40.
Przytłaczająca, bezkresna i zimna ciemność. W jej otoczeniu znajdował się właśnie Sim Jaeyun. Mimo wielu lat praktyki w przebywaniu w tej rozpaczliwej otchłani, wciąż odczuwał te same dreszcze, mimo iż jego ciała wciąż nie przeszywał na wskroś adekwatny do tego miejsca mróz. Był ostry, jak sople lodu, jednocześnie będąc przytłaczający jak wilgotność powietrza w saunie.
Było to bolesne i wykańczające, za każdym razem tak samo. Musiało minąć wiele czasu, aby mógł w końcu nauczyć się brać odpowiednie ilości powietrza, aby móc zachować przytomność i trzeźwość umysłu.
W powietrzu wciąż czuł ledwo wyczuwalny zapach kadzidełek. To był dowód, że wciąż był po właściwej stronie. Była pewna granica, której żaden śmiertelnik nie mógł przekroczyć, mimo iż według każdej osobie obdarzonej byłoby to bardzo na rękę, głównie ze względu na skuteczność swoich działań. Za barierą miało się większy zakres możliwości, niż po stronie osób żywych, oraz tych martwych tylko w połowie.
Powoli mijał niematerialne obiekty, robił to jakby instynktownie. Przez jego powieki nie przenikało żadne światło, nawet ciepła poświata rozpalonych u jego stóp świec. Ciemność go przytłaczała, za każdym razem tak samo. Jednak po chwili usłyszał pewien dźwięk. Nie umiał określić, jak on brzmiał. Po dłuższej chwili, która trwała może z kilka sekund, powtórzył się. Jake jak z procy wystrzelił w jego kierunku, nogi same go niosły, czego nie czuł, gdyż wciąż siedział w miejscu, w otoczeniu ziołowego kręgu. Wciąż miał wrażenie że oddala się od linii, której żadne medium nie mogło przekroczyć, lecz dla niego było to ważne, napewno nie w tej chwili. W jego uszach rozbrzmiała melodia, zaklinająca jego duszę, do tego stopnia że ufał jej bezgranicznie.
W jednej chwili muzyka ucichła, a z ust australijczyka wyrwał się cichy jęk zawodu. Właśnie wtedy się zatrzymał, rozglądając dookoła siebie. Nic nie zmieniło się, poza samą energią i atmosferą jego otoczenia, co można było uznać jako całkowitą zmianę wszystkiego. Ten bezkres był mu nieznany, w jego aurze było coś cięższego i mroczniejszego, aniżeli zwykłe martwe dusze. Jednak był pewien, wciąż jego dusza nie przepadła, wciąż mógł jeszcze powrócić do swego ciała.
Jego skóra wzdrygnęła się na podmuch gnilnego powietrza. To właśnie on przywiódł wraz z sobą odór starej krwi, oraz gnijącego, palonego ciała, bądź wielu ciał. Po krótkiej chwili miał wrażenie że się z czymś zderzył. Jego umysł w ciągu sekundy wypełniły klatki i obrazy czyichś wspomnień, jak na błyskawicznie puszczonym filmie. Sparaliżowany biegł wzrokiem wśród klatek, nim zobaczył w nich siebie. Swoją osobę z perspektywy innego człowieka. Miał wrażenie że spada, lecz poczuł zimny ucisk na nadgarstkach, który trzymał go od upadku w nicość.
Następnym obrazem jaki mu się ukazał był las. Jake znał ten las, to nie mógł być przypadek. Musiał znać tę osobę. Chwilę później była ulica. Ta feralna ulica od której wszystko się zaczęło. To właśnie nią szedł Riki z dworca do domu, w noc swojego zaginięcia. Po chwili i ten obraz został zastąpiony innym. Nie dostrzegł go dokładnie, gdyż jego duszę zalała fala bezkresnego bólu, oraz krwi, która miał wrażenie że eksplodowała mu w żyłach wrząc jednocześnie wypływając wartkim potokiem z jego ciała, oraz do całego ciała poza swe ścianki. Nie miał siły oddychać, nawet już krzyk zastał mu w gardle.
W tej chwili jedyne o czym marzył to o śmierci, lub aby móc chociaż raz dać ulgę swoim strunom głosowym i wrzasnąć w agonii. Krztusił się jakąś nieznaną mu wydzieliną, a jego ciało miotało się na wszystkie strony, aby chwilę później, ku uldze wycieńczonego ciała, zamknąć swe powieki i opuścić cały swój ciężar na drżące nogi.
- Riki? - spytał Jake drżącym głosem, który brzmiał wyjątkowo obco, co było wręcz przerażające.
- Przepraszam. - rozległ się głos jego zmarłego przyjaciela. Brzmiał on zdecydowanie jakby nie należał do niego, był zobojętniały i zimny.
- Co ty tutaj robisz? - spytał Jaeyun, nie mogąc pojąć, jak sam anioł mógł skończyć w tak strasznym miejscu. - Proszę, podejdź tutaj.
- Nie chcesz tego zobaczyć. - odpowiedział mu Nishimura. - Nie jestem już tą samą osobą co kiedyś.
- Minęło już pięć lat. Tyle już ciebie nie ma. - odrzekł Australijczyk kierując głowę w kierunku z którego dochodził głos Rikiego. - Wszyscy za tobą tęskniliśmy.
- Tylko proszę, nie przestrasz się. - odrzekł Niki, znikąd ukazując się przed medium, niczym zjawa, którą przecież był.
W jednej chwili Jaeyun zaniemówił. Wiedział że śmierć zmienia wszelkie byty, lecz nie podejrzewał że aż w tak dużym stopniu. Widząc postać swego przyjaciela, miał silną chęć aby odwrócić wzrok, lecz powstrzymało go to, że nie chciałby za żadną cenę urazić zmarłego.
Włosy Rikiego były w w lekkim nieładzie, zachowując naturalny kolor, nie ten blond, który miał w chwili swego odejścia. Były one dłuższe, sięgające do połowy szyi. Na niej dostrzegł wiele wyraźnych śladów wampirzych kłów, oraz kilka strużek zaschniętej krwi. Jego usta były spierzchnięte, a z ich linii biegły czarne żyłki, ciągnące się po różnych częściach twarzy.
Wzrok Jaeyuna spoczął na ramionach i torsie Japończyka, które były okryte tylko pasami białego materiału, tak jak reszta jego ciała. Czyli prościej mówiąc, wyglądał jak boski obraz nędzy i rozpaczy. Jednak najbardziej bolesnym dla niego widokiem był poszarpany szkielet jego skrzydeł, lepki od krwi, oraz momentami pusty, jakby mu kto pióra żywcem poobrywał.
- O mój....Riki twoje skrzydła! - powiedział że zgrozą Jake, napominając się w porę aby nie wypowiedzieć imienia stwórcy.
- Wiem, wyglądają tragicznie. - powiedział Niki, automatycznie owijając się nimi jak płaszczem.
- Bardzo boli? - spytał Sim, wskazując na nienaturalnie wygięte w drugą stronę chrząstki.
- Nie bardziej niż śmierć. - odpowiedział z niebywałą szczerością Riki. Sprawiał wrażenie jakby wszystko było mu już obojętne, nie sprawiało żadnej trudności. Jego odpowiedzi były proste i bez owijania w bawełnę. Właśnie to był kolejny szczegół odróżniający Rikiego żywego od martwego.
- Jak ci się tutaj... obcuje? - spytał Jake, chociaż podświadomie domyślał się odpowiedzi. Na pewno nie była ona pozytywna, na tyle aby mógł być spokojny o jego byt.
- No tak jak widzisz. Po dłuższym czasie można oszaleć i zapomnieć kim się jest, takie tam rzeczy. - odpowiedział mu Niki, wpatrując się w niego z pewnego rodzaju łagodnością w oczach. - Pewnie chcesz się dowiedzieć jak się tutaj znalazłem?
- Tak. - wyrwało się z ust Jaeyuna, nim zdążył się zorientować że zadawanie takich pytań upadłemu aniołowi, który wylądował w nicości, może być trochę niegrzeczne.
- Pragnę zemsty, właśnie dlatego... - zaczął Riki, na co Australijczyk gdyby usłyszał to w normalnym świecie zacząłby się dusić, zastanawiając co w jego egzystencji poszło nie tak. - Ten wampir zbezcześcił moje ciało i duszę, przez co nie mogłem trafić do nieba. Upuścił moją krew, oraz trwale okaleczył. Jedyne czego teraz mogę pragnąć, to tego aby sprawca cierpiał tak samo jak ja.
- Przecież to nie z twojej winy się wydarzyło. Dlaczego więc nie masz pozwolenia na pójście w zaświaty?! - zapytał Sim z niedowierzaniem.
- Mówią że Bóg jest miłosierny, że zawsze stoi w obronie wszystkich istot. Ale to kłamstwo. On nienawidzi wszystkich którzy wyłamują się ze schematu, czyli nas, wszystkich nadnaturalnych stworzeń... - powiedział Riki, po czym rzekł z ironią. - Jakby chodzenie po wodzie i zamienianie wody w wino było normalnością.
- Kim jest ten wampir? - spytał niepewnie Jaeyun.
- Park Jongseong, gdyby nie on, teraz mógłbym żyć. Gdybym wtedy nigdzie nie jechał, gdybym był wtedy z kimś. Ale to jest teraz mało istotne, nie ma znaczenia. Aby móc przetrwać, wyrzekłem się Boga i mogę dokonać należytej zemsty. - powiedział Riki, a jego gałki oczne przybrały czarno czerwony odcień.
- Riki, przestań w tej chwili. - powiedział stanowczo, lecz spokojnie Jake. - Możesz jeszcze przestać.
- Przepraszam. - powiedział Riki, po czym zapanowała ciemność.
Jake nie czuł teraz nic, prócz prób potrząsania jego ramionami. Podniósł lekko powieki, widząc przed sobą zamglony obraz.
- Słyszysz mnie?! - powiedział głos z nutą przerażenia.
Do pomieszczenia wpadało trochę słonecznego światła. W powietrzu już nie czuł kadzidełek. Ile spędził czasu w tym stanie? Nie miał pojęcia. Jednak wydawało mu się że ktoś zamknął portal, a tą osobą nie był napewno on.
- Jake! Odezwij się, błagam! - dziwnie znajomy mu głos powtórzył, mocniej rozbrzmiewając w jego umyśle. Po chwili otworzył szerzej oczy, wpatrując się w osobę, która wyciągnęła go z transu.
- Sunghoon... - wyszeptał przez zachrypnięte gardło, na znak że wszystko w porządku.
- O mój Boże! - powiedział z zatroskaniem wampir, po czym w jego oczach zagościło przerażenie. - Twoje oczy!
Jaeyun podniósł się do siadu, wpatrując w lustro umieszczone centralnie za wampirem. Jedna z jego gałek ocznych była czarna, dokładnie tak jak u Rikiego...
~~~
Hejka!
Dawno mnie nie było. Mam nadzieję że jeszcze pamiętacie o mojej książce i ogólnie o całej historii. Jeśli nie, zadawajcie pytania. Ogólnie to mam nadzieję że już bardziej szykuję powrót niż przerwę, ale myślę że za pisanie zabiorę się dopiero po świętach, gdyż w przyszłym tygodniu mam zabieganie głowy w szkole no i do wigilli.
Jak tam u was?
Powiedzcie mi co tam i po prostu do zobaczenia.
Kocham was ❤️❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top