𝕺𝖕𝖚𝖘 𝖃

By odbudować budowniczowie potrzebowali nieco czasu. Czasu również wymagało, to by wszystko wróciło do normy. Mieszkańcy również musieli się przyczaić do nowej sytuacji i nowego króla.

Od tej pory Heliodorowy zamek w blasku słońca wyglądał niczym złota świątynia. W ogrodach znów zagościły kwiaty, a cała zła aura zniknęła. Veneradenda znów stała się przyjaznym krajem. Z wielkim trudem, ale małymi krokami udało się nowemu królowi odbudować zaufanie wśród innych Ras. Zaprzysiągł, bowiem władać sprawiedliwą ręką jak i słuchać się mądrych rad.

- Wybacz Panie, że przeszkadzam, ale możemy na słowo – Seoho pokłonił się przed królem.

- Ależ oczywiście mój przyjacielu – Ravn powstał z tronu i udał się na spotkanie z resztą Monarchów.

Przechodząc przez kolejne korytarze był witany kolejno uśmiechami ludzi. Było to niesamowite uczucie, że wreszcie może się otaczać zaufanymi ludźmi a tym samym jest im w stanie zapewnić bezpieczeństwo i być głosem przewodnim. Ravn dostał do jednej z komnat zaprowadzony przez Seoho.

Widząc wszystkich Monarchów przy jednym stole – był to najcudowniejszy widok.

-Panie dziękujemy za przybycie – Zaczął Xion i wstał.

-Chcębyś mnie wysłuchał. Mówię w imieniu nas wszystkich. Nie była to dla nas łatwa decyzja, ale to najrozsądniejsze, co możemy teraz zrobić.

- Xionnie wysłucham cię z przyjemnością – Xion się nieco zawstydził i poczuł jak pieką go policzki jednak szybko spoważniał i swoje myśli sprowadził na właściwy tor.

- Chcę, to znaczy chcemy podziękować ci za wspólnie spędzone chwile. Za to, że dałeś nam możliwość stania się tym, kim właśnie jesteśmy. Byłeś dla nas niejednokrotnie wybawieniem w trudnych chwilach poświęcając dla nas swoje życie. Zostaliśmy powołani do życia by chronić ludzkość. Idąc ramię w ramię staczaliśmy najróżniejsze walki. Te własne i te z nieznanym przeciwnikiem. To dzięki tobie nauczyliśmy się zrozumieć siebie nawzajem. Dlatego dziś tu i teraz chcemy cię prosić o przysługę. Już nie, jako Monarchę a jako najlepszego przyjaciela – Xion wziął głęboki wdech by móc kontynuować wypowiedź.

- Pozwól nam się udać na spoczynek – Te słowa przyprawiły Ravna o nagły ból głowy. W sercu zaś poczuł ukłucie. Zacisnął dłoń na koszuli na wysokości serca. Czuł jak łzy napływają mu do oczy jednak wiedział, że musi zatrzymać emocje by nie przejęły nad nim kontroli.

- Ravn wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale wiesz mi, że gdy tylko będziesz nas potrzebować będziemy na to gotowi. Chcemy się udać tylko na spoczynek, ale chcę byś wiedział, że będziemy u twojego boku. Na zawsze! – Po tych słowach wyjął swój miecz trzymając go przed sobą. Reszta również wykonała taki gest. Ostrza mieczy Monarchów spotkały się po raz ostatni.

Każdy rozszedł się do swoich komnat, Ravn zaś udał się do sali tronowej.

- Ogłoś proszę, że dziś audiencji nie będzie. Bardzo dziękuję – Nakazał doradcy by ten to ogłosił. Wprawdzie do pełni księżyca pozostało jeszcze kilka godzin, ale chciał się w pełni przygotować. Na ten czas poprosił również by nie było nikogo w sali tronowej jak i w pobliżu krypty. Podczas tej ceremonii chciał być sam. Tylko on i jego przyjaciele. Już nie Monarchowie, a najlepsi kompani jego życia.

Tego wieczoru nie spotkał się już z nimi. Nie chciał im zakłócać również przygotowań do pożegnania. Była to ich wspólna decyzja i jako król musiał uszanować tą decyzję.

******

Stojąc u wrót krypty słyszał kroki nadchodzących kompanów. Po raz ostatni stali ramię w ramię w sześciu. Tak, więc ubrani w odświętne stroje Monarchów spoczęli w krypcie.

- Zanim udacie się na spoczynek chcę wam za wszystko podziękować. Seoho dziękuję ci, ze byłeś u mojego boku nawet wtedy, gdy zawiodłem. Nauczyłeś mnie, co to oznacza być przyjacielem. Leedo dziękuję ci za twój upór w dążeniu do celu. Udowodniłeś niejednokrotnie, że jeśli się czegoś bardzo pragnie to jesteśmy w stanie to osiągnąć. Keonhee dziękuję ci za twoje dobre słowo i wsparcie nawet w krajnie beznadziejnych sytuacjach. Hwanwoong to ty sięgnąłeś po ten cholerny naszyjnik. To dzięki tobie finalnie zwyciężyliśmy – Jego głos się złamał a łzy płynęły po policzku. Wziął głęboki wdech i kontynuował.

- Xion! Xionnie wtedy w Wieży Siedmiu udowodniłeś, co jesteś wart i trzymałeś się tego do samego końca. Dziękuję ci za twoją mądrość. To ty na naszych oczach dorosłeś i stałeś się wojownikiem. Dziękuję! – Po tych słowach umieścił naszyjnik na marmurowej dłoni. Tym samym Monarchowie odeszli na wieczny spoczynek.

Najdziwniejsze było to, że wcale nie czuł smutku. Czuł się dumy z tego, że był Monarchą, że miał tak wspaniałych przyjaciół. Zamknął powoli drzwi krypty jakby nie chciałby się zbudzili. Podszedł do tronu i założył na głowę onyksową koronę. Zasiadł na tronie z dumą spoglądając na salę tronową i na krypę. Od teraz mógł rządzić Mandirą licząc w każdej chwili na wsparcie przyjaciół. W głębi serca czuł sumek, że już więcej nie zobaczy uśmiechu Seoho, przemądrzały Xion nie będzie zaburzał ciszy a reszta będzie usiłowała go uspokoić. Wiedział jednak, ze oni są tam dalej u jego boku i czekają tylko na jedno słowo. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top