11.

Sunghoona obudził najprawdziwszy ból głowy, co było dziwne, patrząc na to że nie mógł mieć kaca. O dziwo, znajdował się w nieznanym pomieszczeniu.

Leżał najprawdopodobniej w czyjejś sypialni, tylko że napewno nie schlał się aż tak aby zawędrować z kimś w tego typu sytuacje.

Zdał sobie sprawę, że miał zabandażowaną głowę, oraz opatrunki na ramionach. Czuł się jakby conajmniej przejechał go walec drogowy.

Wstał do pozycji siedzącej i zauważył że obok jego łóżka siedzi pies rasy border collie o kremowej sierści.

W powietrzu unosił się zapach kwiatowych kadzidełek i świeczek. Tylko co on robił w tym domu. Wtedy przypomniał sobie że schlał się do nieprzytomności.

- Kuźwa. - przeklnął Sunghoon, przekręcając boleśnie kark.

Po chwili drzwi się otworzyły i ujrzał w nich przyjaciela Jungwona, tego z którym siedział przedwczoraj w szpitalu.

- No nareszcie wstałeś, już myślałem że zapiłeś się na śmierć. - powiedział Jake, podając mu kubek. - Wiem że nie pijesz herbaty, ale to jedyne co mam w domu.

- Dzięki. - powiedział Sunghoon,  biorąc łyka gorącego napoju. - O, robisz dobrą herbatę lipową.

- Skąd wiesz, że to herbata lipowa? - spytał Jake, zastanawiając się, skąd do licha, wampir to wie.

- Jako jesieniara, piję dużo herbat. - powiedział Sunghoon, poprawiając lekko poczochrane włosy. - A po za tym, w zawodzie, jako człowiek, musiałem umieć rozpoznawać wiele smaków i wyglądu potraw.

- Byłeś w jakiś sposób związany z kuchnią? - spytał Jaeyun, siadając na fotelu koło łóżka.

Sunghoon tylko pokiwał głową, kontynuując konsumpcję napoju. Właśnie tego mu brakowało, porządnej, wrzącej herbatki.

Czuł na sobie wzrok Jake'a, który przyglądał mu się z ciekawością. Sunghoon zastanawiał się, czy ma coś na twarzy, czy co?

- Dlaczego się upiłeś? - spytał Jake, włączając tryb policjanta, jakby robił jakieś przesłuchanie.

Sunghoon spojrzał na niego, zupełnie nie spodziewając się tego pytania. Właściwie to sam nie wiedział, jaki konkretny powód spowodował jego stan upojenia.

- Zdałem sobie sprawę z wielu rzeczy. - zaczął Sunghoon, kładąc sobie, na kolanach, pusty już kubek. - Po pierwsze to to, że Jungwon jest dorosły i nie powinien się wtrącać, w jego sprawy, ale jak tu się nie wtrącać, jak on nie chce się leczyć?!

- No jego to chyba ostro popieprzyło. - krzyknął Jaeyun, na co jego pies poderwał głowę, zaskoczony. - Co on sobie wyobraża?!

- No właśnie nie wiem. - powiedział Sunghoon. - No i z tego powodu się pokłóciliśmy.

- Nie martw się, Jungwonowi szybko przechodzi, ale do tego się nie przyzna. - powiedział Jake, wstając z fotela. - Wstawaj, w końcu nie przesiedzisz całego dnia w moim łóżku.

Wstał obolały z łóżka, ponieważ nie było ono jakieś wygodne do odpoczynku. Po chwili, border collie siedzący w rogu pomieszczenia powalił go na ziemię, liżąc jego twarz.

- Layla, przestań. Bo go zamęczysz. - powiedział Jake, pomagając Sunghoonowi wstać. - Spokojnie, nie zrobi ci krzywdy.

Sunghoon uśmiechnął się lekko wstając, po czym ruszył za blondynem. Tamten prowadził go, w nieznanym dla Sunghoona kierunku. Nie wiedział co Sim zamierzał, ale trochę dziwne to było.

Po chwili znaleźli się na dachu. Gwiazdy były już widoczne na niebie, niebo przybrało granatowy odcień.

- Dlaczego tutaj przyszliśmy? - spytał Sunghoon, kiedy usiedli na okrągłych fotelach tarasowych.

- Zagramy w UNO. - powiedział Jake, wyciągając z kieszeni, talię podróbek kart z typowego chińczyka, po czym usłyszał cichy śmiech Sunghoona. - Nie śmiej się, z Laylą sobie nie program.

- Ja wcale się nie śmieję. - powiedział Sunghoon, pochylając się do stolika kawowego.

- O co się zakładamy? - spytał Jake.

- Nie wiem. - powiedział Hoon, robiąc zamyśloną minę. - Wymyślimy coś podczas gry.

Jaeyun, wyjął karty z pudełka, po czym potasował je i rozdał. Pozostawił odpowiednią ilość, na stosie kładąc obok tak zwanego "śmietnika".

Rozpoczęli rozgrywkę, zaczynając od koloru żółtego. Po kilku kolejkach, Sunghoon rzucił na stosik kartę "+4".

- Oż ty! - krzyknął Jake, wyciągając jeszcze jedną kartę "+4". - Teraz rozpocząłeś wojnę.

Rzucili jeszcze kilka kart, aż wyszło, że Jake musiał dobrać ich aż dwadzieścia. Z upokorzoną miną dobierał karty, podczas gdy Sunghoon, umierając ze śmiechu, je liczył.

- No i co rżysz?! - krzyknął czerwony Jake, widocznie upokorzony całą sytuacją, czym jeszcze bardziej rozbawił Parka. Jake rzucił go losową poduszką, jaką miał w zasięgu rąk.

- No już, nie wściekaj się tak. - powiedział Hoon, podnosząc ręce do góry, na znak że się poddaje.

Po chwili wpatrywania się w siebie, Jaeyun parsknął śmiechem. Sunghoon zacisnął usta w cienką linię, lecz po chwili i on wybuchł śmiechem.

Śmiali się, nie mogąc kontynuować gry. Wtedy Sim zatoczył się do tyłu, po czym wypadł z fotela, lądując na ziemi.

- Nic ci nie jest?! - spytał Sunghoon, pomagając mu wstać. - Uważaj, bo kiedyś sobie krzywdę zrobisz.

- Nic mi nie jest. - powiedział Jake, wciąż będąc uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Nie ma sensu już kończyć tej gry, bo jeszcze z dachu spadniesz. - zażartował Park, po czym znowu zaczął się śmiać.

Usiedli na betonowej powierzchni, okrywając się kocami. Rozmawiali na wiele tematów, popijając przy tym gorącą herbatę.

W tym samym czasie Yuna wróciła do domu po ciężkiej zmianie w pracy. Od kilku dni brała nadgodziny, aby jakkolwiek powiązać koniec z końcem.

Wracała teraz sama do domu, ponieważ nie wzięła swojego auta, chciała zaoszczędzić jakiekolwiek pieniądze na benzynie, aby wydać je na leki, dla swojego chorego synka. Changwoo cierpiał na mukowiscydozę, a pobyt w szpitalu i leki kosztowały fortunę.

Okłamywała wszystkich, że wszystko u niej w porządku, że jej małżeństwo jest szczęśliwe. Jej pożal się boże mąż, od miesiąca miał wszystko w dupie i siedział u kochanki, podczas kiedy ona, musiała zostawiać swojego syna z chorą matką, aby go nie zostawić samego.

Dzisiaj znowu musiała spakować Changwoo do szpitala. Wolała zawieźć go dzisiaj, niż przebijać się przez poranne korki.

Weszła do ciemnego domu. Pewnie jej mama już spała, o czym świadczyły pogaszone światła. Zdjęła kurtkę, oraz buty, z szacunku do porządku, jaki w tym domu panował.

Ruszyła do kuchni, zapalając lampki, aby nie obudzić reszty domowników. Odgrzała sobie jakąś zupę z lodówki, ugotowaną już dobre kilka godzin temu.

Odpaliła gaz, mieszając zupę, aby się nie przypaliła. Po chwili, kiedy zupa była już gotowa do spożycia, położyła szklaną tackę na stoliku, po czym położyła na niej gorący garnek. W sumie, to po co miała brudzić kolejny talerz.

Był to jej pierwszy posiłek tego dnia. Rano nie miała siły, aby robić sobie śniadanie po nieprzespanej nocy, a tym bardziej zrobić je sobie do pracy. Na obiad też nic nie jadła, w końcu nie miała ostatnio żadnej przerwy obiadowej. Potem brała nadgodziny w pracy, siedząc w niej często, do późnych godzin nocnych.

Nagle usłyszała ciche kroki, zbliżające się do kuchni. Wtedy weszła do pomieszczenia jej mama. Po jej sylwetce było widać już zmęczenie. Na jej głowie, jej siwizna tworzyła artystyczny nieład. Miała na sobie jedną ze starych piżam, taką typowo babciową. Wiedziała że kobieta się przemęcza, ale nie wiedziała jak sobie bez niej poradzi.

- Nie chciałam cię obudzić, mamo. - powiedziała Yuna, odkładając pusty garnek po zupie.

- Znowu jesz kolację z garnka. - powiedziała staruszka, zabierając brudne naczynia, ze stołu. - Mamy przecież dużo naczyń.

Yuna dobrze wiedziała, że obie nie wiedzą jak rozmawiać. Nie pamiętała nawet, jak dawno swobodnie rozmawiały.

- Musisz odpocząć słoneczko. - mówiła dalej kobieta, siadając naprzeciwko córki. - Przemęczasz się, chodzisz niewyspana, schudłaś.

- Nic mi nie jest mamo, to tylko chwilowe zmęczenie. - powiedziała posyłając w jej stronę wymuszony uśmiech.

- Kiedy Byeongcheol wróci? - spytała, patrząc Yunie w oczy. - Ta jego delegacja trwa już bardzo długo.

No tak, nie tylko w tej kwestii okłamywała matkę. Byeongcheol, jej mąż, wcale nie pojechał w delegację. Wymyśliła wtedy coś na szybko, aby nie wzbudzić jej podejrzeń.

Yuna wiedziała, że nie może się z nim rozwieść. Jest zbyt wpływowym człowiekiem, mógłby ją zniszczyć w oka mgnieniu. Mógł w każdej chwili sprawić, aby była od niego zależna w każdym aspekcie, co było już w pewnym sensie wykonalne.

- Już niedługo wróci, musiał zostać jeszcze na kilka tygodni w Rosji. - skłamała, ale w sumie kto wie, może miał kochankę w jakiejś Moskwie czy innym Petersburgu.

- Mam nadzieję że wróci jak najszybciej. - powiedziała kobieta, lekko tuląc Yunę, po czym spytała. - Bardzo tęsknisz za nim?

Yuna pokiwała tylko lekko głową, znajdując bezpieczne schronienie w ramionach matki. Czy tęskniła, tego raczej by nie powiedziała. Sądziła raczej że było to w pewien sposób przywiązanie. Ale byłoby jednak przyzwoicie, gdyby chociaż zainteresował się własnym dzieckiem.

Ta relacja już od dawna nie była normalna. To już wiedziała, lecz nie dało się tego w żaden sposób zakończyć. Utknęła w pułapce bez wyjścia, gdzie żywe mogło wyjść tylko jedno z nich.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie

Przepraszam za kolejny brak rozdziału. Mam już zaległość z trzema rozdziałami, za co mi wstyd.

Jednak rozmowa z moją siostrą na temat pisania (tak moja siostra też pisze), stwierdziłam że czas wzbogacić to opowiadanie o inne historie i nie ograniczać się tylko do Jungwona. W końcu cały świat nie kreci się dookoła niego.

Co prawda relacja Jake'a i Sunghoona nie nabrała jeszcze znaczenia, ale wkrótce się to zmieni.

Co do Yuny, jej rola właśnie rośnie. Mam nadzieję że w sensie pozytywnym.

Mam nadzieję że u was wszystko w porządku ❤️

~ Kocham was, 🍄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top