Rozdział 61
Z perspektywy Nadii.
-Słuchamy- powiedział Alan zajmując miejsce obok mnie w tym samym czasie, gdy lekarz usiadł na przeciw nas.
- W organizmie państwa syna, był alkohol i narkotyki- powiedział przyglądając się nam uważnie.
Westchnęłam zrezygnowana i schowałam twarz w dłoniach.
-Zdajemy sobie z tego sprawę i konsekwencji jakie poniesie też. Paul ostatnio przechodził trudny okres.
-Proszę pana- westchnął lekarz.- To nie jest moja sprawa co dzieje się w państwa rodzinie. Ja jestem lekarzem i mnie interesują całkiem inne rzeczy.
-Doktorze Haris- do środka wszedł mężczyzna z średnim wieku.- Jest pan pilnie potrzeby na salę operacjną. Ordynator pana wzywa, a pacjenta Blacka, mam ja przejąć do końca pobytu w szpitalu.
Straszy doktor westchnął cicho i opuścił pomieszczenie przepraszając nas, a młodszy zajął jego miejsce.
-Robin?- zapytałam z niedowierzaniem, gdy w lekarzu rozpoznałam kolegę z klasy.
-We własnej osobie- powiedział z uśmiechem.- Ciesze się ze mnie odwiedziłaś. Ale teraz zajmijmy się pacjentem. Alkohol i narkotyki we krwi- szeptał pod nosem czytając.- Złamania z przemieszczeniem...- mówił dalej sam do siebie czytając opis i wyniki badań mojego syna.- Podaj mi dane Paula- powiedził podnosząc na mnie wzrok.
Podałam mu wszytskie o które pytała z niecierpliwością, czekałam aż uzupełni rubryki i powie co z moim synem.
-Nie będzie tak źle, jak mówił ten stary zrzęda- powiedził kończąc wpisywanie.
-A sprawa z używkami we krwi?- zapytała nerwowo Alan.- I jego stan? Wyjdzie z tego?
-Sprawa z używkami nie jest groźna, ponieważ chłopak jest już pełnoletni. Stężenie alkoholu było niskie,a narkotyków bardzo niewiele, a poza tym była to nikotyna. Dodawana do papierosów. Więc jako tako nie powinno to iść pod uwagę, w związku ze złamaniem prawa. Ponieważ papierosy są legalne. To nie będzie brane pod większą uwagę. A co do zdrowia pacjenta...- nie było dane mu dokończyć ponieważ na korytarzu rozległ się okropny hałas.
Spojrzeliśmy na siebie po kolei, a po chwili wyszliśmy na korytarz. To co tam zobaczyłam, odebrało mi mowę.
Pięciu chłopaków, w wieku moich synów, biło się z Mattem, a ten ciągle wrzeszczał i każdego odpychałam w końcu czterech z nich złapała ochrona, a Matta i tego piątego próbowali rozdzielić lekarze.
Alan podbiegł do nich i odciągnął syna na bok, a lekarz tamtego chłopka oddał w ręce ochrony i ich wprowadzono.
-Co to miało znaczyć?- zapytałam podchodząc do Matta.
-To ten Chuj- warknął.
-Uważaj na słowa- warknął do niego Alan.
-Jaki ten?- zapytałam.
-Chłopak Stelli- powiedziłał.- Możesz mnie tato puścić?- zapytał po chwili.
Al westchnął cicho i go puścił.
-Czekaj, ten o którym zacząłeś opowiadać w kuchni, gdy odkażałam ci ranę?- zapytałam z szeroko otwartymi oczami, a on skinął głową.
-Było mu dużo mocniej przypierdolic, tak żeby musieli go operować- warknęłam wściekła.
-Skarbie?- podszedł do mnie Alan.- Dobrze się czujesz?
-Jak mam się dobrze czuć, gdy mój syn jest w śpiączce, drugi cały zwyobijany, a ja się dowiaduje, że przed chwilą, był tu chłopak tej suki.
- Skarbie spokojnie. Zachowujesz się jak nastolatka- powiedział przytulając mnie.- Wszystko będzie dobrze zobaczysz. I nie w śpiączce, a pod narkozą.
-Możesz zadzwonić po Damiana?- zapytałam cicho wtulając się w niego.
-Po co?- zapytał odsuwając się lekko.
-Muszę z nim porozmawiać- wytłumaczyłam. Mężczyzna westchnął cicho i niechętnie wyciągnął telefon, a następnie wybrał numer Damiana. Oddalił się ode mnie na kilka kroków i zaczął rozmowę z Rudzielcem.
-Masz zdjęcie tego chłopak, lub mógłbyś je jakoś znaleźć?- zapytałam syna.
- Zaraz będę miał- odpowiedział wyciągając telefon.
-Damian będzie za jakieś pół godziny- oświadczył Alan podchodząc do mnie. Ujął moje dłonie w swoje i spojrzał spojrzał mi z troską w oczy.- Spokojnie skarbie, nie denerwuj się tak. Wszytko będzie dobrze. Paul wyzdrowieje. Chodźmy do niego.
Skinęłam posłusznie głową i ruszyłam za mężem odbierając po drodze telefon od syna, na którego ekranie było zdjęcie tego chłopaka, z obozu.
Tak jak myślałam... wszystko się zgadza. Jeszcze tylko muszę się upewnić. Usiadłam na krześle przy łóżku syna i złapałam jego dłoń w swoją.
Oby tylko Paul wyzdrowiał i nic mu nie było. To dobry chłopak, tylko się pogubił. Czasem życie nas przerasta i nie wiemy co wtedy robić, chłopak się pogubił, potrzebuje chwili wytchnienia i czasu na zastanowienie się nad życiem. Wiem, że popełnił błąd i nie zamierzam go bronić, ale jest moim synem i zawsze będę widziała go od tej lepszej strony. Nie ważne co zrobi będę go wspierać, nigdy nie skreśle go ze swojego życia za popełniony błąd. Każdy z nas popełnia błędy, nie możemy go przez to skreślać. Bo to, że jakiś popełnił nie znaczy, że jest gorszy. To znaczy, że jest człowiekiem. A gdy żałuję popełnionego błędu i próbuje go naprawić, jest wartościowym członkiem. A pomiędzy człowiekiem, a wartościowym człowiekiem jest różnica. Ogromna różnica. Bo jeśli człowiek nie żałuję popełnianych błędów, nie próbuje ich naprawić i ciągle je popełnia, nie zwraca uwagi na to, że kogoś rani, traci swoją wartość. Przestaje być człowiekiem. Jest nim z wyglądu, ale nie z charakteru, pod maską człowieczeństwa, kryje się wtedy potwór, którego trudno przywrócić do pierwotnej formy.
-Nie płacz skarbie, wszystko będzie dobrze- z zamyślenia wyrwał mnie głos Alana. Poczułam jak mężczyzna się nade mną pochyla i składa na mojej głowie pocałunek, a następnie delikatnie zaczyna masować moje ramiona. Położyłam jedna dłoń na jego dłoni, a drugą nadal trzymałam dłoń syna. Spojrzałam z dołu na lubego i posłałam mu wdzięczny uśmiechem.
-Jestem- usłyszałam w progu głos brata. Odwróciłam się w jego stronę i ruchem głowy pokazałam żeby podszedł.
-Co ty tutaj robisz tato?- zapytała Skayler spoglądając na ojca.
-Nadia- odpowiedział.- Ma do mnie sprawę. Nie zwracaj uwagi na moją obecność, bądź przy chłopaku. Wiem jak ci na nim zależy- powiedził podchodząc, a następnie pocałował córkę w czoło i spojrzał na mnie i mojego męża.
-Chodźmy w bardziej ustronie miejsce- powiedziłam i odwróciłam się w stornę Matta.- Chodź z nami.
Chłopak skinął głową i we czwórkę opuściliśmy pomieszczenie.
******
Rozdział poprawiła: wattAMIpad.
Mam nadzieję, że się wam podoba.
Co o nim sądzicie?
Pamiętajcie, że wasza aktywność= szybciej dodany następny rozdział maratonu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top