21.
Yuna otworzyła oczy. Wciąż leżała w sali szpitalnej, gdzie pozostała ze swoim synkiem. Wciąż nie dowierzała, że to się dzieje naprawdę.
Spojrzała na śpiącego Changwoo, odgarniając jego ciemne włoski z twarzy. Spał spokojnie, lecz za każdym razem, gdy oddychał z jego szpitalnych wąsów było słychać charakterystyczne odgłosy.
Nie sądziła nigdy, że dożyje tego momentu. Raczej żaden rodzic, kochający swoje dziecko, nie chciałby tego przeżyć. Mimo, że od początku, od kiedy chłopiec się tylko urodził, dawali mu najwyżej kilka lat życia.
W tej chwili, oddałaby wszystko, aby mukowiscydoza była uleczalna, aby w końcu, jej synek, mógł normalnie żyć, nie musiejąc się martwić o to że zabraknie mu powietrza w płucach.
Wzięła w dłoń, jego malutką rączkę, gładząc ją palcami. Miał tylko 5 lat, a już od początku swojego życia, był skazany na śmierć.
Kiedy zaszła w ciążę, była szczęśliwa. Mimo, że jej ciąża nie była planowana, to marzyła o tym, żeby kiedyś mieć dziecko.
Changwoo był wpadką, właśnie dlatego jej mąż, ożenił się z nią. Byeongcheol nigdy by tego nie zrobił, gdyby nie ta feralna impreza, gdzie oboje za dużo wypili.
Mimo tego, że wtedy musiała rzucić studia, aby urodzić i wychować dziecko, nie żałowała tego wyboru. Czy może wtedy jej życie wyglądałoby lepiej? Możliwe że tak.
Może nie musiałaby się martwić o to, jak dożyć następnego miesiąca, bez pieniędzy i pożyczek, których nie da rady spłacić do końca swojego życia.
Jednak nigdy nie żałowała, nie żałowała tego, że Changwoo się urodził. Pokochała go od kiedy zobaczyła jego błyszczące oczka i te malutkie, delikatne rączki. Był najpiękniejszym dzieckiem, jakie tylko przyszło jej zobaczyć, ponieważ był jej synkiem.
Usłyszała dźwięk przychodzącego połączenia. Nie chcąc budzić Changwoo, wyszła z sali, odbierając połączenie. W słuchawce nikt się nie odezwał. Przez chwilę myślała, że to jej mąż zmienił numer i postanowił łaskawie do niej zadzwonić.
- Halo. - powiedziała do słuchawki, rozglądając się dookoła siebie, czując na sobie spojrzenia starszych kobiet, stojących na korytarzu.
- Czy rozmawiam z Shin Yuną? - zapytał zdeformowany głos w słuchawce, którego nie można było określić mianem ludzkiego głosu.
- Przy telefonie. - powiedziała, kierując się do ławy, stojącej nieopodal. - Z kim mam przyjemność rozmawiać?
- Dzwonię do pani z propozycją dobrze płatnej pracy. - powiedział rozmówca, po drugiej stronie słuchawki ignorując pytanie Yuny. - Po szczegóły zapraszam pod ten numer, jak się pani zdecyduje.
- Ja nie potrzebuję...Halo? - zaczęła Yuna, lecz połączenie zostało przerwane.
Pomyślała że to pewnie jakiś świr, więc postanowiła zignorować ten telefon. Możliwe że to znowu jakieś dzieciaki, dzwoniące pod losowo wybrane numery, robiące sobie żarty.
Chciała wrócić na salę, lecz przerwała jej wiadomość od matki, z prośbą o szybki powrót do mieszkania. Zdziwiła się, ponieważ jej mama, zawsze do niej dzwoni, jeśli czegoś potrzebuje.
Kiedy zostawiła Changwoo pod opieką lekarzy, wyszła ze szpitala kierując się do swojego mieszkania. Na dworze, mimo tego, że był wrzesień, występowały poranne przymrozki. Słońce dopiero wschodziło, ponieważ była siódma rano.
Był mały ruch, ponieważ dzieci w szkołach, już zaczęły swoje lekcje. Samochodów też było mniej, niż w godzinach popołudniowych.
Yuna lekko trzęsła się z zimna, mając na sobie tylko materiałową imitację kurtki, która nie pełniła w tej chwili dobrze swojej funkcji. Oczywiście, wynikało to z braku finansów na ciepłe ubrania, z powodu problemów finansowych.
Mijała po drodze przystrojone uliczki, ozdobione neonowymi szyldami, w ciepłych kolorach, przynajmniej w większości. Były one trochę w stylu boho, niczym z typowego romansidła.
Po krótkim spacerze, znalazła się na ulicy, na której był jej blok mieszkalny. Z zewnątrz wyglądał niesamowicie obskurnie, nawet jak na typowo patologiczną ulicę, na której mieszkała.
Weszła do środka, otwierając rozpadające się drzwi. Zdziwiło ją zamieszanie, jakie panowało w bloku.
Szybko udała się do swojego mieszkania, gdzie zastał ją niecodzienny widok. Jej mama, szarpała się z jakimś urzędnikiem. Chwilę później, zrozumiała kto to jest, był to komornik, chcący zająć jakiekolwiek wartościowe rzeczy w jej domu.
Szybko odciągnęła kobietę, od gościa w garniturze, cicho przepraszając za zachowanie matki. Wiedziała że upór, w tym momencie nic nie da. Było już pewnie po sprawie, a wyzywanie i kłócenie się z kimś wyższą rangą prawną, było tylko zagrożeniem dla jej jedynego źródła utrzymania.
Bez słowa podpisała papiery, na których została oszacowana całość jej długu. Była to kwota pół miliona, która każdego dnia, rosła o wysokie odsetki. Wiedziała, że nie da rady tego zapłacić, nieważne co zrobi, dług będzie rósł, ciążąc coraz mocniej na życiu całej jej rodziny.
- Czemu im nie przeszkodziłaś? Nie mają prawa się panoszyć wszędzie, gdzie tylko zechcą. - zaczęła kazanie staruszka, wpatrując się z niedowierzaniem w swoją córkę. - Przegoniła bym ich.
- To nic nie da, mamo. - powiedziała Yuna, wpatrując się w podłogę, wciąż będąc w szoku, z powodu całych dzisiejszych wydarzeń. - Niestety mogą zrobić co zechcą, mogą nawet wyrzucić nas z mieszkania. Nie mogę nic z tym zrobić.
Yuna czuła że jej oczy robią się wilgotne, lecz szybko powstrzymała chęć rozryczenia się jak dziecko. Nie chciała, aby jej mama zobaczyła że sobie nie radzi.
- To tylko chwilowe, zobaczysz, pójdę do drugiej pracy i spłacę wszystko. - uśmiechnęła się sztucznie policjantka, do rodzicielki, próbując zdusić wszystkie emocje w zarodku. - Kupimy nowe mieszkanie i wszystko się ułoży.
- Trzeba zrobić coś więcej, co ci da kolejna praca? I tak już wystarczająco cię nie ma w domu. - powiedziała matka Yuny z wyrzutem. - Skoro Changwoo widzi ojca raz na pół roku, to niech ma chociaż matkę.
- Wszystko się zmieni, kiedy znajdę kolejną pracę, zobaczysz. Będziemy wtedy spędzać razem o wiele więcej czasu. - powiedziała Yuna, wciąż brnąc w kłamstwo, które wypracowała do perfekcji. - Nie będziemy już się musiały o nic martwić.
Obie zamilkły, po czym zapanowała nieznośna cisza. Staruszka wróciła do swojej robótki, zastanawiając się nad wieloma rzeczami, w tym nad wieloma wyrzeczeniami, które miały ich spotkać.
Yuna w tym czasie ulotniła się z domu, znów wychodząc na mroźne powietrze. Wyciągnęła z kieszeni paczkę Malboro, wyciągając z niej papierosa. Z drugiej kieszeni wydobyła zapalniczkę, odpalając go.
Nie pamiętała, w którym momencie zaczęła palić, lecz ten moment nadszedł stosunkowo niedawno. Ukrywała ten fakt przed innymi, nie chcąc ujawniać swojego drobnego nałogu. Oparła plecy o rozlatujący się mur, krzyżując nogi.
Odchyliła głowę do tyłu, zaciągając się kojącym dymem. Może i nie była długoletnim palaczem, ale teraz, dzień bez papierosów był dla niej dniem straconym.
Podjęła radykalną decyzję, wystukując numer. Wiedziała, że to była jej jedyna deska ratunku.
- Tak, tu Shin Yuna. - powiedziała poważnym głosem. - Dzwonię w sprawie oferty pracy, która została mi złożona dzisiaj rano.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka moi kochani ❤️
Przepraszam za tak długi brak rozdziału, mam szkołę i dużo się działo podczas tych ponad dwóch tygodni, ale nie będę wam tym zawracać głowy.
Co tam u was?
U mnie po prostu dobrze, mimo że ten rozdział wyszedł kiepsko i nie jestem z niego zadowolona.
Pozdrawiam i kocham was najmocniej❤️
~ 🍄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top