Ryfty umysłu cz. 1
Wieczór zbliżał się powoli.
Nie mając tego dnia już więcej zajęć, protektorzy oraz tiro większość czasu spędzili w Głównej Sali, wracając jedynie na posiłki do swoich pokoi. Zgredek słuchał Harry'ego, jeśli ten chciał herbatę czy inną przekąskę, ale głównego posiłku nie mógł dostarczyć nigdzie indziej niż sypialnia chłopaka. Nie wiedzieć czemu Potter mógł wejść do ich sypialni, ale protektorzy nawet do siebie nawzajem nie, już o pokoju tiro nie wspominając.
― To pewnie to zaklęcie, które w pierwszy dzień rzucił. ― Wzruszył ramionami Neville, gdy chwilę po osiemnastej próbowali wejść.
Pozostało im cierpliwe czekanie aż ten sam wyjdzie, reagując na pukanie.
― Spotkamy się u Severusa! ― usłyszeli przez drzwi.
Obaj chłopcy spojrzeli zdziwieni na siebie, ale posłuchali.
― A gdzie Harry? ― spytał Snape, nie widząc go z nimi.
― Kazał nam iść przodem.
― Ciekawi mnie, jak on chce nas stąd wyciągnąć? Ma już plan, bo określił limit czasu ― zastanawiał się Neville.
― Wykorzysta rytuał przeprosin. Parkinson określiła na dziś spotkanie w ramach kary ― wytłumaczył Severus, obserwując z lekkim uśmiechem Malfoya.
Ten w ogóle nie krył zazdrości.
― Niech go tknie choćby opuszkiem małego palca...
― To nic nie zrobisz, bo cię tam zwyczajnie nie będzie ― rzekł Potter, wkraczając do infirmerii. ― Pójdziesz do ojca i z nim porozmawiasz.
― Nie będziesz mi mówił, co mam robić!
Severus zasłonił twarz dłonią, gdy tylko Draco podniósł wzrok.
― Nie krzycz ― szepnął Harry, a jego oczy zalśniły i Malfoy upadł na kolana, zapatrzony w nie jak zahipnotyzowany i z całą pewnością tak było.
W dłoni Pottera pojawił się sztylet przyzwany z biurka.
― Nadal lekcja nie dotarła? ― spytał lodowatym głosem Potter, powstrzymując samym wzrokiem mężczyznę przed reagowaniem. ― Ile jeszcze razy trzeba ci mówić, żebyś w mojej obecności nie krzyczał? Może zrobimy sobie tabelę? Będę na niej zaznaczał ile razy byłeś nieposłuszny.
Uniósł rękę Draco do góry, odsłaniając jego przedramię. Już zbliżał ostrze do jasnej skóry Ślizgona, który nie mógł nawet mrugnąć, gdy Neville położył rękę na nadgarstku Pottera.
― Harry? ― odezwał się cicho, odwracając jego uwagę. ― Czy naprawdę tego chcesz?
Zmarszczka na czole pojawiła się jedynie na mgnienie tak krótkie, że dostrzegalne tylko dla Longbottoma.
― Taa... ― Chciał odpowiedzieć, ale głos go zawiódł i chrząknął, puszczając jednocześnie Ślizgona.
Przez chwilę spoglądał to na niego, to na Longbottoma, a na koniec na sztylet. Odetchnął głęboko i odłożył go z powrotem na biurko.
― Mamy dwie godziny, nim zaklęcie starca nakaże mi tu wrócić ― rzekł ostentacyjnie, przeczesując włosy. ― Możecie przez ten czas iść gdziekolwiek, ale potem wezwanie przyśle was do mnie. Przypuszczam, że pod bramę Durmstrangu, jak za pierwszym razem.
Jakby nic się nie stało. Nie zwracał uwagi na zaniepokojone spojrzenia Ślizgonów i ich pytające spojrzenia na Neville'a.
― Czy mam coś przekazać Lucjuszowi lub aurorom? ― zapytał Snape, gdy Harry skończył mówić.
― Lepiej, aby ode mnie nie przyjmowali żadnych... poleceń ― zająknął się, potrząsając głową. ― Podejdźcie bliżej ― nakazał ostro, zmieniając się znów diametralnie. Wyciągnął rękę przed siebie. ― Złapcie się ― polecił.
― Jeden za wszystkich. Wszyscy za jednego ― szepnął sarkastycznie Severus, gdy całą trójką ujęli rękę Pottera, a następnie zniknęli, by pojawić się w holu Hogwartu.
― Idźcie ― rzucił jedynie Potter i ruszył w stronę lochów.
Obaj Ślizgoni natychmiast odwrócili się w stronę Longbottoma.
― Jak go powstrzymałeś? ―zapytali jednocześnie.
― Potem. Muszę porozmawiać z babcią.
Biegiem ruszył w górę schodów, przypuszczalnie do gabinetu dyrektorki.
― Pójdę za nim. Ty skorzystaj z mojego gabinetu ― powiedział i szybko ruszył za Gryfonem.
Każda minuta była cenna, a McGonagall pewnie zada mnóstwo pytań.
OOO
= Godzina 19:01 ― Neville =
― Dobry wieczór, pani dyrektor ― przywitał się Neville, gdy tylko chimera przepuściła go na ruchome schody i szybko wpadł do gabinetu. ― Muszę szybko iść do babci. Profesor Snape zaraz powinien tu przyjść i wszystko wytłumaczy.
Kobieta wskazała kominek i podała proszek do sieci fiuu.
― Cieszę się, że nic panu nie jest.
Longbottom kiwnął tylko głową i już rzucał proszek w ogień, wołając adres. Zaraz potem znalazł się w salonie domu jego i babci.
― Babciu? To ja, Neville! ― Zaczął jej szukać.
Starsza kobieta zagarnęła go zachłannie, gdy tylko pojawił się w progu kuchni.
― Nic mi nie jest. ― Odsunął się od niej na długość ramion. ― Potrzebuję kilku odpowiedzi na pewne pytania i wiem, że będziesz potrafiła mi pomóc.
― To może lepiej zrobię nam herbatę, bo coś mi się zdaje, że to będzie bardzo poważna rozmowa.
Neville westchnął, ale kiwnął głową na zgodę. Pewnych rzeczy lepiej nie zmieniać.
― Ale bez ciastek. Aż tyle czasu nie mam.
Kilka minut później starsza pani usiadła w fotelu z filiżanką napoju i spojrzała na swojego wnuka, który krążył odrobinę niespokojnie po salonie. Przystanął przy stole, gdzie czekała na niego herbata i napił się powoli kilka łyków. Delikatnie odstawił filiżankę na spodeczek.
― Potrzebuję naszego kręgu umysłu, by pomóc Harry'emu rozszczepić jego osobowość w pełni kontroli, aby mógł ją następnie przyswoić bez szkody dla niego.
Kobieta milczała naprawdę bardzo długo. Chłopiec nie ponaglał jej, wiedząc, że to nie przyniesie najmniejszego skutku. Gdy babcia będzie gotowa udzielić odpowiedzi, to mu ją da.
― Rozszczepione osobowości walczą o dominację nad tą drugą. Nigdy nie uznają siebie jako tej nieoryginalnej ― zaczęła. ― Czy będziesz w stanie utrzymać je w kręgu, dopóki nie dojdą do porozumienia?
― Jestem protektorem.
― I moim jedynym wnukiem. Wiem, jak działa nasz krąg. Nie jesteś jeszcze gotowy pomóc swoim rodzicom, a chcesz pomóc chłopcu, którym steruje Dumbledore.
― Albus nim nie steruje. Nie ma nad nim żadnej władzy.
― Jeszcze. To jedynie kwestia czasu. ― Obserwowała zachowanie wnuka, szukając czegoś tylko sobie wiadomego.
― Nie sądzę ― odparł pewnie.
― Osobowości muszą się zaakceptować, inaczej ich walka może nigdy nie mieć końca i utkniesz w pętli własnego kręgu. Będziesz musiał je obie skonfrontować w tej traumatycznej sytuacji. Co zrobisz, gdy ta gorsza pochłonie tę lepszą na zawsze? Bez najmniejszej możliwości odwrócenia tego. Normalny Harry zniknie bezpowrotnie, pokonany i zniszczony do ostatniego przebłysku jaźni.
― Harry jest silny. Nadal walczy. Chcę mu pomóc. Wyciągnąć pomocną dłoń, bo widzę jak utknął we własnej ciemności.
― A jeśli ten mrok pochłonie i ciebie?
― I tak pragnę podjąć to ryzyko. ― Uklęknął przed nią na kolano i położył dłoń na sercu. ― Proszę cię o przekazanie mi mego kręgu rodowego. Jestem świadom ważności tego rytuału i nigdy nie splamię go zdradą.
Kobieta sapnęła, gdy wokół wnuka pojawił się jego krąg, lecz z brakującym elementem rodowym. Nawet jeśli był głową rodu, to ona, jako najstarsza żyjąca miała prawo do korzystania z tego właśnie ryftu. Rytuał nie odbierał jej władzy w tworzeniu go, ale jakby przekazywał kopię i Neville stawał się jego nowym właścicielem.
Nigdy nie potrafiła odmówić wnukowi, gdy do czegoś dążył z taką pasją i oddaniem. Uniosła dłoń i aktywowała ryft nad sekwencją Neville'a, delikatnie wprowadzając walidację przy unifikacji sieci. Po chwili identyczne unosiły się pomiędzy nią a wnukiem.
― Pamiętaj, że środkowe sekwencje odpowiedzialne są za hipnozę. Korzystaj z nich szczególnie ostrożnie. Efektem ubocznym może być amnezja.
― Rozumiem. Będę bardzo uważał ― obiecał i powstał.
― A teraz powiedz mi, co się działo. Nikt nie potrafił powiedzieć mi nic ważnego.
Chłopak odetchnął i usiadł obok babci, w miarę szybko i spójnie opowiadając, co się działo podczas kilku ostatnich dni.
OOO
= Godzina 19:03 ― Severus =
― Zapraszam, Severusie. Pan Longbottom uprzedził, że przyjdziesz. Właśnie przefiukał się do swojej babci. ― Dyrektorka wskazała mu fotel.
― Nie wydajesz się w ogóle zaskoczona naszą obecnością. ― Przyjął zaproszenie.
― Byłam przy rytuale, gdybyś zapomniał. Panna Parkinson rano poinformowała mnie o dacie spotkania, bym się nie zdziwiła. Domyślam się, że pan Malfoy także korzysta z okazji?
― Pozwoliłem mu skorzystać z mojego gabinetu. I jeśli nie sprawi to zbytniego problemu, to chciałbym się tam udać. Lucjusz będzie także potrzebował najświeższych informacji.
― Ty pewnie także, Severusie. Raczej tam nie odpoczywasz.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
― Gdyby nie nakaz, to byłoby całkiem przyjemnie ― skwitował. ― Obecny dyrektor stwierdził, że jestem idealny do pracy w skrzydle szpitalnym. W ciągu dwóch ostatnich dni przyjąłem aż dwóch uczniów, z czego jednym był Harry. Nie ma wspólnych posiłków, zebrań, herbatek. Cisza i spokój. Pełna dyscyplina na korytarzach.
― Severusie, to brzmi jak więzienie.
― A dla mnie jak urlop ― westchnął. ― Tylko zachowanie Pottera wszystko komplikuje. Jeszcze kilka minut temu chciał pociąć Draco, bo ten krzyknął.
― Jak bardzo źle to wygląda?
Severus zamiast odpowiedzieć, spojrzał na zegar.
― Chodźmy już. Draco przywitał się już z ojcem i ten na pewno chce wiedzieć to samo.
Dyrektorka sprawdziła czy kominek jest sprawny, by nie zakłócić spotkania ojca z synem i przeszła do gabinetu Severusa. Zaraz za nią przybył i on sam.
Lucjusz siedział na kanapie, tuż przy synu.
― Dziś wszyscy chcą mnie pokaleczyć czy co? ― burczał młody Malfoy, poprawiając wymiętą szatę, wyraźny znak uczuć ojca.
― Jeżeli ci to nie przeszkodzi, Severusie, to połączę kominek, aby pan Longbottom dotarł tu do nas.
= Godzina 19:05 ― Draco =
Młody Malfoy jęknął, tracąc oddech w uścisku ojca. Nawet nie skomentował, gdy rzucił na niego zaklęcie diagnostyczne.
― Nic mi nie jest.
― Widzę. Widzę.
― Skoro tak się martwiłeś, to dlaczego nie przybyłeś do Durmstrangu?
― Wierzę w Harry'ego. Przy nim nic ci nie grozi.
― Ale wiesz, że jego aspekty...?
― Nigdy cię nie skrzywdzi. Wiem to ― zapewniał.
― Niecały kwadrans temu chciał wyciąć mi skórę na ramieniu ― zauważył chłodno.
― Ale nie zrobił tego.
― Bo Neville go jakoś zatrzymał.
W tej chwili McGonagall wyszła z kominka wraz z Severusem, a następnie poprosiła o zgodę rozszerzenia sieci fiuu dla Neville'a.
― Mówcie ― ponaglił Lucjusz, krótko witając się z partnerem. ― Co się działo odkąd Albus pojawił się w Hogwarcie?
Opowiedzenie zdarzeń z ostatnich dni zajęło Draco i Severusowi ponad godzinę. Większość mówił Draco, bo Snape nie mógł ruszyć się z infirmerii i niewiele wiedział.
Wtedy też dołączył do nich Longbottom. Nie okazał zdziwienia, gdy wyszedł w gabinecie Snape'a. Przywitał się z Lucjuszem.
― Na czym skończyliście?
― Zastanawiamy się, po co naprawdę Albusowi zmieniony Potter.
― Dla pewnego rodzaju mocy. ― Gdy wszyscy patrzyli na niego zszokowani, ciągnął dalej. ― Harry odkrył to wczoraj. Gdy spałeś ― rzucił w stronę Draco. ― Znak, który zostawił Gellert w holu, był jedynie częścią większej sekwencji sieci. Harry ją uaktywnił.
― Czyli Albus chce mocy tego zaklęcia?
― Nie. Ale blisko. Tego, co on z sobą niesie. Tak powiedział Harry.
― Nie rozumiem ― powiedziała Minerwa, spoglądając na protektorów.
― Cokolwiek to jest, nie podoba się nawet temu Harry'emu. Rozumie, co pociągnie za sobą, gdyby wpadła w ręce przeciwnika. Ma to coś wspólnego z tym, co ostatecznie zdecyduje Harry. To specyficzny czynnik, który musi zostać spełniony i Albus czeka jedynie na to.
― Czyli musimy czekać ― stwierdził Lucjusz .
― Nie. Możemy zacząć działać w dowolnym momencie. Mam plan.
Snape uniósł brew, a potem wstał, ciężko wzdychając.
― Jakiż to wielki plan ma Gryfon.
Neville rzucił mu nieodgadnione spojrzenie.
― W tej chwili raczej nie jest odpowiedni moment, by mnie pan obrażał, profesorze. Zwłaszcza, że przypuszczalnie jestem jedyną osobą, na którą nie ma wpływu czar posłuszeństwa Harry'ego.
― To dlatego zdołałeś go powstrzymać! ?
― Nie. Zdołałem się jedynie poruszyć. Reszta to już zaklęcie.
Draco także powstał.
― Jakie? Możesz mnie nauczyć?
― Niestety nie. To część mojego dziedzictwa rodowego.
― Zahipnotyzowałeś go ― stwierdził Snape. ― Dlatego był jakby odurzony. Potrząsał głową, chrząkał, by odzyskać głos. Czy to ma coś wspólnego z pańskim planem?
― Bardzo dużo. Ale będzie mogli skorzystać z niego dopiero w Durmstrangu. Muszę się przygotować. I... ― umilkł na moment.
― „I"co? ― dopytywał się niecierpliwie młody Malfoy.
― I jest opcja, że jeśli się nie uda, ten Harry pozostanie już na zawsze. Bez najmniejszej nadziei na walkę.
― Co dokładnie chce pan zrobić? ― odezwał się w końcu minister.
― Skonfrontować obie osobowości Harry'ego.
― Mam nadzieję, że będziesz w stanie nas utrzymać, bo nie pozwolimy pokonać się tak łatwo. ― Ostry ton wstrząsnął wszystkimi, gdy Harry zrzucił z ramion pelerynę niewidkę, ujawniając się zgromadzonym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top