𝖃𝖎𝖔𝖓
Młody książę, który powinien zasiąść na tronie. Zapatrzony w rycerzy i rycerskość do tego stopnia, ze od momentu skończenia ośmiu lat chciał dołączyć do nauki w Wieży Siedmiu by wypełnić przeznaczenie. Przeznaczenie, którego nie wypełnił jego dziadek Xerxes. Pamięta do tej pory ten deszczowy dzień, gdy jako pierwszy w orszaku pogrzebowym szedł by pożegnać swojego dziadka. Burza trwała prawie całą ceremonię. Jakby niebo było przeciwne temu co się stało. Jakby wiedziało, że ktoś go zabił nie mając prawa by tego czynić. Pamiętał też ten jeden moment, gdy na parę minut wyszło słońce. Po burzy wyszło słońce przebijając na wskroś ciemne, burzowe chmury. Moment w którym ciało było składane do krypty. Czuł wtedy jak ciepło wypełniło jego policzki a krople deszczu zaczęły wysychać. Tylko po to by ponownie się pojawić... Tym razem już wymieszane ze łzami. Wojna nie była dla niego łaskawa. Stracił praktycznie wszystkich bliskich. Wszystkich na których mógł polegać. Wszystkich, którym ufał. Szybko z dziecka musiał stać się dorosły. Nie miał czasu na zabawy czy życie towarzyskie, które zazwyczaj w jego wieku powinno być tętnić życiem. Był sam, a samotność musiał przekształcić w narzędzie, którym w przyszłości będzie mógł władać, bądź wykorzystać przeciwko innym. Samotność motywowała go również do dalszego doskonalenia siebie praktycznie we wszystkim. Każdej dziedzinie, każdej nauce jaką poznała ludzkość. Nawet alchemia czy magia nie stanowiły dla niego problemu. Mimo, iż większość z nich należała do ksiąg zakazanych, dla niego nie było problemu by znaleźć sposób na ich przestudiowanie. Niejednokrotnie zakradał się do biblioteki by uczyć się nocą. Wtedy też była ona najmniej strzeżona.
Jeden jedyny cel... Wieża Siedmiu i bycie Monarchą. Wiedział, że to jego przeznaczenie i nie uniknie tego. Ze względu na ogromną wiedzę jaką dysponował został mianowany namiestnikiem króla Krasnoludów. Wiedział, że niedługo nim będzie jednak czuł się dumny, że może objąć to stanowisko po swoim dziadku. Zobowiązany był wypełniać obowiązki namiestnika najlepiej jak tylko potrafił. Jeździł na wszystkie spotkania dyplomatyczne, rozmawiał z ludem. Starał się ich słuchać i przekazywać wszystko do Małej Rady. Starał się również sprawiedliwie dokonywać wyborów choć nie zawsze mu to wychodziło.
Mimo wszystko przez, co przechodził to kochał swoje życie. Kochał spać do późna i dobrze zjeść. Cieszył się jak, co jakiś czas może po prostu nie robić nic oprócz wylegiwania się w łóżku. Rzadko kiedy zdarzyły się takie dnie. Bo na ogół stwierdzał, że wtedy marnuje swoje życie jednak służba twierdziła, że przy tak ciężkiej pracy odpoczynek od czasu do czasu jest potrzebny. Za każdy przeżyty dzień starał się dziękować i odwdzięczać drobną pomocą innym. Za cel obrał sobie by stać się kimś takim jak Young Jo. Młody rycerz, który w wieku piętnastu lat poprowadził wojsko do zwycięstwa. Naraził swoje życie by ratować innych. Miał całe życie przed sobą a wybrał najbardziej ryzykowne rozwiązanie by ratować innych, tych, co przetrwali. Czuł, że nie samą wiedzą z ksiąg będzie w stanie uratować ludzkość. Uczył się rozmawiać z ludźmi jak i widzieć ich realne potrzeby. Wiedział, że świat nie jest idealny i nie zbawi wszystkich i całego świata. Zawsze znajdzie się ktoś kto stanie na jego drodze by mu utrudnić. Nie przejmował się jednak tym zbytnio. Czuł się pewny jeśli chodzi o swoje przekonania i co najważniejsze robił to wszystko w zgodzie z sobą.
Siedział na werandzie wpatrując się w zachodzące słońce. Czuł jak ciepło promieni słonecznych staje się coraz bardziej delikatne. Czytał kolejną księgę z cyklu ksiąg zakazanych. Wiedział, że pewnie mu się za to oberwie, ale nie przejmował się tym zbytnio.
-Xion ! Xion!Młody dziedzic wstał leniwie z fotela. Jego oczom ukazał się posłaniec.- Witaj! Coś się stało?-Jest tutaj by ogłosić ci, iż Wieża Siedmiu cię potrzebuje.Xion nie krył zdziwienia.- Usiądź proszę i opowiedz wszystko od początku. A przede wszystkim mów jaśniej - Wskazał ręką na dwa fotele stojące przy okrągłym, szklanym stole.-Otóż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują iż niebawem na dojść do pełni i księżyc ma...-Ma się zalać szkarłatem .Już rozumiem. Czy Zakonnicy wiedzą już dokładnie? - Spytał popijając wodę cytrynową z domieszką mięty.-Nie. Jeszcze nie, ale potencjalni kandydaci na Monarchów są już szkoleni w Wieży.- Czyli już jest piątka wybrańców?-Tak. Ty Panie masz do nich dołączyć na dzień przed wyprawą. Słyszał dziedzic o dziecku?- Oczywiście, że tak. Czas tak szybko mija, dziecię dorasta. n jego miejscu nie cieszyłbym się kończąc siedem lat - Westchnął tylko.-Dlatego też by Pan się mógł przygotowywać częściowo przejmiemy obowiązki związywane z Mała Radą.-Niechaj tak będzie - Skinął głową.
Tak więc od teraz jego dzień był pełen szkoleń jak i przygotowań do stania się Monarchą. Za każdym, gdy odbywały się zajęcia miał w myślach swojego dziadka. Chciał być taki on. Chciał być wielkim przywódcą a jednocześnie poświecić się dla dobra ludzkości.
Lecz czy aby na pewno wybrał odpowiedni wzór do naśladowania?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top