29.

Jungwon miał wrażenie że znajdował się pod wodą. Było ciemno, a on sam słyszał wiele głosów, które były ogromnie przytłumione. Nie mógł otworzyć ust, czuł też dotyk wody na skórze. Jego oczy nadal pozostawały zamknięte, ponieważ sama ich ciężkość, była dla Jungwona porównywalna do ołowiu.

Chciał już opaść na dno, co zrobił już kilka razy w ciągu całego tego dziwnego amoku, lecz tym razem coś go zatrzymywało. Miał wrażenie że podnosi się do góry, powoli odzyskując resztki świadomości.

W chwili, w której udało mu się otworzyć oczy, poczuł ostry ból głowy. Cicho przeklnął pod nosem, co zabrzmiało jak dźwięk nienaoliwionych drzwi. 

Już po samym uciążliwym zapachu chloru i chorych ludzi, rozpoznał że był w szpitalu. Czuł na sobie wywierający w nim dziurę wzrok, po czym odwrócił głowę w tamtym kierunku. W tym natrętnym spojrzeniu brązowych tęczówek, rozpoznał Jay'a, siedzącego z zatyczkami w nosie. Jego oczy wyrażały lekki strach, a także obrzydzenie. W pewnym momencie sam Park, parsknął śmiechem, widząc morderczy wzrok Yang'a.

- No i co się śmiejesz? - spytał zachrypniętym głosem Jungwon, mozolnie podnosząc się do pozycji wpół siedzącej.

- Napędziłeś mi stracha. - powiedział Jongseong, uśmiechając się lekko.

- To nic takiego. Po prostu omdlenie i tyle. - wymruczał Jungwon, lekko marszcząc czoło.

- Jungwon, przepraszam bardzo, ale czy ty widzisz to co się z tobą dzieje? - powiedział już z lekkim zirytowaniem i złością Park. - Ile jeszcze zamierzasz narażać swoje zdrowie i życie?

- Nie gadajmy o tym, okej? - powiedział Yang, wstając z głośnym jękiem bólu. - Dlaczego do cholery, mam tu tyle kabli?!

- Miałeś przetaczaną krew, byłeś odwodniony i do tego trochę niedożywiony, więc czego ty oczekujesz?!- zapytał Jay z ironią w głosie.

- I tak zaraz stąd wychodzę, więc nie musisz już trzymać tych zatyczek w nosie. - powiedział Jungwon, odpinając wenflon.

- Chcą ci jeszcze zrobić jakieś badania, a poza tym, kto i kiedy za przeproszeniem tak stwierdził?! - krzyknął wampir, chcąc go zatrzymać na szpitalnym łóżku.

- Tutaj są chorzy ludzie, więc przestań robić awantury. Wychodzę i tyle. - wzruszył ramionami Jungwon, po czym wstał, aby zasunąć zasłonki. - Chcę się przebrać, wyłaź mi stąd.

Jay z głośnym westchnieniem, wyszedł z tego prowizorycznego parawanu, dając Jungwonowi możliwość ubrania się w normalne rzeczy, które nie są biało niebieską piżamą, wyglądającą jak dla starych ludzi.

Jungwon w tym czasie zaczął odplątywać te paskudne plastikowe kable, które postanowiły mu utrudnić szybką ewakuację z tego ośrodka tortur. Kiedy w końcu mu się to udało (po kilkunastu zniecierpliwionych stuknięciach czubkami butów krwiopijcy za zasłoną), szybko ubrał się w ubrania, które najwyraźniej ktoś mu tutaj dostarczył.

Nie wyglądały one jak te z jego szafy, oraz pachniały obcymi perfumami. Jednak wyglądały w miarę porządnie, jak na jego gust.

- Jeśli masz mi tu dalej stękać, to lepiej idź się na coś przydaj i załatw mi wypis! - krzyknął do Parka, po czym tamten tylko coś burknął i udało mu się usłyszeć jego oddalające się kroki.

Spojrzał na ubrania, którymi była biała bawełniana koszulka, pomarańczowy miękki sweterek, z kilkoma większymi dziurami, oraz czarne, proste spodnie. Na szczęście buty miał swoje, były nimi czarne botki, trochę ubłocone, które leżały pod jego łóżkiem. Sięgnął po nie, lekko otrzepując z kurzu i błota, po czym ubrał je na nogi.

Odsunął zasłonki, kiedy już uporał się z biżuterią, zaczepiającą się o sweter, po czym spakował wszystkie rzeczy jakie miał i wyszedł z sali.

Na korytarzu odszukał wzrokiem Jaya, który wciąż cierpiał katusze, nie będąc przyzwyczajony do intensywnych zapachów szpitalnych. Dowodem tego była bledsza niż zwykłe cera i morderczy wzrok.

- Mam wypis, a teraz wyjdźmy już stąd bo nie wytrzymam i puszczę pawia. - wysyczał, chwytając mocno rękę Jungwona, po czym ruszył pędem w stronę drzwi wyjściowych.

Przeszli kawałek, po czym Jay wylądował z głową w krzakach. Jungwon na to wywrócił oczami, wyciągając paczkę chusteczek z kieszeni płaszcza.

- A czym ty taki straumatyzowany? - spytał Jungwon, poklepując go po plecach. - No już, wystarczy, bo zaraz żołądek wyplujesz.

- W zamian za tą akcję, zabierasz mnie na jakieś żarcie. Od razu mówię że to ty stawiasz! - rzekł Jongseong z wyrzutem, odbierając całą paczkę chusteczek Wona.

- No ej, na żarcie możemy pójść, ale to ty stawiasz. Za te godziny marudzenia. - uparł się młodszy, idąc w stronę samochodu wampira.

- No dobra. - wydusił Jay, otwierając pilotem samochód.

Jungwon wsiadł na fotel pasażera, od razu odchylając go trochę do tyłu, żeby móc się wygodnie rozłożyć. Po chwili dołączył do niego Jay, otwierając obok siebie okno.

- Dzisiaj to ty rządzisz podkładem muzycznym. - powiedział Jay, podając Jungwonowi swój telefon z całkowitym dostępem do Spotify.

Jungwon przejrzał kilka pozycji, zmieniając ich kolejność, oraz dodając utwory z własnej playlisty. Po chwili w głośnikach rozległy się pierwsze dźwięki Blow od Jacksona Wang'a.

Won przymknął oczy, rozkoszując się swobodną ciszą i dźwiękami płynącymi z głośników. Uśmiechnął się, czując od dawna niezaznany spokój.

Po kilkunastu minutach jazdy wśród piosenek takich jak: Wings od PIXY, Spine Breaker od BTS, Cold Blooded od Jessi oraz Love Killa od Monsta X, dojechali do jednej z wielu w tym mieście, restauracji.

Jay od razu na wejściu, uchylił szklane drzwi przed Jungwonem. W pomieszczeniu, powitał ich zapach pieczonej pizzy.

Sala była wypełniona kilkunastoma okrągłymi stolikami, przy których stały krzesełka z ciemnego drewna. Na stolikach leżały obrusy w biało czerwoną kratę, oraz karty menu i wazon z kolorowymi kwiatami.

Podłoga również była drewniana, w powietrzu unosił się również i zapach tego surowca. Ściany koloru kremowego, miały wiele zdjęć, starych i czarno białych z dawnego okresu świetności i popularności. Menu znajdowało się również na ścianie, na wielkich tablicach. Między fotografiami, wisiał duży biało czarny zegar, którego ruch wskazówek znikał, wśród hałasu zgromadzonych ludzi w lokalu.

Z sufitów zwisały lampy, w kolorach czerwieni i żółci, a ciepłe światło z nich, stwarzało półmrok, nadając aury lekkiej tajemniczości i tworzyło miłą atmosferę lokalu, która pewnie przyciągała wielu klientów.

Ludzi nie było dużo, ponieważ była środa, a wtedy ludzie pracują i chodzą do szkoły, nie mając czasu wychodzić gdzieś wieczorami.

Jay zaprowadził ich do stolika, po czym odsunął Jungwonowi krzesło. Podał mu jedną z książeczek ze spisem serwowanych potraw, a drugą wziął dla siebie. Jungwon spojrzał na ceny, mocno wytrzeszczając oczy. Z tymi cenami na jeden posiłek musiałby zarabiać pół roku.

- To chyba nie był dobry pomysł, żeby tu przychodzić. - powiedział cicho do Jay'a, charakterystycznie unosząc brwi. - Przecież te ceny to moja pół roczna wypłata.

- Mimo że mam dużo pieniędzy, też uważam że za takie jedzenie to jest gruba przesada. - mruknął Jay, odkładając menu do koszyczka. - Czy to czas żeby się stąd ewakuować?

- Tak, to odpowiednia pora. - powiedział Jungwon, obmyślając plan ucieczki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka!

Dzisiaj rozdział z serii: "Jay i Jungwon walczą z inflacją" 🤣🤣🤣. A tak na poważnie, to Jaywony nam się tutaj rozwijają. Co wy na to?

Jak myślicie, co wydarzy się dalej?

Ja osobiście wiem, ale wam nie powiem (he he he, jestem zła). Ale sądzę że powinniście się bać 😂

Jak wam minął Sylwester? Macie jakieś plany i postanowienia na ten rok?

Ja chcę wam życzyć tego żeby ten rok był o wiele lepszy, od tego poprzedniego. Świat może i się nie naprawi, ale tego właśnie bym chciała. Może uda się go choć częściowo zmienić.

Kocham was i szczęśliwego nowego roku moje misie ❤️
~🍄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top