18.

- Masz skamleć i błagać jak pies - warknął od razu - masz mnie błagać by przeżyć

- Proszę S-Sir - zapłakał - Rób tak d-dalej - oczy mu się zaszkliły

- Och jak - zaczął go głaskać - tak? Spodobało ci się piesku?

- B-bardzo s-Sir - zapłakał

- poproś - warknął i złapał za jego szczękę

- P-proszę Sir - zacisnął powieki - P-proszę

- No niech będzie - wymamrotał - paczka jest twoja, idź i się nią naciesz

- C-co to? - zapytał cicho. Bał się tego co może się w niej znajdować

- Zobacz, to nagroda za bycie dobrym pieskiem. Zabieraj ten karton i leć do siebie

Mike powoli wstał i poszedł do stołu po czym wziął w dłonie paczkę i nie czekając już na nic zaczął biec w stronę swojego pokoju

Biegł przed siebie i dopiero w pokoju zwolnił i zamknął za sobą drzwi a paczkę zostawił na materacu łóżka. Nie widział co w niej było i trochę się tego bał. Powoli jednak otworzył jej wieczko

W środku nie było jednak nic nadzwyczajnego. Blok techniczny i paczka kredek oraz ołówki. Tak jak wspominał, uśmiechnął się delikatnie i wyjął kolejną rzecz jaką były cukierki. Zwykłe owocowe cukierki jednak Michael przytulił je jakby nie jadł ich od wieków

Od razu otworzył jednego i włożył do ust po czym wyjął blok i kredki. Zadowolony przesunął po nich dłonią. Je również do siebie przytulił. To były najnormalniejsze rzeczy ale cholernie go cieszyły. Otworzył szkicownik i ołówek od razu chcąc coś narysować

Jego ręka zadrżała gdy zaczął szkicować swój dom i podwórko przed nim. Łzy napłynęły mu do oczu. Starał się wszystko narysować. Zaczynając od domu po drzewo obok niego i ich grządki. Wszystko musiał uwiecznić

Nawet dziurę przy płocie którą kiedyś wykopał ich pies Federer, nawet stokrotki swojej mamy. Łzy zalewały rysunek ale dla Michaela był idealny. Nie miał wielkiego talentu ale i tak był z niego dumny

Przesunął po nim dłonią i westchnął przymykając powieki by więcej łez jej nie zalało. Odłożył go na bok i położył się łóżku. Okrył się kocem i otarł łzy wspominając. Wspominając swój dom, rodziców, przyjaciół....ciekawe czy ktokolwiek go szuka

Kiedyś było inaczej. Jego dzieciństwo było inne... Gdy jeszcze jego rodzice byli razem.

Później...to co się stało później było dla niego delikatną sprawą. Zastanawiał się co by było gdyby wampir go nie znalazł? Nie zabrał? Gdzie byłby teraz? U ojca?

A może nadal u matki. Może by się nim zajęła? Przestała być wiecznie smutna i pić alkohol? Znów by go kochała?
To była piękna wizja. Wizja jak komuś na nim zależy i ktoś go przytula...teraz gdyby umarł nikogo by to nie przejeło

Teraz gdy cierpiał, gdy płakał i potrzebował opieki. Czy jeszcze kiedykolwiek zazna czułości?

Ostatni raz otarł policzki zanim znów zasnął. Tym razem jednak gdy spał do pokoju wszedł Luke. Uśmiechnął się widząc rozpakowane opakowanie po czym sięgnął po jego szkicownik otwierając go

Od razu zobaczył dom z ogrodem. Może nie były najśliczniejsze ale widać było starania a Luke patrząc na to poczuł jakieś dziwne, nowe uczucie i uśmiechnął się do siebie.

Chłopak miał talent na swój sposób. Tak delikatnie dociskał ołówek do kartki, jakby miała w niej powstać dziura lub coś gorszego. Odłożył jednak szkicownik na półkę razem z ołówkiem. Po chwili jednak coś go tknęło i narzucił na ciało nastolatka kołdrę

Dokładnie okrył nią jego ramiona z dziwną delikatnością po czym spojrzał na niego. Wyglądał uroczo gdy spał. Zamknięte oczy i jego zgrabny nosek zwróciły jego uwagę. Później zjechał wzrokiem na usta, malinowe i wydęte niczym u kaczuszki

Jedyne co je szpeciły to rozcięta warga i mały siniak na kości policzkowej. Musiał udawać by bić go w inne miejsca niż te na twarzy. Nie chciał by jego pies miał skazy na twarzy. W tym miejscu miał idealny. Zresztą dla Luke'a i tak taki był

Najbardziej jednak podobało mu się to jak w niego wszedł. Był tak cholernie ciasny i przyjemny, jedynie jego darcie się przeszkadzało mu w osiągnięciu upragnionej przyjmnosc

Teraz jednak siedział na krańcu łóżka i wpatrywał się w niego. Przejechał palcami bo wyblakłych brązowych włosach i westchnął

Był taki delikatny, delikane ciało, usta i urok jaki posiadał. Nawet to przeszkadzało mu w wymierzaniu mu zwykłych kar
W pewnym sensie mu na nim zależało. Każdy inny już dawno by umarł ale nie on. On musiał żyć i usługiwać blodnynowi

Gdy dziś go głaskał i słyszał jego błagania robiło mu się gorąco, to było więcej niż przyjemność i satysfakcja

Westchnął i otulił go kołdrą po czym wyszedł z pomieszczenia. Zamknął drzwi za sobą i zszedł do kuchni chcąc by przygotowali obfity obiad

Tym razem chciał by chłopak naprawdę się najadł. Chwile się zastanwiał co kazać mu zrobić dlatego postanowił wszystkiego po trochu. Nie miał zamiaru go krzywdzić. Może tylko trochę mu zależało by ten go polubił

Wprawiało go w to prawdziwe zastanowienie, dlaczego tego chciał? Czemu mimo wszystko chciał zdobyć sympatie nastolatka? Czemu jego błagania były tak ważne?

Potrząsnął głową by pozbyć się myśli i wrócił do swojego pokoju. Zasiadł za fortepianem i zaczął grać

Zawsze pozwolało mu to przestać się wszystkim przejmować. Było rodzajem medytacji

Grał bardzo długo. Wsłuchiwał się w muzykę jednak przeszkodziła mu służba imformująca o obiedzie

- S-Sir - zaczął cicho chłopak wchodzący do jego przyciemnionej sypialni

- Co się stało? - wymamrotał cicho i wstał z krzesełka od fortepianu

- Jest obiad o który pan prosił - wyjąkał chłopak cicho

- Już schodzę. Obudźcie więźnia i przygotujcie

- Tak panie - pokiwał

Głową i tyłem wycofał się do drzwi

Ruszył do sypialni Michaela i go obudził. Pomógł wstać i pozwolił zamknąć się w łazience by się odświeżył i przebrał w czyste ubrania

- Czy on znowu... - zaczął cliford stając pod prysznicem - Czy będzie pił moją krew? - załkał

- Nie, nie martw się tym. Miałeś się odświeżyć i przyjść na obiad. Przygotowaliśmy bardzo dużo potraw

- Bez szkła? - uśmichnął się kwaśnie

- Bez, to nie my je dodaliśmy - westchnął i pomógł mu wytrzeć ciało po czym podał ubrania

_________________________________________

Hejka!

I kolejny rozdziałek za nami i mam nadzieję że się wam podoba.

Chcę was też zaprosić na nowe ff na moim profilu "silent boy" I życzyć miłego wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top