𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 𝖃𝕴
Długa i męcząca podróż wreszcie dobiegała końca. Kupiecki trakt był coraz bliżej, co łatwo można było wywnioskować po coraz większej ilości kupców i rzemieślników. Odkąd opuścili Wieżę Siedmiu wreszcie poczuli się bezpiecznie. Mijający ich nieznajomi cały czas im się kłaniali i życzyli miłego dnia. Na samym początku było to bardzo miłe jednak po dłuższej chwili bywało już męczące.
Powoli na horyzoncie zaczął się malować potężny mur obronny oraz wieża. Nie taka smukła i majestatyczna jak w przypadku Wieży Siedmiu. Była to solidna i potężna wieża o nieco przytłaczającym widoku. Brak jakichkolwiek zdobień i tylko niewielkie okna rozmieszczone były po bokach wieży. Po woli zaczęli zbliżać się do głównej bramy. Ogromne i potężne wrota były wzmocnione metalowymi okuciami. Metalowe elementy były już na tyle zaśniedziałe i omszone, że nie dobijały żadnych promieni słonecznych. Przez, co budowla wydawała się jeszcze bardziej ponura i posępna. Nawet piękne słońce na błękitnym niebie nie było wstanie ocieplić wizerunku owego budynku.
Jeden ze strażników zauważył Monarchów zbliżających się do bramy. Niestety donośny odgłos, który wydobył się z rogu nie wróżył miłego powitania.
- Ups, no to mamy problem - Rzucił oschle Leedo.
- Trzymaj lejce - Mówiąc to Xion zeskoczył z konia i włożył lejce w dłoń Leedo.
Straszy tylko patrzył na młodego nie mówiąc nic. Doskonale wiedział, że młody to doskonały dyplomata i wie co robi.
Xion podszedł go głównej bramy na tyle blisko aby był dobrze widziany. Na znak, iż nie mają żadnych złych zamiarów rzucił swój oręż obok siebie. Widząc to jeden ze strażników wstrzymał chwilowo atak.
- Kimże jesteście i czego chcecie?! - Krzyknął strażnik.
- Jestem Xion z rodu Vysselis przybyłem tutaj wraz z moimi kompanami z prośbą o nocleg i poradę.
Po tych słowach przez dłuższą chwilę nie odzywał się nikt. Po dłuższej chwili stania w milczeniu głośny odgłos otwierania potężnej bramy rozległ się po okolicy. Przez ogromną bramę wyszedł jeden z wysłanników krasnoludów. Xionowi sięgał może do ramion. Był dobrze zbudowany. Posępności postaci nadawały długie, kasztanowe i zmierzwione włosy wystające spod hełmu oraz długa broda.
- Powiadasz Tyś jest Xion z rodu Visselis z rodziny Son?
- Dokładnie tak mój panie. To zaszczyt móc spotkać Was osobiście - Po tych słowach ukłonił się uprzejmie.
- Zatem zapraszam ciebie i twoich kompanów. Musicie nam wybaczyć wszechobecną sytuację, ale odkąd przestaliśmy wydobywać tanzanit jest coraz gorzej. Handel to nie to samo.
Wzrok Xiona był pełen zdumienia. Przecież skarbiec Wieży Siedmiu byłby w stanie spełnić ich potrzeby na tyle by mogli żyć spokojnie. Zakonnicy Wieży Siedmiu darzyli bezwzględnym szacunkiem Krasnoludów za to jak bardzo im pomogli podczas Wielkich Wojen. Za to należała im się bezwzględna pomoc.
- Wybacz moją nieuprzejmość panie. Jam jest Belendar. Dowódca zwiadowców - Mówiąc to pokłonił się przed Xionem niczym przed księciem.
Można by rzec, że tak naprawdę tylko Ravn wiedział dlaczego darzą go takim szacunkiem. Po części dzielą wspólną historię. Niestety z tragicznym zakończeniem.
Szóstka Monarchów została zaprowadzona do sali zgromadzeń Małej Rady. Do Małej Rady oprócz Belendara należał jeszcze Holgar. Był on doradcą i wybitnym strategiem. Gdy księgi autorstwa innych były spisywane pośmiertnie jego dwie księgi zostały spisane za życia. To właśnie z tych ksiąg Xion posiadł wiedzę na temat strategii i umiejętność szybkiej oceny sytuacji.
- Witajcie strudzeni podróżą Monarchowie ! - Radośnie powitał ich Ulther.
Ulther był obecnym królem Krasnoludów. Niestety w Wielkich Wojnach zginął jego młodszy brat Uther. Ktoś musiał szybko zasiąść na tronie i objąć władzę aby po stoczonych wojnach dać poddanym poczucie bezpieczeństwa. Dlatego władzę objął jego młodszy brat Ulther.
- Witaj ! Witaj Mała Rado ! Proszę wybaczyć, iż naszym przybyciem zakłócamy wam posiedzenie Małej Rady - Pokłonił się Xion.
Reszta Monarchów również się pokłoniła na znak szacunku dla króla.
-Skądże znowu - Machnął ręką Ulther.
- Będzie mi niezmiernie miło, że mogę gościć Monarchów w swoich skromnych progach. To zaszczyt również gościć ostatniego z rodu Vysselis. Holgar zaprowadzi was do waszych komnat. O zachodzie słońca spotkamy się w sali gościnnej. Przy wieczerzy omówimy wszystko. Teraz udajcie się na spoczynek.
Tak też uczynili. Wreszcie mogli odpocząć i chociaż przez chwilę zając myśli czymś innym. Mogli wreszcie odpocząć od siebie.
Po toalecie oraz przebraniu się w czyste obrania Xion postanowił popodziwiać widoki. Przepiękny zielony las i skaliste wzgórza. Usiadł w wiklinowym fotelu, który był wyłożony niezliczoną ilością miękkich poduszek. Sącząc wino śliwkowe delektował się spokojnym widokiem. Promienie słońca ogrzewały jego twarz. Chociaż na chwilę mógł się zanurzyć we własnych myślach, we własnych marzeniach. Nie myśląc o problemach innych. Spokój jednak nie trwał długo. Delikatne pukanie wyrwało go z marzeń. Starał się ignorować pukanie jednak stawało się ono coraz bardziej nachalne. Niechętnie, ale wstał z fotela i podszedł do drzwi. Był przekonany, że to coś naprawdę ważnego. Natomiast gdy otwarł drzwi to jego oczom ukazał się Hwanwoong. Xion chciał zamknąć drzwi jak najszybciej jednak przeszkoda w postaci kompana mu to uniemożliwiła.
- Musisz, naprawdę musisz?! - Mówiąc to pełen złości Xion postawił puchar z winem na stole. Niestety na tyle intensywnie, ze część wina wylała się na szklany, okrągły stolik.
- Widzę, że przychodzę nie w porę. W takim razie pójdę. Spotkamy się na wieczerzy.
-Nawet nie próbuj ! Przylazłeś więc sadzaj swój zad i mów czego chcesz !- Rzucił Xion.
-Chciałem porozmawiać z tobą o tamtych wydarzeniach, co miały miejsce...
- Taa... pamiętam aż za dobrze - Młodszy jakby poczuł się niezręcznie, że naskoczył na Woongiego bez powodu.
- Woongie, bo wiesz ja... Eh.. Przeprasza. Wybacz mi, ale tak bardzo mi brakowało ciszy i spokoju i tego, że mogę się zaszyć z własnymi myślami w komnacie chociaż na chwilę.
- Nie masz za, co przepraszać. Dała nam się podróż we znaki. Praktycznie każdy się odświeżył i poszedł spać.
- Zmarnować na sen tak piękny poranek. Chodź Hwanwoong coś Ci pokarzę - Mówiąc to nalał do pucharu wina śliwkowego i podał je kompanowi.
Starszy usiał wygodnie w fotelu i wpatrywał się w krajobraz. Faktycznie był piękny i kojący. Można było oczyścić myśli. Ich rozmowa głownie dotyczyła spraw politycznych jak i czasów przed i po Wielkimi Wojami. Jednak zmęczenie więzło górę. Woongie wrócił wypocząć do swojej komnaty. Xion zrobił dokładnie to samo. Czuł jakby miał powieki z ołowiu a do oczu nasypano mu piasku. Słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem. Holgar przyszedł po sześciu do ich komnat aby zaprowadzić ich do sali gdzie miała odbyć się wieczerza.
Można by powiedzieć, że sala znajdowała się po środku zamku. Okna były praktycznie z każdej strony, więc za dnia było całkiem jasno i przyjemnie. Zaś wieczorem sala była świetlna licznymi świecznikami. Wreszcie nadszedł czas, gdy mogli zasiąść przy stole i rozkoszować się przepysznym i pachnącym jedzeniem. W trakcie wieczerzy doradca podszedł do króla coś obwieszczając mu do ucha.
- Moi drodzy Monarchowie tu zgromadzeni powitajmy jeszcze jedną osobę...
Oczom Monarchów ukazała się wysoka i szczupła postać. Długie blond włosy falowały w rytm jedwabnych zielonych szat. Natomiast duże ciemnozielone oczy kontrastowały z nienaturalnie jasną karnacją.
Król widząc wolne miejsce obok Seoho nakazał jej by tam spoczęła. Skinęła głową na znak uznania i podeszła do wolnego miejsca obok Seoho. Ten nie mógł oczu od niej oderwać. Widząc to dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie do niego.
- Witajcie wszyscy tutaj zgromadzeni. Dziękuję ci drogi Ultherze za gościnę. To również zaszczyt dla mnie móc spotkać Monarchów - Pokłoniła się i zasiadła do stołu.
Niestety niefortunne to było by zasiadła obok Seoho...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top