37.
Hyunjin już od dawna nie czuł że ma przechlapane, tak jak w tej chwili. Wszystko by było w porządku, gdyby nie ta jedna wiadomość od jego ojca, która przyszła z samego rana, nakazującą mu szybki powrót do domu.
Gdyby był pełnoletni, zignorowałby ją, lecąc na drugi koniec świata, w jakimś ekskluzywnym samolocie, z dala od cywilizacji. Jednak jeszcze przez dziesięć lat, musiał się męczyć, gdyż dwójka wysoko postawionych wampirów jeszcze pełniła nad nim opiekę.
Ledwo udało mu się przekonać Chana, aby nigdzie z nim nie szedł, ponieważ mogłoby się to skończyć źle dla nich obu. Były to różne możliwości od zwykłej gadki moralizującej, przez więzienie, aż po egzekucję.
Kiedy przyszła pierwsza wiadomość, właśnie byli w trakcie śniadania. Hyunjin momentalnie zbladł, ze zgrozą w oczach, wpatrując się w wiadomość. Od razu szybko się ogarnął i wyszedł z domu Chrisa, w międzyczasie zapewniając go że wszystko jest okej. Był niemal w stu procentach pewien, że starszy wampir mu nie uwierzył, lecz miał nadzieję że był po prostu idiotą, bądź go będzie udawał przez chwilę.
Sama droga zajęła mu niecałe pięć minut, ze względu na błyskawiczny sposób poruszania się wampirów, inaczej jego życie mogłoby być już skończone. Stanął przed wejściem do domu, wiedząc że drzwi czekają na niego otwarte, wystarczy nacisnąć klamkę. Miał dosłownie ułamki sekundy, aby się wycofać, lecz nie zrobił tego. Musiał tam wejść, czuł że gdyby zaczekał, już miałby kolejny ochrzan, tym razem za próbę odwleczenia, tego co nieuniknione.
Nacisnął klamkę, wchodząc do przedpokoju. Zdjął brudne buty, odkładając je w wyznaczone miejsce. Tym uniknął kolejnego powodu, dzięki któremu mógłby zostać ukarany.
Wszedł do salonu, gdzie już dwójka wampirów na niego czekała. Jego ojciec, Hwang Ki-Tae, był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Jego ciemne włosy i blada cera, tworzyły przyjemny kontrast. Wiele osób go pożądało, ze względu na jego perfekcyjny wygląd. Jednak to jego surowy i bezwzględny wyraz, odtrącał większość osób dookoła siebie, budząc postrach.
- Gdzie znowu byłeś, kiedy powinieneś być w domu? - spytał, twardym tonem, na który by niejednej osobie odpalił się tryb po prostu chcę uciec, a najlepiej to po prostu zrobienia magika z dachu.
- Czy to cokolwiek zmieni w tym, że i tak znowu zamierzasz mnie ukarać? - powiedział Hyunjin, lodowatym, pozbawionym wszelakich uczuć, głosem. - Nie istnieje w świecie argument, który by sprawił że nie zrobiłbyś tego co teraz zamierzasz.
- Jeśli zadaję pytanie, oczekuję na nie odpowiedzi, wymagam jej. - powiedział wampir, czując coraz większą złość, co było po nim widać na kilometr.
- To równie dobrze mógłbyś pogodzić się z jej brakiem. Gdybyś mnie nie pobił, nigdzie bym nie wyszedł, a ty byś nie musiał się martwić swoją reputacją. - powiedział Hyunjin, wpatrując się w ojca jak najbardziej nienawistnym wzrokiem, na jaki było go stać.
- Nie wmówisz mi że cię maltretuję. Takie chwasty jak ty trzeba wychowywać, stosując dyscyplinę. - powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo, ponieważ według niego to ono było tutaj kluczem. - A swoją reputacją się nie martwię, ponieważ swoim postępowaniem sam sobie poparcia społecznego nie zapewniasz, nawet gdybyś chciał z tym iść do sądu.
- Mam wrażenie że w ciągu tych lat, wciąż do ciebie nic nie dotarło. Nieważne jak bardzo mnie zbijesz, przez ile miesięcy odetniesz mi dostęp do pokarmu, to nie sprawi że poczuję coś więcej niż obrzydzenie twoją osobą, bo na miano ojca to ty nie zasłużyłeś. - wygłosił swój monolog syn państwa Hwang, wciąż nie pokazując jak bardzo boli go to wszystko, nikt nie mógł tego wiedzieć. - Po prostu daj mi spokój na te lata do ukończenia pełnoletności i zniknę ci z oczu na resztę twojej wieczności.
- Otóż przed tobą jeszcze długie lata, podczas których mogę zrobić z tobą to co tylko zechcę i nikt mi tego nie zabroni. - powiedział z uśmiechem wygranej, po czym dodał. - Może i dzisiaj nie zastosuję twojej kary własnoręcznie, ale piwnica będzie idealnym rozwiązaniem.
Na tę informację Hyunjinowi opadła szczęka. Lecz i tę reakcję ukrył, posyłając swojemu ojcu nienawistne spojrzenie.
- Teraz pójdziesz do piwnicy, później zobaczymy czy dalej będziesz w stanie wydać z siebie takie odzywki. - powiedział, chwytając chłopaka za ramię, ciągnąc w stronę schodów, które prowadziły do ich takiej malutkiej sali tortur.
Szli obskurnym korytarzem, czując smród fajek, starego kurzu, starej krwi i innych tego typu pyszności. Zielonowłosy zacisnął usta w wąską linię, nie wydając ani jednego odgłosu, kiedy nacisk na jego ramię się zwiększył. Był do tego przyzwyczajony, jednak wciąż bolało, pomimo upływu tylu lat.
Po chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi od jednej z cel. Nie zdążył nawet spojrzeć, która to z nich, czując pchnięcie na jakiś jeszcze nieznany mu obiekt, po czym nastąpiło kilka kopnięć, prosto w jego leżące i tak już ciało.
- Siadaj. - powiedział wampir, praktycznie ciągnąc syna, za przydługie włosy, aby umieścić go w urządzeniu.
Hyunjin, wiedząc że nie zostało mu nic innego, jak tylko wykonać polecenie, więc podniósł się, ciężko opadając na metalowy obiekt. Uniósł powieki, wpatrując się w podejrzanie rozbudowaną i błyszczącą z nowości konstrukcję. Skoro była nowa, miał pewność że przynosi jeszcze więcej bólu, niż te stare.
- Może i pochodzi ze średniowiecza, ale zamówiłem nową, jest odrobinę lepiej wykonana i nie zabije cię, tylko po prostu trochę rozciągnie. - powiedział, naciągając linę na jego dłonie, mocno ciągnąc je w górę, a następnie, ciągnąc do tyłu. - Jak będziesz się za mocno wiercić, może cię trochę podziurawić, a sądzę że tego raczej nie chcesz.
Po chwili nogi młodszego wampira, również znalazły się w pułapce, zatrzaskując metalowy mechanizm na stopach, a mocno zginając się w wewnętrznej stronie kolana, tak aby naciągnąć staw do odczuwania silnego bólu, bądź jego wyrwania. Podobnie było z ramionami, które przy jednym, mocniejszym ruchu mogły się rozerwać. Po chwili jednak Hyunjin poczuł, o co chodziło z nadmiernym wierceniem się. W całym mechaniźmie były drobne szpilulce, które tak samo jak cała konstrukcja były wykonane ze srebra i to silnego, na tyle aby przy dłuższym kontakcie, zwęglić skórę, do martwicy tkanek, czego jedynym ratunkiem byłby przeszczep skóry.
Kiedy cała konstrukcja się uruchomiła, Hyunjin w niemym szoku otworzył szeroko oczy, sprawiając że wyglądały jak spodki. Momentalnie poczuł że szklą mu się oczy, aż musiał je zamknąć, nie pozwalając aby wystawione były na czyjkolwiek widok. Nie potrafiłby po tym spojrzeć w lustro. Zacisnął usta, zębami naciskając dolną wargę, aż poczuł metaliczny posmak w ustach. Był świadomy że jego oprawca wciąż jest w pomieszczeniu, czuł jego przenikliwy wzrok, oczekujący chęci błagania o litość. Jednak Hyunjin nie zamierzał o nią prosić, to nie miało sensu. Byłoby to tylko upokorzenie. Po tylu latach nie był w stanie po prostu okazać wszystkiego, ani prosić o cokolwiek.
Kiedy mężczyzna, nie czując żadnej satysfakcji ze swojego idealnego pomysłu, wyszedł, Hwang odczekał kilka chwil, po czym pozwolił aby jego kilka łez znalazło ujście, mocząc koszulkę, która była jego jedynym źródłem ciepła. Było mu strasznie zimno, całe ciało bolało, a kolejnym źródłem udręki, była lekko przeciekająca rura, biegnąca wzdłuż sufitu. Było strasznie cicho, prócz lekkich pisków szczurów, mieszkających w sąsiadującej obok niego celi.
Szarpnął dłońmi, czując jak dodatkowy srebrny obciążnik opada na jego nadgarstki, ciasno je oplatając. Chwilę później postanowił ostrożnie wyciągnąć jedną z nóg, jednak wtedy w tą drugą wbiły się srebrne igiełki, na tyle, aby zostawić wieloletnie blizny, oraz doprowadzić do intensywnego krwawienia. Nie mógł zrobić za wiele, ponieważ liny, krępujące jego kończyny, sprawiały że nie mógł usiąść. Nie mógł zrobić praktycznie nic, wiedział że jedyną rzeczą którą może zrobić, jest jak najdłuższe zachowanie przytomności, oraz pozostanie w bezruchu.
Po chwili poczuł jak cały jego mur chłodu i nienawiści, zaczął się rozpadać, aby dać upust dziecięcej bezsilności i braku zrozumienia. Bo Hyunjin nie rozumiał. Nie miał pojęcia kiedy jego rodzice się stali takimi potworami bez uczuć, przepełnionymi nienawiścią, tłumaczący się chęcią utemperowania jego charakteru, który nigdy nie był zły. Hwang był zły, na siebie, na swoich rodziców, na wszystko, nawet na swoją egzystencję, o którą się nigdy nie prosił.
- Dlaczego? - spytał wampir sam siebie. - Czym na to zasłużyłem? Czy naprawdę aż tak was zawiodłem? To moja wina. To wszystko z mojego powodu. Więc czemu wciąż żyję? Nie powinienem już dawno umrzeć? Więc dlaczego? Po co się urodziłem? Nie powinienem. To tylko i wyłącznie moja wina.
Spojrzał jeszcze raz na całe urządzenie, po czym zamknął oczy, oraz zaczął szarpać nim tak mocno, aby wszystkie ukryte i te pokazane mu już funkcje się uruchomiły. Ostatnią rzeczą, którą pamiętał, był ból powykręcanych do granic możliwości kończyn, oraz płynące strużki krwi po jego ciele.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka!
Przepraszam, że rozdział dopiero po miesiącu, ale jak każdy człowiek, ja też potrzebowałam odpoczynku, więc jeśli czekaliście, to bardzo wam dziękuję, postaram się być częściej aktywna.
Co tam u was?
U mnie średnio, trochę mnie boli brzuch, głowa, dlatego przepraszam za chaos, który się dzieje w tym rozdziale, miało się tutaj to wszystko potoczyć inaczej 🥲
Kocham was
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top