Decyzje cz. 1

Harry zwolnił, gdy upewnił się, że Hagrid nie zdecydował się go ścigać. Syknął, przypadkowo trącając prawą ręką o jakiś krzak. Zagwizdał, usztywniając ją. Już słyszał biadolenie Severusa na kolejne zranienie. Tym razem przynajmniej nie będzie blizny.

Spokojnie zmierzał dalej, rozmyślając dlaczego Fawkes nie zrobił mu awantury. W końcu powinien teraz z nim trenować. Czasami trudno było mu zrozumieć tutora. Jego nauki były niesamowicie szybkie. Jakby cała wiedza zostawała przelewana wprost do umysłu i pozostawało mu jedynie trenować.

W pewnej chwili musiał przysiąść i zasłonić oczy. Podglądanie Albusa były mało delikatnie. Nigdy się nie odzywał, a Harry skupiał się na próbie zajrzenia do drugiego umysły i sprawdzeniu co planuje. Te wizytacje nie należały do przyjemnych. Nawet będąc w myślach Toma, przez przerzut Albusa, nie czuł się taki brudny, choć widział okropne sceny.

Za każdym razem, wynurzając się z umysłu Dumbledore'a miał odczucie, jakby oblepiała go czarna maź podobna do ropy. Zadrżał, gdy Albus dał mu spokój. Potem westchnął ciężko. Wszystko szło zgodnie z planami byłego dyrektora, a to oznaczało dla nich kłopoty.

Czy Ślizgoni staną do walki, gdy ich poprosi? I ilu ich stanie? Protektorów był pewien. Nawet Lucjusza. Ten ostatni nie darowałby sobie uniknięcia walki i jeszcze większego zapunktowania u wyborców. Tych przyszłych oczywiście. Harry był raczej pewien, że kolejne wybory odbędą się już normalną drogą, a Malfoy się nie podda.

Ruszył dalej za wezwaniem. Nie słabło, nie zwiększyło też siły. Przywoływało z jednakową siłą i natężeniem. Na chwilę tylko zatrzymał się przy małym strumieniu, by się napić. Nie wiedział ile już szedł. Przez korony drzew nie widział słońca, ale nadal było jasno.

Nie przypuszczał, że Zakazany Las jest tak ogromny, ale z drugiej strony miał chronić Hogwart przez ciekawskimi mugolami oraz dawać schronienie sporej liczbie magicznych stworzeń.

Sam Scamander mógłby tu pewnie znaleźć większość spisanych przez siebie istot.

Ciepła fala magii przemknęła przez las, uciszając wszelkie małe stworzenia. Harry stanął. Obrócił się odrobinę w lewo, stamtąd wyczuwając źródło fali. Nie zastanawiając się długo, ruszył w tę stronę. Już po kilku jardach zaczął dostrzegać prześwit. Tym razem nie była to jednak polana, lecz klif, stromo opadający w dół. Gdzieś w dole dostrzec można było w niewielkie miasto mugoli.

Jednak to nie ono przykuło uwagę Harry'ego. Na klifie były magiczne stworzenia. Sporej jej części nawet nie znał. Wszystkie teraz skupiły się na nim. Czuł, że wystarczy jeden nieodpowiedni ruch i zginie rozpłatany na tyle części, że rozniosą go mrówki. Pochylił głowę i opadł na kolana, unosząc przed siebie obie dłonie wnętrzem do góry i wyłaniając krąg.

Panująca cisza była niesamowita.

― Powstań, ludzkie źrebię ― odezwał się centaur i Potter posłuchał, podnosząc się na tyle ostrożnie, by nikogo nie sprowokować. ― Co tu robisz? Nie wolno wam wkraczać do Zakazanego Lasu.

― Usłyszałem wezwanie. Posłuchałem go.

Zwierzęta poruszyły się. Kilka odezwało, choć Harry nic nie rozumiał.

Z lasu za nim wyłoniła się klacz jednorożca, którą spotkał wcześniej. Pokłonił się jej ponownie i otarła się łbem o ramię, omal go nie przewracając.

― Kaila! ― oburzył się tym zachowaniem centaur.

Klacz niewiele sobie z tego robiła. Stała tuż obok chłopaka, rżąc na centaura.

Potter mógłby przysiąc, że zabrzmiało to pouczająco. Czekał cierpliwie na zakończenie tej dyskusji. Rozglądał się po okolicy, ponieważ nadal wyczuwał delikatny nakaz podążania dalej.

Zerknął na dyskutujących i ruszył te kilka kroków dalej. Spora odległość od krawędzi klifu była naga. Tylko niczym nieporośnięta skała. Czuł emanującą moc z tego kawałka ziemi. Przyzywała tak intensywnie, że podnosiły mu się włoski na rękach i przetarł je automatycznie, starając się uważać na tę usztywnioną.

Nim którekolwiek z zebranych stworzeń spostrzegło, stał już w centrum zaklęcia przyzywającego. Westchnął, a następnie odetchnął głęboko. Już dawno nie czuł się tak wspaniale. Magia otaczała go z każdej strony wręcz matczyną miłością. Uniósł obie ręce ku niebu, w ogóle nie odczuwając bólu złamania.

Przymknął powieki, całkowicie oddając się odczuciom. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął cicho gwizdać, zwracając tym w końcu na siebie uwagę.

Zwierzęta zbyt późno zauważyły gdzie wkroczył.

Szara tarcza otaczała chłopaka kręgami. Kręciły się dookoła i wcale nie przeszkadzała im ziemia. Wnikały w nią i wysuwały bez najmniejszych przeszkód. Magicznym stworzeniom nie pozostało nic innego, jak jedynie patrzeć. Chłopak zwyczajnie stał, ale dookoła iskrzyła się potężna moc, magnifikując w postaci białych wstęg. Wydobywały się one z kręgów i, jakby przyciągane, kierowały się w stroną chłopaka.

Całe to przedstawienie trwało może z pięć minut i Harry opuścił ręce, uśmiechając się przy tym szeroko.

Mina mu zrzedła, gdy dostrzegł zachowanie stworzeń. Nadal stał w kręgu, który ostatnimi blaskami wnikał w podłoże.

Ponownie wystąpił do przodu centaur, ale nie przekroczył granicy sieci.

― Harry Potterze ― zaczął tym razem poważnie i z pewną dozą szacunku. ― Jeżeli nas wezwiesz, przybędziemy.

― Chcecie pomóc mi w walce z Albusem? ― zdziwił się.

Nie przypuszczał, że centaury były na bieżąco z aktualnymi informacjami.

― Nie chcę byście walczyły. To was nie dotyczy. Wystarczy mi, że nie pozwolicie nikomu obcemu zbliżyć się do Hogwartu.

― Nowa bariera powstrzymuje każdego o złych zamiarach ― zauważył centaur.

― Zamiary można ukryć głęboko w sercu i sieć kogoś takiego przepuści. Nie potrafię jeszcze precyzować poleceń.

Harry opuścił krąg. Lekko zadrżał, gdy znikło wrażenie opieki i troski.

― Ty zrobiłeś barierę wokół Hogwartu ― stwierdził bardziej, niż zapytał.

― Tutor mi powiedział jak, więc...

― Masz tutora? ― przerwał mu centaur, przyskakując i łapiąc go za ramiona.

― No... Tak. To nie dlatego chcecie mi pomóc w walce?

― Aktywowałeś zaklęcie. ― Wskazał na krąg za nim.

― On był aktywny cały czas. Sprawdziłem jedynie sieć weryfikacyjną, nakazując jej ukazanie magnifikacji ryftu.

Centaur zadreptał w miejscu, a klacz jednorożca zarżała gdzieś w tyle.

― Rozumiesz, czym jest proces walidacji?

― Tak. Tak samo jak sekwencje naruszenia kodów, czy unifikacje elementów uroków. Zrobiłem coś nie tak? ― zaniepokoił się jego zachowaniem.

Opadł na kolano i uniósł dłoń w jego stronę w przeprosinach. Zwyczaj nakazywał być niżej niż obrażony, co w przypadku centaura było łatwe do wykonania.

Centaur prawie natychmiast postawił go na nogi.

― Nie zrobiłeś nic złego. Zawsze przyjmiemy tiro.

― Dziękuję. ― Otrząsnął się szybko z zaskoczenia.

― Kto jest twoim tutorem?

― Feniks o imieniu Fawkes.

Gdyby wiedział, że wywoła tym taką reakcję, to przemilczałby odpowiedź. Spora większość stworzeń zaczęła strasznie hałasować. Przekrzykiwały się, a centaury próbowały zapanować nad tym tłumem.

Harry zaczął się cofać. Zadrżał i objął się ramionami. Nagle zrozumiał, w jak niebezpiecznym znalazł się otoczeniu. Wcześniej wezwanie tłumiło każdy lęk. Rozmawiający z nimi dotychczas centaur dostrzegł jego ruch i chciał się zbliżyć.

Dicio protecto!

Draco z pełną gracją wkroczył na scenę, nie zwracając uwagi na liście we włosach czy kawałki drobnych gałązek na szacie.

― Odsuń się od Harry'ego ― zażądał chłodno, wkraczając w barierę i podchodząc do Gryfona. ― Wszystko w porządku? Mam wyciszyć dopóki się nie zamkną?

Gdy Harry kiwnął głową, tarcza przestała przepuszczać dźwięk. Draco poprowadził go na skraj lasu i posadził na zwalonym pniu, a sam kucnął tuż przed nim.

― Lepiej?

― Tak. Zostałem oczarowany i dopiero teraz dotarło do mnie jak niebezpiecznie tu jest. A potem zaczęły się przekrzykiwać.

― Pójdę porozmawiać z tym centaurem. Czuję jak wywierca mi dziurę w plecach spojrzeniem.

Przekroczył skraj bariery protektora i spojrzał wymownie nad centaura. Pozostałe stworzenia odrobię przycichły, ale nadal były, jak dla Draco, zbyt głośne.

― Słucham? ― Draco nie patyczkował się ceremoniałem.

Centaury i bez niego uważały się za nadgatunek.

― Jesteś protektorem tiro?

― Tak. O co w tym chodzi? ― Ruchem głowy pokazał harmider.

― Feniks go wybrał.

― Jakiś czas temu. Cała czarodziejska Anglia o tym wie.

― My nie. Nikt nam nie powiedział.

Ironiczny uśmieszek pojawił się w kąciku ust Malfoya.

― Nie uważaliśmy tego za istotne. Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż latanie po lesie i szukanie koni.

Wiedział, że przegiął, ale nosiło go od momentu zobaczenia Harry'ego na skraju przepaści, a drogę ucieczki blokował mu ogromny szary centaur. Ten jednak nie zareagował w żaden sposób, tylko patrzył na siedzącego na kawałku drzewa Pottera.

― Jesteś jego jedynym protektorem?

― Ma jeszcze dwóch. I może mieć więcej. Ucisz ich albo ja to zrobię ― nakazał ostro, a centaur dał mu pozwolenie, usuwając się z drogi.

Malfoy doskonale pojął, że to test. Nie byłby nim, gdyby go nie zdał. Nie zamierzał się wysilać. Wybrał najbardziej dotkliwe dla uszu tony i splótł je w jeden, niczym wstążki. Uśmiechnął się jednocześnie do centaura. Utworzoną sieć wzmocnił dodatkowym kodem dopełniającym. Siła ryftu spowodowała, że kilka zwierząt upadło na ziemię, ale najważniejszy efekt został osiągnięty. Zapadła cisza.

Draco wrócił do Harry'ego, ale nadal nie zdjął tarczy.

― Uciszyły się. Chcesz wracać do zamku? Neville omal na zawał nie zszedł, gdy wyczuliśmy zagrożenie.

― Wyczułeś?

― Nie wiem coś ty tu wyrabiał jakiś kwadrans temu, ale obudziło mnie ponaglenie, że mam cię szukać. Kto ci w ogóle pozwolił wejść do Zakazanego Lasu?

Draco z całych sił starał się nie wrzasnąć na Harry'ego.

― Poczułem wezwanie. Tu jest krąg. Jest podobny do tego w Wielkiej Sali, ale choć aktywny jest jednocześnie zablokowany. Czegoś chroni, ale nie dowiedziałem się czego. Nie rozpoznaję tej sekwencji weryfikacji.

Potter zaczął krążyć w miejscu, rozmyślając intensywnie.

― Dlaczego mnie wezwał? Musiał mieć jakiś powód. Dziś nie ma żadnego przesilenia, zaćmień, pełni, więc to nie aktywność magii.

Chciał znów wejść w krąg, ale Malfoy zastąpił mu drogę.

― Na dziś wystarczy. Może kiedyś to sprawdzimy.

Okrążył go i zamierzał delikatnie pchnąć w plecy. Nie dostrzegł momentu, gdy musnął stopą krawędź ryftu sieci. Sapnął jedynie, czując kumulującą się moc i nagle znalazł się w samym centrum kręgu.

― Draco! ― krzyknął spanikowany Harry.

Nie mógł przekroczyć granicy kręgu, choć próbował. Tarcza zatrzymywała go w miejscu.

― Uspokój się, Harry. Nic mi nie jest. ― Starał się go uspokoić, żeby nie wpadł na jakiś gryfoński pomysł i nie skomplikował sytuacji jeszcze bardziej. ― Spróbuję sam wyjść. To pewnie tylko jakieś zaklęcie ochronne, gdy naruszyłem kod.

― Nic nie rób. Draco, brzmisz tak żałośnie, że nawet ja w to nie wierzę.

― Nie mam zamiaru nic robić. Spróbuję jedynie wyjść.

Zrobił krok w stronę Harry'ego.

Cały jego świat eksplodował bólem.

― Draco!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top