Żeby było lepiej cz. 1

W pomieszczeniu zapadła nieprzyjemna cisza. Snape rzucił okiem na chorego, który nerwowo ściskał koc. Nic nie mówiąc, wrócił do przerwanej lektury.

Harry westchnął cicho i spojrzał na starszego czarodzieja. Poza stratą wagi, zdrowiej wyglądającą cerą i bliznami na szyi, nie dostrzegł wielu zmian w jego wyglądzie. Mimowolnie zaczął się zastanawiać nad zmianami wewnętrznymi mężczyzny. Czy takie miały miejsce w ostatnich tygodniach? Nie wiedział, a coś w środku niego chciało wiedzieć.

Porzucił swoje rozmyślania z zamiarem wrócenia do nich później. Nie chciał, a właściwie nie miał ochoty na rozmowę, a jednak musiał wykorzystać tę chwilę na wyjaśnienia. Dopóki jeszcze miał siły. Przymknął powieki, wzdychając cicho.

― Zaraz po wprowadzeniu się tutaj nałożyłem na dom kilkanaście kręgów. Wszystkie razem stworzyły coś na kształt plecionki. To o tym Tomy wspominał. Nie wiem, czy je widziałeś lub wyczułeś. Linie są praktycznie wszędzie i mogę nimi poruszać. Dzięki nim pozbawiłem przytomności Williama i ułożyłem na kanapie. W tamtej chwili nie mogłem znieść hałasu. ― Wziął głębszy wdech, co zaowocowało lekkim kaszlem. ― Obawiam się chwili, kiedy się ocknie. Nawet rozważałem zmodyfikowanie mu pamięci...

― Czyś ty oszalał, Harry?! ― Niespodziewanie Snape zerwał się z krzesła. ― Sam nie umiesz obronić własnego umysłu, a chcesz wchodzić do czyjejś głowy! Merlinie! Nie zdajesz sobie sprawy jak delikatnym trzeba być, by komuś zmodyfikować pamięć bez komplikacji.

― Zdaję...

― Nie przerywaj mi! Nie masz talentu do sztuki umysłu. Nie jesteś Dumbledorem czy nawet Tomem Riddlem. Zupełnie nie masz pojęcia...

― Mam, Severusie! Chyba zapomniałeś z kim dzieliłem umysł! Wiem wystarczająco dużo na temat zmiany wspomnień, obrony umysłu, czy ingerencji. ― Spojrzał na Snape'a z wyrzutem. ― Posiadam tę wiedzę od niego ― dodał ciszej. ― Zresztą nie chcę...

Legilimens!

Snape nie wytrzymał impertynencji oraz głupoty Harry'ego. Skoro ten twierdził, że nie ma problemu z oklumencją, to on mu już pokaże. Wtargnął do jego umysłu i natrafił na mur. Nacisnął na niego mocniej, chcąc się przebić, aby wejść dalej. Bariera nadal stała, lecz zaczęła zmieniać kolor z niebieskiego na czerwony. Chwilę później Snape klęczał na podłodze, ciężko oddychając i nie mogąc uwierzyć, że został wyrzucony. Spojrzał na podopiecznego.
Z nosa Harry'ego sączyła się strużka krwi. W przeciwieństwie do niego, młodszy czarodziej oddychał w miarę spokojnie, a zielone oczy spoglądały z wyrzutem i troską.

― Proszę wybaczyć, ale jesteś bardzo upartym Ślizgonem i musiałem być mało delikatny.

Severus obserwował go chłodnym spojrzeniem, podając chusteczkę.

― Przed czym tak się bronisz? ― zadał w końcu pierwsze pytanie.

― Prawdę powiedziawszy, to nie wiem ― westchnął Harry, układając się wygodniej, gdy mężczyzna gestem nakazał mu usiąść i zaczął zmieniać opatrunki. ― Przypuszczam, że do pewnych wniosków sam już doszedłeś.

― Obskurus. Mam rację?

― Tak. W mugolskim szpitalu myślano, że albo sam sobie to zrobiłem, albo ktoś dybie na moje życie. Druga i teraz trzecia rana pojawiły się już w tym domu.

Harry na dłuższą chwilę zamilkł, gdy opatrywanie i oczyszczanie ran było zbyt bolesne.

― A te wszystkie zaklęcia, które powodują u mnie ciarki? Dom jest nimi otoczony tak gęsto, że mysz się nie prześlizgnie. To także cię osłabia ― kontynuował wypytywanie Severus, pomagając położyć się choremu na boku.

― Początkowo było ich tylko kilka. Bariera, alarm ostrzegawczy, potem doszły te, ułatwiające mi egzystencję w tym stanie.

― Wróćmy do tematu Williama. Nie widzę większego sensu w modyfikacji mu pamięci. Jest chwilowo przydatny.

― Ale...

― Gdy odzyskasz siły i będziesz w stanie stąd odejść, wystarczy usunąć mu ciebie ze wspomnień. To prostsze i mniej inwazyjne.

― Czyli muszę z nim porozmawiać? ― Ten pomysł zbytnio nie przypadł do gustu Harry'emu.

― Mogę zrobić to za ciebie, ale nie zmieni to faktu, że on się martwi. Kolejną sprawą, którą muszę poruszyć jest działanie eliksiru.

― Nie zadziałał ― bardziej stwierdził niż zapytał Harry.

Cóż, tego akurat był świadom. Nie czuł się ani trochę lepiej, a rany się nie zasklepiły, choć już powinny, gdyby mikstura przyniosła efekt.

― Nawet jeżeli wiem jak działa obskurus, to antyzaklęcie czy eliksiru nie stworzę szybko.

― Czyli jeszcze poboli.

― Przykro mi.

― I tak jestem wdzięczny, że mi pomagasz. Pewnie wiele ciekawszych rzeczy masz do zrobienia niż opieka nade mną. Nie lepiej...

― Nie kończ, Harry. To moja decyzja, jak mam zamiar spędzać swój wolny czas. ― Mężczyzna wstał, ruchem różdżki odsyłając rzeczy do opatrywania do kuchni. ― Odpocznij. Czeka cię rozmowa z Willem. Wieczorem, nim Tomy przygotuje mi laboratorium, zaczniemy pracę nad twoimi nogami.

― Dobrze. ― Zamknął oczy, chcąc chwilę się zdrzemnąć. ― Zdejmę część zaklęć, jednak nie wszystkie. Ma pan prawo do przebywania w tym domu, w miarę przyjaznym otoczeniu.

Snape nie skomentował tego, co usłyszał. Obserwował przez jakiś czas podopiecznego. Jak na razie nie miało miejsca nic niepokojącego. Potter spał spokojnie. Severus podejrzewał, że była to jedna z nielicznych chwil, kiedy chłopak mógł zregenerować siły bez dodatkowych atrakcji.

Dlatego też zdecydował się dokładniej rozejrzeć po domu. Do tej pory nie miał okazji. Wiedział już, gdzie znajduje się pokój Rossa, kuchnia czy łazienka. Pomieszczenia na pierwszym piętrze były zagadką, którą zamierzał rozwikłać. Pierwszym, co rzucało się w oczy, to wąski, pusty korytarz. Podniszczone ściany, które nosiły pozostałości po tapetach. Podłoga chyba była najlepiej zachowanym elementem. Otworzył pierwsze z czterech drzwi, ale znajdowała się tam tylko duża wanna, więc uznać można to było za łazienkę. Za kolejnymi kryła się zwykła toaleta, a w pozostałych dwóch odkrył sypialnie i gabinet. Na końcu korytarza znajdowały się schody, które prowadziły na strych. Snape postanowił zajrzeć się i tam. Zgodnie z jego przypuszczeniami znalazł tam niepotrzebne meble, czy też sprzęty. Średnio zadowolony z oględzin wrócił na dół, zauważając brak kilkunastu zaklęć. Skoro Potter już nie spał, mógł zabrać się za rehabilitację.

Harry siedział na brzegu łóżka, jakby czekał na starszego czarodzieja i na to, co go czeka.

Mistrz eliksirów wszedł do pokoju i zaczął odpinać guziki.

― Połóż się, Harry.

― Wolałbym najpierw skorzystać z toalety.

― Dobrze. W takim razie obudzę pana Rossa i wytłumaczę mu w międzyczasie wszystko.

― Dziękuję, Severusie.

Bez słowa sprzeciwu ponownie przyjął pomoc. Następnie Snape ruszył w stronę kanapy i zdjął zaklęcie snu z młodego mężczyzny. William obudził się z cichym jękiem, by sekundę później zerwać się na równe nogi.

― Harry!

― Jest w łazience. Zanim zaczniesz panikować, poproszę o chwilę spokoju.

― Jest ciężko ranny! Powinien być w szpitalu!

William już kierował się w stronę łazienki, gdy kolejne dwa zaklęcia uderzyły go w plecy. Jedno przykleiło go do krzesła, nadal stojącego przy łóżku, drugie natomiast uciszyło.

― Panie Ross, albo zacznie pan się zachowywać odpowiedzialnie, albo obaj z Harrym znikniemy.

Niepewne kiwnięcie głową potwierdziło słowa Severusa. Czarodziej anulował oba czary, ale jego mina dobitnie świadczyła, że Will ma pozostać na swoim miejscu.

― Harry jest ranny, jak wcześniej widziałeś. Odniósł niektóre rany podczas niedawnej bitwy w naszym, czarodziejskim świecie. O szczegóły możesz sam zapytać, ale nie sądzę, byś je otrzymał. Potter nie bez powodu ukrywa się w twoim świecie mugoli. Potrzebuje czasu, by dojść do siebie. Potrafię wymazać ci pamięć, ale nie uczynię tego, bo jesteś potrzebny.

― Ja? ― odezwał się w końcu Will.

― Tak. Ty. Muszę przygotowywać dla niego eliksiry oraz mam też inne zobowiązanie. Pojawi się tu wkrótce skrzat, rodzaj magicznej pomocy, której przypuszczam, że nie będziesz widział. Nie wystarczy ona jednak Harry'emu. Potrzebne będzie mu towarzystwo. Nie wolno mu się poruszać poza tym mieszkaniem. Ruch ograniczony do minimum, dopóki nie zalecę inaczej. Ma odpoczywać.

― Rozumiem. Będzie pan tu nadal spał?

― Tu przechodzimy do drugiej sprawy. Potrzebne mi całe piętro.

― Trochę zajmie, nim go uprzątnę.

― To nie jest problem. W godzinę piętro będzie gotowe do użytku. ― Na widok niedowierzania przypomniał: ― Jestem czarodziejem, panie Ross

― I to bardzo potężnym, Will! ― dotarł do nich głos Harry'ego.

Severus kiwnął nagląco głową w stronę Pottera i Will zerwał się z krzesła, by pomoc podtrzymującemu się framugi koledze.

― Dzięki, Will. Jeśli nie musisz nic na razie więcej wiedzieć, to wolałbym resztę rozmowy przełożyć na później.

Po takim delikatnym wyproszeniu William poszedł do siebie.

― Dziękuję, panie profesorze.

― Nie musisz już mnie tak tytułować, Harry.

― Przyzwyczajenie.

Severus nie skomentował bokserek, które pojawiły się na ciele Harry'ego, gdy wyszedł z łazienki. Tors był nadal nagi, ale ilość opatrunków wystarczała za ubranie.
Przyzwanie skrzata odbyło się podobnie jak wcześniej.

― Zmień pościel, zajmij się piętrem i przygotuj laboratorium. Kolacja na dwudziestą.

Tomy znikł wraz z całą pościelą Pottera, by pojawić się po chwili z czystą i uporządkować łóżko na nowo.

― Usiądź wygodnie na krześle. Dziś tylko rozluźnimy mięśnie nóg. Dopóki rany się nie zamkną, plecy muszą poczekać.

― Ale... ― chciał zaprotestować Harry.

― Nie jestem ślepy. Obskurus poza paraliżem powoduje napięcie i ból w twoim ciele, a to uniemożliwia ci odpoczynek.

Harry był na tyle rozsądny, żeby nie kłócić się ze Snapem. To nigdy nie przyniosło nic dobrego.

― Co chcesz dokładnie zrobić?

― Rozluźnienie mięśni pozwoli pozbyć się bolesnych napięć. Gdy twoje napięte mięśnie się rozluźnią, przekonasz się, że elastyczność się zwiększy, a stawy będą miały znacznie większy zakres ruchu i nie odczujesz ani bólu, ani napięcia. Mam nadzieję cofnąć choć odrobinę paraliż.

Harry nadal był niepewny, tym bardziej, że mężczyzna podwinął rękawy koszuli, w których wcześniej rozpiął guziki.

― Co dokładniej chcesz zrobić? ― Jego oczy otworzyły się szeroko, gdy Snape uklęknął przed nim na jedno kolano.

― Rozruszam twoje nogi. ― Głośny wydech Harry'ego zbył prychnięciem. ― Szybciej płynąca krew zwiększy rdzenną temperaturę, dzięki czemu mięśnie mogą się właściwie napinać. Pomaga to przywrócić mięśnie do odpowiedniej długości i napięcia podczas odpoczynku, co oznacza, że łatwiej się zregenerujesz.

― Nie do końca rozumiem ― stwierdził Harry ― Ufam, że wiesz, co robisz, Severusie.

Starszy czarodziej skinął głową. Było dla niego to coś nowego. Harry do tej pory nigdy nie powiedział tak szczerze, że mu ufa. Dał to odczuć, ale nigdy nie powiedział wprost.

Ujął lewą stopę podopiecznego, zaczynając zabieg od najmniejszego palca. Każdy palec był naciskany od paznokcia aż po sam koniec, również w ten sam sposób był rozcierany. Można było to przyrównać do masażu, lecz tym nie było. Polegało to na rozluźnieniu zakończeń nerwowych, co skutkowało odblokowaniem nerwów, pozbyciu się napięcia powodującego ból i przywróceniu normalnego przesyłu impulsów pomiędzy aksonami. Mężczyzna ze skupieniem traktował w ten sam sposób każdy skrawek stopy, a później nogi. Wiedział, że pominięcie jakiegokolwiek zakończenia nerwowego, czy taśm anatomicznych nie przyniosłoby efektu, jaki chciał uzyskać. Chciał, aby powięź została przywrócona na swoje pierwotne miejsce. Był świadom, iż jeden zabieg tego nie zrobi. Trzeba będzie go powtórzyć jeszcze kilkakrotnie. Wszak to właśnie ona odpowiadała za prawidłowe rozmieszczenie nerwów, mięśni czy też ich napięcie. To ona wpływała na prawidłowe odruchy i postawę. Snape zwracał uwagę na syknięcia czy ciche pojękiwania Harry'ego. Dzięki temu skupiał się na punktach, czy też miejscach, które wymagały poświęcenia większej uwagi. Czasem prosił, by ten lekko spróbował zgiąć nogę lub też napiął mięśnie, kontynuując czynność z tym samym naciskiem. Zachowanie tej siły pomagało pobudzić wolny przepływ krwi, co z kolei miało uregulować temperaturę w kończynach dolnych wraz z dokrwieniem wszystkich komórek i pozbyciu się zalegającej w nich limfy.

Harry przełknął nerwowo ślinę i spojrzał na mężczyznę, kiedy jego dłonie znalazły się na wysokości uda. Niby siedział przez cały czas, lecz czuł kropelki potu na czole i narastające zmęczenie. W dodatku Severus miał tak przyjemnie ciepłe dłonie, że starał się nie okazywać na głos jak bardzo jest to miłe. Niemal z ulgą zarejestrował zniknięcie dłoni ze swojego ciała. Marzył o tym, by się położyć i zasnąć, lecz na daremno. To nie był jeszcze koniec poczynań Ślizgona. Ręce co prawda zniknęły, ale w celu zajęcia się drugą nogą w ten sam sposób. Nie wiedział ile czasu to trwało, mógł tylko podejrzewać. Kiedy dłonie ponownie znalazły się na wysokości uda, przez ogarniające go zmęczenie, przebił się głos mężczyzny:

― Wstań. ― Kiedy nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, zostało powtórzone trochę ostrzej:

― Wstań, Harry.

― Ale... ― Chłopak zmagał się sam ze sobą.

― Tak?

― Boję się, że mnie nie utrzymają ― powiedział cicho, wstydząc się tej swojej słabości.

― Utrzymają. ― Snape westchnął i spojrzał na podopiecznego. ― Widzę, że jesteś zmęczony. Zakończenie tego teraz byłoby głupotą. Dlatego postaraj się wytrzymać jeszcze trochę, Harry. Dasz radę.

Harry wstał i przytrzymał się stolika, nim dostał krzesło do oparcia. Z lekkim drżeniem przyjął ponowne pojawienie się dłoni na ciele, które wróciły do przerwanej czynności.

― Spróbuj nie napinać mięśni.

― Staram się, ale...

― To przestań się starać, Harry. Nie wychodzi ci to.

Chłopak nie miał siły odpowiedzieć, będąc zbyt nieprzytomnym umysłowo. Krzyknął cicho, gdy palce nacisnęły jednocześnie pewne punkty w okolicy bioder i mięśni pośladkowych. Ból był tak nagły, że zwalił go z nóg, przez co Harry wylądował na Snape'ie, a ten zaś na podłodze.

― Harry? ― jęknął mężczyzna po kilku sekundach.

Brak reakcji był niepokojący. Ostrożnie wysunął się spod Pottera i sprawdził jego stan.
Westchnął ciężko, gdy okazało się, że ten zemdlał. Przelewitował go na łóżko i ostrożnie sprawdził jeszcze raz jego stan, tym razem zaklęciem. Nic nie wskazywało, aby działania Severusa zaszkodziły. Przypuszczalnie była to reakcja ciała na nagłe odblokowanie powięzi.

― To bolało. ― Ciche mruknięcie od strony łóżka poinformowało, że pacjent się ocknął.

― Bywa ― zbył to, aby go przypadkiem nie martwić czy wystraszyć. ― Teraz odpocznij.

― Yhm... Dziękuję, Severusie... ― wymamrotał cicho.

Snape mimowolnie spojrzał na chłopaka. Jego stan był stabilny, lecz niezadowalający. Do tej pory wszystko, co zrobił, niewiele pomogło. A miał świadomość, że jeżeli czegoś nie wymyśli, a Harry'emu się pogorszy, to będzie musiał na poważnie przemyśleć, co robić. Na razie zamierzał dalej próbować standardowych metod.

Skrzywił się, gdy dostrzegł wypieki na bladych policzkach. Eliksiry powinny jeszcze działać. A jednak znowu pojawiła się gorączka.

Potarł nasadę nosa. Nienawidził tego nawyku, ale nie potrafił się go wyzbyć, gdy się denerwował.

Jak widać wszystko, co dotyczy Harry'ego, musi być inne.

Nic tylko załamać ręce.

Całe szczęście dla Pottera, Snape nie należał do takich ludzi. Nie chcąc przedawkować miksturami wyczerpanego organizmu, musiał zastosować zwyczajne techniki. Do tego akurat idealnie nada się Ross.

Zapukał do drugiego mieszkania, zapinając guziki w rękawach koszuli.

― Coś się stało? ― zapytał od razu Will, gdy tylko zobaczył mistrza eliksirów.

― Harry ma gorączkę. Przez kilka godzin nie mogę mu nic podać, więc potrzebuje zimnych okładów i stałej obserwacji, czy mu się nie pogarsza. Muszę przygotować kolejne dawki leków.

― Mam się nim zająć, tak?

― To właśnie sugeruję, panie Ross ― odparł i ruszył po schodach na pierwsze piętro.

William obejrzał się do tyłu i, patrząc tęsknym wzrokiem na zeszyty leżące na stole, westchnął cichutko.

Najwyraźniej prace domowe będą musiały poczekać.

Zanim na dobre się ulokował w pokoju przyjaciela, zabrał z kuchni kilka małych ręczników i miskę z zimną wodą, której o mało nie wypuścił z rąk, kiedy zobaczył chorego. Stał przez chwilę w miejscu, nie mając pojęcia co zrobić. Widok, jaki zastał, sparaliżował go. Pozbawił logicznego myślenia.

Harry nie spał. Leżał niespokojnie, próbując co jakiś czas przesunąć się o kilka milimetrów w stronę zimniejszego skrawka pościeli. Oczy niezdrowo błyszczały, usta były uchylone i spierzchnięte, a klatka piersiowa zdecydowanie za szybko unosiła się i opadała.

― Pić... ― wyszeptał chory.

Dopiero to ocuciło Williama.

Muszę się uspokoić, jeżeli chcę mu pomóc. Muszę się nim zaopiekować, tak jak on mną kiedyś.

― Już, Harry. ― Uniósł lekko chorego, w celu napojenia go wodą za pomocą łyżeczki.
Następnie ułożył chłopaka do poprzedniej pozycji. Położył mu na czoło, przeguby u rąk i nóg zimne okłady, co sprawiło, że czarodziej zasnął spokojnie.

Ross zmieniał okłady, co jakiś czas sprawdzając, czy gorączka się utrzymuje czy nie. Ważne było, by temperatura ciała nie obniżała się za mocno, dlatego po jakimś czasie zabrał ręczniki z nóg i rąk, pozostawiając tylko jeden na czole.

Wszystko przebiegało spokojnie i zgodnie z założonym przez chłopaka planem. Do czasu aż Harry nie zaczął się krztusić. Na początku myślał, że ten pokasłuje przez sen. Ale kiedy usłyszał coś podobnego do bulgotania, zaniepokoił się. Próbował obudzić Harry'ego, lecz ten pozostawał nieprzytomny, dławiący się własną krwią. Czym prędzej przewrócił go na bok, tak by chociaż część czerwonej cieczy mogła wydostać się z ust i ułatwić dostarczanie tlenu do organizmu. Po czym pobiegł poinformować Snape'a o zaistniałej sytuacji.

Severus wpadł do sypialni pełnym pędem, wyhamowując tylko dzięki framudze drzwi na zakręcie. Szybkie zaklęcie ujawniło krew w płucach.

Anapneo!

Harry natychmiast odetchnął głęboko, ku ich widocznej uldze.

― Następnym razem nie zostawiaj go samego. Choćbyś miał wrzeszczeć. Odwracasz go na bok i suchym ręcznikiem usuwasz krew z ust, by nie wróciła. Na wszelki wypadek nałożę zaklęcie monitorujące, ale mam podejrzenie, że jego obskurus może nim manipulować, dlatego ktoś musi przy nim ciągle siedzieć.

― Skąd ta krew?

― Dobre pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Wcześniejsze badanie nie wykazało najmniejszego uszkodzenia pęcherzyków, a teraz mamy to.

Ross opadł na krzesło przy łóżku chorego i delikatnie odgarnął włosy ze spoconego czoła śpiącego. Harry we śnie wtulił się w tę dłoń, zagarniając ją zachłannie pod policzek.

Severus spojrzał na obu i nic nie powiedział. Wrócił do siebie na piętro, by kontynuować przerwaną pracę. Jego myśli zajęte były jednak ciągle stanem Pottera.
Chłopak cierpiał. Co do tego, nie było żadnych wątpliwości.

Cierpiał bardziej niż inni naznaczeni obskurusem. A Severus, pomimo tego, że wiedział, od czego zależy istnienie tej pasożytniczej energii, to na obecną chwilę, nie był w stanie rozgryźć jej struktury.

Jednego był pewien.

To musiało żywić bardzo negatywne uczucia do Pottera. Wręcz miał wrażenie, że obskurus w jakiś sposób potrzebował utrzymać swoją ofiarę przy życiu po to, by czerpać korzyści z jego cierpienia.

Nie pozostawało mu nic innego, niż ponowne użycie karty atutowej. Dokładnie sprawdził, czy drzwi do pokoju są zamknięte. Zasłonił szczelnie okna i zapalił światło. Elektryczność miała swoje plusy, zwłaszcza, gdy potrzebował jasności bez magii.

Dezaktywował wszystkie czary ochronne i kamuflujące, które miał na sobie. Każdy rodzaj magii, jaki miałby teraz na sobie, zniwelowałby działanie jego prawdziwej mocy.

Odetchnął,rozluźniając się. Lustro w kącie ukazywało Snape'a i ten uśmiechnął się do własnego odbicia.

Lubił się, może trochę narcystycznie, ale był dumny ze swojego wyglądu. Niewiele interesowały go bujdy, które słyszał wielokrotnie o swoim wyglądzie. Lucjusz kochał go takiego i wszyscy inni mogli się...

Zaśmiał się.

Zdjął wierzchnią odzież, ujawniając misterny tatuaż na plecach. Wolał oszczędzić ubranie, gdyby odrobinę się rozpędził. Czasami zbyt pochłaniała go jego własna potęga i zapominał o otoczeniu. Nie raz zdarzyło mu się uszkodzić ulubioną szatę. Nikt nie wiedział, no może poza Fawkesem, o jego tajemnicy i to dlatego nie mógł być szkolony przez tutora Harry'ego. Wyciągnął dłonie nad wcześniej przygotowaną misą i wyszeptał znane sobie zaklęcie.

Pomiędzy dłońmi a misą pojawił się magiczny krąg z runicznymi symbolami. Po kilku długich minutach krąg zaczął się zniżać i kurczyć wokół misy, aż znikł całkowicie.

Gdy tak się stało, pojawił się kolejny wraz z delikatną, ciemnoniebieską poświatą, otulającą naczynie i napełniając je migotliwą, ale szarą cieczą.
Po zniknięciu kręgu zanurzył w misie dłoń i wręcz wydał pomruk zadowolenia, kiedy poczuł znajome uczucie.

Brakowało mu tego.

Jednak wiedział, że musi się pilnować, jeśli chce, by pozostawiono go w spokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top