Tiro cz. 2
― Już lepiej? ― zapytał po dobrym kwadransie Lucjusz.
Harry nie wypił podanej mu herbaty. Kręcił filiżanką na spodeczku lub bawił się jej uszkiem, ale nie zrobił nawet łyka.
― Nie bardzo. ― Zaczął stukać palcem o talerzyk. ― Staram się zwykle ukrywać ataki paniki.
― Masz prawo się bać. Tylko głupiec się nie boi.
― Ja się nie boję, panie Malfoy. Jestem sparaliżowany ze strachu. To nie to samo.
Mężczyzna mógł stwierdzić po tym zachowaniu, że Harry stał się nagle nerwowy.
― Czy tylko obecność Severusa tak cię przeraziła? Czy także Czarnego Pana? Możemy przenieść go do gabinetu.
― To nic nie zmieni. ― Zerwał się z krzesła. ― Merlinie, Lucjuszu! Przestań traktować mnie w ten sposób.
― Przynajmniej wróciliśmy do imion. ― Odetchnął z ulgą. ― Wyrzuć to z siebie. To zwykle pomaga.
― Niby jak? Z jednej strony mam tutora, który sprawdza moje zaufanie do protektorów w obie strony. Potem wkurwionego Snape'a, bo robię co wymaga ode mnie własne serce. Dorzućmy do tego mordercę moich rodziców, któremu uratowałem życie. Chyba. Jest pod wpływem Żywej Śmierci. Nie zapominajmy o Albusie, moim nowym wrogu, choć nigdy nic mu nie zrobiłem. A na koniec Draco i tu przemilczę, co myślę.
Wziął w końcu oddech i złapał filiżankę, by wypić jej zawartość jednym łykiem.
I przeklął.
― Ulżyło? ― zapytał Severus, stojąc w drzwiach obok Draco.
― Nie! Nadal jestem rozchwiany emocjonalny. ― Wyminął go i zamknął za sobą drzwi do salonu, dając w ten sposób znak, że chce być na razie sam.
Nie minęło kilka sekund i drzwi znów się otworzyły.
― Chcę go obudzić. ― I znów je zamknął.
― Co?! Już do końca mu odbiło? ― dopytywał się Draco. ― Z całą pewnością zwariował!
― Przestań krzyczeć ― upomniał go Severus.
Pomogło. Ślizgon zagryzł wargi i zerknął na zamknięte drzwi.
― Ale pamiętacie, że on siedzi z nim sam? ― Wskazał na nie Malfoy. ― Merlinie... ― jęknął.
Cała sytuacja widać wpływała także na drugiego nastolatka, pomimo tego, że zażył eliksir uspokajający.
― Jak mam obudzić kogoś, kto jest i w śpiączce i pod wpływem Wywaru? Antidotum go i tak nie obudzi, bo przecież jest w letargu ― głowił się Snape. ― Idę zrobić antidotum. Przynajmniej się czymś zajmę.
― Oszalałeś?! ― Zatrzymał go w pół kroku Lucjusz. ― Jeszcze niecałą godzinę temu omal nie zginąłeś, a ty chcesz iść warzyć eliksir dla Czarnego Pana?
― Ironiczne, nieprawdaż? ― prychnął mistrz eliksirów. ― Nic mi nie jest. Fawkes uleczył mnie całkowicie. To stan emocjonalny Pottera jest niepokojący.
― Zdał drugi test feniksa ― przypomniał Draco.
― Ile on ma tych testów? ― Malfoy senior wstał, przysuwając krzesło do stołu. ― Muszę wracać do pracy. Jeśli faktycznie go obudzicie, to muszę go uwięzić. Nie może być wolny.
― Według mnie nawet żywy nie powinien być ― dodał drugi Malfoy.
― Wiąże cię przysięga ― przypomniał Snape. ― Jak ją obejdziesz?
Przetrzymywanie Czarnego Pana żadnemu z byłych śmierciożerców się nie podobało. Dodatkowo złożyli przysięgi młodemu Gryfonowi, a ich złamanie nie będzie przyjemne. Przynajmniej to nie była Wieczysta Przysięga. Może jakoś przetrwają, gdyby jednak ją złamali.
― A ja? Co ja mam robić? ― odezwał się Ślizgon.
― Siedź tu i czekaj aż cię wpuści.
Musieli na ten moment długo wyglądać. Potter zablokował drzwi i, sądząc po mocy zaklęcia zamykającego, zrobił to przy pomocy feniksa. Skrzat przynosił mu posiłki, ale wracały ledwo co tknięte. Założył także blokadę dźwiękową, bo na słowne prośby nie odpowiadał. Draco nie ryzykował krzyczenia, nawet jeśli faktycznie drzwi nic nie przepuszczały.
Harry opuszczał salon jedynie do toalety. Draco raz próbował go zatrzymać, ale Fawkes zaśpiewał tak ostro, że Harry aż się zachwiał. Nie próbował kolejny raz, a także ostrzegł przed tym Severusa.
― Czuję się jak na tresurze ― burknął wieczorem, gdy Potter wracał z kąpieli.
Był w samych bokserkach i nowe blizny były rażące na bladej skórze.
― Zbyt długo nie było tutora, by domyślić się, o co chodzi z jego naukami. Pewnie ma jakiś powód.
Severus kończył sprzątać po kolacji, odsyłając naczynia do zlewu. Mógł to zrobić skrzat, ale przynajmniej miał co robić. Chciał wyjść porozmawiać z ludźmi i dowiedzieć się, co sądzą o nowym ministrze i zdradzie Albusa ogłoszonej już w każdej prasie. Obawiał się jednak zostawić Pottera samego, Malfoya, a już na pewno Czarnego Pana. Oczami wyobraźni widział jak ten wstaje i sieje morderstwa na prawo i lewo.
Drzwi do salonu otworzyły się.
Obaj spojrzeli na nie, oczekując, że Harry zwyczajowo idzie do łazienki, ale nic takiego nie nastąpiło. Pierwszy zareagował Draco, wstając i przechodząc do salonu. Severus dołączył do niego.
Harry klęczał w środku wzoru z dłońmi na kolanach i z zamkniętymi oczami.
― Możecie tu być, ale nie przekraczajcie wzoru ― rzekł spokojnie chłopak.
― Co robisz?
― Uczę się, Severusie.
Mężczyzna spojrzał na feniksa, siedzącego spokojnie na żerdzi. Z ulgą przyjął, że Harry wrócił do imion.
― A dokładniej.
Feniks zaśpiewał coś dłuższego, wyraźnie kierując to do Draco.
― Nie powiem mu tego! ― krzyknął i zanim się zreflektował Potter krzyknął, ściskając materiał na spodniach. ― To szantaż!
Ponowny krzyk Gryfona spowodował, że Malfoy chciał wejść do wzoru. Severus powstrzymał go, łapiąc za ramię.
― Po prostu powiedz co chce i przestań krzyczeć.
Harry nie otwierał oczu, ale dłonie drżały.
― To jego słowa ― uprzedził Malfoy. ― Zbyt wolno się uczycie. Od teraz nauka będzie bardziej dosadna. ― Feniks zaśpiewał, a Draco tłumaczył: ― Protektor ma za wszelką cenę chronić, nawet przed nim samym. Nauczę protektorów jak mają przestać się znęcać nam moim protegowanym.
― Ranisz go ― oburzył się Severus, ale kącik uniósł się nieznacznie.
― Bo inaczej do waszych kamiennych serc nie dociera co robicie. Ludzie są tacy ślepi ― tłumaczył dalej Draco, ściskając tak mocno dłonie, że aż pobielały mu knykcie. ― A teraz klękajcie przy krawędzi wzoru.
Gdy obaj zwlekali, patrząc jeden na drugiego, Harry znów krzyknął, podczas śpiewu feniksa rozbrzmiewającego wewnątrz wzoru.
― Chrzaniony treser ― burknął Draco i natychmiast zbladł, gdy feniks zaśpiewał. ― Przestań! Nie krzywdź go!
Kolejna pieśń spowodowała, że Severus zasłonił mu usta dłonią.
― Przestań krzyczeć. Zapamiętaj to wreszcie.
Mistrz eliksirów zaczął pojmować postępowanie tutora. Jego protegowany był odpowiedzialny za protektorów całkowicie. Jeśli ich zachowanie wpłynie na postrzeganie przez wszystkich pozostałych Pottera w złym świetle, to i tak ucierpi Gryfon. Z jakiegoś powodu Fawkes chciał, aby protektorzy wzmacniali to, a nie niszczyli, nawet jeśli robili to nieświadomie. Musieli być świadomi swoich błędów.
Tiro miał być nieskazitelny w każdym calu, tak samo jak jego protektorzy. Czyści jak ogień, trwający zło.
Mężczyzna przycisnął Ślizgona do podłogi i sam uklęknął w tej samej pozycji, co Gryfon przed nimi.
Fawkes zaśpiewał pytająco.
― Czy rozumiecie swoje błędy? ― tłumaczył Draco, marszcząc czoło. ― Jakie błędy? ― Tym razem spojrzał pytająco na Snape'a. ― Nic nie zrobiłem.
Jęk Harry'ego zaprzeczył temu, co właśnie Malfoy powiedział.
Feniks podleciał do Severusa, pochylając głowę przy jego uchu. Ten kiwnął głową i przyłożył palec do ust, gdy Draco już chciał się odezwać.
― Zamknij się w końcu, głupi bachorze, albo sam cię ukarzę za debilizm. ― Podążył za poleceniami feniksa, szybko wyjmując kawałek pergaminu i coś pisząc.
― Chyba sobie kpisz?! ― wrzasnął Malfy, zrywając się, ale Severus wcisnął mu zwitek do ręki. Szybko go przeczytał i kiwnął głową. Jego gniew ulotnił się błyskawicznie.
― Tormenta ― powiedział Snape, wymownie patrząc na Draco.
Zaklęcie jednak nie zostało rzucone, mistrz eliksirów nie dotknął nawet różdżki.
Wrzask Draco odbił się od ścian. „Kara" trwała z minutę i po jej „zakończeniu" chłopak leżał ciężko dysząc i patrząc na Severusa.
― Teraz klękaj tu natychmiast, albo powtórzę o wiele dłużej. ― Kiwnął mu głową.
Chłopak odwrócił się na brzuch i czołgając się wrócił do boku Snape'a uklęknął i położył dłonie na kolanach.
Zapadła cisza. Harry nadal nie otwierał oczu, tkwiąc w środku wzoru. Severus spojrzał na feniksa. Ptak wyraźnie na coś czekał. Mistrz eliksirów cicho westchnął. Ciężkie czasy nastały, skoro Ślizgon korzy się przed Gryfonem.
― Wybacz, Harry ― zaczął. ― Nie chciałem cię wcześniej przestraszyć. Twoje gryfońskie zachowanie mocno mną wstrząsnęło, ale to i tak nie tłumaczy takiego infantylnego z mojej strony zachowania. To już nigdy więcej się nie powtórzy. ― Pochylił głowę przed Potterem.
Draco patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, jakby co najmniej widział kogoś mu całkowicie obcego.
Mijały kolejne minuty. Severus nie podnosił głowy, a Malfoy wiercił się niespokojnie, nie wiedząc, albo raczej nie chcąc zrobić tego, co od niego wymagano.
Po kolejnej minucie nowa „Tormenta" uderzyła w niego z dużo większą siłą. W efekcie chłopak „stracił przytomność".
Po policzku Harry'ego spłynęła łza, ale nadal pozostał bez ruchu. Snape także.
― Boli ― jęknął chwilę potem Draco,
Tym razem Snape się nie poruszył, by zmusić go do uklęknięcia. Znów na czworakach, Malfoy sam wrócił na miejsce i pochylił głowę.
― Przepraszam za moje zachowanie. Nie jestem godzien być twoim protektorem ― powiedział łamiącym się głosem.
Nie oczekiwał, że zaraz potem otoczą go ciepłe ramiona i cichy płacz tuż przy uchu.
― Przepraszam, Draco. Tak bardzo cię przepraszam ― łkał chłopak, wtulając się w niego.
Ręce Ślizgona samoistnie objęły to drżące niepohamowanym szlochem ciało i przyciągnęły jeszcze bliżej.
― Po prostu jestem idiotą. Już dobrze. Nic wielkiego się nie stało. Należało mi się. ― Gładził uspokajająco plecy Harry'ego, patrząc na Snape'a niczym burza.
― Z całą pewnością. Ileż razy można ci powtarzać, żebyś nie krzyczał.
Severus ukłonił się Fawkesowi, gdy wstał z klęczek. Ptak patrzył na nich przez krótki moment i skrył głowę pod skrzydło.
― Na łóżko. Sprawdzę cię. ― Zaklęcie diagnozujące później Severus zmarszczył brwi i pochylił się nad Harrym, by spojrzeć mu w oczy. ― Coś ty robił przez cały ten czas zamknięty w tym pokoju?
― Uczyłem się ― uśmiechnął się. Łzy już przestały płynąć i odzyskał równowagę. ― Jeśli podasz antidotum Tomowi, to nadal będę mógł podglądać Albusa. Dodatkowo będę mógł rozmawiać też z Tomem. ― Na zdziwienie mężczyzny dodał: ― W tym stanie raczej będzie rozsądniejszy.
― To nie jest dobry pomysł. Z całą pewnością twoje gryfońskie korzenie sięgają zbyt głęboko. Nie wiem czy chcesz uratować Czarnego Pana, bo tak nakazuje ci sumienie, czy masz jeszcze inne związane z nim plany, ale to zły pomysł. Jego umysł jest przesiąknięty złem na wskroś.
Harry znów go zaskoczył. Wtulił się nagle i zachichotał w szatę, w której skrył twarz.
― Wiem, że się o mnie martwisz. Widziałem to przed chwilą. Nawet jeśli wiedziałeś, że Lucjusz będzie na ciebie zły, za użycie Tormenty na Draco i tak to zrobiłeś, bo wiedziałeś, iż inaczej nic do niego nie dotrze.
― O tak. Lucjusz już się ze mną policzy ― jęknął Severus, ale tak jakoś mało wiarygodnie. ― Zrobiłem to, bo ten twój tutor ma swoje własne podejście do tego, jak powinieneś być traktowany. Draco nadal traktuje cię jak... szkolnego kolegę, może ze sporą przewagą przyjaźni. Jednak nie o to mu chodzi.
― Wiem ― wzdychnął Potter. ― Ale lubię przyjaźń z Draco.
― Jest twoim protektorem. Przypuszczam, że jeżeli w obecności innych zacznie się zachowywać jak na protektora przystało, to na osobności nie będą mu przeszkadzać pozostałe uczucia. A teraz wróćmy do pierwszego tematu. Rozumiem, że połączenie z tutorem wzmacnia się z każdym testem?
― Tak ― potwierdził Harry. ― Trochę to bolesne, ale po chwili nawet przyjemne. Jakbym w środku ― dotknął piersi ― miał stado puffków. ― Uśmiechnął się szeroko. ― Fawkes nie jest taki zły. Naprawdę go lubię.
― Jesteś mas... ― Draco natychmiast zamilkł, gdy jeden piskliwy ton dotarł spod skrzydeł ptaka. ― Jesteś po prostu Harrym ― poprawił się.
Gryfon roześmiał się i pocałował go w policzek.
― Wytrwaj, mój protektorze.
― Czyli nici z zemsty?
Harry roześmiał się na całego, by zaraz jęknąć.
― Zdejmij koszulę ― ponaglił Draco i zaczął rozpinać mu guziki. ― Napiąłeś zbyt mocno mięśnie.
― Molestują ― mruczał, ale bez żadnego oporu pozwolił się rozebrać.
― Kolekcjonujesz te blizny? A może przynieść maść by zniknęły? ― zapytał Severus, wsmarowując maść na rozluźnienie.
― Nie. Mogą zostać ― odparł, zamyślając się na krótki moment i spoglądając na Toma.
Severus podążył za jego wzrokiem.
― Nadal więc go budzimy? ― Raczej stwierdził niż faktycznie pytał.
― Z Żywej Śmierci. Nie przypuszczam, żeby wybudził się ze śpiączki. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
― A gdyby się jednak obudził? ― upewniał się Malfoy, ubierając go w czystą koszulę.
― No to będzie klops.
Fawkes uniósł głowę i zaśpiewał. Harry spojrzał na niego, mrugając ze zdziwienia. Draco mu zawtórował. Chłopcy spojrzeli na siebie, z trudnością hamując teraz wybuch śmiechu.
― Draco? Harry? ― zwrócił ich uwagę Snape.
― Powiedział, że da się zrobić.
OOO
― Że co zrobiłeś?! ― Wrzask Lucjusza był słyszalny aż z sypialni na pierwszym piętrze.
Kilka sekund później Malfoy wpadł do kuchni, przygarniając syna do piersi.
― Jak się czujesz?
― Oprócz tego, że zaraz mnie udusisz, to całkiem znośnie.
Mężczyzna odsunął go, ale nadal nie puścił.
― To nie jest...
― Normalne. Nie. Wiem o tym. Ba, nawet wiem, że to chore. I chyba każdy w tym pomieszczeniu to wie ― burknął Draco.
― Delikatnie mówiąc ― dodał Severus, wchodząc i poprawiając jednocześnie szatę.
Malfoy senior musiał nim trochę potrząsnąć. Na te słowa przez otwarte drzwi wleciał Fawkes i usiadł na oparciu pustego krzesła.
― Skoro w końcu wszyscy doszli do wspólnego wniosku ― uśmiechnął się Potter, stając przy tutorze, który otarł się o jego ramię. ― Zdaliście kolejny test.
― Co znowu za test? ― dopytywał się Lucjusz.
― Nawet tutorowi nie należy bezwzględnie ufać. Może się mylić ― tłumaczył Draco, gdy feniks nucił. ― Mamy dbać o tiro, ale i o siebie.
― Czyli koniec z ranieniem chłopca? ― spytał Severus.
― Nigdy nie chciałem tego robić. To był jego pomysł ― przetłumaczył Ślizgon i zwrócił się do Pottera: ― Ty naprawdę jesteś masochistą.
Feniks tym razem tylko go sfuczał, a Harry zmierzwił pióra ptaka.
― To stwierdzenie faktu. Ale naprawdę długo rozmawiałem o tym z Fawkesem. Bez obrazy, ale na was działają tylko mocne obrazy. I nie sądzę, że gdybym tylko powiedział, że mam lęk przed krzykiem, przyniosłoby to jakieś efekty.
― Spory masz zapas tych leków? ― wtrącił się Draco, obrażony na całego.
Harry smutno spojrzał na feniksa, który zanucił pocieszająco.
― Fawkes zna wszystkie.
― Ja też ― powiedział Severus, a gdy Gryfon spojrzał na niego zszokowany, dorzucił: ― Mnie powiedział Fawkes.
― Ale przecież go nie rozumiesz.
― Tylko, gdy on tego chce. ― Odwrócił się do Lucjusza. ― Tak naprawdę Draco nie został potraktowany czarem torturującym. Jestem zdegustowany, że chociaż pomyślałeś, że mogłem zrobić coś takiego Draco.
― Ale... ― zająknął się Harry.
― Fawkes wszystko mi wyjaśnił. Prowadziliśmy z tobą dwustronną grę. Draco został poinformowany na samym końcu, by się nie wydał.
― Oszukiwałeś? ― zapytał Harry pełen wyrzutu. ― Jak mogłeś?
Severus zaśmiał się krótko.
― Nawet tutorowi nie należy bezwzględnie ufać ― zacytował. ― Ale w tym wypadku miał stuprocentową rację. Twój pomysł był durny. ― Był zły na Harry'ego, ale panował nad sobą tym razem. ― Wiesz, że to był szantaż emocjonalny najgorszego typu? Merlinie, Harry. Myślałem, że daliśmy ci już jasno do zrozumienia, że stoimy po twojej stronie. Z całą pewnością nie będziemy traktować cię jak ci mugole. Ofiarowałem ci największy pokój w tym domu, a nie komórkę pod schodami czy składzik. Troszczyliśmy się o ciebie w każdym najgorszym momencie. No, może poza Lucjuszem, ale jego zachowanie w tamtym momencie było zrozumiałe. ― Spojrzał na niego wymownie i westchnął. ― Nienawidzę wykładów na temat głupoty Gryfonów, ale ty jesteś obecnie przykładowym obrazem tego, Harry. Każdy czasem krzyczy. Draco dosyć często, ale to nie znaczy, że od razu zrobi ci krzywdę. Wyładowuje stres przez krzyk nie argument siły. Wiem o ciemności, Harry ― powiedział już dużo łagodniej.
Severus podszedł do Harry'ego i przytulił go. Palce chłopca zachłannie złapały szatę na plecach, gdy mężczyzna głaskał go po głowie.
― Może daleko nam do silnych więzi, ale zatroszczymy się o ciebie i to nie z poczucia obowiązku, bo jesteś kartą przetargową tej wojny. Na początku faktycznie mogło tak być, ale poznaliśmy się już na tyle, by nie zostawić cię samego. I bądź łaskaw nie smarkać mi w szatę. ― Odsunął go, gdy usłyszał pierwsze pociąganie nosem. ― Chcesz chusteczkę?
Chłopak potwierdził i Draco podał mu ją.
― Teraz to faktycznie z ciebie smarkacz, Bliznowaty.
Fawkes wrzasnął i to naprawdę donośnie, rozkładając skrzydła.
― No co? Przecież wie, że żartuję. ― Odwrócił się do feniksa, ale nagły ruch ojca, który pędził w jego stronę, spowodował, że zamarł.
Ten jednak minął go i otworzył szeroko drzwi przed Severusem, który wręcz niósł Pottera w stronę salonu. Ptak już przefruwał korytarzem. Harry odetchnął, gdy tylko znalazł się we wzorze. Przymknął oczy i gestem przyzwał bliżej zamkniętego w czarze Toma.
― Bezróżdżkowa ― szepnął Lucjusz, jakby Severus nie był tego świadom.
Draco przykucnął na kanapie, czujnie obserwując.
Po kilku minutach Harry wstał i przełożył Fawkesa na żerdź, krótko gwiżdżąc. Jeśli było to jakieś polecenie, to tutor je wykonał. Nie widać ani nie słychać było żadnego sprzeciwu.
― Albus rozpoczął pierwszy etap warzenia eliksiru. Niejaki Slughorn mu go robi. Czy ma kwalifikacje, żeby tego dokonać? ― zapytał Snape'a.
― Obawiam się, że tak. ― Był tą wiadomością poruszony i zmartwiony.
― Myślę, że to najwyższy czas, aby Harry poznał resztę ― odezwał się nagle Draco, wstając. ― Wy musicie odpocząć, a on od was odetchnąć.
Fawkes wyraźnie okazał zainteresowanie, poruszając się na swojej żerdzi. Mężczyźni spojrzeli po sobie i prawie jednocześnie wyrazili zgodę.
― O ile Fawkes nie jest zmęczony ― zauważył Snape. ― Mnie zaklęcia ochronne tam nie przepuszczą, więc tutor powinien z wami iść.
― Tam nic mu nie grozi ― oburzył się Draco.
Feniks sam dał odpowiedź, już siadając na ramieniu Pottera.
― Czyli nie mam nic do powiedzenia? ― Zmarszczył czoło Harry, zerkając na feniksa, potem na pozostałych.
― Oczywiście, że masz ― odparł Lucjusz. ― Nie musisz iść. Nikt cię nie zmusza.
― Potter, nie mów mi tylko, że nie masz ochoty stąd wyjść? ― burknął Draco.
― Nie tak dawno byliśmy w Gringocie, gdybyś zapomniał ― przypomniał mu.
― No tak. Ekspedycja co się zowie. Dziesięć minut i ten szczęśliwy. ― Uniósł ręce ku sufitowi. ― Idziemy na imprezę i nie masz jednak nic do gadania. Spadamy ― rzucił do dorosłych i znienacka objął jedną ręką Harry'ego w pasie.
Potter nawet nie zauważył, gdzie miał świstoklik i już łapał równowagę na trawie. Feniks natychmiast wzbił się w niebo, latając nad nimi.
― Gdzie jesteśmy? ― spytał, obserwując zadowolonego przestrzenią ptaka.
― W gnieździe Węży, Potter ― doleciało zza pleców.
Obrócił się na pięcie i stanął naprzeciw sześciu wymierzonych w niego różdżkom.
― Dicio Protecto.
Draco nawet nie uniósł głosu. Tarcza lśniła tuż przed Potterem.
― Czyli to prawda? ― Pansy opuściła różdżkę, dotykając dłonią blokadę na jej drodze. ― Potter ma tutora i protektora. Długo cię nie było ― rzuciła z wyrzutem.
― To tutaj byłeś, gdy widziałem... ― chrząknął Harry, nie mogąc wypowiedzieć reszty.
― Tak. Bariera chroni nas przed wszystkimi powyżej osiemnastego roku. Dlatego Severus nie mógł z nami przyjść.
― Fawkes przeszedł. Jest starszy niż my wszyscy razem wzięci ― zauważył nieścisłość.
Blaise, Crabbe, Goyle i dwóch innych Ślizgonów, tak przynajmniej przypuszczał, wrócili do tego, co przerwało ich przybycie. Do quidditcha.
― Gracie, czy tylko tak wpadliście? ― zapytała Pansy, już dosiadając miotły.
― Nie teraz. Idziemy do oranżerii.
Pomachała im i dołączyła do grupy. Harry dopiero teraz mógł się w spokoju rozejrzeć. Ogromna polana otoczona murem. Z jednej strony widać było wspomnianą oranżerię, do której teraz zmierzali.
― Po co to wszystko?
― Ochrona. Nie wszyscy byli bezpieczni tam, gdzie mieszkali.
― To rodzaj schronienia?
― I to całkiem dobrze zabezpieczona. Kilka rodów połączyło siły ― odparł z dumą.
Feniks zaśpiewał coś nad nimi i Harry roześmiał się, a Draco naburmuszył.
― Sami to zrobiliście. Mówi prawdę? ― Potem poklepał Malfoya po plecach. ― Niezła robota.
To udobruchało Ślizgona.
Oranżeria tak naprawdę nią nie była. To ogromny salon pełen łóżek, kanap, foteli i parawanów. Wszędzie były dzieciaki w różnym wieku.
― To schron ― zrozumiał nagle Potter.
― Schron?
― Mugole budują takie miejsca w razie zagrożenia wojna lub żywiołem. Najczęściej pod ziemią, ale to wygląda podobnie. Może tylko przytulniej.
Kilka osób go rozpoznało i pomachało na powitanie.
― Tu są nie tylko Ślizgoni ― spostrzegł szaty Puchonów i Krukonów.
― Ratowaliśmy kogo tylko się dało. Na dzieci nie zwracają tak szczególnej uwagi jak na dorosłych.
― To sieroty?
― W sporej większości.
Pchnął go lekko, by ruszył i przeszli w dalszy ciąg budynku. W dobudówce zorganizowano kuchnię, którą prowadziły skrzaty.
― Skąd ich tyle? ― Ilość przerażała.
Było ich dużo więcej niż dzieci.
― Rodzinne skrzaty. Przebywają tu ze swoimi paniczami lub panienkami. Gotują, sprzątają i nadal robią wszystko dla swoich rodzin, nawet jeśli domy ich państwa legły w gruzach.
― Dlaczego mnie tu sprowadziłeś? ― Odmachał Cho, która przeszła z jakąś Krukonką.
― Żebyś wiedział co się dzieje.
Fawkes pojawił się błysku płomienia i przysiadł na ramieniu tiro. Zaczął śpiewać i Draco po raz pierwszy nic nie zrozumiał.
― Eej! ― oburzył się.
― Bądź na chwilę cicho ― nakazał ostro Harry i ruszył w lewo, wychodząc z jadalni.
Przechodzili kolejno wzdłuż wszystkich rzędów łóżek. Czasami Potter zatrzymywał się, spoglądając na jakieś dziecko i ruszał dalej. Feniks śpiewał mu do ucha.
― Czuję się zignorowany ― mruczał Malfoy, podążając za nim krok w krok.
Harry rozglądał się, ciągle podążając do centrum oranżerii, jak w pewnej chwili zauważył Drao.
― Tutaj.
Harry zatrzymał się w miejscu i spojrzał w górę.
― Co tutaj? ― spytał Draco.
Najbliższe dzieciaki patrzyły na nich zaabsorbowane.
― Tutaj bariera jest najsłabsza. Tędy można zaatakować.
― Niemożliwe. To sam środek czaru. Ma najwięcej mocy.
Harry przyklęknął i spojrzał na niego pobłażająco. A następnie uderzył pięścią w podłogę.
Cały budynek zadrżał, wzbudzając panikę. Bezzwłocznie najstarsi wyjęli różdżki i skierowali ją w Pottera. Draco zasłonił go sobą.
― Natychmiast przestań!
― Udowodniłem ci właśnie jak słaba jest bariera w tym miejscu. A teraz zrób mi miejsce.
― Słucham? ― Spojrzał na niego, ale ten już nie zwracał na niego uwagi.
― Co wy tu wyrabiacie?! ― Tym razem to Zabini ich dopadł, wlatując do środka na miotle. ― Aktywowały się wszystkie alarmy. Chcecie wszystko zniszczyć?!
Spanikowane głosy uniosły się sprzeciwem.
Fawkes uniósł się nad tiro, oświetlony blaskiem otaczających go płomieni. Harry uklęknął w miejscu, gdzie dopiero uderzył pięścią i uniósł różdżkę, wskazując nią feniksa.
― Omnis jus habet lege protegi ― inkantował i zagwizdał przeciągle w kilku różnych tonach, kreśląc różdżką wzór w powietrzu.
Każdy ruch nadgarstka i ton gwizdu rozbłyskał złotą linią, powoli i systematycznie tworząc nad głową Pottera wzór.
― To bariera ochronna najwyższego poziomu ― zauważył Blaise. ― Przypuszczalnie nawet Flitwick takiej nie potrafi, a ma mistrzostwo zaklęć.
― Poważnie? ― Pansy nie spuszczała wzroku z Gryfona.
― O ile dotrwa do końca. To pochłania niesamowite zasoby magii, zwykle rzuca się go w grupie.
Kilka minut już wszyscy trwali w oczekiwaniu. Coraz więcej dzieci podchodziło sprawdzić, co się dzieje. Wzór był coraz pełniejszy i skomplikowany. Dłoń trzymająca różdżkę drżała, a po twarzy Harry'ego spływał pot. Ostatni gwizd przesunął wzór w dół, tak, że Gryfon znajdował się w samym jego centrum. Fawkes zniżył lot i pazurem rozciął nadgarstek Pottera. Krople krwi unosiły sie, by zostać wchłonięte przez wzór.
Nagły podmuch pchnął wszystkich w tył, gdy zaklęcie rozrastało się obejmując wszystko.
Blaise otrząsnął się pierwszy, wyjmując zwój z kieszeni i rozwijając przed sobą.
Na pergaminie znajdowała się mapa miejsca, w którym obecnie był. Teraz całość pokryta była miniaturą wzoru, który wytworzył Potter.
― Bariera otacza cały Azyl. Nawet sam Merlin by tu nie wszedł.
― Harry! ― spanikowany krzyk Draco odwrócił uwagę od Zabiniego.
Potter osunął się na podłogę, drżąc, ale uśmiechając się jednocześnie.
― Miałeś nie krzyczeć, Draco ― upomniał go, gdy unosił mu ostrożnie głowę i położył na swoich kolanach. ― Nie umieram. Nie panikuj. Zmęczyliśmy się.
Fawkes przysiadł na piersi tiro i cicho zanucił.
― Już. Już. ― Malfoy odetchnął z wyraźną ulgą i zaleczył skaleczenie. ― Mogę go gdzieś położyć? Musi odpocząć.
Zebrani oprzytomnieli i zaczęli przekrzykiwać się jeden przez drugiego.
― Chodź. Położysz go u nas. ― Pansy położyła dłoń na nodze Harry'ego. ― To było niezłe, Potter.
Harry jednak starał się opanować w tym hałasie.
― Zabierz mnie stąd, Draco ― szepnął, zasłaniając uszy.
― Oczywiście. ― Delikatnie, wraz z feniksem na jego piersi, uniósł Harry'ego i ruszył za Parkinson. ― Zaraz będzie cicho. Jeszcze moment. ― Przytulił go do piersi, uważając na Fawkesa, który już spał.
― Co mu jest? ― spytał Blaise, otwierając przed nimi drzwi do mniejszego salonu, który wyglądał jak doskonała replika pokoju wspólnego Slytherinu.
― Jest nadwrażliwy na hałas po rzucaniu takich zaklęć.
Może i nie było to zgodne z prawdą, ale Harry wydawał się zadowolony z tego wytłumaczenia.
― Wiesz, że mogłem sam iść? Aż tak zmęczony jeszcze nie jestem ― rzekł, gdy ułożył go na kanapie tuż przy płonącym kominku.
― Och, cicho bądź ― burknął na niego i dotknął czoła. ― Nie masz gorączki. To dobrze.
― To tylko zaklęcie ochronne. Nie wizja. ― Przytrzymał dłoń, przysuwając ją do swoich ust i składając w jej wnętrzu pocałunek. ― Idź do przyjaciół. Zdrzemnę się chwilę.
Zamknął powieki i prawie natychmiast zasnął.
Parkinson, z szerokim, bardzo zadowolonym uśmiechem, podała Malfoyowi koc i sporą poduszkę. Fawkes ułożył się wygodniej na tej ostatniej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top