𝕳𝖜𝖆𝖓𝖜𝖔𝖔𝖓𝖌
Kurz po wojnie dawno już opadł. Ludzie powoli zaczynali wracać do normalności. Wielkie Wojny niedawno, co się zakończyły a ludzie jak gdyby nigdy nic wrócili do swoich codziennych spraw. Najwięcej pracy mieli budowniczowie oraz kowale. Mały Hwanwoong nie bardzo wiedział, co się stało. Po, co komu była ta cała wojna... Jego rodzina jak i cały ród mogli liczyć na schronienie w Wieży Siedmiu. Zamek został zdewastowany doszczętnie. Ruiny Wieży oraz dzwonnicy przypominały o tamtej nocy gdy Zakonnicy zostali zaatakowani przez Legiony Potępionych. Na szczęście Legiony to już przeszłość zapisana na kartach historii.
Dla dzieci był to najgorszy czas. Musiały przetrwać. Niestety nie wszystkim było to dane, a podziemia nie były w stanie pomieścić wszystkich. Mały Woongie nie bardzo rozumiał dlaczego, dlaczego zginęło tylu niewinnych ludzi. Tak naprawdę za nic. Wiele dzieci w jego wieku stało się ofiarą tego ogromnego sporu. Doskonale wiedział kim były Legiony Potępionych i jakie zło wyrządziły. Jednak żył w przekonaniu, że wojny to nie jest jedyne, dobre rozwiązanie.
Hwanwoong - młody szlachcic, dziedzic znacznej części ziemi położonej w północnej części Doliny Wieży Siedmiu. Jego ojciec od lat przewodził w Małej Radzie. Zajmował się finansami i zarządzał skarbcem. Chciał by jego syn objął sprawowane stanowisko po nim. Jednak obecna sytuacja nieco się skomplikowała. Tak więc plany o przyszłości syna zeszły na dalszy plan. Sam Hwanwoong jakoś nie szczycił się swoim pochodzeniem. Każdego traktował równo. Mimo, iż od urodzenia żył w luksusach potrafił się dzielić wszystkim, co miał. Co najważniejsze potrafił się dzielić dobrem ze wszystkimi. Uwielbiał odwiedzać pobliskie wsie i spędzać praktycznie cały dzień na zabawie jak i pomaganiu w obowiązkach domowych. Dzięki poznał jak to jest ciężko żyć na wsi. Ile to wysiłku trzeba by wykarmić wszystkich a jednocześnie pilnować należytego porządku. Wierzył, że ciężką pracą i wiarą w siebie można góry przenosić.
Pewnego dnia wybrał się na przejażdżkę na swoim wierzchowcu. Nim się spostrzegł był nieopodal jeziora przy Wieży Siedmiu. Zauważył chłopca, który siedział na brzegu jeziora. Widać było, że był zamyślony więc nie chciał go wystraszyć. Podjechał powoli. Chłopiec podniósł wzrok. W jego ciemnobrązowych oczach odbijało się słońce oraz blask tafli wody. Na jego bladej twarzy odbijały się refleksy świetlne.
-Witaj !- Cześć !- Nowo poznany chłopiec wyglądał na znudzonego- Jesteś z okolicy?- I tak i nie...Hwanwoong uniósł brwi ze zdziwienia i zeskoczył z konia. Podszedł do chłopca i usiadł obok niego. Widać było, iż już w tym wieku jest dużo wyższy od niego.- Hwanwoong jestem, miło mi -Wyciągnął przyjaźnie dłoń.- Jestem... - Odwrócił się plecami.- Coś się stało? Uraziłem cię? - Woongie czuł się bardzo zakłopotany.- Nie. Wszystko w porządku. Ja po prostu... No nie jestem przyzwyczajony, że ktoś jest uprzejmy w stosunku do mnie -Westchnął i wyraźnie posmutniał.-W porządku. Nie musisz mi mówić jak się nazywasz. Może mi zdradzisz rąbka tajemnicy skąd jesteś? - Młody dalej wiercił dziurę w brzuchu by dowiedzieć się czegoś więcej o nieznajomym.Nowo poznany chłopak najwyraźniej nie chciał zdradzać skąd jest bądź nie darzył na tyle zaufaniem młodego by mu się zwierzać.- Nie twój interes! Daj mi spokój! - Machnął ręką jakby odganiał natrętną muchę. Młodszy tylko się uśmiechnął i zaczął iść w kierunku swojego konia, który wypasał się spokojnie wśród zieleni i polnych kwiatów. Zdziwił się na taka reakcję. Myślał, że pewnie ten się obrazi lub rzuci jakimś obraźliwym hasłem w jego kierunku.- Koenhee jestem !! Koenhee - Wykrzyczał niemal na całe gardło.Woongie był zdziwiony reakcją chłopca, ale podszedł do niego spokojnie wyciągając rękę w jego kierunku. Niestety, ale nowy znajomy był zdecydowanie wyższy od niego więc chcąc patrzeć mu w oczy musiał głowę zadzierać do góry.-Aleś ty niski! - Zaczął się śmiać starszy.Młodszy spojrzał na niego z naburmuszoną miną krzyżując ręce na piersi. Finalnie również zaczął się śmiać. Tak też mijał dzień za dniem. Woongie bardzo polubił nowo poznanego kolegę. Widział jednak, że coś go trapi i chciał by się zwierzyć z czegoś, ale najwyraźniej się bał, albo nie zaufał mu jeszcze na tyle. Najważniejsze, że z ponurego chłopaka, któremu zazwyczaj wszystko było obojętne zaczął stawać się bardziej otwarty na świat. Zaczęły go cieszyć wypady do lasu czy do pobliskich wiosek by pomóc innym. Podczas jednej z wypraw Woongie ponownie postanowił się dowiedzieć coś więcej o pochodzeniu Koenhee. Chyba starszy wreszcie mu zaufał bo opowiedział mu wszystko. Widać było, że mowa o tym, co było kiedyś sprawiała mu ogromny ból. W pewnej chwili miał nawet wyrzuty sumienia, ze tak nalegał...- Nie chciałem. Przepraszam... - Zadrżał głos Hwanwoonga.- Ale nie masz za, co przepraszać! Zobacz! Zobacz kimś się stałem dzięki tobie! Jak myślisz? Jak się czułem wygnany do Wieży po tym, co zrobiłem? Wszyscy wiedzieli. A potem coś o przeznaczeniu i byciu Monarchą. Nikt mi nie odpowiedział na proste pytanie "Dlaczego?". Wiesz jak się czułem?! Czułem się jak intruz nie wiedząc nic. Myślisz dlaczego chciałem uciec. Już wolałem żeby mnie wilki pożarły czy żebym oszalał z Szepczącym Lesie i sam sobie...- Przestań! - Woongie położył rękę na ramieniu przyjaciela- Już wystarczy, nie trzeba. Masz mnie. Widzisz nie wszyscy są tacy sami. Nie możesz świata mierzyć jedną miarą. Część mojej rodziny została wymordowana, ale nie smucę się z tego powodu. Ci, co przeżyli dalej są i się starają bym miał godne życie. Dlatego to oni są teraz najważniejsi. Owszem pamięć poległych zawsze będę mieć w sercu, ale nie ma sensu rozpamiętywać tego w nieskończoność. My żyjemy i musimy przetrwać. Płacząc schowani w kącie nic nie zdziałamy - Niemal na jednym wdechu powiedział młodszy.Koenhee zalał się łzami, że wreszcie znalazł prawdziwego przyjaciela. Kogoś komu nie przeszkadzało to kim jest. Nie wytykał mu jego wad (chociaż on sam uwielbiał wytykać wzrost młodszego), traktował go poważnie i co najważniejsze słuchał go. Po raz pierwszy, ktoś słuchał bo uważnie i próbował mu pomóc z problemami. Z początku nie mógł się przyzwyczaić, ze w razie czego ma na kogo liczyć. Nawet Zakonnicy zauważyli poprawę w zachowaniu Koenhee. Chłopak coraz częściej brał udział w życiu codziennym Zakonników. Zaczął im pomagać przy reorganizacji wszystkiego by wszystko zaczęło funkcjonować normalnie po zniszczeniu Wieży.-Mogę prosić cię na chwilę - Zaczepił Zakonnik.-Tak. Słucham?- Skąd ta zmiana w zachowaniu. Oczywiście cieszymy się bardzo, ale kto miał na ciebie aż taki wpływ?Koenhee był trochę zmieszany i nie wiedział czy może o nim opowiedzieć, ale po dłuższym namyśle opowiedział o Hwanwoongu. O tym jak mu pomógł i o tym jak go zaprowadził do pobliskich wiosek. O wszystkim czego się nauczył od młodszego. Zakonnik tylko szczerzył się w szczerym i radosnym uśmiechu. Był dumny, że znalazł się ktoś kto w końcu odkrył prawdziwą naturę zamkniętego w sobie chłopca i pokazał naprawdę jaki jest.Co drugi dzień odbywały się lekcje w bibliotece. Głownie była to nauka czytania, pisania, historii jak i strategii. Starsi mieli również zajęcia posługiwania się orężem. Kiedyś znienawidzone zajęcia przez Koenhee były teraz dla niego przyjemnością. Jak, co rano podszedł pod wrota biblioteki. Starszy Zakonnik wpuścił wszystkich na zajęcia. Starszy usiadł zaraz przy niewielkim oknie. Widział jak jasne promienie słońca wdzierają się do środka oświetlając ponure wnętrze. Było to zrozumiałe, że rękopisy są wrażliwe na światło i po latach zbledną. Dlatego biblioteki były umiejscowione częściowo na powierzchni a częściowo w podziemiach. Starsze księgozbiory były właśnie w podziemiach.-Mogę się dosiąść?Koenhee poznał ten głos. Niemal rzucił się przyjacielowi na szyję w przyjaznym uścisku. - Udusisz! Ale miło, że się cieszysz na mój widok.-Moi drodzy proszę o ciszę! -Starszy Zakonnik oznajmił.- Dziękuję za uwagę. Chcę wam przedstawić nowe osoby, które do nas dołączą. Pewnie już je spotkaliście kiedyś na dziedzińcu jednak dzięki ciężkiej pracy mogę ich zaprosić do grona tych najlepszych i najpilniejszych - Przemawiał Zakonnik ochrypniętym głosem.- A ty tu jak, skąd? - Wyszeptał Koenhee-Potem ci powiem - Szepnął Woongie- Cisza! - Krzyknął Zakonnik.- Powitajcie Seoho i Leedo. W szczególności bardzo jestem dumny z Leedo, który udowodnił, ze to nie pochodzenie czyni z człowieka kogoś wartościowego i tak naprawdę każdy może zajść naprawdę daleko. Chcę wam przedstawić jeszcze jedną osobę...Przed zgromadzonymi ukazał się dobrze zbudowany młodzieniec o kasztanowych włosach i nieco diabolicznym spojrzeniu. W jednej chwili można go było polubić jak i przerazić się na zabój. Każdy poznał w nim Young Jo - tego, który wygrał Wielkie Wojny, tego, który uratował ludzkość przed zagładą. Trójka nowych adeptów zasiadła na wolnych miejscach obok Koenhee i Hwanwoonga.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top