Wystarczająco dobry cz. 1

Jutro rozpoczęcie roku, więc na poprawę sobie i wam humoru wstawię zaraz jeszcze jeden rozdział :((

***


― Chodź, Draco. ― Pociągnęła blondyna, gdy nadal się nie poruszył, patrząc na śpiącego.

Poszedł za nią z ociąganiem. Westchnął ciężko, siadając w pewnym oddaleniu.

― To było niesamowite. Akurat po Potterze czegoś takiego bym się nie spodziewał ― zachwycił się Zabini. ― Opowiadaj, co się działo od ostatniej wizyty. Nie przyniosłeś czasem „Proroka"?

― Nie. Wybacz. Sporo się działo.

― Słuchamy.

I Draco zdał im szczegółową relację. O swoim sobowtórze, którym chciano zniszczyć psychikę Pottera. O wyborze Fawkesa, dwóch protektorach, ataku na Gringotta, a nawet o planie Albusa o Eliksirze Życia.

― On do końca stał się zły? Nadal trudno mi w to uwierzyć.

― Widziałem jak zaatakował Pottera mroczną klątwą, która omal nie zabiła Snape'a. Tylko Fawkes był w stanie go uratować. A cenę tego zapłacił Harry.

― Potter odwdzięczył się Snape'owi? Do czego ten świat zmierza? ― Blaise pokiwał głową.

Draco zmierzył go chłodno wzrokiem.

― Severus jest drugim protektorem. A Harry ma straszny zwyczaj brać wszystko na siebie.

― Polubiłeś go ― stwierdziła dziewczyna z wesołym uśmiechem. ― Protektorat ci służy, choć wolałam jak byłeś bardziej ślizgoński.

Malfoy machnął na nią ręką i spojrzał na śpiącego.

― Widziałem jak cierpiał w ciszy i nie oczekiwał od nikogo pomocy. Wykrwawiał się, ale nadal nie był żądny zemsty. Płakał, gdy był przekonany, że widział moją śmierć, choć dopiero kilka dni przebywał z nami. Strasznie szybko się przywiązuje do osób, które okazują mu troskę.

― Czekaj! Jak to widział twoją śmierć? Jak?

Chwilę zastanawiał się, czy może to zdradzić.

― Harry poprzez bliznę jest połączony z Czarnym Panem. Ten to wykorzystywał przez ostatni miesiąc dosyć intensywnie. Pokazywał mu jak torturuje ludzi, których złapał.

― Koszmar. ― Pansy zadrżała, obejmując się ramionami.

― Z koszmaru jesteś się w stanie obudzić. Z wizji nie może. Ale to nie jest najgorsze.

― A co?

― Harry odczuwa wszystkie mroczne zaklęcia rzucone przez Czarnego Pana. Gdy w końcu udało się go nam uwolnić z rąk mugoli, myślałem, że drgawki są jedynym skutkiem wizji.

― Mówiłeś nam ― przypomniał sobie Blaise.

― Wszystkie tortury, jakimi został potraktowany mój sobowtór, były na nim, gdy wróciłem. Cała trójka była szczerze przekonana o moim zgonie. Ilość blizn, które ma na sobie... ― umilkł, gdy głos mu się załamał.

― Merlinie, wcale mu nie zazdroszczę bycia Wybrańcem. ― Dreszcz wstrząsnął drugim Ślizgonem.

― Ostatni miesiąc? ― odezwała się cicho Parkinson, odwracając w stronę kominka. ― Myślisz, że widział...?

Malfoy tylko pokiwał głową, przeczesując włosy dłonią.

― Nie wiem, czy ich znał. Jeśli był przy tym Czarny Pan, to widział. Ale proszę cie, nie pytaj go o to.

― Ale...

― To już niczego nie zmieni, a otworzy zamknięte blizny. Potrzeba wam pomóc, by dotrzeć na pociąg całą grupą? ― odetchnął, mogąc zająć się czymś innym.

― Skrzaty pomogą w pakowaniu. W razie czego wszyscy mają świstokliki do tego miejsca.

― Bardzo dobrze. Przygotujcie też kilka dodatkowych.

Potem już omawiali szczegóły i zapisywali ważniejsze punkty.

Harry obudził się jakiś czas później. W pokoju nikogo nie było, a z większego pomieszczenia dolatywały wesołe śmiechy.

Fawkes ponaciągał się, cicho śpiewając i zajął swoje zwyczajowe miejsce.

― Dobrze. Ale musimy zaczął jak najszybciej ćwiczyć. Ten sposób jest wyczerpujący. I dziękuję za pomoc.

Feniks wypiął dumnie pierś i chłopak zaśmiał się na ten widok. Zegar na kominku wskazywał szóstą i Harry poczuł się głodny. Opuścił salon i ruszył w stronę jadalni.

― Harry! ― Blondyn znalazł się u boku natychmiast, gdy tylko go dostrzegł. ― Jak się czujesz?

― Dobrze. Zgłodniałem.

Ślizgon zaprowadził go do stolika, przy którym już siedziało kilka osób. Potter przywitał się kiwnięciem głowy zanim usiadł. Skrzat podał mu talerz. Harry naprawdę był głodny i zaczął jeść natychmiast po napełnieniu mu talerza.

― Jak to jest mieć tutora, Potter? ― spytał nieznany mu Puchon.

Wzruszył w odpowiedzi ramionami, nie przerywając posiłku.

― Zachowujesz się, jakby ostatni miesiąc nie widział jedzenia. ― Brak odpowiedzi zirytował ucznia Hufflepuffu.

Potter ponownie wzruszył ramionami i spojrzał srogo na Draco.

― Przecież nic nie mówię. Jedz. ― Podsunął mu kolejny półmisek. ― Musisz odzyskać trochę wagi ― dodał jednak po chwili.

Puchon z niewyraźną miną patrzył to na jednego, to na drugiego.

― Żartujesz sobie, prawda?

― Och, daj sobie spokój! ― uciszył go Draco. ― Pomyśl trochę. Nawet ja widziałem od razu różnicę pomiędzy tym, jak wyglądał, gdy wsiadał do pociągu w czerwcu, a jak reprezentuje teraz. Schudł dobre dziesięć kilogramów.

― Ja tu jestem ― zauważył chłodno Harry, przerywając posiłek.

― Byłeś zbyt zajęty.

― Draco. ― Spojrzał na niego wymownie.

― Tak, Harry?

Feniks zagwizdał ostro odrobinę zbyt blisko ucha tiro i Harry zmarszczył czoło. Nagana skierowana była do Malfoya, ale raczej mina Pottera lepiej zadziałała.

― Chyba omawialiśmy prawa i obowiązki protektora.

― Tak, wiem. Miejsce publiczne. Przepraszam ― kajał się.

― Trudno teraz o dobrego protektora ― rzucił protekcjonalnie Harry, ostentacyjnie wycierając usta serwetką i drażniąc wyniosłym uśmieszkiem chłopaka.

Potem westchnął ciężko.

― Draco... Nie podoba mi sie, gdy rozmawiasz o mnie tak, jakby mnie tu nie było. Jestem doskonale świadom swojego nieatrakcyjnego wyglądu. ― Podwinął rękaw, ukazując kilkanaście białych linii, tworzących wzór, jakby ręka miała się rozpaść pod najmniejszym dotykiem. ― Nie sądzę, by komuś przypadł do gusty tak oszpecony towarzysz. Przepraszam, że zepsułem kolację ― rzekł w stronę pozostałych osób i wstał.

Opuścił oranżerię.

― Idź za nim, albo ja pójdę ― odezwała się pierwsza Pansy. ― I wierz mi, szybko go nie wypuszczę.

Malfoy zerwał się z krzesła, nie zwracając już uwagi, że upadło. Wypadł na zewnątrz.

― Będę musiał go trochę podszkolić w subtelności ― mruknęła, sięgając po szarlotkę. ― A ty zamknij usta. ― Pchnęła rączką widelczyka podbródek Puchona. ― Tak, Potter był głodzony. Każdy Ślizgon o tym wie, odkąd ten zaczął chodzić na drugi rok. Mamy oczy i widzimy różnicę, gdy wyjeżdżał i wracał od mugoli.

― Ale Snape ciągle twierdził, że on opływa we wszystko.

― Myślę, że profesor Snape przeżył największy szok, gdy ujrzał prawdę ― powiedział Blaise. ― Potter nigdy nikomu się nie skarżył, w jakich warunkach żyje.

― A wy skąd wiecie?

― Mamy swoje sposoby. I łączymy fakty. Na przykład pierwszy list z Hogwartu zaadresowany był pod schowek pod schodami. Ciągle ma ten list. Nigdy nie zostawił swoich rzeczy na czas nauki w domu. A to znaczy, że nikomu tam nie ufa. Nawet nie sądzę, by traktował go jako dom, a tylko miejsce do przeczekania wakacji.

― Przecież to Harry Potter. Chłopiec, Który...

― Ma sporo blizn, o których nic nie wiecie ― dokończył Zabini. ― A teraz został wybrany przez tutora. I to feniksa. Wiesz co to oznacza? Że należy mu się szacunek, bo tutor wybiera tylko niesamowicie potężnych czarodziei. I nie chodzi tu o moc, ale też serce. Sam widziałeś, co zrobił. Nikt go nie prosił. Zwyczajnie nałożył tarczę o takiej mocy, że wszystkie nasze razem wzięte przy tej przypominają bańkę mydlaną.

― To feniks...

― Fawkes użycza mu doświadczenia, nakierowuje. Jego moc tylko wspomaga, nie jest główną mocą. Tutor jest zapalnikiem, który uaktywnia prawdziwą magię jego protegowanego. Radzę zacząć okazywać mu należny mu szacunek. Malfoy powiedział nam co Potter zrobił w ministerstwie, a nawet nie użył jednego zaklęcia. Stare rody znają historie o tutorach. Za protegowanym tutora się podąża, inaczej to jak płynięcie pod prąd rzeki.

Wszyscy dookoła z zapartym tchem słuchali Ślizgona, który nie mówił przecież głośno.

― To tylko Potter ― mruknął uparcie Puchon.

― O tak. To tylko Potter ― zaśmiał się ironicznie w odpowiedzi. ― Zmienił nam dyrektora, ministra i jego zastępcę, ale przecież to tylko Potter.

OOO

Draco już dłuższą chwilę szukał Harry'ego, choć przecież wybiegł za nim natychmiast. W końcu dostrzegł go, siedzącego na murku, który miał być widocznym ostrzeżeniem krawędzi granicy.

― Harry, ja... ― zaczął przepraszać, gdy tylko zatrzymał się przed nim.

― Nie, Draco. Nie musisz nic mówić ― przerwał mu i oddetchnął, spoglądając w niebo. ― Ładnie tu.

Drugi chłopak stał niepewnie przez moment. Przyciągnięcie smutnego Harry'ego wydawało mu się najbardziej naturalnym wyjściem. Ten się nie poruszył. Jakby nie robiło mu różnicy, czy jest przytulany, czy zaraz ktoś go porwie przez aportację. To zabolało Draco.

― Harry ― szepnął ostrożnie i uniósł jego podbródek, by móc spojrzeć w te zielone oczy.

W kąciku dostrzegł łzę, którą Gryfon próbował powstrzymać, ale ostatecznie to pocałunek Malfoya zatrzymał jej drogę. Harry zamknął powieki.

― Nie jesteś oszpecony ― powiedział mu, unosząc rękę, której rękaw nadal był podwinięty i przyklękając na kolano przed Harrym. ― Te blizny to znaki twoich wygranych bitew. Każda jedna. ― Zaczął składać na nich krótkie pocałunki.

Jedna z pierwszych znaczyła intensywną linią zgięcie łokcia. Potem skierował pocałunki w stronę dłoni. Tak jak wcześniej Harry złożył jeden we wnętrzu jego, tak on całował blizny. Spojrzał na Gryfona, przytrzymując jego palec wskazujący na swoich ustach.

Smutny uśmiech zagościł na twarzy, a oczy wyrażały coś, co Draco spotykał dotąd tylko u swoich rodziców, gdy patrzyli na niego.

Harry zrozumiał, co zrobił, widząc zszokowana minę Draco i natychmiast odwrócił głowę, uciekając wzrokiem.

― Przepraszam. Raz w życiu chciałbym być wystarczająco dobry... ― wybąkał, wyrywając delikatnie dłoń i przykładając ją z czułością do piersi. ― Możemy już wrócić do Severusa?

Wyraźnie czuł się niepewnie, bo nerwowo przełykał i nie chciał spojrzeć na Draco. Fawkes, o dziwo, cały czas milczał.

― Harry? ― Ślizgon złapał go za drugą rękę, gdy ten wstał i chciał odejść.

Chłopak powoli odwrócił się w jego stronę.

― Nie, Draco. Wiem, że jesteś jedynie zafascynowany... Może odrobinę zauroczony, ale to nie... ― umilkł, spuszczając wzrok na ziemię. ― Nie chcę czegoś takiego. Przepraszam. Porozmawiam z Fawkesem, bym mógł zmienić protektora ― szepnął prawie bezgłośnie.

― Co? Nie! ― krzyknął wręcz przerażony i zaraz drgnął na widok reakcji Pottera. ― Proszę nie rób tego ― dodał już spokojniej. ― Błagam, Fawkes. Nie zgódź się na to ― skierował prośbę do feniksa. ― Ja...

Umilkł, nie wiedząc co powiedzieć. Naprawdę nie wiedział.

― Wróćmy do domu ― poprosił cicho Harry.

― Dobrze ― zgodził się, straciwszy nadzieję. ― Powiem tylko reszcie.

Draco wrócił do oranżerii pożegnać się.

Harry kiwnął głową, ale nadal nie spojrzał na niego.

Obserwował teraz niebo, jakby ono znało wszystkie odpowiedzi na dręczące go pytania.

― Czy to zawsze tak boli, Fawkes? ― zapytał Harry, przyciskając nadal dłoń do piersi.

Fawkes zanucił smutno, wtulając się w jego szyję. Potter zaśmiał się, starając się jednocześnie nie rozpłakać. Ostatnio zdarzało mu się to zbyt często. Przebywanie z Ślizgonami łamało wszystkie bariery nieukazywania uczuć, które ujarzmił u Dursleyów. Opanował się na nowo zanim wrócił Draco. Ten wręczył mu knuta o czerwonej, trochę miedzianej barwie.

― To świstoklik do tego miejsca. Działa wielokrotnie. Możemy wracać. Złap się mnie.

Harry położył mu rękę na ramieniu. Po chwili byli w kuchni Snape'a.

Gryfon zaczął robić sobie herbatę. Feniks przysiadł na oparciu krzesła śpiewając, ale Draco nic nie rozumiał. Czuł się, jakby nagle powstała pomiędzy nimi ogromna ściana, a on nie wiedział jak ją przebić, tak by nie zranić jeszcze bardziej chłopaka. Usiadł przy stole, nie chcąc wychodzić. Tak jakby wtedy przekreśliłby wszystko.

Śpiew feniksa wyraźnie uspokajał. Potter uśmiechał się lekko co jakiś czas, czekając aż woda w czajniku się zagotuje. Wolał mugolski sposób niż podgrzanie wody zaklęciem.

― Herbaty? ― zapytał nagle, sięgając po filiżanki.

Fawkes zamilkł.

Draco kiwnął głową.

― Harry... ― chciał coś powiedzieć.

― Już wiesz, że cię lubię ― odezwał się jednocześnie z nim Harry.

Umilkli, patrząc na siebie.

Gwizdek powiadomił donośnie o zagotowaniu się wody i Harry wrócił do robienia herbaty, by postawić im filiżanki na stole. Żaden z nich nie słodził, więc usiadł obok Draco.

― Uważam, że lubienie to małe niedopowiedzenie twoich uczuć, Harry ― odezwał się pierwszy Śizgon, nie spuszczając go z oczu nawet na chwilę.

Chłopak wzruszył ramionami, zapamiętale patrząc w napój.

― Nie ma sensu kłamać, że faktycznie nie czuję tego samego. ― Harry drgnął, jakby z zamiarem wstania, ale powstrzymał sie, ku uldze Draco. ― Nie wiem, co się miedzy nami dzieje. Może to faktycznie jedynie fascynacja, zauroczenie i boisz się odrzucenia na koniec, bo nagle przejrzę na oczy. Ale nawet nie dałeś nam szansy. Wycofujesz się już na początku. To do ciebie nie podobne.

― Byłeś zszokowany.

― A ty byś nie był, gdyby ktoś nagle spojrzał na ciebie, mając serce na dłoni?

― Och... Aż tak to widać? ― Zarumienił się.

Gdyby Potter w tej chwili był dziewczyną, Draco uznałby to za urocze. Jako chłopak z całą pewnością był zawstydzony, że tak łatwo go odczytać.

― Mocniej, Sev!

Bardzo namiętny i, z całą pewnością spragniony szczególnej uwagi, głos Lucjusza rozdarł panującą ciszę. Obaj chłopacy rzucili zaskoczone spojrzenia na korytarz, w którym właśnie aportowało się dwóch dorosłych w dwuznacznej pozycji. Lucjusz, przygwożdżony do ściany, starał się z całych sil napierać na biodra Severusa.

― Idźcie do sypialni, zboczeńcy! ― wydarł się Draco, rzucając w nich pierwszym lepszym złapanym owocem z patery.

Severus spojrzał do tyłu. Objął Lucjusza w torsie i zniknęli.

Draco rzucił zażenowane spojrzenie na Harry'ego, ale chwile później obaj wybuchnęli śmiechem.

― Będę mieć teraz przez nich koszmary. Matka urwie mu... Albo nie. Wyda mu pół fortuny. To go zaboli.

― Och ― mruknął Harry.

Draco zaśmiał sie, widząc jego minę.

― Nie bój żaby. Tak to mówią mugole? Matka doskonale wie, co tych dwóch wyrabia.

― Nie przeszkadza jej to? To zdrada.

― Matka jest słabego zdrowie, a ojciec nadal ją kocha. Wyraziła na to zgodę. Z tego układu nie ma dzieci, zagrażających mojej pozycji w rodzie, a dodatkowo magiczne więzi tych dwóch są tolerowane w czarodziejskim świecie.

― Więzy?

― Mogą rzucać wspólne czary, co wzmacnia ich siłę ― odpowiedział jednocześnie z Fawkesem.

Gryfon odwrócił się w jego stronę, gdy ten nie skończył nadal śpiewać.

― Naprawdę mógłbym? ― Uśmiechnął się szeroko.

Malfoy czuł się coraz bardziej urażony, będąc zablokowany w słyszeniu rozmów pomiędzy feniksem a Harrym. Jednak był zadowolony, że tutor potrafił wyciągnąć swego tiro z dołka, do którego niezamierzenie wtrącił go protektor.

Harry wstał i stanął przed ciągle siedzącym przy stole Draco. Przyłożył dłoń do serca i lekko się pokłonił.

― Chciałbym prosić cię o zgodę na zalecania.

― O... ― wyrwało się zaskoczonemu takim rozwojem akcji. ― Udzielam zgody ― odparł formalnie, rzucając zaskoczone spojrzenie na feniksa, wręcz ćwierkającego z zadowolenia. ― Oczywiście, że wiem ― oburzył się na jego śpiew.

Harry spoglądał na obu zaciekawiony.

― Nie zrozumiałeś go? ― dopytał Malfoy, czując iskierkę zadowolenia, że nie tylko jego spotkało to ograniczenie.

― Jeśli zechce, to go nie rozumiem. Co powiedział?

― Nic przeznaczonego dla twoich uszu ― rzucił, uśmiechając się.

Nie spodziewał się, że Potter tak szybko przejdzie do działania. Mijając go, by wyjść, pochylił się nagle i pocałował krótko.

― Dziękuje ― szepnął wprost w jego usta i zaraz potem skrył się w salonie.

Fawkes przyglądał mu się ciekawie, gdy dotknął palcami warg.

― Tak, wiem. Nie zranić go ― burknął do niego, a potem pogroził palcem. ― Wykorzystywanie tak mos maiorum uważam za nieczyste.

Ptak w odpowiedzi zniknął w płomyku, wracając do tiro.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top