Może was oszczedze
— O, a co to? — Tiffany spojrzała ciekawskim wzrokiem na kamień na półce w pokoju Jamesa — wygląda jak kamień wskrzeszenia
— Dokładna replika — mruknął i rzucił się na łóżko, przyglądając się dziewczynie
— Skąd wiesz że dokładna replika? — spojrzała w jego stronę
— Sama przed chwilą stwierdziłaś, że wygląda jak prawdziwy
— Bo ty myślisz że ja wiem jak on wygląda? — zaśmiała się — To nie gacie Łapy że wiem dokładnie i kiedy jakie ma.
— O czym ja nie wiem? — zapytał przerażony Black — To jakie mam?
— Różowe w jednorożce
— Co? Ja nie mam takich — aż sam sprawdził, po czym spojrzał z szokiem i przerazeniem na twarzy na Tiffany.
Na twarzy dziewczyny zawitał uśmiech wyższości i przybiła piątkę z samą sobą.
— Coś wam jeszcze przewidzieć?
— Czy Li... — zaczął James, ale Remus z Peterem zatkali mu usta dłońmi.
— Mój braciszek jeszcze ją zabije — mruknęła cicho do siebie.
— Mówiłaś coś? — zapytał Syriusz, patrząc na Tiffany z niepokojem.
— Co? Nie. Wydawało ci się piesku — pogłaskała go po głowie jak psa, a w jej głowie już snuły się mordercze plany.
— ... Zaczynam się jej bać — powiedział Peter, zapychając usta słodyczami.
— Mnie? Przecież ja kulka miłości, słodyczy i niewinności jestem — na jej twarzy zagościł przesłodzony uśmiech.
— T- To ja może sprawdzę czy mnie nie ma w łazience... — i szczur uciekł.
— Boje się o swoje przyszłe życie — mruknął James, patrząc na nią z niepokojem.
— Oj no! Już nie przesadzajcie, może was oszczędze — i jak gdyby nigdy nic, poszła odnieść swoje rzeczy do jednego z pokojów.
//
Przepraszam że po takim czasie przychodzę z tak krótkim rozdziałem, jednak cierpię na brak weny. Jeżeli ktoś miałby jakieś pomysły i chciałby żeby znalazły się one w książce, możecie pisać do mnie na prywatnym, nie gryzę! A byłoby mi bardzo miło
~ Ciocia szakal
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top