Kalkulacja sieci cz. 2
― Wszyscy chcą ― rzucił, opierając się o stół dłońmi, bez zamiaru siadania.
Przyklęknął jedynie na kolano na ławie. Cierpliwie czekał, aż ten skończy krótką dyskusję z tutorem. Ignorował także pytające spojrzenia, którymi bombardowali go Gryfoni.
― Tylko szósto- i siódmoroczni ― postawił twardo warunek Potter.
Malfoy kiwnął głową, że zrozumiał i wrócił do swojego stołu.
― Co się dzieje, Harry? ― nie wytrzymała Hermiona.
― Będę ze Ślizgonami wzmacniał bariery Założycieli ― odpowiedział zgodnie z prawdą.
― Czemu z nimi? McGonagall wie? Co, jeśli uszkodzisz...?
― Przed chwilą odbyłem taką samą rozmowę z dyrektorką. Nie mam zamiaru się powtarzać. Wszystko już ustalone. Możecie zostać, ale tylko patrzcie ― dodał chłodno.
Każdy widział, że Złota Trójca rozpada się. To już nie były czasy, kiedy wymykali się wspólnie nocą. Potter nie stanowił już części tej grupy, oddalając się od niej z każdą mijającą godziną.
― Czy my też możemy zostać? Chcemy pomóc! ― zawołał Seamus, przysłuchując się z boku.
― Nie. Potrzebuję tylko Ślizgonów.
― Dlaczego? Co jest takiego w Wężach niezwykłego? ― Neville powstał z miejsca. ― Od początku roku zadajesz się tylko z nimi. Protektorów także wybrałeś wśród nich.
Potter powoli odwrócił w jego stronę twarz mrużąc oczy i zastanawiając się wyraźnie nad czymś,
― Neville'u Longbottom, czy chcesz zostać moim protektorem? ― spytał Harry, także wstając.
Feniks przekrzywił głowę, obserwując obu czarodziei. Pytanie zaskoczyło Neville'a. Zaczął się rozglądać, szukając odpowiedzi w twarzach przyjaciół. Nagle podjął decyzję. Ten moment mógł dostrzec każdy. Zbliżył się do Pottera i przyklęknął przed nim na jedno kolano.
― Chcę.
Feniks zaśpiewał łagodnie, gdy Harry dotknął ramienia Longbottoma. Lekki wstrząs przebiegł przez ciało klęczącego.
― Idź do Malfoya. Wytłumaczy ci wszystko. Zaczynamy za dziesięć minut.
W panującym dookoła zszokowanym milczeniu Potter usiadł i zaczął jeść. Hermiona opanowała się pierwsza i dołączyła do niego, tym razem milcząc. Ron nie.
― Czemu Neville?
― Zna mos maiorum. Wie, z czym wiąże się protektorat ― odparł Harry pomiędzy kęsami jajecznicy.
Dziesięć minut minęło szybko. Nikt jednak nie chciał opuścić Wielkiej Sali. Szepty nabrały siły. Dyrektorka przejęła pałeczkę i wstała w tym samym momencie co Potter.
― Proszę wszystkich, których nie wyznaczył pan Potter, o opuszczenie Wielkiej Sali.
Podniósł się raban, gdy sporo uczniów chciało zostać i zobaczyć, co się będzie działo. Sam tiro nie zwracał na to uwagi, podchodząc do Malfoya. Ślizgoni okazali się najbardziej utrzymaną w porządku grupą i, na jeden gest Draco, niewybrani najzwyczajniej w spokoju wyszli.
Fawkes przesiadł się na ramię Neville'a i śpiewał tylko do niego skierowane pouczenia.
Gdy nauczyciele zaczęli wyprowadzać uczniów, Harry zareagował, przytrzymując Weasleya i Granger, bo nikt im nie uwierzył, że mogą zostać.
Dyrektorka usuwała stoły pod okna wraz z Severusem.
Harry na moment przysiadł pod ścianą, łapiąc tylko za rękaw Malfoya. Czarna przestrzeń natychmiast ich otoczyła.
Feniks zaśpiewał ostro, zwracając uwagę na Neville'a, który zarumienił się przy tak nagłej uwadze.
― Dopóki Harry nie skończy ― spojrzał pytająco na Fawkesa, lecz nie otrzymał żadnej podpowiedzi co skończą ― ustawimy was w odpowiednich miejscach.
Słuchając jednocześnie feniksa, przy pomocy Severusa, który także znał plan Pottera, przygotowali Ślizgonów.
― Wszyscy pozostali muszą wejść na podium. Żadnego Krukona, Puchona czy Gryfona nie może być na poziomie kręgu ― nakazywał dobitnie Neville.
Severus uśmiechnął się krzywo. Fawkes potrafił niesamowicie wpływać na ludzi w bardzo krótkim czasie. Gdzieś znikł nagle zastraszony Gryfon. Zastanawiał się tak niespodziewaną decyzją Harry'ego, choć przecież wcześniej był przeciwny, aby mieć protektora wśród członków Gryffindoru.
Ślizgoni byli już ustawieni. Przypominało to trochę piramidę, gdzie najwięcej osób stało z tyłu, a z przodu jedna.
Harry opuścił tarczę Draco blady, ale zdeterminowany. Severus spojrzał pytająco na Malfoya, ale ten tylko wzruszył ramionami. Potter zatrzymał wszystko dla siebie. Podszedł więc do niego.
― Dlaczego tylko Ślizgoni?
― Bo główna sekwencja sieci należy do Salazara i moc rozpozna jego uczniów.
― Ty nie jesteś Ślizgonem, Harry.
― Dużo mi nie brakowało. Proszę zabrać Neville'a na podium i przypilnować, by nikt z obserwujących się nie wyrwał. Boczne wejście na wszelki wypadek pozostało otwarte. Główne zablokowałem.
Poczekał, aż profesor z Nevillem oraz Fawkesem wejdą na podwyższenie, zanim zwrócił się do czekających Ślizgonów.
― Czy wszystkie części procedury są dla was jasne? Możecie jeszcze zrezygnować.
Bez słowa położyli dłonie na ramionach osób stojących przed sobą. Dwie ostatnie położyły ręce na ramionach Draco.
― Dziękuję za pomoc.
Potter zdjął koszulę i oczom wszystkim stojącym z przodu Ślizgonom ukazały się czerwone linie, zdobiące tors Gryfona.
― Musicie wybaczyć. Profesor Snape, o dziwo, nie posiada zielonego atramentu. ― Kilka osób zachichotało. ― Możecie rozmawiać, jeśli chcecie. Tam w środku nic nie usłyszę. Nie możecie stosować żadnych zaklęć. Możecie usiąść, ale ten układ musi zostać zachowany ― mówił nacinając wnętrze dłoni, jednocześnie robiąc koło.
Z dłoni, co kilka kroków, skapywała krew, na widok której McGonagall chciała zareagować, lecz została powstrzymana przez Snape'a i Flitwicka.
Krąg się aktywował.
W sali jakby pociemniało, gdy zaklęcie uniosło się w górę. Większość zebranych westchnęło w zachwycie. Harry'ego otaczał najmniejszy wzór, od którego biegły kolejne, różnej grubości, wielkości, ale w efekcie końcowym tworząc kulę.
― Co on teraz robi, Severusie? ― dopytywał się Flitwick.
― Krąg zabezpieczający. Przyjrzyj się dokładnie. Każdy najmniejszy element sieci jest dublowany. Uniknie w ten sposób perturbacji.
Nie słyszeli tym razem gwizdania, ale identycznie zaklęcie powstawało bardzo szybko, jakby nie wymagało najmniejszego wysiłku. Po niecałym kwadransie Harry utworzył potrzebny mu duplikat i oryginalny krąg wrócił na miejsce. Jedynym efektem, że nadal jest aktywny, był ślad w podłodze pulsujący czterema barwami co kilka sekund.
Gryfon rozpoczął główną część zadania. Pod jego palcami sekwencje wzoru rozrastały się, tworząc nowe rozgałęzienia, dopełniając sieć, lecz nadal nie kolidując z głównym kodem.
Gdy początkowo sieć składała się z trzech kręgów brzeżnych i jednego wewnętrznego, teraz posiadała ich już osiem krawędziowych i dodatkowo sześciu wewnętrznych. Chłopaka w środku prawie nie było widać przez złote linie.
Feniks zaśpiewał krótki sygnał i Ślizgoni zamknęli oczy. Malfoy wyprostował ręce i dotknął jednego z kręgów brzegowych. Wszyscy zgromadzeni Ślizgoni jęknęli jednocześnie, ale nikt nie złamał szyku.
Dotychczas kręgi były jedynie złotymi śladami wokół Pottera. Przy dotknięciu przez Malfoya zaczęła rozchodzić się spod jego dłoni zielona fala, rozciągająca się na krąg, który dotykał. Harry nie przerywał, nawet na moment. Cały czas wypełniał nowe kręgi dodatkowymi znakami, potęgując ich moc. Nakładał na kody sekwencję sieci przy jednoczesnej unifikacji elementów połączonych z procesem walidacji kręgu i kontrolą perturbacji.
Przerwał na krótką chwilę, oceniając je wszystkie. Trzy kręgi unosiły się na wysokości twarzy, krążąc po własnej orbicie. Kolejne trzy były na wysokości kolan. Ten jeden, w którym nadal tkwił, kręcił się dookoła jego pasa, jakby chciał go przepołowić na pół.
Harry przyłożył dłonie do symboli na torsie biorąc głęboki wdech, a następnie uniósł obie do góry. Spomiędzy nich wzbił się kulisty symbol. Chroniły go cztery wąskie spirale.
Nagle gwizd stał się słyszalny, a Ślizgoni upadli na kolana. Draco wspierał się na rękach, nie odwracając wzroku od Harry'ego.
Dźwięk wydawany przez niego przypominał śpiew skowronka, wzbijającego się ku słońcu.
Oryginalny krąg ponownie uniósł się z podłogi i zawisł milimetry od linii swej kopii.
Gwizd Harry'ego ucichł. Obracał się wokół osi, dotykając każdej linii, złączenia, splotu. Oba kręgi lśniły, jakby cierpliwie czekały na jego decyzję.
Po kolejnych długich minutach, Potter uśmiechnął się do siebie i pewnym gestem rozłożył ramiona. Zielone kręgi ze złotym blaskiem idealnie osiadły na tych czterobarwnych, a sala zamruczała wibrowaniem mocy tej skali.
Tym razem krąg nie wrócił w podłogę, lecz zaczął się rozrastać, niknąc w murach, za oknami, w suficie. Potter stał po środku, bez koszuli, ciężko oddychając, ale zadowolony.
Lekki wstrząs przemknął pod ich nogami i Gryfon westchnął, osuwając się na kolana.
― Gotowe ― mruknął słabo.
Severus jako pierwszy znalazł się przy nim, narzucając mu na ramiona własną szatę.
― Czy ty musisz się do tego zawsze rozbierać?
― Czuję wtedy lepiej przepływ więzi. No i to całkiem miłe uczucie. Co z resztą?
Mężczyzna spojrzał na Ślizgonów, wstających powoli i dyskutujących o tym, czego byli uczestnikami.
Neville narzucał koc na Malfoya, który odmówił wstawania i zażądał noszy.
― Chcę dzień wolnego! ― warknął.
Potter roześmiał się głośno i wszyscy spojrzeli w jego stronę.
― Draco. Dziś sobota.
― To chcę wolnego poniedziałku!
Nikt nawet z nim nie dyskutował, tylko chichotano, gdy Pomfrey zabierała co bardziej wyczerpanych do skrzydła szpitalnego.
Harry po chwili wstał i rozciągnął zdrętwiałe mięśnie.
― Zjadłbym teraz lody. I napił się piwa kremowego.
Jeśli uwagi Malfoya wywołały chichot, to ta Harry'ego wywołała salwę śmiechu.
― Tylko Gryfon wolałby po takim wyczynie ucztę, zamiast nagród ― stwierdził Severus.
― Dla mnie lody to jak góra nagród ― skwitował, ubierając się w swoją koszulę. ― A ponieważ wiem, gdzie mogę je otrzymać, to tam zaraz zmierzę.
Ponieważ Draco został zabrany przez pielęgniarkę, miał zamiar sam uhonorować się lodową nagrodą. Cóż, nie był to znośny kierunek. Ten dobry miał blond włosy i chętnie zająłby się nim w sypialni, czego Harry był stuprocentowo pewien. Musiał jednak dać mu odpocząć.
Jednak plany uległy zmianie, gdy dołączyła do niego trójka Gryfonów.
― Możemy się przyłączyć? ― spytała cicho Granger.
― Oczywiście.
― Nie jesteś zmęczony?
― Trochę, ale bardziej jestem głodny. ― Uśmiechnął się szeroko.
― To było wspaniałe, Harry ― pochwalił go Neville. ― Gdy Fawkes wytłumaczył mi, co planujesz, myślałem, że coś może się nie udać. Jednak ty wszystko dokładnie przemyślałeś. Każdy najmniejszy punkt sekwencji sieci. Babcia tyle razy mi to opowiadała, ale nigdy nie rozumiałem jej emocji. To jest cudowne, Harry.
― Wiem. ― Poklepał go po ramieniu. ― Teraz będziesz się uczył z Draco.
― Nie z tobą? ― posmutniał.
― Jak mnie dogonisz.
Fawkes zaśpiewał i znikł z ramienia Neville'a. Harry zatrzymał się na krótki moment, spoglądając przez najbliższe okno, ale zaraz potem kontynuował marsz.
Korytarze pełne były uczniów, którzy czekali z niecierpliwością na informację, co działo się w Wielkiej Sali. Jeszcze nigdy Ślizgoni nie byli otoczeni taką uwagą. Jednak milczeli jak zaklęci, zerkając na mijającego ich Pottera.
― Możecie im już powiedzieć ― rzucił mimochodem Harry i skierował się ostatecznie w stronę kuchni.
Szum rozmów narastał z każdą sekundą, ale Potter myślał już tylko o jednym.
― Lody na śniadanie, Harry? ― Hermiona westchnęła z politowaniem, gdy połowa porcji zniknęła.
― A co? Zazdrosna? Śniadanie już jadłem. A teraz podnoszę sobie poziom cukru.
Ron i Neville popijali piwo, a Granger sok, obserwując jedzącego. Jednak dziewczyna nie wytrzymała zbyt długo.
― Kiedy będzie atak na Hogwart?
Harry spojrzał na nią, kwitując pytanie pomrukiem. Ron zbladł, a Neville tylko słuchał.
― Szybko. Przypuszczam, że wszystko zakończy się jeszcze przed Halloween.
― To dlatego pozwolono ci się bawić zaklęciem!? ― wybuchnęła.
Harry drgnął niezauważalnie.
― Nie bawiłem się zaklęciem ― stwierdził chłodno, odkładając łyżeczkę, by nie rzucić nią w coś lub w kogoś.
Ostatnio jego nerwy nie były w dobrym stanie. Zastanawiał się, czy aspekty miały coś z tym jeszcze wspólnego.
Nagle przeszła mu ochota na lody.
― Jeśli coś tak spektakularnego nazywasz zabawą, Hermiono, to żal mi cię ― rzucił nagle Neville, także odstawiając kufel. ― Nawet nie jesteś świadoma, czym są zaklęcia weryfikujące czy kalkulacje ryftu, a ganisz Harry'ego. Nie strzęp języka.
― Czyli ty wiesz?
― Nie na takim intuicyjnym poziomie, jaki wykazuje Harry, ale znam podstawy. Każdy czystokrwisty czarodziej ma to w pewien sposób we krwi. I bez obrazy, Hermiono. Czarodzieje są nimi otoczeni od urodzenia, mugole nie zwracają na nie większej uwagi. Traktują je jak dekoracje, a dla nas to podstawy. Zaklęcia rzucane różdżką są prostsze, to prawda, ale już dawno straciły swoją prawdziwą magię. Dlatego Merlin był tak potężny.
Hermiona spojrzała na Harry'ego, szukając potwierdzenia, a ten je jej dał.
― Moje zaklęcia są żmudniejsze, ale i potężniejsze.
― Twoje? Czemu brzmisz, jakby nikt inny nie potrafił zrobić czegoś takiego?
― Chcesz spróbować? ― Wstał. ― Dam ci lekcję pokazową.
― Oczywiście, że chcę. ― Zerwała się z miejsca.
― Czyli nie koniec na dziś pokazów? ― Ron westchnął.
― Chcę tylko pokazać Hermionie różnicę. Przyłączysz się, Ron?
― Nie jestem dobry w kręgach ― mruknął, kopiąc ławkę.
Granger spojrzała na niego w szoku.
― Potrafisz...?
― Każda rodzina ma swój rodowy krąg ― odpowiedział za Weasleya Longbottom.
― Ja nie mam.
― Bo nie jesteś czystokrwistą czarownicą. Przykro mi.
― To rasistowskie...
― Taka jest prawda ― odezwał się Harry. ― To ochrona, którą przyjęła sama magia. Kręgi tworzyli tylko wyszkoleni czarodzieje i przekazywali je kolejnym, gdy osiągnęli odpowiedni poziom mocy i wiedzy. To nie jest coś, co mogłoby znaleźć się w rękach kogoś, kto nie rozumie podstawowych zasad mos maiorum. W najlepszym wypadku zginąłby tylko rzucający krąg, w najgorszym setki niewinnych ludzi.
― Ale...
― Hermiono, nikt nie zabrania ci utkać swojego własnego kręgu ― powiedział spokojnie Neville ― ale zaniknie on samoistnie, jeśli twoje dzieci nie nauczą się go utrzymywać. To zabezpieczenie.
― Masz własny krąg? ― spytała Pottera. ― Przecież nie znasz swoich rodziców, nie mieli czasu ci go pokazać.
Harry uśmiechnął się smutno i uniósł dłoń wewnętrzną stroną do góry. Zagwizdał cicho i złote linie utworzyły miniaturowy krąg tuż nad dłonią. Dwie grubsze linie były barierą, a trzy cienkie w środku utrzymywały dalsze części wzoru, układający się w dwa trójkąty nałożone na siebie. Ramiona jednego z nich zakończone były kręgami z symbolami runicznymi we wnętrzu. I od nich biegły ramiona, łącząc się z ostatnim kręgiem we wnętrzu całego wzoru.
― To krąg szoku.
Harry zgniótł go w dłoni, aby stracił moc i posyłając na podłogę iskry.
― Chcę spróbować stworzyć swój krąg ― rzekła pewnie dziewczyna.
― W porządku. Spotkamy się za chwilę na błoniach. Ron, przyniósłbyś mi mój płaszcz? W międzyczasie sprawdzę co u Ślizgonów? Neville, możesz iść ze mną?
Obaj chłopcy przytaknęli.
Granger milcząc, wyszła z Ronem.
― Nie uda jej się ― zauważył Neville, gdy zniknęła im z oczu.
― Spróbować jej nie zabronię. I sądzę, że jej się uda, ale lepiej, by zrobiła to pod kontrolą niż sama. Znasz ryzyko.
― Zmieniłeś się, Harry ― powiedział w pewnym momencie Longbottom.
― Wiem ― odparł Gryfon, wzruszając ramionami. ― Czuję różnicę.
― To był komplement. ― Potter zatrzymał się w miejscu, zdziwiony. ― Stałeś się odpowiedzialny, nie tylko za siebie. Nie przyjmujesz ot tak tego, że wybrał cię tutor, lecz jako brzemię, które chcesz udźwignąć ze wszystkimi jego darami i konsekwencjami. Nie czujesz w tym żadnego przywileju. Nie obnosisz się z tym.
― Nie uważam, żeby to było dobre.
― Harry, byłem w ministerstwie, gdy zażądałeś usunięcia ministra. Jestem głową rodu, tak jak ty. Widziałem, co się działo, od tego drugiej strony.
Longbottom rozejrzał się dookoła. Ich nagły postój wzbudził zainteresowanie uczniów. Harry też to dostrzegł i machnął ręką na wszystkich, by się rozeszli. Posłuchali.
― Widzisz? ― Neville wskazał na sytuację. ― Właśnie o tym mówię.
― Och, przestań. ― Skierował się do skrzydła szpitalnego, ale wiedział, że jego nowy protektor ma rację. ― Nie pragnąłem tego ― burknął.
― Wiem, Harry. Tak jak tej blizny. Ale to cię ukształtowało.
Potter westchnął z ulgą, przekraczając bariery mentalne szpitala. Nawet nie wiedział, jak bardzo był spięty od porannej wizyty Albusa.
Już w wejściu Pomfrey nakazała ciszę. Kilka łóżek było zajętych przez śpiących.
― W czym mogę pomóc? ― Podeszła do nich, lustrując ich z góry na dół. ― Panu także przydałoby się łóżko.
― Nie ma takiej potrzeby ― odparł spokojnie, ignorując jej oburzenie. ― Co z nimi?
― Wyczerpanie magiczne. Następnym razem wolałabym zostać powiadomiona wcześniej o takich pokazach ― zrugała go.
― Mam nadzieję, że nie będą potrzebne. ― Uśmiechnął się wyrozumiale. ― Gdzie znajdę Draco?
Wskazała mu salę na końcu.
― Poparzyło mu dłonie, ale zauważyliśmy to dopiero tutaj. Spóźniona reakcja na tak silny przekaz mocy jak sądzę.
Harry już zmierzał w stronę pokoju.
Malfoy nie spał. Uniósł głowę znad Proroka i lekko się uśmiechnął na widok Gryfona, a zaraz potem zamienił w grymas, gdy dostrzegł drugiego. Jego dłonie były obandażowane, ale raczej nie sprawiały mu dyskomfortu, bo spokojnie sięgnął po filiżankę.
― Nie stójcie tak w progu, skoro już musicie mi przeszkadzać.
Potter prychnął rozbawiony, podchodząc i całując go z zaskoczenia. Neville zachichotał, widząc rumieniec na twarzy Draco, gdy Harry już go wypuścił.
― Jeśli mnie też będziesz całował, gdy zostanę ranny, to cię przeklnę, niezależnie, że teraz jestem twoim protektorem ― ostrzegł Longbottom, siadając w fotelu.
Potter zaśmiał się, siadając na łóżku. Próbował sięgnąć po gazetę, ale została mu ona odsunięta poza zasięg rąk.
― Mogę ci obiecać, że tego nie zrobię. ― Zignorował zachowanie Ślizgona, mając własne sposoby zdobywania informacji.
― Oby ― burknął Draco, splatając palce z dłonią Harry'ego. ― Inaczej obaj zakończycie swoje rody na sobie.
― Spokojnie, Malfoy. ― Uniósł w obronnym geście ręce. ― Wolę dziewczyny, choć nie powiem, że ciało Harry'ego jest niezłe. Podczas dzisiejszego pokazu Ślizgoni nie spuszczali z niego wzroku. Nie widziałeś, jak magia gładziła wszelką bliznę, jakby każda z nich była osobnym czarem, które ona chciała posiąść.
― Przestań, Neville!
― Ale to prawda, Harry ― wymruczał pod nosem Malfoy. ― Jakkolwiek ty to widzisz, z naszego punktu widzenia wyglądało to niesamowicie erotycznie.
Tym razem to Potter spektakularnie spłonął czerwienią.
― I jest całkiem przyjemne ― dodał szeptem.
― Gryfoni! ― załamał się blondyn, chowając głowę w poduszce.
Neville zaśmiał się już całkiem szczerze.
― Odpoczywaj. My musimy iść.
― Jeszcze coś kombinujesz? ― Natychmiast można było dostrzec zaniepokojenie.
― Nie ― odparł krótko.
Malfoy spojrzał pytająco na Longbottoma.
― Chce pomóc Hermionie ukształtować jej krąg.
― Heej! ― oburzył się tą zdradą Potter.
― Jesteśmy twoimi protektorami. Takimi szczegółami będę się z nim dzielił, nawet jeśli to Malfoy ― rzekł poważnie Neville.
― Nie przejąłeś się zbytnio swoją nową rolą?
― Zajmę się wszystkim ― zignorował go i kiwnął głową w stronę Draco. ― Wypoczywaj, bo ja go całować nie mam zamiaru, gdy złapie doła.
― Heej! ― krzyknął znów Potter.
Malfoy wyciągnął w stronę Longbottoma rękę.
― Umowa.
― Ale... ― Podniósł palec zanim przyjął dłoń. ― Następnym razem to ja jestem dopełnieniem kodu.
― Zgoda ― przypieczętowali uściskiem. ― Nie pozwól Weasleyowi krzyczeć przy Harrym.
― Heej! Jesteście okropni.
Obruszony Potter wyszedł, żegnany śmiechem protektorów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top