Rozdział 63
Z perspektywy Matta.
Rodzice brunetki weszli do środka i zamienili kilka słów z moimi, a potem podeszli do mnie ze swoją córką.
-Scar, skarbie. Jedziesz z nami do domu czy zostajesz z wujkiem i ciocią?- zapytała jej mama, odgarniając z twarzy dziewczyny kosmyk włosów i zakładając je jej za uszy.
-Zostaje- odpowiedziała cicho.
-Dobrze- odrzekła kobieta i pocałowała córkę w czoło.- Trzymajcie się, przyjedziemy jutro- dodała i pożegnała się z resztą, a następnie wyszli.
Przyjechali jakieś pół godziny temu, a od wyjścia Damiana ze szpitala minęło już kilkanaście godzin, a wieści od niego nadal nie ma. Mama obudziła się od razu gdy wujek Rafał i ciocia Melissa weszli do sali. Ona też była bardzo z niecierpliwiona całą sytuacją. Paul miał już trzy operacje w ciągu tych kilkunastu godzin, od których jest w szpitalu. Lekarzom na szczęście udało się zatrzymać krwawienie wewnętrzne.
-Jestem- drzwi do sali się otworzyły i do środka wszedł Damian z laptopem w rękach.
-Znalazłeś coś?- zapytała cicho mama i wzrok z Paula przeniosła na brata.
-Znalazłem więcej niż byśmy się spodziewali- odpowiedział idąc w stronę taty.- Chodź tutaj Nadia- powiedził kładąc laptopa na obszernym parapecie.
Włączył urządzenie, wpisał hasło i wszedł w jakiś plik, na którym pojawiły się zdjęcia tego blond chłopaka i jakieś wiadomości o nim.
Usta mamy wyglądały jak "O" gdy zobaczyła zdjęcia. Przyłożyła dłoń do ust i jęknęła cicho.
-To nie możliwe- wydusiła po chwili.
-Sprawdziłem, poszperałem, podzwoniłem, po pytałem- powiedział.- Chłopak nazywa się Samuel Rood. Nazwisko ma po matce. Ma dziewiętnaście lat. Kolor włosów ma takie jak matka. Erice Rood. A jego ojcem jest nasz ojciec- ostatnie zdanie wypowiedział bardzo cicho.- Dlatego chłopak jest podobny do mnie, gdy byłem młodszy. Ma tego samego ojca.
-To dlatego wydawał mi się znajomy- powiedziała mama.
-Ale co on robił ze Stellą i skąd zna Dawida?- wtrąciłem. Spojrzeli na mnie, a mama z taką wzruszyli ramionami, a Damian westchnął cicho.
-Dawid i mój ojciec, znają się. Zapewne ich dzieci są razem, a plan wymyślili obaj wciągając w to ich. Tylko po co to wszystko zrobili i dlaczego? Skąd wzieli tyle informacji skoro wszystko uważnie starałem się ukrywać i tuszować. Nawet ojcu nic nie mówiłem. Zresztą wiem, że ty Alan robiłeś to samo.
-Starałem się- mruknął.
-Więc ja wam odpowiem- odezwał się męski zachrypnięty głos i do środka wszedł starszy mężczyzna, a przez siwe włosy miał prześwity rudych. Przyglądałem mu się bardziej i stwierdziłem, że Damian jest do niego podobny, a więc to jest ten słynny ojciec mamy ten, który tyle namieszał w jej życiu.
Warknąłem głośno i miałem ochotę się na niego rzucić, ale tata mnie zatrzymał, a po chwili Scar stanęła obok mnie i spojrzała mi w oczy, a to wystarczyło, żebym się uspokoił i zaczął nad sobą panować.
-Matt spokojnie, nie warto- powiedziała cicho patrząc mi w oczy. Skinąłem głową i wziąłem głęboki oddech żeby się uspokoić.
-Ty chuju- warknął ojciec.-Jak śmiesz?! Jeszcze ci mało?! Powiedziałem ci chyba wyraźnie osiemnaście lat temu, że jeżeli jeszcze raz cie zobaczę, to obije ci mordę! Wypierdalaj stąd w tej chwili i nigdy nie pokazuj mi się na oczy! Przestań w końcu mieszać w życiu moim i mojej rodziny!
-Mów- wrzasnął Damian przypierając go do ściany. Kątem oka zobaczyłem jak Ler podnosi głowe do góry i rozgląda się po pomieszczeniu, gdy zobaczyła swojego ojca i dziadka zerwała się z krzesła i chciała do nich podejść, ale ją zatrzymałem.
-To przez niego Paul jest w szpitalu- powiedziałem patrząc w jej oczy, które na moje słowa zaszły łzami.
-Nienawidzę cie!- wrzasnęła.- Jak mogłeś? To wszytko przez ciebie.
-Nie obwiniaj o to swojego dziadka- odpowiedział ze spokojem starszy mężczyzna.- Obwiniaj o to raczej te dwójkę dzieci, które tu są. Damiana i Nadię. Mogli się ode mnie nie odwracać, powiedziałem, że się zemszczę i słowa do trzymałem. Mogli żyć ze mną w zgodzie, ale nie chcieli.
-Sam się to prosiłeś- warknął Damian.- Mówiłem Ci żebyś zostawił ją i jej rodzinę w spokoju. Nie pomogło ci. To co zrobiłeś matce Nadi, przechodzi ludzkie pojęcie, a w dodatku wogóle nie żałujesz tego co zrobiłeś. Nie dziw się, że się od ciebie odwróciliśmy. Żałuję tylko, że tak późno się na tobie poznałem. Wiesz jak przez ciebie cierpią? Czy ty masz pojęcie przez co ona musiała przejść? Co takiego ona ci zrobiła , że chcesz zniszczyć jej rodzinę? Co takiego zrobiłem ci ja, że chcesz zniszczyć moją?
-Odwróciliście się ode mnie, a za to się płaci- warknął głośno mężczyzna w momencie, w którym do sali weszły pielęgniarki.
-Co się tutaj dzieje?- zapytała jedna z nich, a gdy zobaczyła, jak Damian przywiera mężczyznę do ściany zwołała ochronę.
Odsuneli ich od siebie i wyprowadzili na dwór.
-Zaraz wracam skarbie- powiedział tata do mamy, pocałował ją w czoło i opuścił sale.
-Muszę do łazienki- powiedziała z przerażeniem mama łapiąc się za brzuch.
-Scar idź z nią- powiedziałem widząc w jakim stanie jest mama.- Ler ty też im pomóż- dodałem.- Ja idę za ojcami.
Dziewczyny skinęły głowami i pomogły mojej mamie wyjść z sali i dość do łazienki, a ja ruszyłem w dół, w strone wyjścia ze szpitala.
******
Rozdział poprawiła: Mysza_69
Jak się wam podoba ostatni rozdział maratonu?
Co o nim sądzicie?
Ostatni rozdział maratonu.
300 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top