Wizyta u Volturi, czyli spotkanie z ojcem i poznanie prawdy o sobie

Zadedykowane Fejra12.

Pov. Bella
Edward mnie zostawił. Nie umiałam tego zrozumieć. Moja siostra miała chłopaka a ja nie. Zazdrościłam jej mimo wszystko, bo on jej nie zostawił. Czekałam, aż ten z nią zerwie. Chciałam, żeby cierpiała tak jak ja. I doczekałam się. Zerwał z nią dwa dni temu.

Pov. Lilith
Cullenowie wyjechali miesiąc temu, a ja dzisiaj miałam powiedzieć ojcu, że wyjeżdżam z Forks.
Odegrałam z moim chłopakiem scenę, że ze mną zrywa. Moja siostra to widziała.
Czekała mnie ciężka rozmowa z ojcem. Westchnęłam.
- Będzie dobrze, mia cara - usłyszałam cichy szept koło mojego ucha. To z nim ustaliłam datę mojego wyjazdu oraz rozmowę.
- Mam taka nadzieję - powiedziałam cicho i odwróciłam się do niego. Pocałował mnie w czoło i powiedział:
- Masz osiemnaście lat, jesteś pełnoletnia, więc musi cię wypuścić. Zabiorę twoje walizki do samochodu - wziął je nie czekając na moją odpowiedź. Po chwili usłyszałam otwieranie drzwi domu, oznaczające, że ojciec już wrócił. Zeszłam po schodach i zastanawiałam się jak zareaguje na moją decyzję. Poczekałam aż zje obiad zaserwowany przez Bellę. Gdy usiadłam w salonie na fotelu, ojciec siadł naprzeciw mnie.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam poważnym tonem.
- O czym? - zapytał zaciekawiony.
- Wyprowadzam się i wyjeżdżam z kraju.
- Ale nie możesz mnie zostawić tu z Bellą samego. Wiesz co to znaczy strata chłopaka, przeszłaś to?
- Tak, zerwał ze mną dwa dni temu - wysyczałam, brnąc dalej w swoją grę.
- Przepraszam, nie wiedziałem o tym...
- Potrzebuję odpocząć od jej nocnych krzyków.
- No dobrze... Kiedy chcesz wyjechać?
- Jeszcze dzisiaj - powiedziałam patrząc na niego. Ojciec patrzył na mnie z niedowierzeniem w oczach.
- Dlaczego dzisiaj a nie na przykład jutro?
- Bo na dzisiaj mam zarezerwowany lot - powiedziałam zdecydowanie.
- Skąd ty wzięłaś na to pieniądze...?
- Miałam swoje oszczędności - skłamałam, a on w to uwierzył. Od zawsze wychodziło mi to wręcz perfekcyjnie, jakby to leżało w mojej naturze. Wystarczyło, że chciałam, żeby mój rozmówca w to uwierzył i tak też się działo.
- Chyba nie chcesz mnie zostawić z Bellą samego...
- Nie chcę, ja to robię - stwierdziłam, poczułam pieczenie na policzku. - Wyjeżdżam z kraju i nie wiem czy wrócę - oznajmiłam, ignorując ból. Wstałam z kanapy, zabierając skórzaną kurtkę oraz kluczyki. Słyszałam za sobą krzyki ojca, ale zignorowałam je. Odpaliłam samochód i ruszyłam z piskiem opon. Miałam może poł godziny na wyjazd za granicę zanim ojciec zgłosi rzekome zaginięcie.
Wjechałam w boczną drogę i skręciłam na prywatne lotnisko. Stanęłam niedaleko szlabanu, gdyż usłyszałam pukanie w szybę. Do samochodu wsiadł mój chłopak.
- Chciałaś wjechać na lotnisko Volturi bez członka klanu? Nie wpuściliby cię.
- Felix by mnie wpuścił - mruknęłam.
- Znasz go? - zapytał lekko zdziwiony.
- Tak jakby - powiedziałam.
- To napewno wiesz, że gdy są jakieś misję to jeżdżę razem z nim na nie?
- To też wiem - popatrzyłam za szybę i zobaczyłam Felixa. Opuściłam szybę i zerknęłam na mięśniaka.
- Mógłbyś mnie wpuścić na lotnisko? - zrobiłam słodką minę, a on westchnął.
- Wiesz, że nie powinienem tego robić...?
- Tak, wiem, ale... Mam ze sobą pewnego tropiciela, który zaczyna marudzić...
- Wcale nie marudzę! - rozległ się głos obok mnie.
- Masz ze sobą tropiciela z klanu Volturi? - zadziwił się Felix.
- Tak... Otworzysz ten szlaban?
- No dobrze, ale nie zapomnij, że wszystko kosztuje... - obok mnie rozległo się warknięcie.
- Ona jest moja - syknął mój chłopak.
- Spokojnie, nie chciałem pić jej krwi... - bronił się Felix.
- Cisza. Felix, w bagażniku masz to co chciałeś - przerwałam im. Szlaban został uniesiony przez mięśniaka. Gdy przyjechałam został on zamknięty. Podjechałam pod samolot i zgasiłam silnik auta. Felix poprzenosił moje walizki, a ja razem z moim chłopakiem wsiedliśmy do samolotu. Tropiciel podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
- Muszę iść do kabiny pilota, bo samolot sam nie poleci - powiedział i mnie przytulił. - Uważaj na siebie i Felixa - odszedł w stronę kabiny pilotów.
Przyjaciel mojego chłopaka usiadł obok mnie i stale się przysuwał.

Odkąd mieszkałam w Forks i rodzeństwo Cullenów stanęło na mojej drodze, cały czas odczuwałam jakby ktoś grzebał mi w emocjach lub próbował mi zajrzeć do umysłu. Wiedziałam, że to ostatnie to sprawka byłego chłopaka mojej siostry. Po przyjęciu zastanawiałam się czy to był dobry pomysł ujawnić się z moim ukochanym. Był on najlepszym i najskuteczniejszym tropicielem w świecie wampirów, mógł znaleźć każdą osobę na świecie, niezależnie od tego gdzie ona by była. Był on w jakimś stopniu nieobliczalny i niebezpieczny.

Pogrążona w swoich myślach nawet nie poczułam gdy Felix położył swoją dłoń na moim udzie, lecz nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Dopiero gdy przyciągnął mnie do siebie zauważyłam to.
- Nie zapominaj się - powiedziałam, a ten o dziwo odsunął się trochę. Popatrzył na mnie.
- Przecież tego nie widzi.
- Ale słyszę! - usłyszeliśmy jego głos. Zaśmiałam się.
- Za ile będziemy?
- Zaraz będziemy lądować! - odkrzyknął.
Po kilku minutach poczuliśmy podłoże pod stopami. Wyszłam z samolotu z uśmiechem na twarzy. Wsiedliśmy do samochodu.

Gdy przejechaliśmy bramę miasta, powiedziałam:
- Volterro nadchodzę! - Felix spojrzał na mnie.
- Żaden człowiek, który wiedział o wampirach i tu przyjechał nie wyszedł stąd żywy - mięśniak próbował mnie przestraszyć. Przewróciłam oczami.
- Ile jeszcze muszę czekać na wejście do tej słynnej siedziby postrachów wszystkich wampirów? - zapytałam mojego chłopaka.
- Niedługo, zaraz tam wejdziesz - odpowiedział. - Mam kilka cennych rad. Trzymaj się blisko mnie, nie patrz na nikogo, nie skalecz się, nie oddalaj się. W innym przypadku skończysz jako przekąska - uprzedził, otwierając drzwi dla mnie. Wysiadłam z samochodu z jego pomocą i weszliśmy do zamku. Po kilkunastu minutach nieustannego marszu oraz ciekawskich wspomnień skierowanych w moją stronę, doszliśmy do sali.
W pomieszczeniu stały trzy trony, ale tylko dwa z nich były zajęte. Na jednym z nich siedział blondyn, który przypatrywał mi się uważnie.
Czarnowłosy wampir podszedł do mnie i Demetriego. Chwycił dłoń tropiciela.
- To ona Caius - wyszeptał. - Twoja córka, Kajusz. Demetri zapamiętał jej zapach i znalazł ją po tylu latach - ledwo usłyszałam te dwa zdania. Zakręciło mi się w głowie, gdy fala wspomnień zalała mój umysł.
4-letnia dziewczyna biegnie przez korytarz a za nią blondwłosy król.
- Stój, Lilith. Wujek Aro chce cię widzieć w sali karmienia...
- Tato, ale ja chcę poćwiczyć walkę z Felix'em...
- Na to będzie czas później, teraz obiad - powiedział, biorąc dziewczynę na ręce jakby nic nie ważyła.

Dwa lata później dziewczyna została wzięta przez Renatę pod rękę i wyprowadzona z zamku.
- Twój ojciec cię już nie chce - powiedziała Renata, dając innemu wampirowi dziewczynę. Wampir wywiózł ja do Ameryki okrężną drogą, idąc cały czas wśród ludzi.

Powróciłam do rzeczywistości.
- Kto śmiał ją dotknąć niechaj zginie - warknął blondyn, podchodząc do mnie. Wampir niepewnie mnie objął i przyciągnął mnie do siebie.
- Moja córeczka... - szeptał cały czas.
- Dlaczego mnie nie chciałeś...? - wyszeptałam przez łzy.
- Kto ci tak powiedział? Ja nigdy nie pomyślałem nawet - wyszeptał cicho. - Jane, mogłabyś zaprowadzić Lilith do jej pokoju...?
- Tak, Panie - blondynka wzięła mnie pod rękę i wyszłyśmy z sali.
- Tęskniłam za tobą - powiedziała cicho.
- Ja też. Jak zachowywał się mój ojciec?
- On... Był strasznie wściekły, każdy wampir popadał w niełaskę; ci co złamali prawo lub byli o to podejrzani ginęli bez przesłuchania. Nawet Demetriemu parę razy się oberwało - odpowiedziała. Stanęliśmy przed komnatą, Jane pchnęła drzwi i ukazał nam się jeden z najlepszych pokoi w Volterze.
- Mój pokuj jest obok twojego po prawej stronie, możesz też przejść przejściem w łazience do mnie, a z garderoby do Alec'a - wyszła.

Usiadłam na łóżku, rozmyślając nad tym co się wydarzyło dzisiejszego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top