32.

Jungwon skierował swój wzrok, na idącego tuż obok wampira. Każdego mogłoby zastanawiać, co on do cholery odwala? Tylko że on sam nie był tego pewien.

Od zawsze był wychowywany w poczuciu, że trzeba poznać człowieka nim się go oceni. Cóż, jak widać już nie raz złamał tą regułę. Można powiedzieć że nigdy nie chciał poznać innych, wystarczyło mu jedno spojrzenie, jeden gest, jedna rozmowa, aby kogoś ocenić, głównie negatywnie. Więc co akurat skłoniło go do tego, aby akurat teraz iść sobie na tak zwaną randkę, z najgorszym wrogiem?

Jego głównym celem była zemsta, lecz on nie chciał, aby Jay umarł szybko. Według jego sadystycznej osobowości, chciał aby wampir poczuł ból, taki sam, jaki wycierpiał Riki, oraz ten który sam Yang nosił w sobie przez te wszystkie lata. Z jednej strony, czuł że jego postępowanie jest niewłaściwe, lecz na głos by się do tego nie przyznał.

Po nastąpieniu dłuższej ciszy, poczuł zimną dłoń na tej swojej. Od razu spotkał uśmiechnięte oblicze Parka, lecz jak normalnie wampir, dostałby już z liścia, tak teraz postanowił pozwolić mu na ten drobny gest.

Mimowolnie się uśmiechnął, spoglądając w błękitne niebo, które dzisiaj nadawało światu ciepłych kolorów, przez co zdawało się że zamiast nadchodzącej jesieni, jest wiosna.

Udali się w kierunku parku, gdzie kolorowe liście pokrywały wszystko co ich otaczało. Jay zdawał się w tym momencie zmienić z nieczułego gnoja, w beztroskie dziecko, ponieważ zaczął biegać wśród liści, śmiejąc się w głos.

Jungwon usiadł na ławce, przymykając powieki. Czuł potężne zmęczenie, lecz nie mógł spędzać ostatnich dni swojego życia na gniciu w domu. Samo wzięcie świeżego powietrza w płuca, napawało go uczuciem ulgi, które od dawna było mu obce.

Nagle świat za jego zamkniętymi oczami, z jasnoczerwonego zmienił się w ciemność. Uchylił powieki, widząc przed sobą Jay'a, wpatrującego się w niego z lekkim zaniepokojeniem w oczach.

- Wszystko w porządku? - spytał, chwytając jego dłonie, których temperatura przypominała zimowe, lodowe sople. - Masz lodowate ręce.

Wyjął z kieszeni ocieplane rękawiczki, nakładając je na dłonie bruneta, oraz chowając, aby się nie zsunęły,za linią rękawa ciepłego swetra, który miał ubrany pod płaszczem.

- Wszystko dobrze. - powiedział Jungwon mrugając kilkakrotnie, aby nawilżyć piekące już gałki. Wtedy poczuł że zostaje gwałtownie uniesiony z bezpiecznego gruntu. - Co ty robisz?!

Jongseong zdawał się być głuchy na jego krzyki, odpowiadając na nie jedynie uniesionymi wysoko kącikami ust. Po chwili poprawił Yang'a w swoich ramionach, po czym zamachnął się, rzucając nim w ułożoną w ciągu ostatnich minut, stertę liści.

- Chcesz umrzeć?! - krzyknął Jungwon, zwracając na siebie uwagę kilku europejskich turystów, po czym rzucił w kierunku Parka wiązankę kilku dosadnych przekleństw. Odpowiedział mu tylko głośny śmiech towarzysza, na co zaczął gwałtownie wychodzić z roślinnej pułapki. - Zobaczymy, czy zaraz też będzie ci tak do śmiechu!

Po czym prawie przewracając się o własne nogi, wyszedł z liści, czerwieniąc się niczym byk, widzący czerwoną płachtę. Rzucał w kierunku uciekającego przed nim wampira, wiele różnorakich, ale za to obelżywych epitetów, aż w końcu udało mu się go złapać. Nie dało się ukryć tego, że Jay dał mu fory, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Jungwona.

Mimo swojego niskiego wzrostu, sięgnął do tyłu głowy wampira, uderzając go mocno dłonią.

- A za co to?! - oburzył się Jay, masując bolącą czaszkę.

- Na przyszłość, żebyś wiedział że ze mnie nie wolno się wyśmiewać. - powiedział Jungwon, krzyżując ręce.

- Nie moja wina, że jesteś rozkoszny, kiedy się wściekasz. - powiedział starszy, czochrając ręką jego włosy.

- Oż ty! - krzyknął wyciągając dłoń, aby poprawić swój kilka chwil wcześniej wymierzony cios, lecz jego dłoń została zatrzymana w ułamku sekundy.

Spojrzał zaskoczonym wzrokiem na wampira, patrząc głęboko w jego oczy. Zastygł w bezruchu, nie wiedząc dlaczego w tej jednej chwili, moment oczekiwania, na jakieś zdarzenie i ruch, był wręcz niezręczny i stresujący.

Jego dłoń została opuszczona tuż przy jego boku, co sprawiło że Jay nie stykał się z nim żadną częścią ciała, lecz mimo tego Jungwon czuł że nie może przerwać tego niezręcznego momentu który nastąpił.

Poczuł że twarz wyższego z nich, znalazła się tuż przy tej jego, przez co wstrzymał oddech, czując silne kołatanie serca, porównywalne do stanu przed zawałowego.

Przymknął oczy, czując jak oboje oddychają tym samym powietrzem, po czym poczuł wargi wampira, na tych swoich. W przeciwieństwie do poprzedniego pocałunku, ten emanował delikatnością i ostrożnością, oraz błogim rozleniwieniem słonecznego dnia.

Po chwili skończyli pocałunek, aby zaczerpnąć powietrza. Lekko zarumienieni, oddychali ciężko, spoglądając na siebie spod przymkniętych powiek, dając chwilę, aby ich myśli mogły polawirować między sobą, tworząc dwa przeciwne sobie obrazy.

Ten Jungwona, prezentujący sobą zagubienie, oraz dziwne poczucie niepokoju, zupełnie niezgodne z jego postępowaniem i postawą moralną, oraz ten Jay'a, odnajdujący sens swoich uczuć, oraz przelewający pozytywne emocje, które wydawać by się mogło, że już dawno są przez niego nieodczuwalne.

Czas zatrzymał się w miejscu, lekki jesienny wiaterek dodawał miejskiemu skwerkowi, niesamowicie romantycznej aury. Liście jeszcze w dużej mierze trzymały się drzew, lecz wystarczyło jeszcze kilka tygodni, aby już zaczęły opadać w dużej ilości na ziemię, kończąc swój żywot.

Pojedyncze fragmenty błękitnego nieboskłonu pokrywały białe chmurki, wyglądu waty cukrowej na festynach. W jednej chwili świat na moment nabrał niesamowitego wyglądu, rodem z koreańskich komedii romantycznych.

Kolejne chwile spędzone w popołudniowym słońcu, przerwał głośny dźwięk, wydobywający się z urządzenia, zwanego telefonem Jungwona.

- Poczekaj, to z pracy, za moment wracam. - powiedział odchodząc na odległość kilku metrów, tak aby Jay nie usłyszał szczegółów rozmowy, po czym odebrał połączenie.

- Jungwon, próbowałem robić wszystko co się dało, ale nikt mnie nie słuchał! - powiedział Jake, zdenerwowanym tonem, na co umysł Yang'a gwałtownie otrzeźwiał.

- Ej, czekaj. Najpierw się uspokój, potem mów, bo nic z tego nie rozumiem. - powiedział spokojnym tonem brunet do słuchawki, lekko szurając butami w liściach.

- Pamiętasz jak wznowiłeś śledztwo w sprawie Rikiego? - spytał, lecz doskonale znał odpowiedź, jednak kontynuował po uzyskaniu potwierdzenia. - Właśnie dzisiaj oficjalnie zamknęli sprawę.

- Pytałeś o powód? - zapytał Jungwon, hamując buzującą się w nim furię.

- Nikt nie chciał mi nic sensownego powiedzieć. - rzekł Jake, po czym ciężko westchnął. - Przepraszam Wonnie, nie potrafię nic już w tej sprawie zrobić.

- Nic się nie stało, to nie twoja wina. - wyszeptał smutno Yang, biorąc głośny wdech. - Muszę nad tym pomyśleć, więc się rozłączam, nie zadręczaj się tym.

- Dziękuję. - powiedział Jake, po czym się z nim pożegnał, wracając do swoich obowiązków.

Jungwon szybko ruszył przed siebie, rzucając Jayowi tylko, że musi już wracać. Wampir próbował dowiedzieć się o co chodzi, lecz widząc zły nastrój Jungwona, odpuścił sobie po kilku próbach, decydując że i tak odwiezie go do domu.

Świat znów stał się nijaki, przypominając o wszelakich swoich brudach i usterkach, które były już niemożliwe do naprawienia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka!

Także no, jest niedziela (prawie poniedziałek). Niestety jutro na zajęciach gotuję zupę ogórkową, której szczerze nienawidzę, więc odechciewa mi się tam iść. A jak tam u was?

U mnie w miarę w porządku, jak na moje życie, ale rewelacji nie ma, czyli nawet spoko norma.

Kocham was misiaczki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top