Troskliwość Trzech Węży cz. 2
Harry prychnął i powoli usiadł, przeczesując na koniec włosy.
― Chodź do mnie, maleńka. ― Poklepał się po kolanie i sowa usłuchała.
Zeskoczyła na kołdrę i, kiwając się na boki, wdrapała po nodze. Na koniec, z pełną dumą, wysunęła nóżkę z listem, bezczelnie patrząc na Malfoya, siedzącego tuż obok w fotelu.
Harry rozwinął zwój, który zwyczajowo otoczony był zaklęciem zmniejszającym do momentu odebrania przez adresata.
― To od Hermiony ― rzekł po przeczytaniu kilku pierwszych linijek. ― Martwi się.
Zapomniał się, że tym razem nie tylko Hedwiga słucha i umilkł, czytając dalej. Na koniec westchnął, odkładając list na kolana i oparł głowę o zagłówek.
― Cóż. Jest źle.
― Tak i to bardzo ― potwierdził Lucjusz, podając mu fiolkę, którą wcześniej chciał podać Potterowi Severus. ― Jeśli cię nie mdli, oczywiście.
Tak jak wcześniej Harry upił łyk, a dopiero po chwili resztę. Drżenie nie ustało całkowicie, ale nie odczuwał już ciągłego napięcia w mięśniach, jakby w każdej chwili był gotowy do ucieczki.
― Domyślałem się, że musi atakować, w końcu skądś brał jeńców do tortur, które mi pokazywał. Byłem jednak przekonany, że ma ich po prostu zapas z danego ataku.
― Ataki są codziennie. Nikt nie zna dnia ani godziny pojawienia się Czarnego Pana w otoczeniu tych kilkorga popleczników, którzy jeszcze zostali u jego boku.
― Śmierciożercy uciekli od Toma?
― A ty co byś zrobił, gdyby nagle zaczął mordować twoją rodzinę i to na twoich oczach? Moja żona żyje tylko dzięki bliźniakom Weasleya, ku szczęściu i jednocześnie mojej rozpaczy.
Harry zachichotał. Dług życia u Weasleyów musiał mocno nadszarpnąć dumę Malfoyów.
― Nie są tacy źli, no nie? Jest szansa na drugie śniadanie?
― Oczywiście. Wystarczy powiedzieć. Skrzaty tutaj nie reagują na imiona, by pacjenci nie mogli uciec. Nie wszyscy są tu dla tylko własnego bezpieczeństwa.
― Chciałbym kleik z sokiem malinowym i gorzką herbatę ― rzekł w powietrze Harry, testując.
Zapach ciepłego soku z malin rozszedł się po pokoju minutę później.
― Widzę, że lubisz gorzką herbatę. Początkowo myślałem, że wolisz ją, gdy masz mdłości.
― Pasuje idealnie do słodkiego kleiku. Nie zamula smaku.
Lucjusz sięgnął po książkę, jedną z kilku pozostawionych przez Draco i zaczął czytać, dając odrobinę komfortu jedzącemu.
― A co z dyrektorem? ― Harry nie należał do osób milczących przy posiłku.
― Gdyby nie Severus Snape nadal nie wiedzielibyśmy, co dokładnie poczyna. Dla wszystkich nadal jest dobrym Albusem. Oddzielił się całkowicie od Zakonu, oświadczając, że jest już za stary na kolejną wojnę i oddaje prym młodszym. Nikt nie ma mu tego za złe, bo to przecież Albus Dumbledore. ― W głosie Malfoya wyraźnie słychać było narastającą złość. ― Kolejny Gryfon, którego nikt nie przejrzewałby o zdradę. ― Harry już odsuwał talerz i ujął dwoma rękami filiżankę.
Kilka kropel spadło na pidżamę, ale wzruszył tylko ramionami na widok dezaprobaty arystokraty.
― Mało zjadłeś.
― Pobijam rekord. To i tak więcej niż przez ostatni tydzień. To naprawdę dobrze nie mieć tych okropnych wizji, nawet jeśli jestem uwięziony tutaj.
― Nie jesteś więźniem ― zauważył poważnie mężczyzna.
― Ale wyjść też nie mogę, inaczej zaleją mnie wizje.
― Dopóki nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania.
― A oklumencja?
― O tym musisz porozmawiać z Severusem.
To będzie w takim razie ciężka rozmowa. Zwłaszcza po tym, jak skończyły się lekcje z mistrzem eliksirów. Co prawda, Snape nie zachowywał się w ciągu ostatnich godzin jakby nadal nosił o to żal, ale to był Snape. Nic nie można brać za stuprocentową pewność.
Harry wstał, aby trochę się rozprostować, skoro mógł to zrobić bez strachu, że zaraz ugną się pod nim nogi. Przechadzał się po pokoju, zaglądając do szafy, stojącej przy drzwiach oraz szuflady w komodzie po drugiej stronie łóżka, a tuż przy łazience.
Tak jak stwierdził Draco, pokój urządzono gustownie, bez niepotrzebnej rozrzutności. Przy oknie stał stolik z dwoma krzesłami. Fotel, który teraz był przy łóżku, stał wcześniej w kącie, tuż przy wysokiej lampie.
― Draco oszalał z ilością ubrań ― stwierdził, gdy zamknął ostatnią z szuflad. ― Nie zamierzam aż tak długo tu siedzieć. W ciągu roku tego nie zużyję.
― Nie mam zamiaru cię obrażać, ale są osoby, które przebierają się więcej niż dwa razy dziennie.
― Noworodki? ― Wyszczerzył się do niego.
Humor mu dopisywał. To pierwszy znośny dzień od ostatnich tygodni i nawet Malfoy nie będzie w stanie go zepsuć.
Skurcz złapał go tak niespodziewanie i potężnie, że zwalił się na podłogę, niczym podcięte drzewo. Zaskomlał, łapiąc się za łydkę, której mięśnie napięły się jak stal.
Lucjusz już klęczał u jego boku. Rozerwał nogawkę, by sprawdzić co dolega Gryfonowi. Wystarczyło jedno dotknięcie, by Potter znów zaskomlał. Malfoy złapał jego stopę i zaczął poruszać palcami, drugą dłonią dosyć intensywnie masując spięty mięsień.
Harry nie potrafił już tego wytrzymać. Krzyknął, starając się wyrwać.
― Nie! Zostaw!
Mężczyzna był jednak roślejszy i nie przerywał. Skurcz powoli zaczął puszczać swoje kleszcze i chłopak opadł na podłogę, ciężko dysząc. Lucjusz nie przerywał masażu, łagodząc tylko dotyk. Delikatnie rozmasował łydkę, cierpliwie czekając, aż chłopak się uspokoi. Jego oddech nadal był przyspieszony, a na policzkach można było dostrzec ślady łez, które uciekły mimowolnie.
― Już dość. ― Zbyt ostro zaprotestował Potter, odsuwając się od mężczyzny. ― Już przeszło.
Nie wstał, tylko przesunął się po podłodze i oparł o komodę. Objął się ramionami i opuścił głowę, wzdychając.
― Skurcze dosyć często występują po przyjęciu Crucio. Przypuszczalnie powtórzą się jeszcze kilkukrotnie, zwłaszcza, że...
― Milcz. Akurat od ciebie tego nie chcę słyszeć, Lucjuszu.
Dobry humor prysł jak bańka mydlana. Nagły dotyk i to bolesny przeraził Harry'ego. Teraz wiedział, że to był jedyny sposób, ale wtedy poczuł się, jakby znów był w wizji. Jego umysł skojarzył go z oprawcą i to wystarczyło. Harry nadal drżał ze strachu.
― Czy mogę zostać na chwilę sam?
― To nie jest dobry pomysł.
Ukrył się więc w łazience, tym razem zamykając drzwi na klucz. Potrzebował chwili ciszy. Usiadł w kącie, zakrywając głowę ramionami.
― To nie był Tom. To nie był Tom. To nie był Tom. To nie był Tom. To nie był Tom ― powtarzał tę mantrę.
Może i Tom zrobił mu jedną widoczną bliznę, ale te mniejsze, niewidoczne, bolały o wiele bardziej i musiał nauczyć się z nimi wszystkimi żyć, niezależnie jak strasznie go zraniły.
Tym razem Lucjusz nie przeszkadzał. Nie zapukał, nawet jeśli minął kwadrans, a potem kolejny.
Po czterdziestu minutach Harry sam wyszedł i wrócił do łóżka. Drzemał, to budził się na zmianę, aż do obiadu, który tym razem zamówił Malfoy.
Reszta dnia minęła w ciszy. Harry milczał, nawet jeśli wiele razy Lucjusz chciał nawiązać rozmowę. Gryfon był uparty. Albo przerażony. Tego właśnie Malfoy nie mógł rozgryźć. Nie zrobił nic, co mogłoby spowodować strach, a przecież potrafiłby, gdyby tylko zechciał.
Pozostawał upór. Harry, nawet gdy cierpiał, nie oczekiwał od niego pomocy. Ale właśnie po to tu był Lucjusz.
Severus zjawił się równo o osiemnastej, wymieniając Lucjusza.
― Draco ma dla ciebie jakieś pilne wiadomości ― przekazał i już podchodził do Pottera. ― Odpoczywałeś?
Nie czekał na odpowiedź. Zaklęcie diagnostyczne później uniósł brew.
― Pokaż mi nogę ― nakazał.
― Po co?
― Potrzebuję świeżego dramstika do zupy ― żachnął się. ― Po prostu ją pokaż.
Harry odsunął kołdrę. Nadal nie zmienił spodni i Snape uniósł brew w zdziwieniu.
― Jak długo trzymał skurcz?
― Nie miałem przy sobie stopera, by mierzyć.
― Zrobiłeś się marudny, Potter. Wystarczy mi czas w przybliżeniu. ― Dotknął łydki, ale chłopak natychmiast uciekł z nogą.
― Nie wiem.
― Dwie? Trzy minuty? ― nie ustępował Snape.
Nagromadzone napięcie w końcu eksplodowało.
― Skąd mam wiedzieć, do cholery. Zapytaj Malfoya! To on większość czasu trzymał moją nogę w imadle, choć kurewsko bolało.
Jego dłonie znów zaczęły drżeć, choć nie przypuszczał, że to z powodu wizji.
― Wypij to. To eliksir uspokajający. Raczej go potrzebujesz, Potter. Znoszę tylko pewien stopień impertynencji, a przed nami cała noc.
Sprzeciwianie się Snape'owi nigdy nie popłacało. Mikstura spłynęła łagodnie, rozluźniając całe ciało. Harry odetchnął głęboko.
― A teraz pokaż tę nogę. Nerwy mogły zostać jeszcze bardziej uszkodzone.
Chłopak bardzo niechętnie wykonał polecenie. Wzdrygnął się, gdy tylko mężczyzna go dotknął. Mruczał coś niezrozumiałego dla Snape'a, gdy ten ostrożnie naciskał na łydkę w kilku miejscach. Eliksir jak widać nie działał na to, co w tej chwili martwiło Pottera.
― Czy jeszcze boli?
― Jest tylko zesztywniała. Rano ją rozruszam.
Snape wyjął z kieszeni szaty mały słoiczek i nabrał na palce jego zawartość. Nim Potter znów się odsunął, wtarł maść w łydkę.
― Ciepłe ― zdziwił się Harry.
― I o to chodziło. ― Mężczyzna naprawił na koniec nogawkę i przykrył nogi kołdrą. ― Głodny?
― Nie bardzo. Zwykle o tej porze się rozkręcał i unikałem jedzenia.
― Ja jednak nie odmówię. Kolacja dla jednej osoby ― rzucił.
Mistrz rozsiadł się przy stole, czekając na skrzata. Podczas posiłku Harry obserwował mężczyznę. Wolał nie ryzykować rozmowy, gdy ten jadł.
W połowie zaczął znów odczuwać próbę wtargnięcia Toma i narzucenie wizji. Dziękował bogom za barierę, bo z intensywną migreną dało się współzawodniczyć, ale z obrazami torturowanych ludzi już nie potrafił. Sam wiedział, że nawet nie próbowałby z tym walczyć, karząc się w ten sposób za ich ból.
Przyciągnął kolana do siebie, kładąc na nich jednocześnie poduszkę i wtulił w nią twarz. Światło w tej chwili raziło zbyt boleśnie. Kontrolował oddech, cierpliwie czekając na koniec. I tak był zadowolony, że większość dnia mógł odetchnąć.
W pewnej chwili poczuł chłodny okład na karku i jęknął z ulgi.
― Bądź łaskaw mówić, kiedy zaczyna. ― Snape chciał go położyć, prostując najpierw.
― Nie. Proszę zostawić. Tak jest dobrze ― powstrzymał go Harry. ― Może pan mówić, to odwraca uwagę.
― O czym mam mówić?
― Wszystko jedno.
― Co mamrotałeś pod nosem, gdy badałem twoją nogę?
Harry zdrętwiał. Takiego pytania nie oczekiwał.
― Czy mogę nie odpowiadać na to pytanie?
― Oczywiście. Zastanawia mnie jednak twoja reakcja. Czy Lucjusz cię skrzywdził? Krzyczałeś, że zbyt mocno cię trzymał, ale czy faktycznie cię skrzywdził? I czy po mnie spodziewasz się tego samego?
Harry poderwał głowę i kilka sekund trwało, nim oczy przyzwyczaiły się do światła. Syknął, bo teraz ból zogniskował się między oczami.
― Takie pytanie, gdy nie potrafię logicznie myśleć, jest niesprawiedliwe ― mruknął.
― Zwyczajne tak lub nie wystarczy. Potter, masz dopiero szesnaście lat i nie powinieneś cierpieć w taki sposób. Znam wystarczająco dobrze Lucjusza i jego temperament. Masz prawo oczekiwać od nas, dorosłych, ochrony, nie dalszego cierpienia.
Dłuższą chwilę trwało, zanim Harry przetrawił te słowa.
― Milion punktów dla Slytherinu za okazanie uczuć ― szepnął zszokowany.
― Nie okazuję uczuć, Potter. Staram się nawiązać z tobą jakąś nic porozumienia.
Te słowa wyraźnie z trudem przeszły przez krtań Snape'a.
― Przepraszam, że tyle razy napsułem panu krew ― bąknął Harry, nawet nie wiedząc dlaczego.
― Wiem, że to sytuacja zmusza pana do tego i wcale nie będę miał za złe, jeśli pan się jednak nie zmieni. To jest przerażające.
― Potter! ― warknął Snape.
― I tak jest dobrze. ― Przymknął powieki, czując zbliżająca się następną falę. ― Proszę dać mi chwilę.
Zaczął masować nasadę nosa.
― Chcesz przeciwbólowy?
― Nie wiem. Nie chcę go zaraz zwrócić, bo znów mnie mdli. Nie zadziała od razu, więc po co go marnować.
― Akurat to nie powinno ci zaprzątać głowy. Wypij. Zobaczymy co się stanie.
Wcisnął mu w dłoń otwartą buteleczkę. Jednak sam zapach wystarczył, żeby Harry'ego szarpnęło niemal natychmiast. Zdołał tylko przechylić się za brzeg łóżka.
― Sprzątanie i ręczniki.
Skrzat pojawił się błyskawicznie, ruchem ręki likwidując bałagan i podając ręcznik Snape'owi, który przytrzymywał przechylonego, by nie spadł. Otarł mu usta i wyprostował, kładąc na poduszkę. Kolejnym ręcznikiem zasłonił Potterowi oczy.
― Wybacz. Sam przecież wiesz, jak reagujesz. Powinienem posłuchać.
― Chcę starego Snape'a ― jęknął Harry histerycznie.
Z całą pewnością po tym wyznaniu nie spodziewał się usłyszeć śmiechu. Dla pewności uniósł róg ręcznika, ale Severus Snape, Postrach Hogwartu, faktycznie uśmiechał się.
― Albo trafiłem do piekła, albo jednak na drugą stronę lustra. To nie jest możliwe. Naprawdę jestem w psychiatryku i dali mi głupiego Jasia, bo mam zwidy... ― mruczał do siebie, ale kącik usta uniósł się nieznacznie. ― Herbaty ― westchnął i usiadł. Wytarł twarz w ręcznik, który miał wcześniej na oczach.
― Chcesz się wykąpać?
― Za chwilę. Pierwsza herbata. Następna sesja koło północy, a potem koło czwartej nad ranem.
― Zawsze jest tak samo?
― On też sypia. Jeśli jest spokój w dzień, to zaczyna wieczorem i potem ze dwa razy w nocy. Gdy śpi w nocy, to w dzień jest do kilku razy aktywny. Nie było doby wolnej. On nie potrzebuje tyle odpoczynku. W końcu rzuca tylko zaklęcie.
― A Albus? ― zapytał Severus, siadając w fotelu.
Herbata Pottera stała nieruszona na szafce w zasięgu ręki.
― Zwykle stoi w cieniu ― odparł.
― Kiedy go rozpoznałeś? ― Pytania były bardzo ciche.
― Jakiś tydzień temu. Cały czas miałem nadzieję, że Tom kazał się komuś wielosokować, ale gdy zobaczyłem waszą trójkę razem, wszystko wskoczyło na swoje miejsce.
― Skąd byłeś pewien, że to nie ja zdradziłem
― Przeczucie.
― Potter! Chcesz powiedzieć, że bez najmniejszej choćby przesłanki zaufałeś trzem Ślizgonom, w tym dwóch wiadomym ci zwolennikom twojego wroga numer jeden? ― Uśmiechający się Snape zszokował, ale zaniepokojony zrobił na Harrym jeszcze większe wrażenie.
― Miał pan pięć lat, by choćby uszkodzić mnie w jakimkolwiek stopniu. Robił pan wręcz co innego, nawet jeśli nienawidził syna Jamesa Pottera.
― To nadal za mało...
― Mnie wystarcza, profesorze. I panu takie tłumaczenie też musi. W końcu utknął pan tu ze mną, Harrym Potterem.
Chłopak sięgnął po herbatę i uśmiechając się zwycięsko, wypił łyk. Wyraźnie się rozluźnił.
― Czy mogę odpisać Hermionie? ― zapytał, przypominając sobie o wcześniejszym liście.
Hedwiga wyleciała zaraz po dostarczeniu listu, inaczej pewnie by pamiętał.
― Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, ale rzadko robisz coś przemyślanego. Jeśli już musisz, ujawniaj jak najmniej. A już na pewno nie miejsce pobytu.
― Nawet nie wiem, gdzie jestem. Przespałem całą drogę. Chwilę przed zabraniem miałem wizję i ledwo kojarzyłem, co się wokół dzieje.
― Zawsze mówiłem, że przebywanie wśród mugoli nie uchroni cię. Wystarczyło wysłać innych mugoli.
― A Teresa?
― Mugolka. Pracują tutaj na równi z czarodziejami. Do przypadków, które reagują na magię. Bariera krwi nie mogła zareagować, nie wyczuwając magii. Jakby jej w ogóle nie było. To cud, że wciąż żyjesz, Potter.
― Jestem w tym mistrzem.
― Durny. To podejście kiedyś cię zgubi.
― Przypuszczalnie. ― Odstawił filiżankę i wstał z łóżka.
Zachwiał się, gdy noga, którą wcześniej zaatakował skurcz, ugięła się pod nim. Tupnął nią kilka razy, by ją rozruszać. Ruszył do komody, wybrać świeże ubranie. Skoro już je miał, to czemu z niego nie korzystać? Nigdy nie spodziewał się lekkiej bawełny po Malfoyu, raczej jedwabiu i aksamitu.
Następnie w planie była kąpiel.
― Nie zamykaj się w środku ― rzucił Snape.
― Tylko nie podglądaj, profesorze.
― POTTER! ― wrzasnął, ale bezczelny chłopak, śmiejąc się głupio już zamknął drzwi.
Przynajmniej nie zamknął ich na klucz, bo nie słychać było trzasku przekręcania w zamku. Z drugiej strony wcale nie dziwił się tak drastycznej zmianie. Z jednej miał do wyboru załamywać się, oczekując wizji lub tortur z ich strony. W końcu tyle razy miał przed oczami obraz, czego są w stanie dokonać śmierciożercy.
Innym wyjściem, tym, które Potter wybrał, było przyjęcie tego, co otrzymał i brać pełnymi garściami wszystko, co dobre. Snape był ciekaw, jak ten przyjmie i konsekwencje. Oczekiwał też jeszcze jednej możliwości. Na koniec odetnie się od nich, by ponieśli karę za wcześniejsze uczynki.
Przedyskutował wszelkie za i przeciw z Malfoyami.
Znali wszelkie ryzyko i nadal chcieli go podjąć. On i Malfoyowie mieli dosyć bycia wykorzystywanym. No i istniała duża szansa, że Potter będzie do samego końca Gryfonem i uratuje ich przed wszystkim, co niesie ze sobą koniec.
Jakikolwiek by był.
Nagle z łazienki doleciało głośnie dudnięcie, a potem seria przekleństw.
― Potter? ― Severus podszedł bliżej, stając tuż za drzwiami.
― Pośliznąłem się. Nic mi nie jest. Nie panikować. Będę żył. Boli mnie tylko część, o której nie mówi się głośno.
Kilka minut później Harry wyszedł z łazienki, susząc włosy jedną ręką, a drugą masując pośladek.
― Merlinie, ratuj nas ― westchnął Severus. ― Ty się szybciej sam zabijesz, niż oni to zrobią.
Potter wzruszył ramionami.
― Wypadki chodzą po ludziach. Jajka, bekon, sok ― rzucił na jednym oddechu, zajmując miejsce przy stole. ― Jeśli chce pan dać mi jakiś eliksir, to lepiej teraz. Chyba nie tylko mi zależy na najszybszym odzyskaniu sił.
Po kolacji Potter wrócił do łóżka. Snape doskonale dostrzegał lekko nieskoordynowane ruchy. Nerwy nadal potrzebowały rekonwalescencji.
― Czy ma pan jakiś pomysł, żeby zablokować te wizje? Jakoś nie sądzę, bym mógł walczyć z tego pokoju.
― Niestety. Jakakolwiek moja ingerencja może tylko to pogorszyć. Przypuszczam, że do tego właśnie od początku dążył Dumbledore. Jestem w stanie ci pomoc podczas samych wizji, towarzysząc ci w nich, ale nauka będzie za każdym razem pogłębiać twoje połączenie z Czarnym Panem. Obawiam się, że to ty sam musisz odkryć sposób zamknięcia go, raz na zawsze najlepiej.
Severus podszedł do okna, z którego roztaczał się widok na park. Księżyc jeszcze się nie wzniósł na nieboskłon, ale nadal sporo jeszcze było widać.
― Mogę natomiast pomóc ci z twoimi koszmarami. ― Harry spojrzał na niego wstrząśnięty. ― Draco mi powiedział po pierwszej nocy. Gdy będziesz chciał o nich porozmawiać, wystarczy dać mi znać.
― Pan naprawdę stara się mi pomóc na wszelkie sposoby? ― zdziwił się Harry.
Snape odwrócił się do niego, krzyżując ramiona na piersi. Harry doskonale rozumiał ten odruch. Snape stosował to jak osłonę przed wszystkim, o mogłoby go zranić.
― Nawet jeśli nie byłoby mi miłe moje życie, to jest jeszcze parę innych, które pragnę ocalić. A ty jesteś głównym kluczem do zwycięstwa. Cokolwiek będziesz potrzebował, aby je osiągnąć...
― Rozumiem, Severusie ― przerwał mu Harry, wzdychając ciężko. ― Naprawdę rozumiem.
― Prześpij się. Do północy jeszcze kilka godzin. ― Severus uciekł nagle wzrokiem.
― Przeszkadza panu, że użyłem imienia?
― Raczej zdziwiło.
― Nie przepadam za mówieniem do przyjaciół po nazwisku.
― Raczej nie jesteśmy przyjaciółmi. Może najwyżej sojusznikami ― sprecyzował jego błędne myślenie.
― Sojusznicy nie siedzą po nocach warząc eliksiry, czy zmieniając okłady. Tak robią przyjaciele, może nie do końca bliscy, ale z całą pewnością przyjaciele.
Snape nie miał żadnego anty-argumentu na logikę Pottera.
― Też powinieneś się chociaż zdrzemnąć ― zasugerował Harry, układając się wygodniej. ― Obiecuję, że nigdzie tej nocy nie wyjdę.
― Na razie w ogóle stąd nie wyjdziesz ― sprecyzował ostro ― I spałem wystarczająco.
Kłótnie ze Snapem nigdy nie miały większego sensu. Przynajmniej punkty Domu tym razem nie ucierpiały. Pewnie zabawnie byłoby zobaczyć klepsydrę pierwszego września na minusowej punktacji.
― Co będzie ze szkołą? ― skojarzył nagle.
― Nie wiem. Nie możemy cię powstrzymać do pójścia, ale tam nie ma barier, więc wizje wrócą. Na razie są wakacje.
Tyle, że te miną dosyć szybko.
Harry nie wyobrażał sobie chodzenia na zajęcia i widzenie tortur w tym samym czasie. To byłoby gorsze od drugiego roku. I teraz nie będzie pomocy ze strony dyrektora. On jest wrogiem, więc zrobi wszystko, by go pogrążyć jeszcze bardziej, ukrywając pięknie i ładnie swoje prawdziwe ja pod jakąś historyjką.
― Pokaże wkrótce ― mruknął do siebie.
― Słucham?
― Nie, nic. Myślałem głośno.
Zasnął kilka minut później. Sylwetka na tle okna była, o dziwo, uspokajająca. Może to ona spowodowała, że Harry po raz pierwszy od dłuższego czasu nie śnił koszmarów.
Ze spokojnego snu wybudziło go narastające dudnienie kowalskiego młota tuż za oczami. Jęknął głośno, kuląc się na łóżku.
Snape pojawił się tuż obok, kładąc mu tylko dłoń na plecach i zataczając nią kręgi.
― Albo bariera traci siłę, albo on zwiększył moc połączenia ― wyjęczał cierpiący. ― Jest intensywniejszy niż wcześniej.
― Czy widzisz jakieś obrazy?
― Całe szczęście nie, to tylko ból... ― Nowa fala musiała być naprawdę silna, bo w połowie zdania stracił przytomność.
Jednak nawet będąc nieświadomym, drżał niekontrolowanymi, lekkimi konwulsjami. Severus wolał nie ruszać, bojąc się sprawienia jeszcze większego cierpienia.
Po minucie lub dwóch Harry nabrał powietrza budząc się.
― Musisz z nim walczyć, Potter. Znajdź sposób, by go zablokować. Ściana, stworzenie, osoba, przedmiot. Cokolwiek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top