" Tylko, jak..?"


Po dość długich staraniach, wreszcie nadpłynął Potter, który zgarnął Rona jak i Siostrę Fleru. Natomiast nikt nigdzie nie widział Tiffany, jak i wiszącego Malfoy'a...

---

Pov. Harry

Po wypłynięciu na powierzchnie, zauważyłem Tiffany siedzącą między nogami Malfoy'a. Rudowłosa była owinięta w ręczniki, lecz dalej drżała z zimna. Poczułem lekkie uczucie w sercu, dziewczyna była uśmiechnięta, na twarzy Dracon'a widniał lekki uśmiech. Chłopak położył podbródek na głowie piegowatej. Gdzieś w boku stał Ron, którego uszy były wręcz czerwone ze złości. 

- Czy ty to widzisz?! - Krzyknął oburzony Ron, podbiegając do mnie i wskazując na nich. 

- Widzę - Oznajmiłem, próbując ukryć lekką zazdrość. 

- I ty podchodzisz do tego tak spokojnie?!  TY?! - Wrzasnął jeszcze głośniej. 

- Spokojnie... Jeszcze się znienawidzą... - mruknąłem pod nosem, z szatańskim uśmiechem. 

---

Do WS skocznym krokiem weszła Tiffany, zauważyłem że pomachała do nauczyciela od Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, po czym usiadła przy stole Ślizgonów.

- Trzeba coś z tym zrobić - Powiedziałem do Hermiony i Rona, spoglądając w stronę Tiffany. 

- Na początku myślałam że masz obsesje, ale... Teraz widzę powagę sytuacji. Nie dość że cały czas zadaje się tylko z uczniami Slytherinu, odrzuciła Cross'ówne, która nie może nikogo znaleźć to cały czas siada do stołu czysto krwickich. Jak by mogła to by się tam przepisała! - powiedziała Hermiona, chyba naprawdę ją polubiła... 

- Hmm... A ma ktoś jakiś plan? - spojrzeliśmy na rudego pytająco - No... Aby ich skłócić, ją i Malfoy'a 

- Tylko, jak..? 

- O to się nie martwcie... - Oznajmiłem zacierając ręce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top