Rozdział 18
Do ostatniego rozdziału zostało:
1 rozdział.
Biegłam na oślep. Moje nogi poruszały się automatycznie dzięki adrenalinie.
- Aaahhh!!! - wykrzyknęłam, potykając się. Upadłam na ziemię i zaczynałam powoli ztaczać się w dół wielkiego urwiska.
Czułam jak obijam się głową o każdą leżąca na ziemii gałązkę czy kamień. Czułam zapach mokrej ziemii, w której za niedługo mogłam skończyć.
Teraz leżałam na miękkim mchu. Czy tak będzie wyglądać mój koniec?
Kuląc, przewróciłam się na bok. Słyszałam, że jest to pozycja boczna bezpieczna i zdecydowanie wolałam umrzeć bezpiecznie.
Przed oczami ukazała mi się oświetlona altana. Wyglądała jednak zupełnie inaczej niż ta, w której siedziałam z Chanem. Ta była zrobiona z metalowej plecionki, porośniętej winoroślą. Tamta była z drewna, była ciemna i pachniała deszczem. A tu wszędzie roztaczała się cudowna woń kwiatów.
- Wow, tutaj to mogę umrzeć... - wymamrotałam, zaczynając czołgać się w stronę światła.
Gdzieś w połowie drogi straciłam zapał i uznałam, że w sumie to mogę umrzeć i tutaj. Widok na altankę stąd też był całkiem niezły, a nie chciałabym, aby moim ostatnim ziemskim wspomnieniem było wylewanie z siebie siódmych potów na dotarcie na miejsce. Mech był w końcu zapewne tak miękki zarówno tu, jak i tak.
Położyłam się na plecach, spoglądając w gwieździste niebo. Przed oczami przeleciały mi dwie ćmy.
Mimowolnie pomyślałam o osobach, które spotkałam w ostatnim czasie. A zwłaszcza o jednej...
Poczułam ciepłe łzy spływające po moich policzkach. Było mi tak zimno... I mimo, że Jungkook był jeszcze zimniejszy w dotyku, to zdecydowanie wolałabym dygotać w jego ramionach.
Zamknęłam oczy, gotowa na śmierć. Wsłuchiwałam się w odgłosy nocy, czując w sercu mieszankę żalu i ulgi. Przeważał jednak żal.
Nagle z agonii wyrwał mnie dzwięk, przypominający odgłos upadającego ciała, poprzedzony głośnym "FUCK!".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top