25.

Był ciepły dzień. Słońce wznosiło się nad chmurami, ogrzewając twarze sześciolatków, którzy biegli na początek nowego roku szkolnego. Wszystkie dziewczynki, jak jeden mąż, miały na włosach kokardki w żółtym kolorze, większe niż ich głowy.

Tylko jedna z tych sześciolatek, wyróżniała się wyglądem. Jej włosy były rozpuszczone, a kokardę sama zerwała z nich niedbale, chowając w którejś kieszeni płaszcza. Minę miała srogą, która odrzucała wszystkich przedszkolaków w zasięgu jej wzroku.

Kiedy zadzwonił dzwonek, wszystkie dzieci zebrały się na dziedzińcu wielkiego obiektu, zwanego prywatną szkołą elementarną. Spośród innych placówek tego typu, wyróżniała się wielkim rygorem, oraz była typem internatu, zamkniętego nawet na święta.

Wśród tych wszystkich wystraszonych, oraz entuzjastycznie nastawionych dzieciaków, znajdowała się również dwójka najlepszych przyjaciół, która poznała się w piaskownicy i to dosłownie.

Nastąpiło to w momencie, w którym oboje bawili się na tym samym placu zabaw. W tamtym momencie mieli oboje takie same grabki. Kiedy jedne z nich zginęły, oboje zaczęli się kłócić, oskarżając się nawzajem o zabranie ich. Na początku się z tego powodu nie lubili, lecz po wyjaśnieniu całej sprawy złapali wspólny język.

Teraz również stali razem, niczym nierozłączne papużki. Po surowej minie dyrektorki, już wiedzieli, że nie będzie łatwo. Rozejrzeli się wśród tłumu, ale nikt szczególny nie przykuł ich uwagi.

- A teraz wszyscy rozchodzą się do klas, pierwszaki zostają na boisku. - powiedziała kobieta, na koniec przemówienia, które nic ciekawego nie wnosiło do ich życia.

Jake i Jungwon, mieli wtedy okazję, aby dokładniej poznać osoby, które miały z nimi chodzić do klasy. Większość z sześciolatków wyglądała na zadufanych w sobie, co potęgowały tylko ich bogate trzewiki w parze z markowymi plecaczkami. To od razu ich odrzuciło, lecz nie musieli się kłopotać z tymi dzieciakami, ponieważ nie zwrociły na nich najmniejszej uwagi.

Jednak byli zdziwieni, kiedy ich wzrok spotkał się ze wzrokiem z wyglądu trochę zimnej i wrednej dziewczynki. Nie wyglądała ona na bogatą snobkę, lecz wyróżniała się wyglądem spośród innych dziewczynek. Jej rozpuszczone włosy wyglądały na niezwykle zaskakujący akt buntownictwa, do całego szkolnego systemu.

- Shin Yuna! Idziesz do dyrektora! - krzyknęła na jej widok kobieta, zwana ich nową wychowawczynią.

Dziewczynka tylko wywróciła oczami, po czym wstała kierując się do wejścia do szkoły.

Nie pojawiła się przez najbliższą godzinę, lecz kiedy wróciła znów zerwała przymusową wstążkę z włosów.

- Hej, Jestem Jake, a to Jungwon. - pokazał jeden z dwójki przyjaciół, kolejno na siebie i swojego przyjaciela. - A ty to Yuna, prawda?

- Jeśli i wy zamierzacie mi gadać o zaletach tego narzędzia tortur dla włosów, to będziecie mogli się pożegnać ze swoimi zębami. - powiedziała dziewczynka, z groźną miną.

- Nie mieliśmy tego na myśli, po prostu jesteśmy pod wrażeniem. - powiedział Jungwon, odzywając się pierwszy raz, dzisiejszego dnia.

- Pod wrażeniem czego? - spytała Yuna, z uniesionymi brwiami, zatrzymując się w pół kroku, zdobywając zainteresowanie dwoma chłopakami obok niej.

- No, nie spotkaliśmy do tej pory osoby, która by już lądowała u dyrektora w pierwszy dzień szkoły. - powiedział Jungwon, dziwnie się otwierając, jak na introwertyczne, nieśmiałe dziecko.

- Nie boisz się, że cię ze szkoły wyrzucą? - spytał Jake, podtrzymując ich ciekawą konwersację. - Wiadomo, nie życzę ci tego, ale trochę duży rygor tu jest.

- Wiecie, nie lubię, kiedy ktoś ogranicza mój wygląd, szczególnie włosy. - powiedziała Yuna, spoglądając w stronę słońca. - Już niedługo piętnasta, idziemy na miasto?

- Przecież mamy zakaz opuszczania terenu internatu. - powiedział Jake, zastanawiając się nad tym, czy to aby napewno dobry pomysł, aby łamać zasady już pierwszego dnia.

- Pierwszego dnia, zawsze możecie się usprawiedliwić brakiem znajomości regulaminu. - powiedziała dziewczynka, wchodząc po wysokim murze. - Zresztą i tak regulamin tego typu, obowiązuje od dnia jutrzejszego.

- Czy aby napewno to dobry pomysł? - dopytał Jungwon, idąc śladem Yuny.

- Jeśli chcecie mieć cokolwiek ze wspomnień szkolnych, to napewno nie zbudujecie tego na siedzeniu całymi dniami wśród zadufanych w sobie dzieciaków. - powiedziała Yuna, zeskakując z muru. - Grunt jest stabilny, możecie skakać.

- Jungwon, nie daj się na to namawiać. - zaczął Jake, lecz po chwili, kiedy uświadomił sobie że nie powstrzyma bruneta, westchnął głośno, wspinając się po kilku poluzowanych cegłówkach.

- Widzicie? Mamy tu niesamowity widok na miasto. Widzicie te budynki za wzgórzem? To jest właśnie najbliższe miasto. - zaczęła tłumaczyć dziewczynka, pokazując cel ich wyprawy dłonią.

- Trochę daleko to jest. - powiedział Jungwon, popadając w zamyślenie.

- Znam fajny skrót, dotrzemy tam w nie więcej niż pół godziny. - powiedziała beztrosko Shin, biegnąc na przód. - Kto ostatni przy drzewie, stawia coś do picia!

Wtedy ruszyli biegiem, śmiejąc się beztrosko, po czym rzucili się jak najszybciej do drzewa.

- Trudno, mamy remis. - powiedziała Yuna, wyciągając butelkę wody z kieszeni swojego płaszcza. - Widzę że nie wzięliście picia, napijcie się mojego.

- A ty co będziesz pić? - spytał Jungwon z troską, upijając łyk zimnej cieczy. - Nie chcemy ci wszystkiego zabierać.

- Nic nie szkodzi, nie potrzebuję zbyt dużo picia aby przetrwać. - rzekła brunetka.

- Ej, a może nie pójdziemy do miasta, tylko zostaniemy tutaj. - powiedział Jake, po czym dodał widząc zaskoczone miny pozostałych. - Mamy jedzenie, ciepłe słońce, no i wyszliśmy poza teren szkoły.

- W sumie dobry pomysł, zróbmy piknik!- powiedział Jungwon, zgadzając się z dwójką towarzyszy.

- Co macie do jedzenia? - spytała Yuna, wyciągając zawartość swoich kieszeni, którą były gumy kulki, kinder niespodzianki, oraz paczka żelków.

W tym samym czasie Jungwon opróżnił zawartość swoich kieszeni, skąd wyjął bułeczki cynamonowe, oraz kilka babeczek.

- Czy ty nosisz ze sobą piekarnię? - spytała ze śmiechem Yuna, rozkładając rzeczy na trawie.

- Nie, po prostu lubię piec. - powiedział Jungwon, lekko się czerwieniąc.

- Czyli z głodu nigdy nie umrzemy, bo mamy piekarza. - powiedziała Yuna. - A ty Jake, co zapewnisz nam byśmy przetrwali?

- Myślę że zawsze mogę kogoś z was przytulić. - powiedział Jake, wyjmując swoją część zapasów.

- Dobra, czyli ja mogę po prostu kogoś pobić, mamy cały gang. Jak możemy się nazwać? - zapytała entuzjastycznie dziewczyna.

- Myślę że rozbójnik i dwie żaby, to będzie dobra nazwa. - powiedział Jake, na co Yang, oraz Shin odpowiedzieli mu śmiechem. - Ale o co wam chodzi, czemu się śmiejecie?

- Nic, nic, po prostu podoba nam się nazwa. - parsknął śmiechem Jungwon.

- Chciej dobrze, a zawsze będą się z ciebie śmiać. - fuknął Sim, udając obrażonego.

- Oj tam, tylko żartujemy. - powiedziała Yuna, po czym jej wzrok padł na prowiant przyniesiony przez Australijczyka. - Masz pianki truskawkowe?!

- Nie tylko to, mam też serowe przekąski i paczkę chipsów. - zaczął wymieniać Jake, po czym dołożył przedmioty do stosu.

Siedzieli tak, rozmawiając o wielu rzeczach, o swoich planach na przyszłość, o jutrzejszym dniu, oraz o tym co by zrobili gdyby, mogli zrobić tylko jedną rzecz, o jakiej zawsze marzyli.

Lecz wszystko co dobre, szybko się kończy i tak było tym razem. Po dwóch godzinach, padło na nich światło latarek i ujrzeli zdenerwowane nauczycielki, oraz panią woźną z ich internatu. Mieli przechlapane.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka moje misie kolorowe!

Dzisiaj przychodzę do was z rozdziałem specjalnym, z okazji trzech miesięcy od kiedy piszę tą książkę i dlatego że mam tyle wyświetleń. Tego rozdziału nawet nie było w planie.

Mamy tutaj historię poznania Jungwona, Jake'a i Yuny, więc jest leciutko i milutko. Ale nie jestem z tego rozdziału zadowolona.

Co tam u was?

U mnie dobrze, gotowałam dzisiaj leczo na zajęciach i płakałam nad cebulą. Ogólnie to jutro mam sprawdzian z podstaw gastronomii, więc pozostaje mi tylko mieć nadzieję na cud (czyt. ocenę dopuszczającą).

~ Kocham was, 🍄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top