𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 𝖃𝕴𝕴𝕴
Padając na podłogę pośród drobin kryształu nie myślał już o niczym. Czuł się wreszcie wolny. Jak przez mgłę widział kryształowe drobiny mieniące się w blasku słońca. Niczym diamenty lśniły białym światłem. Czuł jak uchodzi z niego życie. Każdy oddech stawał się coraz cięższy i sprawiał mu coraz większy ból. Nie będzie krzyczał, nie będzie wołał o pomoc. Sam już ją sobie ofiarował. Przez głowę przelatywało mu tysiące myśli. Znalazło się nawet miejsce dla Nemeyeth. Ona go uświadomiła czym jest życie, czym jest radość. Czy aby na pewno chciał kończyć w ten sposób? Teraz to już nieważne. Jego krew wypełniała już znaczną część podłogi. Resztkami sił wsparł się na rękach i przeczołgał pod ścianę. Kręciło mu się w głowie a metaliczny posmak krwi wypełniał usta. Jednak jego zmysły jeszcze były sprawne. Przez szum wypełniający mu głowę usłyszał głos Ravna dochodzący z korytarza. Nie wiedzieć dlaczego zapragnął go zawołać. Ten ostatni raz chciał go zobaczyć.
- Ravn ! - Czuł jak jego płuca zalewa krew uniemożliwiająca mu głośniejszy krzyk.
- Raven do cholery?!
Chyba usłyszał. Jak przez mgłę słyszał czyjeś kroki i krzyki. Czuł jak ktoś go obejmuje.
- Seoho coś ty narobił?! - W głosie Ravna był obecna tylko i wyłącznie rozpacz.
- Wiesz, co twój sztylet jest naprawdę ostry - Uśmiechnął się. Tym samym szczerym radosnym uśmiechem, co zawsze. Była to ostania rzecz jakiej dokonał tego poranka.
- Nie! Nie! Seoho błagam cię nie! Przepraszam cię! To moja wina, tak bardzo cię przepraszam! - Lament Ravna nad nieżyjącym przyjacielem.
Nikt nigdy nie widział żeby Ravn płakał, aż do dziś.
- Ravn zostaw go. Chodźmy. Proszę cię - Leedo próbował wyprowadzić kompana z pokoju.
- Ty nic nie rozumiesz. On nie żyje ! Z mojej winy ! Kurwa z mojej winy ! Gdybym był choć trochę bardziej wyrozumiały - Raven szamotał się w uścisku Leedo, który podniósł go siłą z podłogi.
- Seeohoo ! - Z jego gardła wydobywał się tylko i wyłącznie ból.
Wreszcie Leedo udało się zaprowadzić go do komnaty. Starszym targały najróżniejsze, najskrajniejsze emocje. W przeciągu chwili potrafił płakać przeraźliwie a potem zaraz wpaść w przeraźliwy szał dewastując wszystko na swojej drodze. Wszelki oręż jaki Ravn miał w swoim pokoju został zabrany przez Leedo. Po niemal godzinie walki ze starszym przyjacielem wreszcie mu się udało. Ravn padł ze zmęczenia na łóżko i zasnął.
Wyszedł najciszej jak potrafił z jego pokoju i zamknął drzwi. Wrócił do komnaty Seoho. Jego ciało zostało już zabrane przez tutejszych zakonników. Każdy z jego kompanów stał przy miejscu gdzie jeszcze chwilę temu leżał Seoho. Nikt nie mówił nic. Słowa w tym przypadku nie miały jakiegokolwiek znaczenia. Wszechobecną ciszę przerwał Ulther.
- W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Przyjmijcie ode mnie wyrazy współczucia.
Każdy skinął głową na znak uznania.
- Mimo, że nie był jednym z nas zasługuje na ostatnią posługę. Zanim wyruszycie odbędzie się ceremonia pożegnalna. Na czas rytuału jego ciało spocznie w krypcie obok naszych wybitnych przodków. Jak będzie już po wszystkim będzie, go mogli zabrać do siebie. Tyle możemy dla niego zrobić.
- Drogi Ultherze to i tak bardzo dużo. Dziękuję ci za ten gest w imieniu nas wszystkich - Mówiąc to Xion powstrzymywał się aby nie wybuchnąć głośnym płaczem.
- Jeśli mogę spytać. Gdzie jest Ravn?
- Panie, Raven odpoczywa we własnej komnacie. Był to dla niego ogromny szok. Seoho zmarł mu na rękach...- Leedo zwiesił głowę a głos jego się załamał.
- Wracajcie do swoich komnat. Czeka nas bardzo trudne popołudnie - Westchnął Ulther i nakazał by służba zaprowadziła Monarchów do swoich komnat.
Do komnaty Ravna wszedł Hwanwoong na moment, by sprawdzić jak ten się czuje. Starszy nie spał już dawno. Siedział w łóżku przykryty pierzyną mimo, iż za oknem panowała dosyć wysoka temperatura. Wydawać by się mogło, że trząsł się niczym z zimna. Był blady a jego pusty wzrok był wpatrzony w jego zakrwawioną koszulę, która była przewieszona przez krzesło. Była to krew jego największego przyjaciela. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo mu go brakuje. Jak żałuje, że nie podzielił się z nim wszystkimi swoimi tajemnicami gdy ten oferował mu pomoc nawet w najcięższych chwilach. Brakowało mu jego radosnego uśmiechu i dobrego słowa nawet w beznadziejnej sytuacji. Nawet po tym wszystkim nie miał gdzie wrócić. Wieża Siedmiu prawdopodobnie została zrównana z ziemią i przypomina teraz Zakazane Ruiny Siedmiu.
- Ravn? Przepraszam, że...
- Nie przeszkadzasz Woongie. Jest dobrze. Tak mi się bynajmniej wydaje - Wstając z łóżka mało nie upadł. W ostatniej chwili złapał się brzegu łóżka.
- Raven?! - Młodszy podbiegł do niego i pomógł mu położyć się z powrotem na łóżku.
- Wybacz. Nie wiem, co się ze mną dzieje...
- Jesteś przemęczony. Powiedz mi tak szczerze kiedy po raz ostatni spałeś całą noc? I nie kłam, że podczas wypraw sypiasz razem z nami bo czasem budzę się w nocy i widzę jak nie śpisz.
- No to się wydało... To prawda nie daje mi spać jedna rzecz. Jednak myślę, że niebawem chociaż częściowo ulżę sobie. Może tylko pozornie, ale dla Xiona będzie to miało ogromne znaczenie.
- Hmm...
- Podczas naszej pierwszej, długiej rozmowy obiecałem mu, że pomszczę jego dziadka, który zginął podczas Wielkich Wojen. Może chociaż to mi się uda - Jego wzrok znów utknął na krześle i zakrwawionej koszuli.
- Odpoczywaj. Jak będzie już czas przyjdę po ciebie. Trzymaj się - Mówiąc to Hwanwoong opuścił komnatę Ravna.
Zdawał sobie sprawę, że ktoś z nich będzie musiał zginąć. Wiedział to doskonale i liczył się z tym każdego dnia, że to może być nawet on. Dlatego dziękował bogom za każdy przeżyty dzień. Jednak nie spodziewał się, że tak szybko przyjdzie mu pożegnać się Seoho.
Pamiętał pierwszy dzień jak się poznali. On i Ravn byli niemal nierozłączni. Nim dołączył Xion to on był najmłodszy w całym tym towarzystwie. Mimo to nie czuł dystansu do Seoho. On potrafił do swojej osoby przekonać niemal każdego. Niekiedy widząc ślepą ufność potrafił to wykorzystać w niecny sposób. Te kilka lat wspólnej przyjaźni minęły niezwykle szybko. Nie sądził, że zakończą się w tak tragiczny sposób. Rozmyślając i idąc korytarzem niechcący trącił kogoś ramieniem. Była to Nemeyeth. Skąpaną w czarnych szatach i pogrążona w smutku. Zapewne już się dowiedziała. Przez chwilę przemknęła mu dziwna myśl, że gdyby nie ona to Seoho dalej by żył. Nawet się nie ukłonił, nawet nie spojrzał jej w oczy. Na myśl o jej imieniu mdliło go a fakt, że to jej wina gotował w nim krew. Był gotów pomścić przyjaciela. Tu i teraz po cichu, gdy inni będą udawać się na ceremonię. Przecież nie był mordercą, nie do tych celów go wyszkolono i nie po to się uczył posługiwać każdym orężem. Usiłował chwilę odpocząć, zebrać myśli a nawet położyć się spać. Było to na nic. Wściekłość i chęć zemsty przejmowały kontrolę nad rozsądkiem i trzeźwym myśleniem. Jedyne, co na chwilę odwróciło jego myśli to monet gdy się przygotowywał do ceremonii.
Nieubłaganie zbliżała się chwila, w której pożegnają swojego przyjaciela po raz ostatni. Zostanie pochowany ze wszystkimi honorami tak jak na to zasłużył. Nie tylko jako przyjaciel, ale również jako wspaniały wojownik.
Większość zakonników zebrała się już w krypcie stojąc przy ciele Seoho. Wyglądał jakby spał. Ubrany był odświętny strój Monarchów; białą koszulę, czarny płaszcz z czerwono złotymi zdobieniami i czarne spodnie. Po szyją zawiązaną miał szkarłatną apaszkę.
Ravn już tam był. Wyglądał jak cień samego siebie. Podniósł zasmucone oczy by zobaczyć czy wszyscy już przyszli. Na jego znak zakonnik zaczął ceremonię ostatniego pożegnania. Najstarszy kontem oka zauważył niespokojne zachowanie Hwanwoonga i to jak jak cały czas przypatruje się Nemeyeth. Praktycznie bezdźwięcznie podszedł do Leedo i szepnął mu do ucha:
- Pilnuj Hwanwoonga. Błagam.
Leedo był zdumiony jednak słysząc powagę głosu Ravna postanowił ustosunkować się do prośby.
Ceremonia zaczęła dobiegać końca. Najstarszy podszedł do nieżyjącego już przyjaciela i włożył mu pomiędzy zimne dłonie jeden ze swoich jadeitowych sztyletów. Wokół dłoni przewiązał mu szkarłatną, jedwabną wstęgę - jeden z atrybutów Monarchów.
- Wiem jak bardzo ci się podobały - Po tych słowach przykrył ciało płótnem z wyhaftowanym herbem Monarchów. Zrobił kilka kroków do tyłu by zakonnicy mogli zakończyć ceremonię i pochować przyjaciela do krypty.
Zakonnicy powoli zaczęli się rozchodzić. Finalnie zostali oni. Monarchowie, którzy dążyli do celu bez względu na wszystko.
Ravn chciał już opuścić to miejsce. Oczyścić umysł i przygotować się do wyprawy. Gdy podniósł wzrok jego oczom ukazała się Nemeyeth stojąca u podnóża kamiennych schodów. Sam nie wiedział czy darzył ją jakimkolwiek uczuciem. Na chwilę obecną nie czuł nic innego jak odrazę. Jednak szybko skarcił siebie w myślach za to odczucie. Przecież czym, że ona była winna? Seoho był dorosły i sam podejmował decyzje o sobie. Już dawno przestał być dzieckiem. Poznał odrobinę zakazanego świata. Świata do którego brama już dawno została zamknięta podczas składania ślubów. Stał się Monarchą świadomie. Świadomie też odebrał sobie życie...
Zakręciło mu się w głowie i czuł jak opada z sił.
- Ravn! - Wsparł go ramieniem Xion.
- Musisz natychmiast wypocząć i ja tego dopilnuję - Mówiąc to najmłodszy niemal siłą zaprowadził Ravna do komnaty.
Położył najstarszego w łóżku. Ten zasnął praktycznie od razu. Xion usiał na brzegu łóżka wpatrując się w śpiącego kompana. Jego wzrok jednak utknął w zakrwawionej koszuli na krześle. W pewnej chwili poczuł jakby to Seoho siedział przed nim i patrzył mu prosto w oczy. Po dłuższej chwili zmęczony siedzeniem bez oparcia usiadł na podłodze a plecy oparł o bok łóżka. Patrząc tak w pustkę przed siebie sam oddał się w objęcia Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top