12.

Jungwona po raz kolejny obudziło jasne światło. Znowu znajdował się w szpitalu, to pomieszczenie dało się poznać na kilometr.

Zastanawiał się czemu tutaj się znajduje i co najważniejsze, kto go tu przetransportował. Po chwili sobie wszystko przypomniał. Jongseong mógł go zostawić w tym parku, przez co by umarł i może byłoby zajebiście.

Znowu był podpięty do kroplówki, na szczęście jeszcze nie wylądował w szpitalnej piżamie, bo wtedy mógłby się zastanowić ile czasu tu siedzi.

Czuł się jak na porządnym kacu, mimo że nie zdążył się jeszcze upić. Pewnie jego telefon zdążył już wybuchnąć od nadmiaru wiadomości, ponieważ nie czytał ich od jakiegoś tygodnia.

Miał rację, jego telefon prawie się zawiesił od kiedy tylko włączył internet. Jego "znajomi" z instagrama spamili zdjęciami, ze swoich wyjść do barów z przyjaciółmi. Nie żeby Jungwon przywiązywał do tego wagę, lecz czasami wolałby upić się do nieprzytomności w takim barze.

Po chwili, wyłączył telefon sfrustrowany. Czemu wszystko musiało mu przypominać jakim przegrywem życiowym jest?!

Jego rozmyślania na temat sensu jego istnienia, lub jego braku, przerwał lekarz, zakłócając jego wewnętrzny spokój.

- Proszę mnie nawet nie próbować namawiać na leczenie. - powiedział Jungwon, od razu przerywając wywód lekarza.

Tamten już nawet się nie odezwał, tylko ciężko westchnął, podając mu wyniki jego badań. Jungwon tylko spojrzał na nie przelotnie, po czym szybko wyprosił lekarza z sali.

Po chwili do jego sali wparował Jay, który delikatnie mówiąc, był bardzo wkurzony. Szybkim krokiem pokonał drogę od wejścia do szpitalnego łóżka.

- Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! - spytał ledwo powstrzymując się od stu procentowego wybuchu. - Co to ma znaczyć że ty się nie będziesz leczył?!

Jungwona zatkało, przecież nie był on w żadnym stopniu upoważniony do udzielania informacji o jego stanie zdrowia.

- Odpowiedz mi, póki jeszcze mam cierpliwość. - wysyczał, zaciskając dłonie w pięści.

- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. - powiedział Jungwon, obserwując bardzo bogatą mimikę swojego rozmówcy.

- Mylisz się. - powiedział Park, jeszcze bardziej wkurwiony. - Nie jesteś jakimś pępkiem świata, wszystko nie kręci się dookoła ciebie. Jeśli nie ja cię zmuszę do leczenia, to nikt inny tego nie zrobi.

- No i dobrze, więc już możesz na starcie sobie odpuścić. - powiedział lekceważącym tonem Jungwon. - Teraz możesz już wyjść.

- Przestań zachowywać się jak jakiś pieprzony arystokrata, dyrygujący wszystkim. - powiedział łapiąc Jungwona za ramię. - Może i tym razem ci się upiekło, bo mam twój wypis, ale pogadamy sobie w domu.

Jungwon już się nie odezwał, nie chcąc się pogrążać. Wiedział że ma przejebane. Z pomocą Jay'a ubrał płaszcz i buty, ponieważ pogoda na dworze znowu postanowiła zrobić wszystkim psikusa.

Wyszli ze szpitala w milczeniu, wychodząc na parking. Jongseong odkluczył swój samochód, po czym otworzył Jungwonowi drzwi od strony pasażera.

Jay wszedł do auta, po czym zapiął pas i odpalił silnik. Jechali w milczeniu, lecz mocno zaciśnięte pięści na kierownicy wampira, świadczyły o tym że jeszcze chwila i z całego tego auta zostanie tylko kupka złomu.

Wyjeżdżali, gdzieś na jakieś pustkowie. Jungwon nie znał celu wampira, ale okropnie się bał, miał złe przeczucia co do jego zamiarów.

Kostki palców Jongseonga zbielały pod wpływem nacisku, kierowanego na kierownicę. Jungwon od razu po tym jak wsiadł do auta, poczuł potrzebę aby z niego wysiąść. Im dłużej jechał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu że byłby to dobry pomysł.

Jechali tak kilka godzin, aż krajobraz dookoła zaczął się zmieniać. Wyglądało na to, że byli teraz w górach. W pewnym momencie Jongseong zjechał z głównej drogi, na leśną. Yang już wiedział że teraz nawet nie miał szans na ucieczkę.

- Gdzie jedziemy? - spytał Jungwon, wreszcie zbierając odwagę aby się do niego odezwać.

Jay nic nie odpowiedział, tylko jeszcze mocniej zacisnął ręce na kierownicy. Jego usta były zaciśnięte w cienką linię.

- Odezwij się. - powiedział Jungwon, będąc wystraszony nie na żarty. - Bo zaraz wysiadam.

Odpiął pas, po czym chwycił za klamkę, lecz wtedy, Jay chwycił go za ramię, ściągając z powrotem na siedzenie. Jungwon poczuł że pojazd przyspieszył, zbliżając się do krawędzi urwiska.

- Co ty robisz?! - krzyknął szarpiąc za klamkę, lecz ona nie chciała ustąpić.

Jay wrzucił kolejny bieg, po czym pojazd znowu przyspieszył. Jungwon nawet nie chciał patrzeć na prędkościomierz, ponieważ wtedy nastąpiłby u niego zawał.

Po chwili znaleźli się na krawędzi, samochód kiwał się między przepaścią, a równym terenem. Jungwon krzyknął z przerażenia, po ujrzeniu przepaści.

- Chcesz nas zabić?! - krzyknął Jungwon, nie panując już nad swoim biciem serca.

- Tak bardzo pragniesz śmierci, że postanowiłem ją przyspieszyć. - odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu.

- Przestań. - krzyknął Jungwon, ciężko oddychając.

- Nie obchodzi mnie to. Ja pod wpływem upadku nie zginę, w przeciwieństwie do ciebie. - powiedział bezdusznym tonem. - Emocje jak na rollercoasterze.

- Jesteś pojebany! - wrzasnął Jungwon spanikowanym tonem.

- Może i tak. Ale jest jedna rzecz, dzięki której możesz się ocalić. - powiedział Jay, stosując typowo psychologiczną gadkę.

- Jaka?! - spytał Jungwon, kurcząc się pod wpływem kolejnego wstrząsu.

- Musisz zacząć się leczyć. - powiedział ze spokojem, wpatrując się w czekoladowe tęczówki bruneta. - Możesz temu zapobiec.

Jungwon nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ pojazd runął w przepaść. Krzyknął, czując jak wszystko lata.

Pamiętacie ten moment w śnie, któremu, tuż przed przebudzeniem towarzyszy uczucie spadania? W realnym świecie, to uczucie jest podobne, lecz z kilkoma różnicami.

Ciśnienie wywiera duży nacisk na ciało, powodując duży ból, lecz często na niższej wysokości dana osoba nie zdąży tego odczuć. Upadek często bywa przepełniony bólem, ponieważ nie możemy tego dowieść, ponieważ większość osób, nie potrafi go przeżyć.

Jungwon zamknął oczy, ponieważ czuł ciśnienie rozrywające jego czaszkę. Miał odpięte pasy, przez co runął przed siebie, uderzając o przednią część samochodu. Dookoła słyszał dźwięk metalu, uderzającego o skały.

Pogodził się już ze świadomością że umrze i tak to było nieuniknione. Najgorsza świadomość, jaka wynikała z tego wszystkiego, to było to, że umierał podczas kiedy jego największy wróg siedział obok jak na jakimś rollercoasterze w parku rozrywki.

Nie pamiętał momentu upadku, poczuł go. Zamiast ostrego bólu i końca swojego istnienia, poczuł oplatające go ramiona, chroniące przed śmiercią.

Nie otworzył oczu, ponieważ czuł jakby jego powieki były pokryte ołowiem.

- Przepraszam. - powiedział Jay, wyjmując bezwładnego Jungwona z auta, po czym klęknął z nim na ziemi. - Nie powinienem tego robić, ale nie dałeś mi wyboru.

Jungwon wciąż nie otwierał oczu, ale wciąż oddychał. Jego serce biło w bardzo szybkim tempie, jakby nie potrafiło sobie poradzić z dawką adrenaliny. Z jego oczu popłynęły łzy.

- Cśś, nie płacz, wszystko już jest w porządku. - powiedział szeptem Park, kołysząc Jungwonem, jak małym dzieckiem. - Przepraszam.

Jay wciąż tulił obolałego Jungwona, starając się go uspokoić. Wiedział że przesadził, że nie powinien być w stosunku do niego taki brutalny.

Jungwon za to czuł tępy ból w całym ciele, ale żył. Nie chciał już dalej zachowywać świadomości, jedyne czego pragnął w tym momencie to długiego snu, który okaże się pobudką z tego koszmaru.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was po raz kolejny!

Mamy nowy rozdział i psychopatycznego Jaya (no kto by się nie cieszył). Był on odrobinę krótszy, ale za to bardziej zawałowy.

Jak Jay czuł się podczas tego upadku jak na Hyperionie czy innej Zadrze, to ja miałam jazdę po rollercoasterze emocjonalnym.

Czy pisanie to zdrowa rzecz? Nie, to czysty masochizm, połączony często z sadyzmem.

Mam nadzieję że jeszcze żyjecie, ponieważ mam nadzieję że waszym zdaniem, będzie coraz ciekawiej.

Co tam u was?

Ja gram w dziwne gry na telefonie, jedna to gra detektywistyczna "Duskwood" (he, he, he: audycja zawiera lokowanie produktu), za to druga to rozwijający się płód (nie wnikajcie).

Żyję i chyba mam się dobrze, wciąż nie polecam się na przyszłość.

~ Kocham was, 🍄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top