22.

Jungwon spojrzał przez lunetę, namierzając lufą cel. Na jego uszach, spoczywały wyciszające słuchawki, w jaskrawo żółtym kolorze, wyglądem upodabniające go do pingwina.

Kiedy już wycelował, pociągnął za spust, a w przestrzeni rozległ się stłumiony huk wystrzału. Nie żeby drażnił go ten odgłos, bo był do niego, od dawna przyzwyczajony.

Ściągnął nauszniki, po czym jego uszu zaatakowała mieszanina wielu odgłosów wystrzałów, oraz rozmów innych ludzi.

Po jego lewej stronie, stało dwóch mężczyzn. Z ich rozmowy, wywnioskował, że byli oni fanami łowiectwa i myślistwa. Było widać, to że byli oni amatorami. Strzelby w ich dłoniach, były źle ułożone, wręcz niepoprawnie. Każdy profesjonalista, w tym momencie by ich wyśmiał.

Nie czuł do nich żadnych pozytywnych emocji, wręcz od razu zaczął się im bardziej przysłuchiwać. Cała ich rozmowa przybierała dziwny obrót. Jungwon, po chwili wyrwał się z amoku, przewidując u siebie kolejne objawy paranoi. W końcu nie zachowywał się normalnie, jak każdy zdrowy człowiek.

Spojrzał na Jake'a, który wchodząc do pomieszczenia, miał minę, jakby był tu za karę. W sumie tak było, ponieważ każdy policjant miał w miesiącu chociaż raz zawitać na strzelnicy. Tym razem to była ich kolej.

Na jego uszach również były nauszniki, które idealnie komponowały się z jego żółtym sweterkiem w krokodylki i zielonym szalikiem z żabką. Czasem go zastanawiało, jak on trafił do policji, wzdrygając się przy każdym dźwięku.

- Przepraszam bardzo, ale to jest strzelnica, czy chłodnia? - zaczął marudzić Jake, praktycznie robiąc z tego wielką aferę. - Bo zaraz tutaj zostanie ze mnie mrożonka.

- Weź już nie marudź, siedzisz tu dopiero trzy minuty. - powiedział Jungwon, przerzucając swoją rękę, przez ramię Sim'a.

- Aż trzy minuty?! - krzyknął Jaeyun, po czym wszyscy okoliczni strzelcy, spojrzeli na nich ze zdziwieniem na twarzach, po czym dodał cichszym tonem. - To zdecydowanie za dużo.

- Nie dramatyzuj już tak, to tylko pistolet i kilka kulek. Kawałek metalowego mechanizmu. - pocieszył go Jungwon, choć wiedział że nie przeszkodzi Australijczykowi w dalszym narzekaniu.

- To jest narzędzie, które zabija. Jak możesz to nazywać tylko kawałkiem metalu. - odwarknął już cichszym tonem Jake, biorąc jeden z pistoletów ze stołu.

Stanął sztywno przed tarczą, z głośnym trzaskiem metalu, odblokowując broń. Wyciągnął ją przed siebie, celując w tarczę. Trafił w bok tarczy, po czym strzelił jeszcze kilka razy na węższe pętle, ponieważ nie chciał nigdy trafić w środek i musieć używać broni, więcej niż to konieczne.

Zabezpieczył broń, aby przypadkiem nie wystrzeliła, po czym odrzucił ją z cichym trzaskiem na stolik. Wyszedł jak najszybciej z pomieszczenia, po czym Jungwon zobaczył przez szybę, jak Australijczyk ściąga wyciszające nauszniki, po czym odchodzi.

Jake zawsze to robił. Wchodził i wychodził, mając na ustach tylko oznakę cierpienia i złości. Jungwon znał go już wiele lat i wiedział dlaczego zawsze tak reagował. Jake wiele lat temu stracił rodziców. Jego ojciec najpierw zabił jego matkę, po czym sam popełnił samobójstwo. Zrobił to za pomocą broni, więc dlatego Sim tak bardzo jej nienawidził.

Jungwon ostatni raz, trafił w sam środek tarczy, po czym poszedł w ślady swojego przyjaciela. Odłożył broń na miejsce, po czym odpiął papierowe tarcze. Wziął je do rąk, po czym obie zwinął w rulon.

Wyszedł z pomieszczenia, odkładając kartki na losowy stolik, po czym również ściągnął nauszniki. Odłożył je na miejsce, z którego dostał polecenie je wziąć, po czym wyszedł ze strzelnicy.

Ubrał kurtkę, w międzyczasie otwierając drzwi. Na dworze, padał śnieg, mimo tego, że była jeszcze jesień. Widział, że ludzie wciąż nie byli przygotowani na taką pogodę, ponieważ wciąż chodzili w trampkach i cienkich kurtkach, trzęsąc się jak osiki.

Udał się na przystanek, wkładając słuchawki do uszu. Odtworzył losowo swoje ulubione piosenki, a że jego playlista miała skłonności do wybierania mu piosenek, pasujących do jego nastroju oraz pogody na zewnątrz, od razu poleciało The Happiest Girl od Blackpink.

Kiedy przyjechał jego autobus, od razu kupił bilet i zajął jedno z miejsc siedzących. Wyjątkowo dzisiaj nie miał ochoty na chodzenie po mrozie, aż dostanie zapalenia płuc, przyspieszając swoją śmierć.

Jako że ten autobus był dość często wybierany na podróż, bardzo szybko się zapełnił. Dlatego też nie mógł liczyć na samotną jazdę, ponieważ również miejsce obok niego, zostało zajęte.

Westchnął ciężko, podgłaśniając na maksa swój telefon. Często był zagadywany, szczególnie przez starszych ludzi, ponieważ mieli oni go za licealistę, ze względu na jego młody wygląd.

Tym razem o dziwo nie była to jakaś staruszka, chcąca opowiedzieć mu historię swojego życia, oraz ponarzekać przy okazji na swoją synową o jakąś głupotę.

Była to młoda dziewczyna, z wyglądu przypominała europejkę. Miała na sobie mundurek, z jakiegoś publicznego liceum. Jej włosy były krótkie, oraz miały naturalny odcień blondu. Zdziwiło go to, jak krzywo były obcięte, praktycznie były na nich schody.

Przyjrzał się jej bardziej, skupiając się na twarzy i rękach. Rękawy koszuli miała porwane, jakby ktoś chciał je podpalić. Pod nimi kryły się bardzo duże poparzenia, z którymi dziewczyna powinna iść do szpitala.

Widząc jak Jungwon jej się przygląda, dziewczyna spojrzała na niego, po czym zakryła swoje dłonie szalikiem. Wtedy miał okazję przyjrzeć się jej twarzy. Pod lekkim makijażem, były widoczne siniaki, a jej warga była rozcięta. W jej oczach były widoczne łzy, które usilnie powstrzymywała.

Jej plecak również był zniszczony. Miał na sobie plamy z czerwonej olejnej farby. Wyglądała jak ofiara przemocy szkolnej, którą pewnie była. Mimo że Jungwon sam nigdy nie padł ofiarą szkolnych oprawców, to znał osobę, która nią była. Wiedział jaki strach odczuwała taka osoba, bojąc się, że jak zgłosi wszystkie czyny swoich rówieśników, oberwie jeszcze mocniej. Ciężko było patrzeć, jak najbliższa mu osoba cierpiała, a on nie potrafił z tym nic zrobić.

Momentalnie odrzucił swoje myśli, skupiając się na delikatnym uderzaniu kół autobusu o asfalt. Od razu zobaczył, jak dziewczyna wysiada na przystanku, koło szpitala i odetchnął z ulgą. Być może to tam ktoś udzieli dziewczynie pomocy, a jej koszmar się skończy.

Kilka przystanków później, był już na miejscu. Wyszedł z autobusu, wyciągając słuchawki z uszu. Ruszył na dalszą część spaceru, kierując się prosto do swojego domu.

Kiedy wszedł do niego, w drzwiach zastał Lilly, której ostatnio poświęcał zbyt mało czasu. Uśmiechnął się do niej, głaszcząc za uchem.

Po chwili jego uszy zaatakował najgłośniejszy dźwięk, jaki mógłby wydać jego telefon. Na wyświetlaczu ujrzał numer Sunghoona.

- O mój boże, Sunghoon, ty w końcu używasz telefonu. - zaśmiał się Jungwon, wiedząc że wampir dopiero uczy się obsługi wszelakiej elektroniki, poza komputerem.

- Tak, też w to nie dowierzam. - powiedział zirytowany Park, lecz po chwili przybrał oficjalny ton. - Dzwonię w sprawie kolejnego zlecenia, od szefa.

- Kto tym razem? - spytał Jungwon, siadając na krześle, przy swojej wyspie kuchennej.

- Kolejny wampir, podjadę do ciebie za niecałe pół godziny, więc bądź gotowy. - powiedział Sunghoon, po czym się rozłączył.

Jungwon westchnął ściągając z siebie swoje dzisiejsze ubrania, oraz buty. Rzucił wszystkie rzeczy w kąt, po czym ruszył schodami na kolejne piętro swojego domu.

Wszedł do jednego ze swoich pokoi, otwierając jedną z szaf. Wyjął z niej duże kartonowe pudełko. Otworzył je, wyjmując swoje specjalne ubrania, na zlecenia.

Nie mogły one być tymi jego zwykłymi, ponieważ nie mógł zostawić po sobie żadnego śladu dna. Gdyby taka sytuacja miała miejsce, to jego życie byłoby jeszcze bardziej zagrożone, niż teraz.

Powoli, nałożył na siebie wszystkie warstwy czarnego materiału. Przejrzał się w lustrze, które stało w rogu pomieszczenia, wyglądał jak zawsze beznadziejnie. Na włosy nałożył czapkę, zamykając je w specjalnym czepku. Na jego twarzy, znalazła się maseczka, w pewnym stopniu chroniąca jego tożsamość.

W jego umyśle, znów pojawiły się myśli, których nie chciałby w tym momencie posiadać. Czuł obrzydzenie do samego siebie, z powodu tych wszystkich zabójstw. Nienawidził tego. Nienawidził uczucia bezsilności, nienawidził wampirów, ale jeszcze bardziej nienawidził siebie.

Usiadł na podłodze, czekając na Sunghoona, który miał już przyjechać. Nie martwił się o to, że nikt nie otworzy tamtemu drzwi, ponieważ wciąż miał do nich klucze. W wielu momentach było to przydatne, praktycznie nie miało minusów, ponieważ Sunghoon był kulturalnym człowiekiem i rzadko się zdarzało, aby przychodził bez zapowiedzi.

Po kilkunastu minutach siedzenia, oraz wpatrywania się w sufit, który nagle stał się bardzo ciekawym obiektem, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i ożywienie Lilly.

Usłyszał dźwięk kroków na schodach, po czym usłyszał rozległo się pukanie do drzwi, zza których kilka sekund później wychyliła się niebieska czupryna wampira.

- Ooo, pofarbowałeś włosy. - stwierdził fakt Jungwon, przyglądając się morskim pasmom włosów przyjaciela.

- Nawet mnie nie denerwuj, to wina Hyunjina. - powiedział zirytowanym tonem Park.

- Nie no, pasuje ci ten kolor. - powiedział Jungwon, pstrykając go lekko w nos.

- E tam, nigdy nie planowałem ich farbować, to jakoś samo z siebie wyszło. - zaśmiał się Sunghoon, po czym momentalnie spoważniał. - Niedługo musimy jechać.

- Wiem. - odpowiedział Jungwon, wrzucając pusty karton do szafy. - To gdzie teraz jedziemy?

- Do centrum. - powiedział Sunghoon, wkładając Jungwonowi broń do rąk. - Więc musimy być ostrożniejsi, ponieważ w okolicy jest dużo kamer.

- Masz jakieś dokumenty? No wiesz, muszę coś wiedzieć. - powiedział Jungwon, wyciągając rękę, po teczkę w dłoniach wampira.

Sunghoon bez słowa mu ją podał, podczas kiedy Yang zaczął przeglądać wszystkie kartki. Tym razem, była to kobieta, również była wampirem. W dokumentacji, miała bardzo stare zdjęcie, nawet nie było ono w kolorze.

Nazywała się Sim Jayun, miała sześćdziesiąt lat, czyli jak na wampira, była jeszcze dzieckiem. Czuł się dziwnie, z tym że miałby zabić tak młodą osobę, szczególnie patrząc na to, że patrząc na jej wszystkie przewinienia, nie widział powodu, który miałby ją skazywać na wyrok śmierci.

- Dlaczego została skazana? - spytał Jungwon, zaskoczony, ponieważ miała to być jego najbardziej niewinna z ofiar. - Nie widzę tutaj powodu, za który zasługiwała by na śmierć.

- Była aktywna politycznie. Dlatego chcą ją usunąć, aby uniknąć buntu. - powiedział Sunghoon unikając kontaktu wzrokowego z Yangiem.

- Chcą się jej pozbyć, ponieważ przeszkadzają im jej poglądy na politykę? - spytał Jungwon, co wampir  potwierdził, kiwnięciem głowy. -To jest jakieś chore!

- Wiem. Ale nic nie można z tym zrobić. Jeśli nie ty ją zabijesz, to zrobi to ktoś inny, wręcz w o wiele mniej etyczny sposób. - podsumował gorzko Hoon.

Jungwon wiedział, że tamten ma rację. Był to jeden z niewielu razy, podczas których wręcz popierał ofiarę swojej zbrodni. Nie chciał jej zabijać, lecz cichy głos w głowie podpowiadał mu że tak będzie lepiej, że może gdzieś indziej znajdzie miejsce, gdzie wszyscy będą równi, bez żadnych wyjątków.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka!

Witam z powrotem. Na pocieszenie za tak długi brak rozdziału, macie Jungwona mordercę part nie wiem który.

Jak wam podobał się rozdział?

Mi nawet się podoba i z tą myślą będę pisać o każdym rozdziale, aby mieć lepszą wenę. Czy to dobry pomysł?

Co tam u was?

Ja jakoś żyję już drugi miesiąc na gastronomii, czyli możemy to uznać za sukces, czyż nie?

Kocham was moje misiaczki ❤️
~🍄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top