Aspekty cz. 1

Przez większość późniejszego czasu obaj byli milczący. I tak było lepiej niż oczekiwał Harry. Nie trwało jednak długo, gdy ostatnie siły w końcu opuściły Gryfona i wręcz upadł, zasypiając.

Jeśli coś mu się śniło, to niczego nie zapamiętał. Obudził się przed świtem, ale po przywołaniu skrzata i zjedzeniu kilku kanapek oraz wypiciu soku, ponownie zasnął.

Ponownie obudził się, słysząc brzęczenie łańcuchów.

Nie był na to gotowy.

— Harry? — Hermiona już wstawała z krzesła, gdy otworzył oczy.

Lekko spanikowany odsunął się jak najdalej, rozgladając się w poszukiwaniu protektora.

— Draco, oni muszą wyjść.

Przypuszczalnie sam wyraz twarzy przekonał Malfoya, że tiro ma rację.

Dicio Protecto.

Osłona przesunęła Hermionę oraz Rona pod samo wyjście.

— Co jest, stary? — zdziwił się rudzielec.

— Później — wygonił ich ostro Draco. — Zabierz go stąd, Granger, zanim dołączy do mnie.

Drzwi zamknęły się za nim cicho. Pomfrey zdziwiona, obserwowała to wszystko zza swojego biurka.

Brzęczenie metalowych kajdan umilkło i Harry opadł na poduszkę.

— Żadnych wizyt. Proszę.

Nie czuł się w ogóle na siłach, bo dać sobie radę z dwoma aspektami naraz i to tak nagle. Miał mało czasu, ale i sił.

— Lepiej? — dopytywał Draco.

— Tak. Dzięki.

— Czym szybciej się ich pozbędziesz, tym lepiej.

— O ile uda mi się to zrobić. Może i twoje było dla mnie najokrutniejsze, ale nie znaczy, że najtrudniejsze.

Ten moment wybrał Snape, by wkroczyć do skrzydła szpitalnego i dość szybko zatrzymać się na barierze. Draco spojrzał pytająco na Harry'ego i przepuścił Severusa, gdy ten kiwnął głową.

— To wyjaśnia oburzenie Weasleya i Granger, ale nie twój pobyt tutaj — zwrócił się do Pottera po postawieniu skrzynki z fiolkami na biurku Pomfrey.

— Ściana go zaatakowała. Ta szkoła robi się niebezpieczna — burknął Draco, przechodząc na łóżko Harry'ego i siadając na brzegu. — Żeby ściany były takie okropne dla uczniów.

Mężczyzna uniósł brew w zdziwieniu. Brak strachu u Malfoya dziwił tak samo jak jego tłumaczenie.

— Możesz nas zostawić na jakiś czas? — poprosił kobietę.

— Oczywiście. — Zabrała eliksiry i przeszła do dalszej części sali.

— Co z Fawkesem? — spytał Harry, gdy Severus usiadł obok, uważnie ich obserwując.

— Nadal śpi. Barwa nie uległa zmianie. Przypuszczam, że wiesz dlaczego?

— Jest jednym z moich aspektów, ale jeszcze nieaktywnym.

— Czyli Weasley i Granger są następni. Kto kolejny?

— Draco, Lucjusz, Pansy...

— Znowu ja? — Ślizgon odsunął się kawałek.

— To aktywuję ja, ale chodzi o ciebie.

— Mogę zrozumieć to. — Wskazał na rękę w temblaku. — Ale i tak długo czekałeś z zemstą jak dla mnie. Co będzie kolejne?

Harry spuścił głowę, kontemplując z uwagą wzór na poszewce.

— Nie skrzywdzę cię, to mogę ci obiecać. Jednak chciałbym, żebyśmy byli wtedy sami — wyszeptał. — To będzie dosyć... Tobie się raczej spodoba.

— A tobie nie?

— Draco! — zatrzymał go w miejscu mistrz eliksirów, bo rozmowa zaczynała schodzić na tory, których Harry nie pragnął przekraczać w jego obecności.

— Severusie, czy mógłbyś poprosić Lucjusza o spotkanie w moim imieniu? — Chłopak z ulgą zmienił szybko temat.

— Jak szybko?

— Jeszcze dziś. Muszę odpocząć przed wieczorem. Dziś Slughorn kończy pierwszy etap Eliksiru Życia i chcę wiedzieć, czy mu się powiodło. Antidotum gotowe?

Ilość rzeczy, które chciał ogarnąć przerażała.

— Harry, spokojnie. Po kolei. Nigdzie się nie spiesz w ten sposób. — Starał się go przyhamować. — Zdecydowanie nie radzisz sobie z sytuacją. Masz w sobie klątwę, zapominasz o tym.

— To właśnie ona mnie ponagla. Wiem jak działa. Czuję, jak z każdą minutą pożera mnie. Mnie, Harry'ego. Nie pozwolę, by ten drugi przejął kontrolę. Albus wtedy osiągnie swój cel. Czy jesteś w stanie sobie wyobrazić, co on zrobi, mając tamtego mnie po swojej stronie? Co zrobi, gdy będzie mógł dostać się do Azylu pełnego sierot tylu rodów? Jaką władzę uzyska, mając ich w ręku? A to jedynie czubek góry, której on pragnie.

Brzęk łańcucha zawtórował powstaniu Harry'ego z łóżka.

— Draco, możesz iść ze mną? Znam miejsce, gdzie będziemy sami.

— Harry? — Severus próbował go zatrzymać.

— Przyjdę potem, ale to nie może czekać. Proszę sprowadzić Lucjusza.

Draco czekał przy drzwiach, dopóki Snape nie puścił ramienia Harry'ego. Otworzył je przed Gryfonem i rzucił szybko do mężczyzny:

— Zaufaj mu. Wie, co robi. Czytałeś to.

Snape z wielką ochotą przekląłby go teraz, ale wiedział, że ma rację. Aspekty zmuszały do reakcji albo powodowały ból. Nagle przypomniał sobie, że nikt nie zapytał Harry'ego, jak znalazł się na Pokątnej. Uciekł czy został wypuszczony? Sądząc po prośbie Gryfona, przypuszczalnie to drugie. Czyżby Albus w ogóle nie brał pod uwagę możliwości zwalczenia klątwy? Zawsze był pewien swoich racji, ale teraz to zakrawało na absurd.

Poszedł do Pomfrey, poinformować ją o wyjściu jej pacjentów i dowiedzieć się więcej o ataku ściany na Pottera. Draco może i miał ślizgońskie poczucie humoru, ale znał zbyt dobrze już Harry'ego, by nie domyśleć się, kto faktycznie atakował i przegrał.


OOO


Już po zaskoczonej twarzy Draco Harry wiedział, że pokój życzeń jest dla niego nowością. Jak widać Ślizgoni nie wiedzą wszystkiego. Wystrój przynajmniej go uspokoił, bo sądził, że komnata dostosuje się do aspektu, ale całe szczęście przyjęła po prostu prośbę Harry'ego.

Zwyczajny salon z dużymi oknami, wychodzącymi na jakiś las. Słońce delikatnie rozpraszało półmrok, a płonący kominek uspokajał.

— Czego dotyczy ten aspekt? Dlaczego ciągle mówimy o tej klątwie w sensie aspektów? To bzdurne.

Z jakiegoś powodu Draco się denerwował.

— Aspekt, bo są to odniesienia do moich cech. Punkt widzenia na dane sytuacje, które w ten, czy inny sposób, zamykam w sobie i nie pozwalam im się ujawnić.

— Czyli aż tak mnie nienawidziłeś, ale jednak nigdy nie pozwoliłeś, aby gniew przejął nad tobą kontrolę?

Harry usiadł i zapatrzył się w ogień, mówiąc:

— Zdążyłem zerwać aspekt, nim mną zawładnął.

— Chciałeś więcej? — Śizgon przełknął głośno, ale podszedł bliżej.

— Jestem teraz bardzo świadomy swojej mrocznej strony. — Poruszył ramieniem i Draco ujrzał łańcuch. — To mój aspekt. I tylko ty możesz go zerwać.

— Ja?

— I tylko ty decydujesz, kiedy to zrobisz.

Wstał.

— Ale...

Jednak Potter już dotknął łańcucha i jego oczy zmieniły barwę.

Malfoy jak zahipnotyzowany patrzył, jak Harry zbliżał się do niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wyciągnął rękę i delikatnie, jakby się bał, że drugi chłopak zaraz ucieknie, dotknął jego policzka. Kciukiem sunął po kości policzkowej, by zatrzymać w kąciku ust.

— Draco. Smok — szepnął, a po karku blondyna przebiegł dreszcz. — Mój smok.

Ileż Draco by dał, aby jeszcze raz usłyszeć właśnie ten ton głosu, ale Harry nic więcej nie powiedział. Pochylił się, przyciągając bliżej, nogę wsuwając między jego i całując jednocześnie. Dopiero brak powietrza rozdzielił ich ponownie.

— Kurwa, Harry!

Malfoy złapał go za koszulę pidżamy szpitalnej i sam zmusił do kolejnego pocałunku, wdzierając się do ust.

Pchnięty w stronę kanapy, nie oponował w ogóle, zachłannie penetrując usta Harry'ego. Ręce już wsuwał pod materiał, blokujący mu dostęp do skóry Gryfona. Jęk, wyrywający się wprost w usta, gdy trafił na sutek. Harry klęczał pomiędzy jego nogami i doskonale wyczuwał jak bardzo Gryfon jest podniecony. Gdy uniósł się na rękach i otarł, ponownie jęcząc, Draco chciał tylko widzieć to podniecenie w jego oczach.

Zamarł, gdy Harry na niego spojrzał. Czerwone źrenice lśniły intensywnym podnieceniem.

— Merlinie, Harry! Kurwa, przepraszam! — Sięgnął zdrową ręką i złapał brzęczący cały czas łańcuch.

Wyrwał go z odgłosem pękającej kości i dziwnym mlaśnięciem. Patrzył, jak rozpada mu się w dłoni.

Harry osunął się na niego, cicho kwiląc i drżąc. Malfoy z trudem wyciągnął różdżkę i powstrzymał krwawienie.

— Przepraszam, Harry. Naprawdę przepraszam. Nie wiem, co mnie opętało.

Gryfon zsunął się na podłogę, klękając, ale nadal opierając głowę o tors leżącego Ślizgona. Odwrócił w jego stronę twarz.

Draco odetchnął z ulgą, znów widząc to zielone spojrzenie.

— Zrozumiem, jeśli chcesz teraz przerwać... — przełknął i głaszcząc niesforne włosy — zalecanie.

— Nie chcę. Jak sam widziałeś, poza uczuciem chcę tego samego co ty. Choć jako Harry raczej nie w takim tempie. — Zarumienił się.

— Powinniśmy o tym porozmawiać dużo wcześniej. Ta lekcja była pouczająca. — Nie potrafił oderwać rąk od Gryfona, ale nie wyglądało na to, by mu to przeszkadzało.

Dopiero nienaturalna bladość ocuciła go na tyle, że zerwał się z kanapy.

— Musimy iść do Severusa albo Pomfrey. Znów straciłeś sporo krwi.

Potter coś mruknął, ale nie poruszył się. Nadal opierał o nią głowę.

— Harry! — potrząsnął nim ostrożnie.

— Daj mi chwilę — wymruczał. — Byłem niegrzeczny. Nie pokażę się w takim stanie Severusowi.

— Już widział cię zalanego krwią.

Ten spojrzał na niego całkowicie zażenowany i Draco starał się z całej woli nie parsknąć śmiechem.

— Masz szesnaście lat, to normalne.

— Nie dla mnie.

Zaklęcie czyszczące później, chłopak wstał.

— Pomogę ci przy aspektach, Harry. Severus na pewno też — zaczął Draco, łapiąc go za rękę i splatając palce. — Nie musisz zwalczać tej klątwy sam. Nie dosłownie. A teraz wybieraj; Severus lub Pomfrey. Musisz odpocząć, bo jesteś blady. I zjeść.

— Severus. I tak obiecałem, że przyjdę.

— Odprowadzę cię. A to — pocałował go w policzek — że byłem dupkiem i nie zatrzymałem tego od razu. To — złożył kolejny na ustach — obietnica. W spokojnej chwili porozmawiamy.

— No... dobra — zgodził się, nie bardzo pojmując tę zmianę.

Otworzył drzwi pokoju życzeń i wpadł na Rona oraz Hermionę. Niespodziewany kontakt natychmiast aktywował aspekty. I spokój oraz urok chwili szlag trafił.

— Cholera! Tylko was mi tu teraz brakowało! — krzyknął, zrywając się na nogi po upadku na tę dwójkę. — Czego chcecie?! Stęskniliście się?! Raczej wam nie uwierzę!

— Harry, martwiliśmy się. — wyjąkała przerażona tak nagłą reakcją.

— Zamknąłeś się tu z Malfoyem, więc przyszliśmy sprawdzić... — Pomagał Hermionie wstać, tłumacząc się jednocześnie Ron.

— Czyli śledzicie mnie?! Zabrakło wam wszechobecnej uwagi, która mnie otacza, obejmując i was?! A może zabrakło ci książek do wkucia, albo tobie uwagi braci?!

Draco uniósł tylko rękę, przerywając jeszcze nawet niezaczętą litanię Weasleya.

— Harry, walcz z tym. — Położył dłoń na jego ramieniu, zasłaniając mu widok.

Dwa splecione ze sobą łańcuchy obijały się o biodro Gryfona.

— Denerwują mnie! Irytują! — wrzeszczał Harry tuż nad ramieniem Malfoya, ukazując w całej okazałości czerwień oczu.

Gryfoni cofnęli się przestraszeni. To jednak wystarczyło. Harry wyszarpnął aspekty.

— Pomóżcie mi! — warknął Draco na sparaliżowanych widokiem krwi, samemu z trudem trzymając nieprzytomnego już Pottera jedną ręką. — Severus mnie zaszlachtuje.

Granger oprzytomniała pierwsza, wyczarowując nosze i wraz z Ronem ułożyli na nich Harry'ego. Draco leczył kolejne rany.

— Co to było?

— Nie bez powodu wygoniłem was wcześniej. A teraz szybko do Snape'a. Trzy aspekty w niecały kwadrans — mruczał do siebie, idąc obok noszy.

Ron szybko usunął ślady z podłogi i ruszył za nimi.

— Aspekty? — dopytywała dziewczyna ze zdziwieniem obserwując, jak Ślizgon odgarnia z czułością kosmyk z czoła Harry'ego.

Całe szczęście, że trwała przerwa obiadowa i większość uczniów była na posiłku. Bez większych rewelacji dotarli pod drzwi gabinetu Snape'a.

Zanim zdążył zapytać po otwarciu drzwi, Draco już wepchnął się do środka.

— Trzy aspekty prawie jednocześnie. Stracił spoko krwi.

Bez słowa wpuścił także Gryfonów. Przelewitował Harry'ego na kanapę i zdjął ostrożnie górę.

Hermiona zbladła, widząc stan pleców przyjaciela. Po aspektach zostawały dwie wielkości knuta blizny. Dotychczasowe ułożyły się już w podwójną linię wzdłuż prawego boku.

— Czemu pan nie usunie tych obrażeń? — spytał cicho Ron, gdy mężczyzna nakładał na nie maść przyniesioną przez Malfoya. — Przecież są maści usuwające blizny. Jest pan mistrzem eliksirów, potrafi...

— Ponieważ, panie Weasley, blizny Harry'ego są magiczne. To klątwy.

— Wszystkie?

— Wszystkie.

— Och, Harry.

Severus wyczarował nową koszulę i ubrał w nią chłopaka. Przeniósł go do swojej sypialni i położył do łóżka. Potem cicho zamknął drzwi.

— A teraz proszę powiedzieć, co się stało.

— Śledzili mnie i Harry'ego. Wpadli na niego, gdy wychodziliśmy z pokoju życzeń. Tam zdjął jeden aspekt. Ci, przemilczę epitet, aktywowali dwa kolejne. Jedynym plusem tego było, że powiedział im wreszcie prawdę.

— Heej! — obruszył się Weasley.

— Harry nigdy nie odezwałby się tak do mnie ani do Rona — dołączyła do przyjaciela.

— Nie Harry, którego znacie — stwierdził chłodno.

— Czy te aspekty mają coś wspólnego z tym, że miał czerwone źrenice? — Po niemym potwierdzeniu przez Ślizgona, kontynuowała: — Co się stało? Gdzie był przez te dziewięć dni?

— Szczegółów nadal nie znamy. Harry nic nie mówi na ten temat. Wiemy tylko, że Albus rzucił na niego Klątwę Mobiusa. Nie musisz szukać w bibliotece. — Natychmiast ugasił jej zapał. — Wszystkie książki mamy tutaj.

— Czym jest ta klątwa?

— Dwunastoma czynnikami niszczącymi obecną osobowość Harry'ego.

— Jak ją zdjąć? Każdą klątwę można przezwyciężyć.

— Chociaż twoje przekonanie mnie bawi, panno Granger, tym razem szczerze się z tobą zgadzam — odezwał się Severus. — Klątwę Mobiusa da się zdjąć. Niestety może dokonać tego jedynie Harry.

— Chyba nigdy się nie przyzwyczaję, że mówi mu pan po imieniu — bąknął Ron. — Jak możemy mu pomóc?

— Nie możecie. Wszystkie aspekty musi zwalczyć sam.

— Cztery już przezwyciężył — zauważył Draco.

— Pięć. Jeden dotyczył mnie — poprawił go Snape.

— Co się stanie, jeżeli mu się nie uda?

— I tu nastąpi coś, co spowoduje kres czarodziejskiego świata, jaki znacie. Harry Potter przestanie istnieć z tą osobowością. Obudzi się ten drugi i stanie po stronie Albusa, co od samego początku było jego zamiarem.

— Nie rozumiem. Co obecność Harry'ego po drugiej stronie miałaby zmienić?

— Bo to Harry Potter, głupcze! — wrzasnął Draco. — Dopiero co wywrzeszczał ci to w twarz, a ty nadal nic nie rozumiesz. Dorzućmy jeszcze tutora i dwóch protektorów. A żeby było mało, może wybrać kolejnych.

— Protegowany tutora może mieć tylko tylu protektorów, na ile pozwala mu moc. Ma już dwóch. Ilu jeszcze może?

— Wolę nie wiedzieć. Ale kilku z całą pewnością.

— Dlaczego mówicie nam to wszystko? — spytała Hermiona.

— By ktoś z nim był, gdy zerwie kolejne aspekty. Nie można uleczyć rany poza jej zamknięciem. Próbowaliśmy namówić go na gryfońskiego protektora, ale odmówił.

— A Fawkes? Czemu on nie uleczy Harry'ego? To jego tiro.

Severus bez słowa wskazał kominek i poduszkę przy nim.

— Co mu jest? — zaniepokoiła się widokiem wypłowiałego ptaka.

— Aspekty oddziaływają na niego, ponieważ jako tutor jest połączony z Harrym. Myślę, że na dziś już wystarczy. On i tak musi odpocząć, a wy macie lekcje.

Tak wyproszeni nie mieli innego wyboru jak wyjść.

— Jak niebezpieczne były te aspekty? — spytał mistrz eliksirów, gdy za Gryfonami zamknął drzwi.

— Z całą pewnością pewne zachowania Gryfonów irytują go niepomiernie. Opanował się dosyć szybko.

— A twój?

— Harry'ego. To był aspekt Harry'ego. I nie chcę o tym mówić. To dotyczy tylko nas.

Mężczyzna chciał nalegać, ale zrezygnował. Chłopcy mieli do tego prawo.

Obaj poszli sprawdzić, czy Harry śpi spokojnie.

— Pójdę przygotować eliksir uzupełniający krew. Zostań tu. Twój ojciec ma przyjść koło osiemnastej. Całe szczęście dziś nie mam już zajęć. Później sprawdzimy twoją rękę i oko.

Mistrz eliksirów skierował się do laboratorium, zostawiając Draco przy łóżku niespokojnie śpiącego Gryfona.

Malfoy nie fatygował się na przysunięcie krzesła lub fotela. Usiadł obok Harry'ego, zdrową ręką delikatnie muskając jego włosy.

Nawet tak ostrożny gest wystarczył, by Gryfon odetchnął głębiej i się uspokoił, przesuwając w stronę uda Ślizgona.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top