Mos maiorum cz. 1
Atrium wrzało.
Echa rozmów wznosiły się i opadały wśród murów ministerstwa. Aurorzy stali pod ścianami, ale było ich jedynie kilku i bardziej reprezentowali swoje rody niż faktycznie prawo.
Harry stał, przyglądając się wszystkim z osobliwym spokojem, jakby to działo się gdzieś daleko, nie dotycząc go wcale, a nie tuż przed nim.
― Potter? ― Lekko trącił go Severus, zwracając na siebie uwagę. ― Czekamy na coś?
― Zaraz pan zobaczy. Fawkes ― szepnął imię feniksa, występując przed Severusa i pozostałych z grupy.
Ptak uniósł w tej chwili skrzydła i zaczął śpiewać. Spowodował tym, że wszelkie rozmowy milkły i kierowano na niego całkowicie uwagę. Gdy już wszyscy uważnie go obserwowali, wzbił się pod pułap, zataczając kilka kręgów i omotując wszystko świetlistym blaskiem.
Harry uniósł ramię i feniks wylądował, pocierając dziobem o jego policzek i kończąc śpiew.
― Śliczna pieśń ― pochwalił go cicho.
Wszystkie oczy spoczęły na chłopaku, który wyprostował się i rzekł głośno:
― Ja, Harry James Potter, głowa rodu Potterów, prawem magii, zgłaszam votum nieufności wobec Albusa Percivala Wulfryka Briana Dumbledore'a!
Miał nadzieję, że zrobił to poprawnie. Feniks zdążył wyłącznie na szybko wytłumaczyć, jak to kiedyś wyglądało.
― Jakie masz dowody?! ― zapytał ktoś z tłumu, przerywając ciszę zaskoczenia.
― Zostałem wybrany przez Fawkesa. ― Szmer zaczął narastać, ale Harry nie skończył. ― Wiem także, że w obecnym momencie Albus pomaga Voldemortowi. Mam podejrzenia, że dokładnie teraz przebywa u jego boku, pomagając dojść do siebie po ataku.
― Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymieciać jest ranny? Kto tego dokonał?
― To chwilowo nieistotne. Należy odebrać natychmiast wszelkie magiczne przywileje Dumbledore'owi i aresztować w jak najszybszym czasie ― wtrącił się Lucjusz, gdy tłum zaczął napierać w ich stronę.
Harry uniósł wyżej ramię, krótko gwiżdżąc i feniks zaśpiewał ostro. Gorący podmuch magii spowodował, że najbliżej stojący cofnęli się. Chłopak znów skupił na sobie spojrzenia, co wykorzystał.
― Czy w imieniu głów rodów tu zebranych mogę złożyć jeszcze jedno żądanie do natychmiastowego rozpatrzenia?
Severus i Lucjusz jednocześnie odwrócili się zszokowani. Potter nie powinien posiadać wiedzy o tej starej, czarodziejskiej zasadzie prawnej. Nawet w starych rodach kształcono o tym jedynie pełnoletnich już czarodziei.
Artur jako pierwszy uniósł różdżkę i zapalił na jej końcu zielone światełko, które oderwało się od niej i poszybowało pod sufit, migocząc. Całe atrium rozbłysło kilkudziesięcioma podobnymi. Severus i Lucjusz także trzymali różdżkę wysoko.
Potter spojrzał na zielone oświetlenie i uśmiechnął się pobłażliwie, jakby nie oczekiwał niczego innego.
― Żądam nowego ministra magii! Moim kandydatem na to stanowisko jest Lucjusz Malfoy, a na zastępcę Artur Weasley.
Zebrani ludzie zafalowali, ale jednocześnie nie podniósł się żaden hałas. Wszyscy poruszyli się, aby przedyskutować to w małych grupkach.
Potter podszedł do Snape'a i zapytał:
― Czemu nie idziemy teraz do audytorium?
― Bo właśnie pojechałeś po bandzie ― zacytował jego nie tak dawne słowa. ― Konfederacja Czarodziejów nie może głosować, jeśli zgłoszono votum na jednego z przedstawicieli. Nowego wybierają wraz z ministrem, a tego też bezwarunkowo usunąłeś za zgodą większości zebranych tu głów rodów. Skąd wiedziałeś o tym prawie? Od setek lat nikt nie odważył się go użyć, bo rody są zbyt skłócone.
Harry uniósł zdziwiony brwi.
― Powiedzieliście, że zgłaszamy votum. Fawkes powiedział mi, jak to kiedyś wyglądało. Gdy zobaczyłem tych wszystkich patriarchów, to zdecydowałem, że spróbuję. Każdy z zebranych raczej ma już dosyć bezczynnego czekania aż śmierciożercy zabiją im rodziny. Pragną działania. Chcę im to umożliwić.
― Zaczynasz mnie przerażać, Potter.
― To dlatego Lucjusz tak dziwnie na mnie patrzy?
― On po prostu jest w szoku. Stawialiśmy, że któregoś dnia wybrany zostanie raczej Weasley, bo wszyscy wiedzą, że jesteś w komitywie z jego rodziną, a akurat tobie nie będą chcieli podpadać.
― Tak, wiem. Blizna i te sprawy ― mruknął, a potem rzucił okiem na Artura, ale ten tylko mu pomachał, uśmiechając się i wrócił do rozmów. ― Nie nadaje się ― rzekł poważnie. ― Tam potrzebna jest siła przebicia. Artur będzie łagodnością i rozsądkiem przy ostrości Lucjusza. Zrównoważą się. Co teraz się stanie? ― zapytał na koniec.
― Teraz czekamy. Widzisz światła pod sufitem?
Zielone płomyki szybowały teraz wokół trzech przezroczystych baniek.
― Tak. Nie. Wstrzymany ― domyślił się chłopak.
― Dokładnie ― potwierdził te przypuszczenia. ― Za godzinę każdy odda głos. I nawet Knot już nic tu nie zdziała ― dodał, widząc zmierzającego w ich stronę ministra.
― Co tu się dzieje, panie Snape? ― Zignorował całkowicie Pottera.
― Wybory.
― Jakim prawem...? ― zaczął, ale Fawkes właśnie wyskrzeczał mu coś prosto w twarz i cofnął się przerażony. ― To feniks Albusa. Gdzie on jest? ― Zaczął się rozglądać. ― Muszę z nim porozmawiać.
― To mój feniks. Fawkes zdecydował się opuścić śmierciożercę ― rzekł spokojnie Harry, obserwując z pewną dozą fascynacji jak krew odpływa z twarzy Knota.
Niespodziewanie pojawił się obok Artur i objął ramieniem pobladłego mężczyznę.
― Idź zacznij się pakować. Resztę zarzutów otrzymasz rano.
― Zarzutów? ― wyszeptał przerażony.
Weasley pomachał do kogoś i trzech aurorów zabrało Knota z widoku.
Dwóch dorosłych Ślizgonów także zostało odciągniętych od Harry'ego, ale ich miejsce zajął Draco i Ron w towarzystwie bliźniaków.
― To było genialne, Harry. ― Poklepał go po plecach Ron. ― A co...? No wiesz... ― dopytywał, sugestywnie patrząc na swoje ramię.
― Zobaczymy. Ufam im, a skoro ja potrafię, to może inni zrozumieją, że każdy czasem się myli i może potem starać się naprawić błędy. Myślę, że niektórzy już do tego doszli, widząc wśród ofiar także i śmierciożerców.
― Dobrze wyglądasz, Harry ― wtrącił się Fred. ― Opieka Węży ci służy. Szkoda, że Snape zablokował nam powrót. Nie mogliśmy wpaść cię odwiedzić.
― Może i dobrze. Było parę nieciekawych chwil, z którymi wolałbym się z nikim nie dzielić ― mruknął cicho.
― Panie Potter, mogę zadać pytanie? ― Wtrącił się wiekowy czarodziej.
Na szarej szacie widniały skrzyżowane różdżki na tle czerwonego emblematu.
Fawkes cicho zanucił do ucha Harry'ego.
― Słucham, panie Fawley. Chociaż poprawnie powinno być lordzie, czyż nie?
Starzec drgnął.
― W obecnych czasach słowo „lord" jest niestosowne, nawet jeśli zasłużone. Nie wiedziałem, że jestem tak znany, aby rozpoznawał mnie szesnastoletni uczeń Hogwartu i to wychowywany poza czarodziejskim światem.
Harry pogłaskał feniksa, mówiąc:
― Fawkes jest bardzo rozmowny i mądry. ― Ptak dziobnął go w ucho. ― Przecież nie kłamię. O co chciał pan zapytać? ― zwrócił się na powrót do czarodzieja.
― Dlaczego akurat Malfoy?
Kątem oka Potter dostrzegł, jak Fred kładzie dłoń na ramieniu Draco, chociaż ten nawet się nie poruszył przy niemej zniewadze mężczyzny.
― Czy uważa pan, że mój wybór jest zły? ― odparł pytaniem, zerkając pytająco na feniksa. ― Chętnie wysłucham pańskich propozycji.
― Raczej chodzi mi o przeszłe uczynki niż zdolności przywódcze, tych jestem świadom.
― Czy zrobił pan kiedyś coś złego, panie Fawley? ― kontynuował pytania Harry, słuchając jednocześnie cichego śpiewu feniksa. ― Podburzenie kilku rodów do pewnego głosowania uznałbym za złe. Przyniosło jednak wiele dobrego i zostało to wybaczone. Czy ktoś inny nie zasługuje na to samo?
Harry zaczął przypuszczać, skąd dyrektor tyle wiedział.
Gdy feniks umilkł, Harry dodał:
― Nie żądam niczego niesamowitego. Proszę o danie mu szansy. Rozliczenie z błędów powinno odbyć się podczas pokoju, gdy wszelkie negatywne emocje już opadną.
To przypuszczalnie wystarczyło starszemu czarodziejowi, bo skłonił tylko głowę i oddalił się do jednej z grup.
Po godzinie żądanie Pottera zostało przyjęte jednogłośnie i nowy minister wraz z zastępcą zaprosili wszystkich do audytorium Wizengamotu. Teraz gwar był dużo większy, ale były to tylko rozmowy. Nie słychać w nich było żadnego niepokoju, jedynie czystą nadzieję.
Harry zatrzymał się w przejściu. Z nikłym uśmiechem słuchał świergoczącego feniksa, gdy mijały go głowy rodów. Nikt nie wskazał go palcem, ale z całą pewnością był na ustach wszystkich.
Lucjusz zajął należne mu miejsce i rozmawiał z Arturem oraz jeszcze jednym mężczyzną, dopóki wszyscy nie zajęli miejsc i zapadła cisza. Ich dyskusja była wyraźnie ożywiona.
― Panie Potter? ― odezwał się nagle trzeci z mężczyzn na podium, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
― Tak?
― Czy może pan wystąpić? Mam kilka pytań.
― Oczywiście ― zgodził się natychmiast chłopak, wchodząc do środka audytorium, pośrodku którego stało znane mu krzesło.
Uniósł rękę, by feniks mógł przesiąść się na wygodniejszą grzędę, ale ten odmówił, przesuwając się tylko na jego ramię. Mając wolne ręce, zaplótł je za plecami i czekał.
Mężczyzna jeszcze raz spojrzał na Lucjusza, ale i on, i Artur pozwolili mu pytać.
― Panie Potter, czy feniks z własnej woli odszedł od Albusa Dumbledore'a?
― Tak.
― Czy zrobił to tuż przez zakończeniem się jego cyklu?
― Tak.
― Czy odrodził się w pańskiej obecności?
― Tak.
Czarodziej wyraźnie bał się zadać kolejnego pytania.
― Proszę pytać, panie Grey, nie mam nic do ukrycia ― ponaglił go delikatnie Gryfon.
― Czy feniks wybrał cię, by zostać twoim tutorem?
― Tak ― po raz kolejny potwierdził Harry.
Gwar nagle wzrósł, choć podczas pytań był ledwo słyszalny.
― Czy ktoś uczył cię mos maiorum?
― Fawkes zaczął mnie kształcić, odkąd odżył.
― Rozmawiasz z nim? Rozumiesz jego śpiew? ― sprecyzował.
― Tak ― potwierdził ponownie. ― Czy to źle? Wiem, że wężomowa nie jest mile widziana, ale nigdy dotąd nie słyszałem tego w stosunku do feniksów.
― Wiesz, że nawet Dumbledore nie otrzymał od feniksa wyboru, że ten zostanie jego tutorem?
Harry spojrzał na Fawkesa i ten śpiewnie mu potwierdził.
― Nie pomówiłeś z nim o tym? Ooo... ― westchnął na koniec, pojmując niezwykłość zjawiska. ― Nie byłem tego świadom, przepraszam.
― Nie masz za co, chłopcze. To nie zdarzyło się od ponad dwóch wieków ― uspokoił go czarodziej, a następnie zwrócił się do zebranych: ― Proszę państwa, wybór feniksa daje jasną odpowiedź. Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore nie może zasiadać w Wizengamocie, skoro zawarł porozumienie z Sami-Wiecie-Kim.
― Voldemortem ― wtrącił się nagle Harry. ― Albo Tomem Riddlem. Przestańcie zło nazywać innym imieniem. Poza tym zabawnie będzie wiedzieć jak go to wkurzy.
Słaby chichot rozszedł się po audytorium, gdy Harry wracał na wcześniejsze miejsce.
Reszcie obrad Harry nie poświęcił zbyt wiele uwagi. Dyskusje z rozgadanym ptakiem były dużo bardziej interesujące i pouczające. Nie przeszkadzał mu nawet pouczający ton. Feniks tłumaczył mu wszystko, co chciał.
O prawach mor maiorum, czyli Dawnym Zwyczaju dopiero się rozkręcał, jak zauważył wesoło Harry. Ale teraz zachowania wielu uczniów nareszcie zaczynały być jasne. Choćby zachowanie Draco. Ta jego wyniosłość. To nie tylko charakter, ale także głęboko zakorzenione wychowanie w czystym rodzie.
O tutora musiał pytać, ale i to feniks szybko i dokładnie wytłumaczył. Fawkes w magiczny sposób stał się opiekunem Gryfona. Nawet Hedwiga była dla niego tutorem, choć na innym szczeblu. Każde magiczne zwierzę samo wybiera sobie czarodzieja, nigdy odwrotnie. Nieważne, jak pragnąłbyś jakiegoś, jeśli ono cię nie wybierze, żadna magia nie utrzyma go przy tobie.
― Musimy wracać. ― Podszedł do niego Severus.
Pozostali nie odważyli się przeszkodzi w ożywionej dyskusji z feniksem, choć więcej śpiewał ptak niż mówił Harry.
― W porządku. Do zobaczenia ― rzucił do Weasleyów Harry i stanął obok Draco czekając, dokąd zabierze ich Snape. ― Lucjusz i Artur muszą zostać, prawda?
― Tak ― odparł Severus, zerkając na Fawkesa. ― On naprawdę z tobą rozmawia?
― Nie milknie prawie wcale ― zachichotał jak podlotek, gdy ptak dziobnął go w ucho.
― Gdybym nie wiedział, że nic nie brałeś, to z całą pewnością stwierdziłbym, iż nie myślisz jasno.
― To wkrótce minie. Połączenie z tutorem musi się ustabilizować.
Wesoły Potter po tylu dniach obserwowania go jak cierpi w ciszy, jakoś tym razem nie przeszkadzał aż tak bardzo.
Snape tylko westchnął i wyciągnął świstoklik
OOO
Gdy tylko wrócili, Severus opadł na kanapę i zażądał kieliszka Ognistej. Harry poprosił o herbatę i coś słodkiego, zajmując fotel przy oknie.
Jedynie Draco nie potrafił się uspokoić i przechadzał się nerwowo po pokoju.
Feniks przeniósł się na oparcie fotela, gdy Harry jadł.
― Co to, do cholery, było, Potter?! ― nie wytrzymał nagle Draco.
Snape spojrzał na niego, unosząc brwi i zaraz potem marszcząc czoło.
Gryfon zamachał w jego stronę łyżeczką, ale miał pełne usta i nie mógł mówić, póki nie przełknął.
― Co wiesz o mos maiorum, Draco?
― Tylko kilka podstawowych praw magii. Kurwa, Potter, masz tutora! Większy zaszczyt już nie mógł cię kopnąć w ten gryfoński tyłek. Ale nie, ciebie wybrał feniks.
― Nie bądź zazdrosny ― wtrącił się Severus.
― A właśnie, że będę. Potter jest chowańcem feniksa! I szlag mnie trafia. Przecież wiesz, co to oznacza. Nawet sam Merlin miał za tutora jedynie smoka.
Harry zaśmiał się szczerze, nakłaniając feniksa do przesiadki na rękę, wstając i podchodząc do podenerwowanego Draco. Zatrzymał go w miejscu, kładąc mu dłoń na piersi.
― W takim razie wybieram cię na mojego protektora.
Nagłe zaklęcie, wystrzeliwujące z dłoni Harry'ego, odtrąciło Malfoya o krok. Zachwiał się i upadł na kolano, asekurując się ręką o podłogę.
Severus wstał albo raczej zerwał się na równe nogi. Czuł siłę czaru i był w szoku. Jego potęga nie pasowała do Pottera, szesnastolatka, który nie powinien operować z taką łatwością tak zaawansowanym zaklęciem.
A jednak przed sobą miał czarodzieja z tutorem na ramieniu, który właśnie mianował pierwszego od kilkuset lat protektora.
Malfoy szybko się opanował i wstał. Fawkes zaśpiewał coś ostro.
― Zdecydowałem ― odparł tak samo ostro chłopak.
― On ma rację. Powinieneś najpierw mnie zapytać! ― warknął ze złością w głosie Draco, a potem zbladł. ― Czy właśnie zrozumiałem feniksa?
― Harry, możesz na krótki moment się uspokoić? ― zapytał spokojnie Severus. ― Rozumiem, że chcesz coś szybko osiągnął, ale nie tędy droga.
Fawkes śpiewnie zgodził się z nim, co można było zrozumieć nawet bez połączenia z tutorem. Ptak wrócił na oparcie fotela, układając zaraz potem pióra i jakby przestając interesować się otoczeniem.
Harry odetchnął głęboko.
― Przepraszam. Po prostu pomyślałem, że Draco nie poczuje się pominięty, jeśli będzie mógł uczyć się ze mną od tutora.
― Fawkes będzie także mnie uczył? ― zszokował się tym Ślizgon.
― Skoro teraz już go słyszysz, to przypuszczalnie nie będzie to trudne.
― Czym jest protektor? ― dopytał Snape. ― Nigdy o tym nie czytałem, ani nie słyszałem.
― Tym, czym rycerze dla króla. Towarzyszami broni.
― Nie przeginasz czasem, Potter? Mam być twoim rycerzem? ― To porównanie nieszczególnie przypadło do gustu młodemu arystokracie.
― A nie chcesz? ― zapytał po prostu Harry, patrząc mu prosto w oczy.
Malfoy otworzył usta, potem zamknął, otworzył i ponownie zamknął, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu odetchnął, rozluźniając się.
― Nawet nie wiem, co należy do obowiązków protektora.
― Fawkes ci wytłumaczy, jeśli poprosisz.
Ptak bezceremonialnie odwrócił się do nich tyłem.
― Pozwoliłeś mi wybrać ― zauważył Harry, zwracając się do tutora. ― I wiem, że chciałeś Severusa, ale wolę kogoś w moim wieku. Przykro mi, profesorze ― dodał, uśmiechając się do mężczyzny przepraszająco.
― Rozumiem, Harry. I raczej jestem zadowolony, że mimo wszystko nie otrzymałem tego zaszczytu.
― Mogę mieć kilku protektorów.
Feniks zaskrzeczał donośnie i nie przerwał przez kilka długich i bolesnych dla uszu minut.
― Skończyłeś? ― spytał wcale nie poruszony tym Harry.
Ptak umilkł, otrzepując się oburzony. Draco przysiadł się na kanapę, obok Severusa.
― Niezła litania.
― Jestem zaszczycony, że wybrałeś właśnie mnie ― zaczął Harry. ― Powiem jednak bez ogródek, że nie pozwolę sobą znowu manipulować, jak robił to dyrektor. Szanuję cię, Fawkes, ale też oczekuję szacunku do moich decyzji. One są moje i to ja, i tylko ja poniosę konsekwencje tych decyzji. Chyba, że wolisz mieć niewolnika, to droga wolna. Leć wybrać sobie nowego. ― Feniks rozłożył skrzydła i zaraz je złożył. ― Czyżby coś się powstrzymywało?
W oczach Pottera wyraźny był znak triumfu.
Severus zadrżał. Co byłoby, gdyby Potter był Ślizgonem i od pierwszej klasy rozwijał dotąd ukryte zdolności manipulacji? Bo to, że właśnie zmanipulował feniksa było jasne jak słońce.
― Sam nałożyłeś sobie kajdany, Fawkes. Nie jestem jednak kimś, kto by to wykorzystał ― kontynuował Harry. ― Cenię sobie twoje nauki i pomoc, ale pragnę mieć możliwość normalnego życia. Wysłucham twoich rad i uwag, ale to ja żyję swoim życiem, a nie ty moim.
Harrym nagle szarpnęło, jakby został uderzony czymś niewidzialnym.
― Zdałeś pierwszy test ― powtórzy po feniksie Draco, pomagając podnieść się Harry'emu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top