Władza Protektora cz. 2

― Ty także ― zauważył Ron, przyznając rację Draco.

Naprawdę wszyscy zmienili się przez te wakacje. Obserwacje Pottera tylko go w tym utwierdzały. Weasleyowie nie obrzucali się ze wzajemnością wrogością z Malfoyami.

― Władza protektora to tylko rodzaj ściany. Nic przez nią nie przejdzie bez mojej zgody ― stwierdził chłodno Ślizgon. ― I radzę ci uważać, Wiewiór, Fawkes jest bardzo obraźliwy...

Feniks natychmiast zaskrzeczał ostrzegawczo, wbijając mocno pazury w ramię Harry'ego. Ten syknął, ale nie zrobił niczego, by go powstrzymać.

― I zaborczy ― dodał niewzruszony na twarzy, jednak lekko ścisnął palce Harry'ego w geście współczucia. ― Jeżeli ktoś go choćby urazi, zapłaci za to Harry. Rozumiemy się, Weasley?

Ten tylko skinął głową, nie spuszczając wzroku z ostrych pazurów feniksa, nadal wbijających się w ramię przyjaciela.

― Czego chce nauczyć Harry'ego przez ranienie go? ― zapytał, patrząc wprost w złote oczy ptaka. ― Zachowuje się tak samo jak Voldemort. Też go ranił.

Fawkes otworzył dziób, chyba chcąc coś zaśpiewać, ale po kilku długich sekundach zmienił zdanie. Poluzował uchwyt i przeleciał do Severusa, siadając na oparciu krzesła naprzeciwko.

Potter jednak nie spuszczał z niego wzroku. Wyglądało to jakby rozmawiali w ten sposób bez słów. Potem wyprostował ramię.

― Wracaj, mój tutorze.

I feniks wrócił.

― Jesteście siebie warci ― zaśmiał się Ron. ― Ty masz za wielkie serce, a Fawkes za ostre pazury. Prawie jak mój ojciec i Lucjusz Malfoy. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

― Nie chcesz być czasem moim protektorem? ― zaśmiał się Harry.

― Hej! Mnie nie pytałeś! ― oburzył się Draco.

― Podziękuję, Harry. ― Ron gestykulując odmówił, potem zwrócił się do feniksa z przeprosinami. ― Wiem jak wielki to zaszczyt, ale nie nadaję się.

Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, potem dorośli zażądali wręcz o kontynuowanie zakupów. Ulica szybko została doprowadzona do porządku po, całe szczęście, krótkim ataku.

Tym razem przechodnie najwyżej witali się szybko i nie przeszkadzali. Zakupy minęły przyjemnie. Snape łaskawie miniaturyzował wszystko, czym przypomniał o czymś Harry'emu.

― Czy podczas wakacji nie obowiązuje nas czasem zakaz korzystania z różdżki? Draco użył dziś całkiem potężnego zaklęcia, a potem jeszcze walka i nic.

― Wśród mugoli tak. Natychmiast pojawiłyby się odpowiednie służby. To prawo nie obowiązuje, jeśli jesteś w świecie czarodziejów, Harry. Byłoby bezsensowne. Ograniczenia, jakich dane dziecko może użyć zaklęć, ustanawiają rodzice. Nie jesteśmy w stanie upilnować wszystkich dzieci, więc objęto tylko te mugolskiego pochodzenia.

― To niesprawiedliwe.

― Skarż się mugolom, którzy boją się magii. Dopóki oni nie wyzbędą się tego lęku, będziemy żyć w ukryciu. A teraz pożegnajcie się i złapcie świstoklik ― ponaglił Severus.

Harry opadł na kanapę z westchnieniem, gdy tylko wrócili. Draco odebrał zakupy i ułożył je na stoliku, przywracając wielkość. Fawkes zajął nową żerdź, którą kupił dla niego Harry. Schował głowę pod skrzydło i poszedł spać.

Draco wyszedł, a znając go, Harry przypuszczał, że poszedł się przebrać. Przy jego łóżku pojawił się skrzat z kufrem i chłopak natychmiast rzucił się, sprawdzić zawartość. Nic nie brakowało.

Uśmiechnął się z czułością, dotykając albumu ze zdjęciami, chociaż go nie wyjmował. Oparł czoło o klapę kufra, znów wzdychając.

― Ściągnij koszulę i pokaż ramię ― polecił Severus, wchodząc do salonu z małą tacą w dłoniach.

Rozejrzał się, nie widząc go na kanapie, a potem dostrzegł za parawanem. Harry już wstawał, rozpinając guziki.

― Nie boli tak bardzo. Bywało gorzej ― minimalizował.

― Doskonale wiem, jak bywało, Harry. Niestety mogą mi się nie podobać pewne zachowania dydaktyczne Fawkesa i raz zgadzam się z Ronaldem Weasleyem. ― Feniks uniósł głowę i spojrzał na nich.

Mistrz eliksirów wskazał mu fotel przy oknie. Nawet jeśli Potter twierdził, że zranienie go nie boli, nie wyglądało za ciekawie. Szpony feniksów były bardzo ostre i bez najmniejszego problemu przebiły ubranie oraz skórę chłopaka. Czerwone plamy były tego znakiem, choć przez szkolną szatę nic nie było widać, więc wcześniej nikt się tym nie martwił.

Snape jednak zbyt dobrze znał zapach krwi, by jej nie wyczuć.

Oczyścił zaklęciem rany i zaczął wsmarowywać w nie maść. Działała podobnie jak dyptam, lecz jednocześnie rozluźniała napięte mięśnie. Nagle, tuż przy ostatnim nałożeniu dawki, przy dotknięciu skóry Gryfona, przez całe ciało mistrza eliksirów przebiegł spazm magii. Syknął, upadając na kolana tuż przy fotelu.

― Fawkes! ― krzyknął oburzony Potter, zrywając się z miejsca. ― Jak mogłeś?!

Ptak obrócił się do niego tyłem na żerdzi, szczebiocząc krótko. Harry pokiwał głową i pomógł wstać Severusowi i usiąść.

― Przepraszam. Jest strasznie zaborczy.

― Co zrobił? Czuję się jakbym dostał Tormentą.

Chłopak spojrzał na Fawkesa zdziwiony.

― Nie słyszałeś? Powiedział.

― Nie rozumiem feniksów, jakbyś zapomniał.

― Zrobił cię moim drugim protektorem. Dziwne, że go nie słyszysz.

― Co powiedział?

― Ma za swoje. Naprawdę mi przykro, Severusie. Jak przestanie się boczyć, porozmawiam z nim, by to cofnął.

Severus wstał i położył mu dłoń na głowie.

― Zostaw. Wszystko mi jedno. Niech ma swoją zemstę.

― No, dobrze ― zgodził się, a potem zmienił temat: ― Wiesz już, co zabrał Albus?

Przeszli do kuchni, gdy Harry ubrał czystą koszulę.

― Niestety mam podejrzenia i wcale ci się to nie spodoba.

Dołączył do nich Draco, ale nie przerwał, tylko zaczął przygotowywać wszystko do posiłku. Skrzat podawał potrawy, a on zastawę.

― Proszę powiedzieć. Wolę być świadom zagrożenia.

― Pamiętasz Kamień Filozoficzny z pierwszego roku?

― Tak. Dyrektor powiedział, że ostatecznie został zniszczony, ale widząc twoje zmartwienie sądzę, że wszystkich nas już wtedy okłamywał.

― Czy on chce uwarzyć Eliksir Życia? ― spytał Draco, dołączając do dyskusji.

― Obawiam się, że tak. A jeżeli faktycznie ma kamień, to może go zrobić prawie dowolną ilość. Z eliksirem niepotrzebna mu ogromna armia.

― Dlatego jest ciagle taki zadowolony! ― zrozumiał Harry. ― Cały czas myślałem, że to jedynie z powodu zdobycia składników.

― Jesteś z nim połączony? ― Draco podskoczył na krześle.

― Tylko momentami. Staram się wtedy go blokować. Nie rzuca żadnych strasznych zaklęć, więc to nie boli jak tamte wizje. Jest dużo łatwiej. ― Zaczął mieszać łyżką w zupie. ― Gdy coś planuje, podsłuchuję. Staram się, żeby nie zauważył, że tam jestem. Tom też tam jest. Przypomina duszę bez celu. Narzuca Albusowi dziwaczne obrazy wszystkich okropieństw, jakich dokonał. On jednak trzyma go za ścianą, rodzajem tarczy i nie zwraca na nie uwagi. Ukrywam się na skraju tej tarczy.

― Czyli widzisz także te mroczne obrazy Czarnego Pana? ― dopytywał cicho Snape.

― Tak. Ale już nie bolą. To tylko wspomnienia ― uśmiechnął się smutno.

― Bolą jeszcze gorzej ― burknął Draco, zbyt głośno odstawiając kielich z sokiem. ― Nienawidzę jak to robisz!

― Co robię? ― zdziwiony nagłym wybuchem instynktownie odsunął się od Ślizgona.

Severus zwrócił na to uwagę. Gryfon nie po raz pierwszy okazywał taki lęk.

― Ukrywasz przed wszystkimi, że cierpisz! Czemu w końcu nam nie zaufasz?! ― Uderzył w blat stołu dłonią i odwrócił się w stronę Severusa. ― Powiedz coś!

― Przestań krzyczeć ― nakazał spokojnie mężczyzna, nie odrywając oczu od Harry'ego. ― Przerażasz go.

― Co? ― Nie zrozumiał początkowo Draco, potem spojrzał na Gryfona.

Chłopak nie patrzył im w oczy. Spuścił wzrok na talerz i nadal mieszał zupę. Jego dłoń lekko drżała.

― Nie lubię krzyków ― szepnął wręcz niesłyszalnie i zaczął jeść.

Nieprzyjemne milczenie zapanowało przy stole. Draco nie wiedział, co powiedzieć, a Severus czekał. Gdy skończyli, Harry zaraz przeszedł do salonu.

― Zostaw go teraz. Idź odrób zadania wakacyjne.

Draco poszedł do siebie i rzucił się na łóżko, podkładając ręce pod głowę.

Wewnętrzne blizny Harry'ego były dla niego zbyt głębokie. Jak pomóc komuś tak strasznie zranionemu? Mógł tylko przypuszczać, z czym ten kojarzył krzyk. Torturowani, których widział w wizjach, krzyczeli tylko z jednego powodu - bólu. A przecież on ten ból też czuł. I pewnie tylko tak kojarzył krzyk.

Severus dołączył do Harry'ego, przynosząc dwie filiżanki herbaty.

― Dziękuję. ― Przyjął herbatę i usiadł na brzegu kanapy. ― Czy można rozpalić ogień w kominku?

― Zimno ci? ― spytał Severus lekko zaniepokojony, choć nic po sobie nie pokazał.

― Nie. Lubię po prostu patrzeć w ogień. Uspokaja.

Mężczyzna nie potrzebował więcej. Przyjemny ogień trzaskał w kominku.

― Przepraszam. Wiem, że sprawiam mnóstwo kłopotów.

― Jesteś w końcu Gryfonem. Macie to w naturze i każdy Ślizgon jest tego boleśnie świadomy.

Chłopiec zapatrzył się w ogień. Mistrz eliksirów nie był pewien, czy ten cokolwiek usłyszał z jego odpowiedzi. Nadal ledwo widocznie drżał, ale Severus nie chciał teraz rzucać na niego zaklęcia diagnozującego, by sprawdzić skąd to dygotanie.

Harry podciągnął nogi pod siebie i oparł głowę o oparcie kanapy, nie odrywając oczu od ognia.

Fawkes zaczął śpiewać, ale nawet on nie wywołał żadnej reakcji u chłopaka. Feniks nie wydawał się tym zaniepokojony, więc Severus przesiadł się na fotel pod oknem i przywołał sobie książkę.

Na wszelki wypadek wolał zostać w pobliżu.

Jakąś godzinę później chłopak zaczął odpowiadać feniksowi.

― Wytłumacz jeszcze raz zasady równorzędnej wymiany. ― I milkł, dopóki feniks nie kończył śpiewać. ― A prawo Morith? ― Ponownie minęło kilka minut. ― Czemu nie użyć miecza?

Severus nie rozumiał pytań, nie znając całości dialogu. Nawet nie słyszał o prawie Morith.

― Te zaklęcia są trudne. Będę potrzebował czasu, żeby się ich nauczyć. Nie wiem, czy go mam.

Fawkes wyraźnie kłócił się z chłopakiem. Przeleciał nawet na oparcie kanapy, tuż koło głowy.

― Nie mogę zrezygnować z części przedmiotów. Dawne zaklęcia przydadzą mi się jedynie do walki, a co po wojnie? Muszę umieć także te praktyczne. Nie! Będę chodził na wszystkie wybrane zajęcia. Draco także! ― Feniks rozłożył skrzydła, górując nad twarzą Gryfona.

To robiło się niebezpieczne. A jednak Potter trwał przy swoim postanowieniu. Wysokie tony śpiewu feniksa zaczęły ranić.

― Mogę zrezygnować z quidditcha ― odezwał się cicho Harry, zatykając uszy. ― Całe weekendy będą twoje.

Feniks się uspokoił, przechodząc po oparciu kanapy niczym pan i władca, dumnie omiatając go ogonem.

― Przypominasz teraz koguta ― rzucił Harry i zaraz musiał się skryć pod stolik, bo feniks zaatakował, skrzecząc.

OOO

Lucjusz pojawił się u Severusa dopiero w piątek wieczorem. Chłopcy większość czasu poświęcili rozmowom z feniksem, a nawet trochę tym szkolnym z Severusem. Harry miał najwięcej do nadrobienia, gdyż dopiero teraz mógł zabrać się za zadania wakacyjne.

Potem jednak Lucjusz zabrał syna do domu. Teraz, gdy wizje Harry'ego nie wymagały aż takiej opieki, mogli sobie na to pozwolić.

Dumbledore nie stosował tych samych technik co Riddle. Może nie lubił brudzić sobie rąk. W efekcie sesje tortur Harry odbywał tylko we wspomnieniach zamkniętego w śpiączce umysłu Toma, na co potrafił się w średnim stopniu odgrodzić. Podglądanie w ten sposób Albusa niewiele przenosiło. Nigdy nie planował ataków z wyprzedzeniem. Po prostu nagle, w granicach kwadransa nakazywał gdzieś udać się śmierciożercom i przynieś coś, co w danej chwili potrzebował.

Harry nie mógł przebywać cały czas w jego umyśle bez wykrycia, a trafienie dokładnie w idealny moment, gdy Albus wysyłał zwolenników, graniczyło z cudem. Tak więc Harry co jakiś czas próbował, ale nie pozostawał tam dłużej niż kilka minut.

Severus przestał reagować, gdy ten nagle zamierał.

Przekonywanie, żeby tego zaprzestał, także nie przyniosły skutku. Świadomość, że Albus może użyć Eliksiru Życia była dołująca.

Jedynym pocieszeniem było to, że jego uwarzenie trwało trzy miesiące, o ile wiedziało się jak to poprawnie wykonać. Nawet Flamelowi nie udawało się to za każdym razem.

W sobotni poranek Severus zastał Harry'ego nadal w łóżku, choć dochodziła dziewiąta. Feniks spadł tuż obok jego głowy.

― Harry? ― Delikatnie potrząsnął go za ramię.

Nienaturalne ciepło, bijące przez materiał pidżamy było niepokojące.

Gdy sprawdził czoło chłopaka, przypuszczenia potwierdziły się. Harry miał gorączkę. A skoro Fawkes także spał, to oznaczało, że w nocy Gryfon miał wizję i to na tyle silną, że nawet moc feniksa nie uchroniła go przed powikłaniami.

Planowana przez Severusa wizyta u Weasleyów musiała zostać odwołana.

Czekając, aż chłopak się obudzi, przygotował kilka eliksirów. Harry nadal jadł zbyt mało, by jego niedożywienie przestało być widoczne. Coś na wzmocnienie także nie powinno zaszkodzić.

― Która godzina? ― jęknął Harry, przewracając się na bok i próbując wstać.

Fawkes przeskoczył na swoją żerdź, ale nie wyglądał nadal za dobrze. Zaczął poprawiać zmierzwione pióra.

― Wolałbym, żebyś został w łóżku, Harry. Dziewiąta pięć.

― O dziesiątej nastąpi atak na Gringotta. Skrytka 1802A. Wiedział pan, że gobliny mają smoka?

Chłopak zatoczył się, łapiąc za głowę, gdy wstał. Severus złapał go za ramię, nim spektakularnie upadłby na podłogę i zaprowadził do fotela.

― Dasz radę to wypić?

Po paru powolnych próbach kilka z eliksirów znalazło się w organizmie Gryfona. Od razu zaczął wyglądać lepiej. W międzyczasie Severus wysłał notatkę do Lucjusza.

― Domyślam się, że chcesz wziąć udział w obronie Gringotta. Pójdę wszystko przygotować, a ty się ubierz.

Dziesięć minut później byli już u wejścia do banku, do którego natychmiast weszli. Już w progu przywitał ich goblin, z dziwnym błyskiem w oku patrząc na feniksa na ramieniu Harry'ego.

― Zaprowadzę panów do skrytki 1802A. ― Gdy znaleźli się w wagoniku dopiero dodał: ― Jeszcze nikt nie próbował włamać się do tak dalekich pięter. Czasami ktoś próbuje na tych wyższych, ale to będzie naprawdę niezwykłe, jeśli uda mu się dotrzeć chociaż do drugiego poziomu.

Rozmowny goblin był raczej rzadkim zjawiskiem, bo nawet Snape uniósł kilka razy zdumiony brwi, ale milczał.

Za to Fawkes wtórował mu gadatliwością i chłopak był bardziej skupiony na nim, niż na goblinie.

― Co jest w tej skrytce? ― zapytał nagle Severus, choć nie przypuszczał, żeby otrzymał odpowiedź.

― Pan Severus Snape? Pracownik rady pedagogicznej Hogwartu?

― Zgadza się.

― Skrytka chroni skarby Założycieli. Nie dziwi nas, że Albus Dumbledore o niej wie, bo musimy informować każdego dyrektora o jej istnieniu. Możemy udzielić tej wiadomości każdemu profesorowi tej placówki w sytuacjach podobnych do obecnej.

Harry skupił się w końcu na nich.

― Jak myślisz, co chce ukraść Albus? ― zapytał chłopaka.

― Nic. Chce coś zostawić.

― Zostawić? I po to atakuje Gringotta? ― zdziwił się Snape.

Dotarli na miejsce nim mężczyzna otrzymał odpowiedź. Lucjusz już ustawiał kilku czarodziei, by się ukryli. Ci po chwili znikali pod zaklęciami kamuflującymi.

― Znalazłeś aurorów, Lucjuszu? ― ucieszył się Harry, rozpoznając płaszcze u paru.

― Co dokładnie się stanie, Harry? ― zignorował pytanie, odciągając go na bok.

Draco wyłonił się zza zakrętu, kiwając głową do ojca i stając przy Harrym. Bycie protektorem weszło mu już w nawyk, co Severus skwitował słabym uśmiechem.

― Albus chce coś tu zostawić. Potrzebuję tego, więc gdy tylko pozostawi to bez opieki, przejmę to, a wy spróbujecie złapać Albusa ― rzekł spokojnie Potter.

― Nie możesz nic wynieść ze skrytki 1802A ― wtrącił się goblin.

― Nie wyniosę niczego, co nie zostało prawnie tam umieszczone i opłacone za ochronę ― odparł, wyciągając dłoń w stronę strażnika banku.

― Zgoda ― przyjął umowę i na sekundę rozbłysło zaklęcie pomiędzy ich złączonymi dłońmi.

― O co chodzi, Harry? ― dopytywał się niezłomnie Malfoy senior.

I w jego kierunku Potter wyciągnął rękę.

― Nie zrobisz nic w stosunku do tego, co wyniosę z tej skrytki. Pozostawisz mi wszelkie prawa do tego, bez żadnych zastrzeżeń i aneksów.

Lucjusz spojrzał na Severusa, ale ten tylko wzruszył ramionami. Malfoy przyjął dłoń i wyraził zgodę:

― Cokolwiek wyniesiesz, jest twoje. ― Zaklęcie rozbłysło.

Ale Potter nie skończył, odwracając się do Snape'a.

― Czy pomożesz mi wszelkimi znanymi ci sposobami, chronić to, co wyniosę, by nie doznało żadnego uszczerbku?

Mężczyzna nie pytał o szczegóły. Skoro chłopak tak bardzo potrzebował tego czegoś, to musiało być ważne. Ujął jego dłoń i przyjął przysięgę.

― Pamiętaj Lucjuszu, że bierzesz też odpowiedzialność za swoich ludzi ― przypomniał Harry i ociągnął Draco na bok.

―Merlinie, Potter! Co ty planujesz? ― wyraźnie wkurzył się za takie traktowanie, wygładzając rękaw szaty. ― Związałeś mojego ojca przysięgą?

― Draco. ― Dotknął jego policzka, natychmiast go uspokajając i całkowicie zwracając na siebie uwagę. ― To, co muszę zrobić jest bardzo ważne. Czy zaufasz mi w tej kwestii? ― Chłopak kiwnął głową, zaabsorbowany zielenią oczu, które skupione były wyłącznie na nim. ― Nie będziesz sprzeciwiał się żadnej, ale to żadnej mojej decyzji w tej sprawie? ― Opuszek kciuka dotknął dolnej wargi Ślizgona i ten głośno przełknął, znów przytakując. ― Będziesz chronił tego tak samo jak mnie? ― Palec zatoczył koło po całych ustach, wymuszając wręcz kolejną zgodę.

Harry uśmiechnął się szeroko i pocałował Draco. Krótki błysk przysięgi nie został natychmiast dostrzeżony, gdy miękkie usta dotknęły jego.

Zaraz potem Gryfon się odsunął z delikatnym uśmiechem, widząc stan Ślizgona. Lekko zmrużone oczy i język powoli oblizujący usta.

― To było perfidne, Harry ― rzekł cicho Draco. ― Nawet jak na ciebie. Zemszczę się.

― Podejmuję tę rękawicę, mój protektorze.

Wrócili do grupy. Obaj mężczyźni ignorowali scenę, która właśnie nastąpiła na ich oczach. Nie zdołali jednak ukryć wesołych iskrzeń w oczach, gdy ukrywali się pod zaklęciami i stawali w cieniu filarów jaskini.

Harry ostatni raz się rozejrzał i dołączył do Draco tuż naprzeciwko wejścia do skrytki 1802A.

Zostały trzy minuty do równej dziesiątej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top