4.

- Nie oddalasz się ode mnie na krok - mruknął nie zwalniając tempa

- Dobrze panie - wyszeptał cicho i szedł zaraz za nim

Po chwili można było słyszeć głośną muzykę dobiegającą zza korytarza na przeciw którego stał umięśniony mężczyzna. Wampir podał mu coś w rodzaju przepustki na co ochroniarz - bo na kogoś takiego wyglądał ten facet uśmiechnął się i wskazał konkretne miejsca na co ten odpowiedział mu jedynie uniesieniem kącików ust - Idziemy - warknął w stronę chłopaka wchodząc do środka

- P-panie - wyszeptał niewolnik - proszę...chcę tylko wiedzieć co zrobiłem źle że tu trafiam

Ten zatrzymał się i odwrócił w jego stronę wyczekująco

- P-przepraszam - wyszeptał z łzami - o-oszczędź mi t-to

- Co masz na myśli? - uniósł brew

- Nie chciałem wyjść na złego pytając jednak nie wiem co zrobiłem źle że tu trafiłem

Kąciki jego ust uniosły się gdy zrozumiał co ma na myśli chłopak. Sądził że go tu zostawi i nie zamierzał wyprowadzać go z lęku. Odrobina lęku jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Przynajmniej widząc inne wampiry doceni dobroć swojego pana

- P-panie? - wyszeptał niewolnik - przepraszam, nie powinienem pytać

- Milcz - powiedział ze spokojem i ruszył do pewnego stolika przy którym siedziało kilkoro mężczyzn.

- No proszę Hemmings - uśmiechnął się odsłaniając swoje kły jeden z wampirów - Nie sądziłem że bywasz w takich miejscach.

- Och idealna okazja na znalezienie kogoś. Wielką stratą byłoby nie skorzystanie mimo że dzisiaj jeszcze będą licytację młodych ludzi

- Teraz będzie przedział w wiekowi o ile się nie mylę od dwunastu do dwidziestego roku życia. To najlepszy okres by kogoś wychować. A to kto - machnął głową na stojącego z tyłu chłopaka który w porównaniu z nimi był strasznie mały - Twoja zabawka?

- M-można tak powiedzieć - uśmiechnął się równiż na niego zerkając

- Widzę że nieźle poturbowana. Ty nigdy nie próżnujesz Hemmings i jeszcze bierzesz je w miejsce pełne wampirów

- To moja własność zrobię z nią co zechce? Mówisz o poturbowaniu a wszyscy Twoi słudzy i niewolnicy nie mają języków bo sam własnoręcznie je im odciałeś.

- To mój dom, miewam wielu gości a ściany mają uszy. Tak było bezpieczniej po za tym. Nie lubię jak za dużo gadają

- Jak wolisz - zachichotał - chyba zaraz się zacznie

- Możliwe... - wymamrotał nie odrywając wzroku od blondynka stojącego obok nich z zaszklonymi oczami - Całkiem ładny

- Nie zaprzeczę - westchnął i usiadł obok niego na krześle a niewolnik usiadł na udach zaraz obok jego nóg

- Jest dobry w... Tych sprawach? - uśmichnął się kpiąco na co chłopak się spiął

- Jeszcze pytasz - prychnął blondyn - jest dobry jednak ja szukam kogoś jeszcze delikatniejszego

- W takim razie chcesz się go pozbyć... - uniósł brew - Potrzebuje trochę mięsa do nakarmienia moich pitbuli. - spojrzał drapieznie na dzieciaka któremu momentalnie zaszkliły się oczy. Po czym spojrzał na swojego pana. Może jeszcze go przebłagała by ten go nie oddawał?

- Nie jest na sprzedaż. A twoje pittbule muszą obejść się smakiem

- A może jednak? Znajdziesz dzisiaj kogoś lepszego.

- Przemyśle to - uśmiechnął się patrząc na blondynka który zaczął drżeć

- Zaraz się zacznie. Mam zamiar kogoś zabrać dzisiaj do domu

Chłopak uniósł błagalne spojrzenie na wampira w myślach modląc się by ten nie oddał go temu mężczyźnie. Przerażony dotknął jego nogawki na ci ten przeniósł na niego wyczekujący wzrok

- Czego chcesz?

- B- błagam - wyszeptał - n-nie oddawaj m-mnie

- Och no proszę. Jaki ma słodki głosik. Pozwalasz mu mówić do siebie w ten sposób? - uniósł brew

- B-błagam panie - wyszeptał patrząc na niego załzawionymi oczami

- Nie jest na sprzedaż - powiedział mocnym głosem spoglądając przelotnie na chłopaka

- Zapłacę ci za niego - zaczął - całkiem ładny na pojedyńczą przygodę a potem do oddania dla moich piesków

- Wyraziłem się jasno - uśmiechnął się kpiąco i wstał - Zaraz zaczyna się licytacja. Pora zająć miejsca

Od razu usiadł w wyznaczonym dla niego miejscu a niewolnik znów usiadł obok jego stóp - dziękuję panie

- Ciesz się że mam dziś dobry dzień. - powiedział nawet na niego nie patrząc. Sala wyglądała na coś w rodzaju teatru. W tym że na scena znajdowała się na samym dole a miejsca stopniowo znajdowały się coraz wyżej. On usiadł mniej więcej w środku przyglądając się przyciemnionej sali i na razie również pustej sceni. Po chwili dopiero wyszedł wszystkim znany prowadzący aukcji zapowiadając że tego wieczoru mają aż dwanaście osób w tym ośmiu mężczyzn. Oczywiście cała aukcja obejmowała osoby do dwudziestego piątego roku życia dlatego Luke się nią zainteresował

Siedział wpatrując się w co chwile wychodzących nowych niewolników. Najpierw w kategorii od dwunastego do pietnastego roku życia a potem od szesnastego do dwudziestego. Zewsząd słychać było krzyki i uderzenia młotkiem oraz ceny wywoławcze. Nikt jednak nie wpadł mu w oko.

Był zirytowany gdy każdy następny był coraz brzydszy lub w jakiś sposób nie podobał się Lukowi. Ta osoba miała być idealna

W pewnym momencie po prostu wstał. Osoby powyżej dwudziestu lat już go nie interesowały. Chciał młodego ślicznego chłopca o wielkich oczach. Zaczął iść w stronę wyjścia a jego uległy zaraz za nim. Wyszedł na mroźny wiaterek i stanął zdenerwowany przed samochodem

- Już ty wyglądałeś lepiej niż oni - warknął z obrzydzeniem czekając na swój samochód

- Przepraszam panie - wyszeptał jak zwykle klęcząc przy jego nogach i zacisnął powieki

- Ciesz się że okazałem ci łaskę. Słyszałeś jak swoich niewolników traktuje John

- Dziękuję panie - wymamrotał - j-ja... Chce pan pić?

- Sugerujesz że chcę tu i teraz wgryźć się w twoją szyje?

- J-ja przepraszam - wydukał cichutko i spóścił wzrok bawiąc się palcami

Ten jedynie wywrócił oczami - Jedziemy do baru. Potrzebuje się odprężyć.

- Dobrze panie - wyszeptał cicho i rozejrzał się po okolicy - ja też mam jechać?

- Tak, pojedziesz ze mną. Nie odzywasz się do nikogo i nie próbuj żadnych sztuczek inaczej pożałujesz

- Dobrze - wyszeptał i wsiadł zaraz za nim do limuzyny

- Jedziemy do klubu dla ludzi. Tam masz traktować mnie... - zamyślił się szukając słowa - W razie ostateczności zwracasz się do mnie na ty. W innym wypadku się nie odzywasz. Nie oddalasz i siedzisz na krześle

- Dobrze panie - pokiwał głową i spojrzał na widoki za oknem i mijające przez nich budynki

Światła tysiąca bydynków w Los Angeles pięknie połyskiwaly towrzac wspaniały efekt. Nie pamiętał kiedy ostanio był w mieście

Oglądał wszystko oczarowany aż do momentu gdy wampir nie zarządził postoju pod jednym z bogato ozdobionych klubów z dużymi neonami i światłami

- Idziemy - warknął - Nie zapominaj co ci mówiłem. Jeden twój błąd a...

- Pamiętam panie - wyjąkał - a j-jak długo tu będziemy

- Potrzebuje się odstresować a to samo mogę zrobić wracając do rezydencji i wysysając z ciebie całą krew więc lepiej nie zadawaj mi więcej pytań, bo zaraz naprawdę to zrobię

- Przepraszam - wyjąkał i weszli do środka. Od razu podążyli do loży Vip i zajeli miejsca

- dwa drinki poproszę - powiedział do barmana spoglądając również na siedzącego obok chłopaka - I cole - dodał

- Zaraz przyniosę - wymamrotał i odszedł od stołu dla Vipów. Przyżądzał ich napoje ukratkiem patrząc na ich

__________________________________________

Hejka!

Dawno nic tutaj nie było a prosiliście. Spełniam życzonka!

Zostawcie komentarz jeśli się wam to spodobało i gwiazdkę. Będzie mi bardzo milutko ❤

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top