20.
- N-nie! - zaczął się szarpać z płaczem - Nie rób! Nie!
- Przestań. - wymamrotał gdy ten zaczął go bić po klatce piersiowej - Chyba za mało oberwałeś, skoro masz jeszcze siłę walczyć.
Ten w momencie przestał i zaczął po prostu płakać. Płakać tak spazmatycznie jakby za chwile naprawdę miało spotkać go coś strasznego, ale w końcu... Gdzie on go zabierał? Nie przeżyje kolejnego gwałtu.
Po chwili jednak usłyszał otwieranie drzwi i miękki materiał. Otworzył oczy i zobaczył jak blodnyn kładzie go na kozetce, a lekarz go ogląda.
- Zajmij się nim. - Powiedział patrząc na twarz chłopaka, była cała poobijana i w siniakach.
- Oczywiście. - Wyjąkał lekarz i od razu zaczął wycierać krew i dezynfekować rany.
- Jak się czujesz Mike? - Wampir spojrzał w jego wyblakłe oczy.
- Boli.. - Wyszeptał patrząc na lekarza, który nałożył opatrunki na jego twarz oraz szyję. Zdezynfekował również brzuch i wytarł z krwi.
- Co mu się stało? - Zapytał powoli lekarz, patrząc na mężczyznę.
- Pobiłem go. - wzruszył ramionami - Należało mu się, zbyt wolno maluje. Mimo że obrazek był taki zły.
- Sir... - wyjąkał mężczyzna - On ma spore rany, musi tu zostać jakiś czas.
- Maksymalnie godzinę. - prychnął - Mam dla niego wymyślone parę zadań.
- Nie mam takich możliwości, musi zostać co najmniej do jutra. Ta rana - wskazał na jego łuk brwiowy - Wymaga szycia.
- Niech będzie. - wymamrotał - Ma być bez skazy tak jak przedtem; zrób mu opatrunki czy coś.
- Rany tak szybko sie nie zagoją - Westchnął głęboko.
- Nie obchodzi mnie to. Rób co musisz, byle szybko.
- Dobrze. - Szybko wyciągnął potrzebne sprzęty.
- Powiadom mnie jak się obudzi. - Wymamrotał i zniknął zostawiając ich samych.
- Tak... Sir. - Westchnął, po czym zaczął obmywać mu rany.
Po zdezynfekowaniu mniej poważnych ran, zaczął zszywać tą największą, najpierw upewniając się że nastolatek śpi. Założył na brew dwa szwy.
Potem gazikiem obmył mu jeszcze wargę i nakleił kilka plastrów.
Opatrzył także jego brzuch i plecy. Przykrył dokładnie kołdrą i dał odpocząć
Wampir w tym czasie zaczął chodzić wściekły po korytarzu. Chciał mieć Michaela teraz tutaj.
Wiedział że ten jest obolały a on przesadził.
Może powinien użyć swoich mocy? Miał takie możliwości, jednak rzadko z nich korzystał.
Jeśli by go w ten sposób uleczył, pokazałby że; można nim manipulować, że można go do czegoś zmusić a to nie prawda.
A co najgorsze że... Można w nim wywołać jakieś emocje, smutek lub żal. A przecież takowe w nim nie istniały.
Nie mógł pokazać że ma jakiekolwiek emocje. Nie wolno nim manipulować, nawet jeśli nastolatek był zmasakrowany.
Nawet jeśli miał by zginąć on... No właśnie? Czy był by w stanie poświęcić tego chłopaka w ramach pokazania innym, jak bezwzględny jest.
Teraz jednak nie mógł o tym myśleć. Od razu przeniósł się do jadalni, gdzie jego służący sprzątali po posiłku i rzeczy z pudełka którymi rysował Michael.
- Nie warzcie się tego ruszać. - Warknął, wskazując na kredki i blok.
- Oczywiście panie. - Od razu to odłożyli i przeszli sprzątać kuchnię.
Ten usiadł w fotelu i spojrzał na blok, znów obserwując swoją podobiznę.
Przejechał po niej palcami, a przy kolejnym razis jego wzrok spoczął na twarzy... Nie miała ust; ani grymasu, ani uśmiechu. To miejsce było po prostu puste.
Przekrzywił głowe. Może to dlatego, że nie dał mu dokończyć? Zastanawiał się jak wyglądała by jego twarz.
Co nastolatek by narysował? Uśmiech? Nie wiedział dlaczego go to tak interesowało, jednak musiał to wiedzieć
Pstryknął palcami teleportując się przed drzwi lecznicy. Chłopak musiał być zdrowy. Nie ważne co miałby zrobić.
Wszedł do niej i od razu zobaczył lekarza obok łóżka Michaela. Sprawdzał jego bandarze i wstrzykiwał leki, gdy Michael leżał z przymkniętymi oczami
- Co z nim? - Zapytał sucho patrząc na niego.
- Odniósł duże obrażenia panie, potrzebuje więcej czasu by wyzdrowieć.. Oszczędź go.
- Co dokładnie, ma coś złamane? Skręcone? Oczekuje konkretów. - prychnął.
- Nie. Żebra są poobijane, jedna z rąk jest mocno poturbowana ale nie jest złamana, jednak... Najprawdopodobniej ma złamany nos, to tam pan najmocniej go uderzył.
- Wyjdź stąd. - warknął po chwili - Nie słyszałeś?! Wynoś się stąd! Chce zostać z nim sam.
- Ale panie... On potrzebuje opieki. - Zaczął, gdy wychodził z pokoju.
- Wiem jak się nim zająć. - prychnął jeszcze, po czym odetchnął patrząc na śpiącego chłopaka.
Stanął nad jego łóżkiem, wpatrując się w bladą twarz chłopca. Jego usta były delikatnie uchylone, a oczy zamknięte
Przygryzł wargę. Potrzebował go zdrowego już teraz. W tym momencie. A nie za kilka dni jak zapewniał lekarz.
Odkrył jego kołdrę i podciągnął koszulkę, by widzieć jego klatkę piersiową, po czym niepewnie położył na niej dłoń.
Przymknął oczy, a za pomocą swoich mocy mógł uleczyć go bez problemu ale... Czy aby było warto?
Docisnął ją do jego klatki piersiowej i przymknął powieki, wyobrażając sobie co dokładnie ma się stać. Było już za późno na odwrót.
Po chwili zasinienie znajdujące się w tym miejscu zaczęło maleć, aż w końcu kompletnie zniknęło.
To samo zrobił z jego nosem i łukiem brwiowym.
Musiał teraz uważać. Nie mógł bić go po twarzy, gdyż chciał by ta wciąż pozostawała tak piękna.
Okrył go kołdrą i wyszedł z pomieszczenia od razu widząc wzrok lekarza. - Nic mu nie zrobiłem. - prychnął tylko.
- Zajmij się nim. Może mieć odruch wymiotny. - Mruknął jeszcze i wyszedł.
Lekarz od razu wszedł do pokoju i obejrzał jego rany. Natychmiastowo zobaczył że część ran zniknęła a on jest zdrowy.
Chłopak zaczął powoli się budzić. Delikatnie uchylił oczy, a śmiga światła w pomieszczeniu od razu go oślepiła.
Przymknął oczy i już przygotował się na ból, jednak nic takiego nie poczuł.
- J-jak się czujesz? - Zapytał lekarz nie pewnie.
- Dobrze.. - wymamrotał cicho - Nic mnie nie boli. Tylko zadrapania.
- Tak, wiem.... Widzę, ale nie jest ci...mdło? Albo głową? Nie boli cię?
- Troszkę mnie boli głowa.. - wymamrotał cicho - I chyba zwymiotuje..
__________________________________________
Hejka!
Jak pierwszy dzień?
Ja umieram od 8 do 17.25 w szkole + dojazd do domu i z domu także umieram
:')
I jak uważacie? Dobrze że Luke mu pomógł i pokazał chodź trochę emocji
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top