. - dodał Byeongcheol, wyjątkowo pewny swych racji.

- Kiedy wracasz do kraju? - spytała Yuna oziębłym tonem, mając ochotę na szybkie skończenie tej rozmowy.

- Raczej nie chce mi się wracać, więc nawet nie licz na ten teatrzyk w zapracowanego, zakochanemu w swoim synu tatusia. - rzekł, chcąc urwać rozmowę, po czym kontynuował, słowami które nie powinny nigdy paść. - Mam go gdzieś, jak dla mnie może nawet umrzeć, przynajmniej byłoby po problemie.

Kobieta spojrzała na telefon, wciąż wsłuchując się w słowa męża. Niewiele dzieliło ją od wielkiego wybuchu furii. Czuła jak krew w jej żyłach obija się o ścianki naczynek, tak że aż sprawiały jej ból. Cała twarz pokryła się czerwienią, która wręcz zaprzeczała jej uczuciu zlodowacenia w nogach. Miała wrażenie jakby miała zaraz zemdleć i zwymiotować, po czym runąć na posadzkę i rozbić sobie głowę.

- Pożałujesz jeszcze swoich słów. - powiedziała Yuna ostrym tonem. - Będziesz błagać o wybaczenie i litość, kiedy przyczynię się do twego końca.

- Czy ty mi właśnie grozisz? - spytał, zaskoczony jej słowami.

- Gwarantuję że nie będziesz na to długo czekać. Nieważne gdzie się ukryjesz, karma zawsze cię znajdzie i uderzy najmocniej jak się da. Zginiesz z moich rąk, gnoju.

~~~~
1032 słowa

Witajcie kochani!

Nie wiem w sumie co mam napisać. Czuję po prostu jakby pisanie nie sprawiało mi takiej radości jak kiedyś. Nawet ono nie potrafi ukoić mojej duszy. Nic  już nie potrafi.

Czuję pustkę. Trwam w jakimś stanie otępienia, z którego nie mogę się wydostać. Każdego dnia z trudem podnoszę się z łóżka, nie mam siły nawet na jedzenie.

Wciąż otacza mnie samotność, która jako jedyna nie chce mnie opuścić. Raz po raz, przypomina o swym istnieniu, abym nie zapomniała że mimo otaczających mnie ludzi, wciąż jestem sama w walce ze swoimi demonami.

Przepraszam, nie wiem kiedy będzie następny rozdział.
Do usłyszenia, dziękuję że jesteście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top