Rytuał przeprosin cz. 1

— On nie oddycha. On nie oddycha. On nie oddycha.

Harry uchylił powoli powieki. Drgnął, czując zimną podłogę pod plecami.

— Staraj się nie ruszać. — Snape położył mu dłoń na piersi. — Twoje serce na moment stanęło.

— Draco? — wyszeptał ledwo słyszalnie, odwracając się z trudem stronę Malfoya.

Ten trzymał się za głowę, skulony w kucki na podłodze i powtarzał w kółko to samo.

— Jest w szoku. Daj mu chwilę. Musiałem zająć się tobą.

— Draco? — powiedział Harry odrobinę głośniej, zwracając uwagę Ślizgona.

— Już jest duchem? Będzie mnie straszył? — Malfoy się nie poruszył.

— Co za protektor — burknął Harry. — Na chwilę się urwałem, a ten taka panika.

— Heej! To moja kwestia! — To wyraźnie wystarczyło, żeby wziął się w garść i podszedł z wyraźną ulgą na twarzy. — Przeraziłeś mnie na śmierć.

Zbliżył się i chciał go objąć, ale Severus powstrzymał go, zasłaniając Harry'ego ramieniem.

— Czemu czuję się tak słabo? — mruknął Harry, gdy powieki same zaczęły mu opadać.

— Ilość aspektów oraz złamanie klątwy kosztują. Po prostu śpij. Należy ci się. Zajmę się tobą.

Harry jeszcze coś zamruczał niewyraźnie i zamknął oczy, zapadając w drzemkę.

— Dałeś popis, Draco — zganił go Severus, choć nie dziwił się.

Gdy klątwa weszła w pierś Pottera i ten zaczął krzyczeć, sam był przerażony. Kulminacją była nagła cisza. Krzyk Harry'ego urwał się niespodziewanie i chłopak upadł. Gdy Snape odwrócił go na plecy, nie oddychał. Zaklęcie wspomagające oddychanie nie zadziałało. To wtedy Draco zaczął panikować, a następnie wpadł w szok.

Chwilę potem Harry jednak sam nabrał powietrza i się ocknął.

Już dawno Severus nie odczuł tak wielkiej ulgi, jak w tym momencie.

Przeniósł ostrożnie śpiącego na nosze i, choć z ogromną niechęcią, podszedł do Czarnego Pana. Harry potrzebował go żywego, więc rzucił kilka zaklęć monitorujących stan. Utrzymywanie osób w śpiączce dla czarodziei nie było trudne. Odpowiednie czary będą dostarczać wszystkiego, co potrzebne do przeżycia organizmowi.

Na krótką chwilę musiał też ocucić Pottera, bo opuszczenie Komnaty Tajemnic bez jego wężomowy było niemożliwe.

Ten nie zasnął od razu, w milczeniu pozwalając przełożyć się na łóżko i przebrać w pidżamę.

— Bolą mnie plecy. Chcę leżeć na brzuchu.

— Magia klątwy jeszcze jakiś czas może się odzywać, ale to tylko powidok empirii. — Odwrócili go ostrożnie.

— Musisz używać dziwnych słów, gdy z ledwością trzymam oczy otwarte? Ciebie to bawi? — zachichotał słabo.

Severus pogłaskał go, mierzwiąc włosy.

— Przynajmniej masz humor, by żartować. Odpoczywaj, Harry. Należy ci się.

— Przegapiłem mnóstwo zajęć — mruknął, zaczynając znów odpływać. — Hermiona zasypie mnie notatkami.

— Pomożemy ci nadrobić. Nie martw się takimi głupstwami teraz.

— Tom jest wściekły. Albus znowu coś planuje. Jestem taki zmęczony. Nie mam już siły się im przeciwstawiać.

— Śpij, chłopcze — nakłaniał Severus, choć ostatnie słowa mocno go przestraszyły.

Feniks zaczął śpiewać. Oczy Harry'ego wreszcie się zamknęły i zasnął.

Jeszcze dobrze nie zamknęli drzwi do sypialni, a ktoś zapukał do gabinetu.

W progu zastali Lucjusza wraz z Arturem.

— Co się stało? — zdziwił się ich obecnością Snape, wpuszczając do kwater.

— W ministerstwie odezwały się alarmy Hogwartu. Minerwa już wszystko mi wyjaśniła. — Uniósł dłoń, gdy Severus chciał się odezwać. — Przyszliśmy sprawdzić co u Harry'ego.

— Odpoczywa. Jest wyczerpany. — Wskazał gościom fotele.

Draco przywitał się z ojcem.

— Jak klątwa?

— Zdjęta, ale ostatni aspekt był najgorszym przeżyciem dla wszystkich.

Skrzat ustawił na stoliku filiżanki i wszyscy się poczęstowali herbatą.

— Lucjusz wytłumaczył mi działanie klątwy Mobiusa — odezwał się Artur. — Kto był ostatnim aspektem?

Snape spojrzał na Malfoya seniora.

— Nie sądzę, bym mógł ci to zdradzić. Złożyliśmy przysięgę Harry'emu.

— Czy ma to jakiś związek z tym przedmiotem z banku Gringotta? — dopytywał jednak Weasley.

— Dość spory.

— Mam nadzieję, że Harry wie co robi?

— Nikomu nie zagraża. Jest potrzebny tylko Harry'emu do walki z Albusem — odparł Snape.

— A potem? Co z nim zrobi?

Żaden ze dorosłych Ślizgonów nie znał odpowiedzi.

— Na pewno nie zabije — rzucił Draco.

— Draco! — zgromili go jednocześnie Lucjusz i Severus.

Doskonale zdawali sobie sprawę jak okrętną drogą szła ta rozmowa.

— Co?! — oburzył się.

— Nieważne. — Artur uśmiechnął się na ten widok. — Muszę iść. Chciałem jeszcze zobaczyć się z dziećmi. Spotkamy się za pół godziny przy wyjściu, Lucjuszu.

— Dobrze.

Snape odprowadził Weasleya do drzwi.

— Ty także powinieneś iść, Draco. Uspokój Ślizgonów — zwrócił się do młodego Malfoya, czekając przy nadal otwartych drzwiach.

— Chcę zostać... — zaprotestował.

— Idź już! — nakazał ostro. — Harry ma odpoczywać.

Naburmuszony Malfoy wyszedł.

— Co jeszcze cię sprowadza, Lucjuszu? — zapytał, gdy usiadł tuż obok.

— Ataki stały się sprecyzowane. Dotyczą tylko sklepów ze składnikami do eliksirów.

— Warzy Eliksir Życia. Błędy Slughorna kosztują.

— Zabezpieczyliśmy tyle, ile zdołaliśmy, ale to powoduje panikę. Na Nokturnie już dawno nie było tylu kupujących. Tamtych sklepów nie kontrolujemy — westchnął ciężko, odstawiając pustą filiżankę.

— Albus zaatakuje i tam, by zdobyć składniki.

— Robi się naprawdę gorąco. — Lucjusz rozpiął szatę pod szyją, a kącik ust Severusa uniósł się do góry.

— W dwadzieścia minut schłodzimy sytuację.

Rzucił zaklęcie na drzwi sypialni, aby nagłe wejście Pottera im nie przerwało, gdyby jednak się jakimś cudem obudził.

W następnej chwili już klęczał pomiędzy nogami Malfoya, który oblizał usta na ten widok.


OOO


Draco krążył nerwowo przed kominkiem w pokoju wspólnym. Pansy i Zabini siedzieli na kanapie tuż przed nim i obserwowali z lekkim rozbawieniem drepczącego chłopaka. Reszta Ślizgonów była odrobinę wystraszona takim zachowaniem, ale czekała na rozwój wypadków. Wybuchy Malfoya były słynne i nie chciano przegapić jednego z nich.

Na razie nic innego nie robił, tylko chodził.

— W Azylu wszystko w porządku. Potter nie anulował tarczy — poinformował go Blaise, przerywając przedłużające się napięcie.

— Dlaczego miałby chociaż pomyśleć o zdjęciu bariery? — Draco zatrzymał się tuż przed nim w bojowej postawie.

— A skąd mam wiedzieć, co siedzi w tej gryfońskiej łepetynie? W jednej chwili nas atakuje, to w następnej mógł dezaktywować ochronę.

— Harry nie atakował! To klątwa go zmusiła! — krzyknął, ściskając dłonie w pięści, by nie zaatakować adwersarza.

— Był pod wpływem Impreiusa? To dlatego go wypuścili? Nie uciekł sam?

— Harry potrafi zwalczyć Imperiusa. Ta klątwa była dużo gorsza. — Ślizgon usiadł w fotelu. — Nawet nie wiecie, przez co przechodził przez ostatnie dni.

— A dla rozładowania napięcia chciał wkomponować nas w ścianę — burknął Zabini.

Malfoy poderwał się i złapał Blaise'a za przód szaty.

— Nie wiesz, co faktycznie ten drugi Potter mógłby z tobą zrobić, gdyby Harry nad nim nie zapanował. Klątwa wydobyła na wierzch jego najciemniejsze ja. Wyobraź sobie, co by zrobił, gdyby nie udało mu się jej przezwyciężyć. Snape mi opisał, jak marny byłby nasz los.

Blaise odepchnął od siebie Malfoya.

— Wiem, co widziałem, Draco. On nas nienawidzi.

— A tarcza w Azylu? — dopytał ktoś z tyłu.

— Zrobił to tylko, by się popisać — odpowiedział, rzucając przez ramię i nie odrywając wściekłego wzroku od Malfoya.

— Nieprawda! On taki nie jest! — zaperzył się Draco.

Wszyscy skupili się na nim. Doskonale dostrzegał, że niewielu mu wierzy. Jak jeden czyn Harry'ego mógł zniszczyć ich wiarę w jego dobre intencje?

Pansy dostrzegła jego rozterkę i położyła współczująco dłoń na ramieniu.

— Dlaczego oni nie rozumieją, że on nie zmienia się w jednej chwili?

— Bo widzieli, że właśnie potrafi się zmienić.

— Ale to była klątwa. Nawet zabezpieczał wszystkich, by nikomu nie stała się krzywda, gdyby nie udało mu się nad nią zapanować. Zaklęcie utkane w ścianach więzi każdego o morderczych intencjach.

— Chciał nas zabić?! — krzyknął Zabini. — I ty się dziwisz, że...

— Nie chciał nikogo zabić! — odkrzyknął.

— Chciał, skoro jego własne zaklęcie zadziałało! — Nie dał się przekonać Ślizgon.

— Nie chciał! Panował nad wszystkim!

Tylko ręka Pansy powstrzymywała Draco przed rzuceniem się na Blaise'a.

— Jesteś idiotą, Zabini — szepnął.

Kiwnął do dziewczyny, że wszystko w porządku i skierował się do swojego dormitorium. Potrzebował długiej kąpieli i snu.


OOO


Harry budził się niesamowicie powoli. Raz zdawało mu się, że ktoś poi go niesamowicie gorzkim napojem, ale po nim czuł się o wiele lepiej. Potem ktoś cicho do niego mówił, ale nie rozumiał słów.

Gdy wreszcie powieki usłuchały i otworzył oczy, wisiało nad nim dwóch Ślizgonów i pielęgniarka.

— Chyba długo mnie nie było. — Uśmiechnął się słabo i spróbował usiąść.

Draco natychmiast mu pomógł, podkładając poduszki pod plecy. Pielęgniarka wraz z Severusem analizowali zaklęcie diagnostyczne. Feniks tylko patrzył z ramy łóżka.

Harry nawet nie dziwił się, że jest w skrzydle szpitalnym. Dziwne przeczucie kazało mu spojrzeć w głąb sali.

Jedno z łóżek obstawione było z każdej strony parawanami.

— Tom? — szepnął do Draco, a ten potwierdził.

— Jesteś głodny? Spragniony? — dopytywał się.

Potter zerknął na Snape'a i mocno zaniepokojoną Pomfrey.

— Ile spałem?

— Tydzień.

— To wyjaśnia, czemu czuję się taki wypoczęty. — Uśmiechnął się do nich. — Kąpiel i posiłek mile widziany.

— Na pewno nic ci nie jest? — upewniał się Severus. — Wiem, jak bardzo nie lubisz się skarżyć, ale...

— Naprawdę czuję się dobrze. Może trochę ospały, ale kąpiel na pewno temu zaradzi.

Wstał, ignorując pomocną dłoń Draco i skierował się do łazienki.

Kąpiel naprawdę pomogła. Skrzat dostarczył mu ubranie i, gotowy na wszystko, Harry wyszedł z łazienki.

— Co mnie ominęło przez ten tydzień? — zapytał z rozpędu.

Trudno było ignorować zaniepokojone twarze tej trójki.

— Twój atak na Ślizgonów nie został dobrze przyjęty.

Feniks zaczął śpiewać i Harry podszedł do niego, głaszcząc po grzbiecie.

— Myślisz, że to coś pomoże? Spróbować nie zaszkodzi — rzucił do ptaka.

— Co ty znowu planujesz, Harry? — dopytywał się Severus.

— Wykorzystam mos maiorum. Fawkes twierdzi, że to powinno wszystkich przekonać.

— Co dokładnie chcesz zrobić? — Tym razem zaciekawił się Draco.

Feniks zanudził krótko oburzony.

— Nie pamiętam wszystkich zasad przeprosin. Od wieków tego sie nie robi i nikt nic nie zrozumie, gdy Harry rozpocznie ten twój rytuał.

— Draco, obrażasz mojego tutora — zauważył chłodno Potter.

— Tylko wskazuję luki w waszym planie.

Harry spojrzał na feniksa, gwiżdżąc przez chwilę.

— Możesz mówić normalnie — westchnął ciężko Snape.

Chłopak odwrócił głowę i, lekko ją przekrzywiając, lustrował obu Ślizgonów.

— Wybieram Severusa. Jest Opiekunem Domu Slytherina i głową swojego rodu, posłuchają go.

Feniks zgodził się z nim. Mężczyzna westchnął zrezygnowany.

— Ile czasu zostało do posiłku w Wielkiej Sali?

— Dwie godziny do kolacji. Czy mam już zacząć obawiać się tego rytuału? — skierował pytanie do feniksa.

Śpiewna odpowiedź zadowoliła go.

— Harry, ty zjedz, a ja wysłucham poleceń.

— A ja? — wtrącił się Draco, czując się pominiętym w całej tej zawiłej sprawie.

— Chodź, dotrzymasz mi towarzystwa i powiesz, co jeszcze się działo. — Pociągnął go w stronę stolika, przygotowanego przez skrzata.

Pomfrey wycofała się do siebie, kiwając tylko głową.

Snape dokładniej wysłuchał Fawkesa. Rytuał przeprosin nie wydawał się skomplikowany. Odpowiednio zaczarowane wstęgi nie stanowiły problemu. Recytowaniem formuł zajmie się on. Jedynym problemem mogą być sami obrażeni przez Pottera. Obrzęd wymagał jednak, że nie mogą być o niczym wcześniej powiadomieni.

A to Ślizgoni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top