Strategie cz. 2
Osiem rozdziałów do końca.
***
Harry obudził się późnym popołudniem. Przez chwilę nie bardzo kojarzył gdzie jest i kilka minut po prostu leżał, delektując się błogim spokojem. Fawkes siedział nad jego głową i tylko przekręcał łebkiem, obserwując tiro.
Chłopak wreszcie wstał i skierował się do łazienki. Opłukał twarz, przeczesując przy okazji włosy.
W salonie zastał Severusa i Draco, zatopionych w książkach lub gazetach. Obaj jednocześnie unieśli głowy, gdy zamknął za sobą drzwi.
― Wypocząłeś? ― spytał Snape, wskazując filiżanki z herbatą przy kominku.
Gryfon skorzystał z zaproszenia.
― Tak.. Dziękuję za użyczenie mi łóżka. Znowu.
― Lepiej byłoby ci w skrzydle szpitalnym, ale panuje tam obecnie spory ruch.
Z filiżanką w dłoni zajął fotel przy samym kominku i znowu się zamyślił. Feniks przeskoczył na oparcie i cierpliwie milczał. Protektorzy obserwowali go oraz tiro kilka minut i wrócili do swoich przerwanych zajęć.
Taka cisza była relaksująca. Harry spojrzał na Draco, zaczytanego w jeden z tomów z sali z kobrą. Pewnie wrócił do niej, gdy on spał.
Fascynacja Malfoya zmianami sekwencji w kręgach była dla Harry'ego odrobinę zabawna. Kolejna rywalizacja Potter - Malfoy, która podjął Ślizgon. Pił napój, delektując się ciszą. Severus pisał coś i Harry zastanawiał się, czy ominął go może jakiś test.
Żył przez ostatnie tygodnie gdzieś poza zajęciami i czuł różnicę, nawet jeśli przebywał w Hogwarcie. Nieubłagalność zbliżającego się spotkania z Albusem zżera go od środka, ale nie pozwalał sobie na żadną emocję, która zdradziłaby jego lęk. Nie chciał żeby przez jego strach inni zaczęli wątpić.
Dopił herbatę i wstał.
― Wracam do dormitorium.
― Odprowadzę cię ― zaoferował Malfoy, wstając i odkładając książkę.
― Nie trzeba.
Draco spojrzał na niego tak wymowie, gdy otwierał drzwi, że Potter zrezygnował. Protektorzy, zwłaszcza ci jego, byli bardzo uparci. Nie bardzo rozumiał po co. W szkole przecież nic mu nie groziło.
Odpowiedź dostał, gdy tylko oddalili się kawałek od kwater Snape'a. Draco pchnął go na ścianę i zachłannie pocałował.
― Ileż można na ciebie czekać, Harry? ― prychnął.
― Jak kochasz, to poczekasz ― odgryzł się za ten niespodziewany atak.
― Harry ― ostrzegł go ostro. ― Malfoy nigdy nie czeka.
― To od dziś się nauczy. ― Zanim Draco zdołałby znów coś powiedzieć, sam zamknął mu usta pocałunkiem.
Ślizgon nie miał nic przeciwko. Dodatkowo przyciągnął go za biodra bliżej siebie, ocierając się intensywnie.
― Draco... ― jęknął Harry, odsuwając się trochę. ― Jeżeli masz zamiar to kontynuować, to wolałbym w jakimś innym miejscu.
Musiał się jeszcze bardziej odsunąć, bo blondyn zachłannie domagał się uwagi i nie do końca zwracał uwagę na to, co się do niego mówi.
― Nie tutaj, Draco.
Złapał go za ręce, gdy starał się wsunąć je za koszulę Harry'ego. Dopiero to go zatrzymało.
― Wybacz, Harry.
Potter poprawił ubranie i spojrzał na niego z lekkim uśmiechem.
― To jak? Odprowadzisz mnie grzecznie do dormitorium czy masz inne plany względem mojego ponętnego, według Ślizgonów, ciała?
― Harry... ― zachmurzył się, słysząc ukrytą aluzję.
― Co prawda nie bardzo to rozumiem, co może być takiego w tym ciele, poznaczonym bliznami ― mruknął, ruszając w stronę wyjścia z lochów.
Jego humor diametralnie się zmienił i Malfoy doskonale to wyczuł. Podbiegł do niego i splótł palce ich dłoni.
― Drżysz, Harry ― spostrzegł.
― To nic. Jestem... zmęczony ― odparł, spoglądając w pierwsze okno w holu.
Błonia powoli okrywały się mrokiem.
― Może lepiej żebyś potem spał u Pomfrey?
― Może ― zgodził się słabo.
Zagwizdał nagle, dotykając ściany. Krąg pulsował miarowo, nie ukazując żadnych anomalii.
― Co to?
― Krąg decyzji.
― Co on robi? ― Protektor poczuł nagle niepokój.
Harry wydawał się nie być nagle sobą.
― Pokazuje czy wszystko w porządku w zamku. Jestem ostrożny. ― Odwrócił się w stronę Ślizgona i ten dostrzegł błysk magii w zielonych źrenicach.
― Co się dzieje, Harry? ― Otworzył szeroko oczy, gdy dostrzegł powoli spływającą strużkę krwi.
Natychmiast zasłonił mu oczy i przytulił. Po raz pierwszy Harry tak nietypowo zareagował na wizję. Jakby w ogóle nie był jej świadomy, jednocześnie tracąc kontakt z rzeczywistością.
Pojawienie się Fawkesa i wyciągnięcie w ich kierunku nóżki, nagrodził westchnieniem ulgi. Przeniesienie do skrzydła szpitalnego było natychmiastowe.
Potter jęknął w ramionach Malfoya.
― Już cię położę.
Przy pomocy Pomfrey, która nawet nie musiała pytać, co się stało, ułożyli Harry'ego do łóżka.
― Co za skur... ― mruknął Gryfon, trzymając się za czoło i kuląc w łóżku.
Gdy zaczął zwijać się z bólu, przeraził nawet pielęgniarkę, która poszła wezwać Severusa.
Pojawił się prawie natychmiast, wychodząc z jej kominka.
― Bariera jest za słaba ― poinformował go Draco, starając się przytrzymać Harry'ego przed drapaniem blizny.
Nagle Potter wygiął się w łuk, krzycząc przeraźliwie. Odepchnął od siebie Malfoya i wznosząc wokół siebie sieć. Feniks unosił się nad nim. Przypominało to, już prawie przez wszystkich zapomnianą, sytuację z domu Snape'a.
Protektorzy czekali cierpliwie, nie mogąc zbliżać się przez utworzony krąg. Nieznane im dotąd brzęczenie dolatywało jakby zewsząd.
― Zamek reaguje na tę magię ― rzekła cicho Pomfrey, bojąc się odezwać głośniej.
― I tak nic nie możemy zrobić. Nie wiemy, co zrobi Harry. Może się akurat bronić przez Albusem.
― A jeżeli to atak na Hogwart? Harry jest z nim połączony ― zasugerował Draco.
Snape dopadł kominka i wezwał McGonagall.
― Sprawdź wszystkie zabezpieczenia.
― Próbuję odkąd usłyszałam do brzęczenie. Zewnętrzne bariery są nienaruszone, ale wewnętrzne nie pozwalają na skontrolowanie.
― Pozwól im na to. Harry chyba korzysta z nich, broniąc się przez Albusem.
― Wizja? ― upewniła się.
― Tak.
Nagle brzęczenie ustało i Snape wycofał głowę z kominka. Szybko udał się na powrót do sali szpitalnej. Draco próbował położyć Harry'ego, ale krąg wokół niego nie znikł. Potter utworzył kolejny tuż przed sobą.
― Draco, przestań ― burknął na niego i zgromił spojrzeniem.
Severus odsunął Malfoya, by Potter mógł spokojnie dokończyć zaklęcie. Gotowe wniknęło w mury Hogwartu. Podłoga lekko zadrżała, ale ten efekt wyraźnie zadowolił Gryfona, bo odetchnął głęboko i usiadł na łóżku.
Pomfrey przetarła mu czoło i sprawdziła stan.
― Z ogromną ochotą zatrzymałabym cię tu na co najmniej tydzień. ― Kiwała głową.
― Dopiero co wstałem. Wyspałem się.
― Przy tym sposobie rzucania zaklęć, którym operujesz z taką łatwością, powinieneś bardziej dbać o siebie.
― Co z Harrym? ― zaniepokoił się Draco.
― O to chodzi, że nic normalnego. Bez obrazy, panie Potter. Emanujesz magią jak świąteczne drzewko lampkami.
Potter spojrzał po kolei na wszystkich. Zmarszczka na czole pogłębiła się. Wstał z jednoczesnym pojawieniem się Fawkesa. Podszedł do okna, wychodzącego na błonia i krawędź Zakazanego Lasu. Słońce znikało właśnie za koronami drzew.
― Harry? ― Cisza niepokoiła Draco.
Potter odwrócił się do nich, unosząc dłoń i krótko gwiżdżąc. Krąg pojawił się kilka cali nad nią.
― Do wszystkich w zamku ― zaczął, a echo słów odbiło się od ścian. ― Atak śmierciożerców nastąpi w ciągu dwudziestu czterech godzin. Wszyscy do szóstego rocznika mają się spokojnie spakować i przenieść do Azylu. Szósto i siódmoroczni za godzinę mają stawić się w klasie naprzeciw Wielkiej Sali. Dorosłych proszę o natychmiastowe spotkanie w gabinecie dyrektorki.
Zgniótł zaklęcie i ostatni raz rzucił spojrzenie na las.
Protektorzy milczeli jak zaklęci. Pomfrey próbowała coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
― Chodźmy ― polecił cicho Harry i ruszył pierwszy.
W szkole wrzało, gdy tylko opuścili skrzydło szpitalne. Uczniowie biegali po korytarzach spanikowani.
― Raczej spokojnie nie dotarło ― zauważył Severus, ale nie spodziewał się niczego innego.
― Zgredek. ― Chłopak wezwał skrzata.
― Harry Potter wzywał?!
― Czy skrzaty mogłyby pomóc w ewakuacji? Te z Azylu też mogą się przydać.
― Oczywiście. Zgredek wszystkim się zajmie. Słyszał nakaz Harry'ego Pottera.
Znikł z pyknięciem. Nie dotarli nawet piętro niżej, gdy przy każdym uczniu w zasięgu wzroku pojawił się skrzat. Jedne szkolne, inne rodowe. Efekt był piorunujący. Wszystko nabrało innego tempa. Część uczniów znikała z miejsca. Inni łapali jeszcze przyjaciół w pobliżu.
Niewielka grupa w milczeniu dotarła do gabinetu. Minerva wskazała im miejsca, ale Harry podszedł do jednej ze ścian i dotknął jej znów gwiżdżąc.
― Poczekamy aż przybędą wszyscy. Fawkes, sprowadź Lucjusza ― poprosił Harry, przyglądając się kręgowi. Z każdą chwilą wzorów w jego sieci było coraz mniej.
― Coś złego dzieje się z barierą? ― Nie wytrzymała tej ciszy dyrektorka.
Pince, Hooch, nawet Hagrid milczeli, odkąd ta czwórka weszła. Kolejni nauczyciele dołączając także dostosowali się do tej ciszy.
― Tylko obserwuję ewakuację. Wejdź, Neville! ― zawołał do zamkniętych drzwi.
Longbottom wszedł lekko wytrącony z równowagi.
― Skrzaty zabierają uczniów i ich rzeczy do Azylu. Zostali tylko wyznaczeni. Prefekci czekają pod gabinetem, bo we wszystkich Domach jest tak samo.
― Dzięki, Neville. ― Spojrzał jeszcze raz na krąg i przetarł go dłonią. ― Przekaż im, by ogarnęli wszystko w Azylu do godziny i niech wrócą. Jeśli ktoś ze starszych chce zostać w Azylu dla ochrony, niech zostanie. Wróć tu zaraz.
Gryfon obrócił się na pięcie i wyszedł. Lucjusz pojawił się bezgłośnie i usiadł obok Severusa. Ostatni nauczyciel, Trelawney, wkroczył do gabinetu.
― Możemy zaczynać ― odezwał się ponownie Potter, stając obok dyrektorki. ― Albus zmierza na Hogwart z zamiarem uaktywnienia kręgu Założycieli. Ukończył Eliksir Życia i ofiarował go dziewięciu swoim zwolennikom. ― Głośny wdech Severusa i jego otwarte oczy skwitował wzruszeniem ramion. ― Mos maiorum przyśpieszyło trzecią fazę. Bellatriks zna się na kręgu czasu dość dobrze.
― Co robi ten eliksir? ― zapytał Flitwick, ignorując dołączenie Neville'a.
― Przedłuża życie ― rzekł cicho mistrz eliksirów. ― Jednocześnie chroni przed większością zaklęć ofensywnych.
― Dlatego otrzymacie czar wstrzymujący ― odezwał się Harry. ― Jego zasięg jest spory i zdjąć mogą go tylko osoby z naszej strony. Najważniejszym zadaniem jest powstrzymanie Albusa. Nie może dotrzeć do Wielkiej Sali.
― Dlaczego? Co może zrobić? ― Pince wytarła spocone dłonie w szatę.
Harry spojrzał niepewnie po wszystkich, choć chwilę wcześniej tak pewnie wydawał polecenia.
― Nie wiem. I to mnie przeraża.
― Nie mam nadal zbyt dużo aurorów, Harry ― wtrącił się Lucjusz. ― Ale przyślę ich tylu ilu zdołam.
― Niech zostaną na obrzeżach barier Hogwartu. Zamek może ich odrzucić, gdy zaczną atakować śmierciożerców.
― Odrzucić? ― zdziwił się.
Potter westchnął.
― Ilu uczniów jest w stanie rzucić zaklęcie zabijające?
― Mam nadzieję, że żaden. Trzeba chcieć zabić.
― Dlatego Hogwart odrzuci lub uwięzi każdego z taką intencją. Aurorzy muszą być poza barierą.
― Rozumiem.
― Nie znam się na strategii. Będę jednak jak najbliżej Albusa, gdy tylko się pojawi. Zadaniem reszty jest powstrzymanie i złapanie śmierciożerców Albusa.
― Dlaczego ty? ― odezwał się nagle milczący Draco.
Gryfon uśmiechnął się do niego delikatnie.
― Ponieważ to nie Tom Riddle był moim przeznaczeniem, lecz Albus Dumbledore. To o nim mówi przepowiednia. „Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... Jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, jeśli drugi przeżyje..." ― zacytował cicho.
― Albus cię nie naznaczył ― zauważyła Minerva. ― Bliznę masz po...
― Już to tłumaczyłem Severusowi. Ta blizna nie jest od Toma. Zniknęłaby wraz z jego śmiercią.
― Jak więc Albus...?
― Po prostu mnie wybrał. Zrobił ze mnie Chłopca, Który Przeżył. Reszta samoistnie wskoczyła na miejsce.
Dyrektorka pokiwała głową, cierpliwie czekając czy coś jeszcze doda.
― Nie będę się kłócić, panie Potter. Nie bardzo to wierzę, ale to teraz najmniejszy problem. Niezależnie od powodu, atak nadal jest atakiem. Musimy chronić Hogwart.
― W pełni się z panią zgadzam. Młodsi są bezpieczni, możemy zająć się walką. Plusem jest niewielka liczebność ludzi Albusa. Naprawdę chcę to zakończyć i wrócić do normalnego życia. Idę do reszty. Na pewno musicie przedyskutować to i owo.
Skinął na Draco i Neville'a, nim skierował się do wyjścia. Wyszli w ciszy. Bez słowa skierowali się do sali, gdzie czekali na nich pozostali w zamku uczniowie.
Gdy weszli, wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę. Ron stał z przodu z rozwiniętym pergaminem i przypuszczalnie coś tłumaczył, gdy weszli.
― Co w Azylu? ― zapytał wprost Potter.
― W porządku. Najstarsi zajmują się najmłodszymi. Kilku trzeba było podać eliksiry uspokajające.
― Bariery aktywne. ― Gryfon słuchając, przypatrywał się kręgowi nad swoją dłonią. ― Są bezpieczni.
― Co planujesz, Potter? ― zapytał jakiś Krukon.
― Chronić Hogwart. Złapać śmierciożerców Albusa i jego też. Proszę o waszą pomoc, bo aurorów nie mogę wpuścić na teren szkoły. I tak jest ich zbyt mało.
Bliźniaki Weasley wystąpiły do przodu.
― Mamy wszystkie nasze wynalazki. Zrobią sporo zamieszania.
Harry spojrzał na Rona.
― Uwzględniłem. ― Uśmiechnął się szelmowsko na nieme pytanie.
― Resztę dopracujcie z Severusem.
― A ty?
― Ja będę trzymał się Albusa. Nadal nie znam celu ataku. Nie wystawiajcie się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. ― Odwrócił się do drzwi. ― Neville, Draco, zostańcie tutaj. Będę w Wielkiej Sali.
Malfoy już ruszał w jego stronę, wyraźnie się sprzeciwiając. Potter jedynie spojrzał na niego i zatrzymał się w miejscu.
― Będę w kręgu. Zobaczysz mnie stąd ― dodał.
Zostawił drzwi szeroko otwarte oraz tak samo pozostawił te do Wielkiej Sali. Wszystkie stoły odsuwał na bok krótkimi gwizdami i ruchami rąk, zmierzając do centralnego punktu pomieszczenia.
Ponownie fala czystej mocy przemknęła przez powietrze, gdy krąg Założycieli, wzmocniony dodatkowym zaklęciem, uniósł się wokół chłopaka. Nie tworzył jednak niczego nowego, jedynie sprawdzał powoli i sugestywnie każdy cal sieci.
Snape tylko rzucił spojrzeniem, gdy szedł do drugiej sali i pokiwał głową.
― Dobrze, panie Weasley. ― Skupił uwagę rudzielca, który rozmawiał z kilkoma osobami. ― Proszę wprowadzić mnie w plan. Znajdziemy błędy i usuniemy je.
Jedynie Malfoy nie spuszczał oczu z pracującego Pottera. Pozostali słuchali mistrza eliksirów. Co jakiś czas przychodził któryś z nauczycieli i przekazywał kolejne wiadomości Snape'owi. Dopiero około czwartej rano mężczyzna nakazał wszystkim iść odpocząć.
Harry już jakiś czas wcześniej opuścił krąg i Zgredek przyniósł mu koce i poduszki do Wielkiej Sali. Gryfon nie zamierzał opuszczać swojego stanowiska.
Malfoy ruszył do niego, gdy tylko Snape ich zwolnił. Gdy i Longbottom chciał podążyć za nim, mistrz eliksirów powstrzymał go.
― Proszę dać im trochę przestrzeni.
Świt wstawał nad zamkiem, gdy ten cichł.
Harry przymknął powieki i uśmiechnął się lekko, gdy Draco ułożył się obok, przytulając.
― Mogłeś choć transmutować łóżko ― grymasił arystokrata.
― Za daleko od podłogi. ― Przesunął dłonią po kamieniach i Draco dostrzegł smugi sekwencji, ujawniające się pod muśnięciami.
― Czyli dziś śpisz z kręgiem? Czuję się zdradzony. ― Udał obrażonego i odwrócił się do niego plecami.
Harry przewrócił oczami, cicho wzdychając. Odwrócił go na plecy i pocałował nim tamten zdążył zareagować. Jednym ruchem ręki ogromne drzwi zamknęły się cicho, a on nawet nie przestał całować całkiem chętnego Ślizgona.
Draco sapnął głośno, gdy nagle jego całe ubranie zniknęło, a Harry zaczął składać pocałunki na każdym kawałku skóry. Jęknął, gdy złośliwie ominął chętny do wzięła udziału w tej zabawie członek i zajął się udem, kolanem, a nawet palcem u stopy.
Gdy chciał sięgnąć, by dotknąć, Harry zatrzymał jego dłoń i pokiwał przecząco głową. Pocałował ją i odłożył wzdłuż boku. Niemy nakaz, że ma się nie ruszać. Cały czas patrząc w oczy Draco pochylił się nad jego brzuchem i dmuchnął. Blondyn jęknął.
― Sadysta...
Potem zagryzł wargi, bo Gryfon potwierdził to stwierdzenie. Nie przygotował w najmniejszym stopniu Draco na wrażenia. Otworzył usta i wziął penis tak głęboko jak zdołał na pierwszy raz. Malfoy szarpnął biodrami i Potter przytrzymał go mocno.
― Merlinie... ― mruknął blondyn.
Harry bardzo powoli uniósł głowę, ssąc penis i trącając go językiem, ale nie pozwalając wysunąć się całkowicie. Wsunął ręce pod pośladki Draco i rozsunął je, jednocześnie zsuwając się niżej głową.
― Albo mnie zaraz weźmiesz, albo... aaaaa...
Cóż, dwa razy Harry'ego nie trzeba było prosić. Trzy gwizdnięcia znały się prawie w jedno, gdy kolejno zniknęło ubranie Gryfona, wnętrze Ślizgona zostało nawilżone, a zaraz potem członek klęczącego pomiędzy jego nogami partnera.
Koniec zdania był dźwiękiem powolnego wtargnięcia.
― Draco, rozluźnij się ― szepnął Harry, zatrzymując się w miejscu. ― Nie chcę cię zranić.
― Nie zatrzymuj się ― szarpnął się Ślizgon, owijając wokół jego bioder nogi i przyciągając mocno.
Harry krzyknął, wchodząc do końca w ten ciasny tunel, a Draco zawtórował mu.
― O tak!
Drżał pod Harrym i ten zaniepokoił się, czy go nie skrzywdził.
― Draco? Przepraszam. Boli cię? ― Dotknął ostrożnie policzka zarumienionego chłopaka.
― Powtórz to albo zaraz sam cię ujeżdżę. ― Wygiął się w łuk, wypuszczając odrobinę Harry'ego tylko po to, by ponownie przyciągnąć go do siebie. Znów krzyknął. Potter w końcu pojął, co się dzieje. W tej pozycji idealnie trafiał w prostatę Draco.
― Mój Smok. ― Pocałował go, zaczynając się w nim poruszać.
Choć chciał początkowo powoli, Draco mu nie pozwalał, za każdym razem mocno opinając go nogami. Ciasne, drżące wnętrze otulało doskonale Harry'ego i pozwalał Draco na ten minimalny sposób górowania.
― Mój górujący dół ― mruczał przyspieszając.
Emocje dnia dawały się we znaki i obaj pragnęli szybkiego wyzwolenia.
― Dotknij się, Draco.
Sam złapał go za biodra i wzmocnił wtargnięcie, będąc całkowicie blisko skraju.
Smukłe palce ujęły członek i w chwili, gdy Harry znów trafił w prostatę Draco doszedł, nawet nie poruszając dłonią. Skurcze orgazmu ścisnęły silnie jego wnętrze i Harry zalał je nasieniem z jękiem.
Opadł na ręce tuż nad Draco, łapiąc oddech. Ślizgon objął go ramionami i przyciągnął do pocałunku. Szybkie zaklęcia nie zostały dostrzeżone, dopóki koce same ich nie przykryły. Chwilę potem już spali, wtuleni w siebie.
OOO
Harry obudził się pierwszy, mając dziwne uczucie bycia obserwowanym. Otworzył oczy w całkowitym mroku i musiał gwizdem wyczarować niewielkie światełko.
Byli w tarczy protektora, dodatkowo wyciszonej. Początkowo mocno się zaniepokoił, co się dzieje. Draco ciągle spał, więc mógł to zrobić albo Neville, albo Severus. Potem dodał do tego fakt gdzie zasnęli i parsknął cicho śmiechem.
― Czego rżysz, Potter? ― burknął zaspany Ślizgon.
― Tak sobie. Jest śniadanie, jesteśmy w Wielkiej Sali. Nadzy, w samym jej centrum.
― Merlinie! ― Draco natychmiast zagarnął na siebie koc i otworzył oczy. ― Ciemno.
― Severus osłania nas przed ciekawskimi ― zachichotał, ubierając ich tak samo jak wcześniej rozebrał. ― Gotowy?
― Moment.
Zaklęcie poprawiające włosy potem, Draco dotknął tarczy i ta pojaśniała, by zniknąć.
Wielka Sala faktycznie pełna była jedzących. Stoły jednak były tylko przy oknach.
― Profesorze, trzeba było nas obudzić ― stwierdził Harry, widząc mężczyznę tuż obok Rona.
Dorośli jedli wśród uczniów, tłumacząc coś poszczególnym grupom.
― Musisz być wypoczęty. Uznałem, że akurat tobie sen nie zaszkodzi. Zjedz coś.
― Gdzie Hermiona? ― spytał Rona, nie widząc nigdzie przyjaciółki.
― Rozstawia pułapki z bliźniakami. Przybyli aurorzy i osłaniają ich poza barierą.
Harry nie krępował się niczyją obecnością. Krąg na ścianie zamigotał za jego plecami i lśnił dalej, gdy powrócił do posiłku.
― Gdy usłyszycie przeszywający pisk, to znaczy, że zaczęli ― poinformował między kęsami.
― Pomfrey chciała urządzić gdzieś w pobliżu punkt pomocy ― wtrącił się Ron.
― Chyba lepiej w sali w lochach. Tu może być gorąco. Niestety to jedyne wejście.
Zatrzymał się w połowie gestu, zamykając oczy. Stróżka krwi przestraszyła najbliższych, ale Harry starł ją rękawem i wstał.
― Severusie, mogę się prosić na moment? Jedz, Draco. ― Powstrzymał w miejscu Ślizgona, gdy też chciał wstać. Odeszli do podium. ― Wypili Eliksir. Albus też. Będą gotowi w ciągu góra dwóch godzin.
Snape wyjął fiolkę z kieszeni i wręczył ją chłopakowi.
― Tobie też może się przydać.
Harry oddał mu ją z powrotem.
― Już mam to zaklęcie tutaj. Nie dotrze do kręgu.
― A co, jeśli dotrze?
Harry przeczesał włosy dłonią. Dosyć dobrze znany Snape'owi gest zdenerwowania.
― Zachowam się wtedy po gryfońsku i będę improwizował.
Snape objął go ramieniem.
― Nie daj się zabić. Choćby dla Draco ― szepnął mu do ucha.
― Dobrze, Severusie. ― Odwzajemnił uścisk.
― Lucjusz jest na zewnątrz ze swoimi ludźmi, jeśli chcesz z nim jeszcze porozmawiać.
Odsunęli się od siebie, wracając do reszty.
― Nie ma takiej potrzeby. W końcu jest ministrem, wie co robi. Kto to widział, żeby kierował nim szesnastolatek.
Zajęli znów swoje miejsca i skończyli posiłek. Dopiero wtedy Snape powiadomił o gotowości do ataku.
W ciągu godziny każdy miał zająć swoje miejsce. Harry podszedł do wyjścia ze szkoły. W połowie schodów Draco zarzucił mu na ramiona płaszcz. Tuż za chatką Hagrida, Harry dostrzegł centaury. Ich broń porażała wielkością.
― Dziękuję za przybycie. Proszę, chrońcie uczniów w pierwszej kolejności.
― Wilkołaki zniknęły z całej okolicy. Bądź ostrożny Wybrańcze. ― Centaur wycofał się w las.
― Myślisz, że przyłączyły się do Albusa? ― spytał Draco, łącząc usłyszane fakty.
― Nie wiem. Nic takiego nie widziałem. Trzeba wziąć to pod uwagę. Ostrzeżmy innych. Możesz przekazać to ojcu? Ja pobiegnę do Severusa. Jest ciągle w Wielkiej Sali.
Draco rzucił wzrokiem na odległość do zamku i kiwnął głową. Pobiegł do bramy, oglądając się przez ramię do chwili, gdy Potter znikł za drzwiami. Szybko znalazł Lucjusza i podzielił się spostrzeżeniami.
― To nie wygląda najlepiej ― stwierdził.
― Mnie nie musisz tego mówić. ― Dotknął ogromnej bramy, w której stali.
Minister wolał pozostać po drugiej stronie, nawet jeżeli w tej chwili nie miał żadnych negatywnych intencji.
― Wracam do Harry'ego.
― Bądź ostrożny.
Zastał Pottera pochylonego nad stołem wraz ze Snapem, McGonagall i Ronem. Reszta czekała w pobliżu w małych grupkach. Wszyscy byli przerażeni. Ślizgoni otoczyli go zaraz, gdy wszedł.
― Co się dzieje?
Malfoy spojrzał w stronę Pottera, który w tej samej chwili podniósł głowę i pokiwał twierdząco, jakby wiedział, o co chce zapytać.
― Albus przypuszczalnie zapanował nad wilkołakami. Musicie się ich spodziewać w razie czego.
Blaise zbladł.
― Jak mamy walczyć z wilkołakami?
― Jak z każdym innym czarodziejem. Najlepiej szybko, żeby nie zdążył cię zabić. Dziś nie ma pełni, nie będą przemienieni. Ogarnijcie się. Zachowujecie się jak pierwszoroczni przez Przydziałem! ― zbeształ ich. ― Wyprostować się i poprawić szaty. Jesteście Ślizgonami czy nie?!
To przypomnienie podziałało niczym lodowaty prysznic. Zabini wyprostował się dumnie, a za nim reszta Ślizgonów.
Za ich przykładem poszli i pozostali, przysłuchujący się z boku uczniowie.
Alarm zabrzmiał przeszywająco donośnie.
Wszystkie twarze zwróciły się na Pottera, ale ten już biegł w stronę drzwi.
― Grupy A, B i C za profesorem Snapem! Pozostałe do przedzielonych profesorów! ― rozkazała dyrektorka i wszyscy ruszyli wypełnić polecenie.
Draco pędził za Harrym. U jego boku pojawił się Neville. Fawkes uniósł się w powietrzu tuż nad bramą. To tam Potter się zatrzymał i ptak usiadł na jego ramieniu. Aurorzy zaczęli rzucać zaklęcia na oślep, jak początkowo to wyglądało. Potem zaklęcia kamuflujące opadły i wszyscy dostrzegli ludzi Albusa. Nadal odziani w czarne szaty śmierciożerców Toma, starali się roztrzaskać barierę wokół szkoły.
Nigdzie jednak nie widać było Albusa Dumbledore'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top