Podjęcie rękawicy cz. 2
Draco przygotował wszystko na dziesiątą. Mieli udać się do Azylu po śniadaniu. Harry chciał przed spotkaniem sprawdzić barierę.
Miejsce w ogóle się nie zmieniło, choć minęło tyle czasu. Sporo osób już było, ale na jeden gest Draco zrezygnowali z podchodzenia. Harry natychmiast skierował się do centralnej części Azylu. Gdy tylko stanął w tym miejscu, rozbrzmiało ciche buczenie i każdy mógł poczuć niespotykane mrowienie na skórze.
Gryfon uśmiechnął się słabo i rozłożył szeroko ręce, przymykając powieki. Złota sekwencja pojawiła się natychmiast, przybywając jak na zawołanie. Lekko zawibrowała, gdy Harry jej dotknął. Czarne pasma wplotły się w nią z sykiem, lecz bez problemów. Całość nie trwała dłużej niż dwie minuty i wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
Harry potknął się, podchodząc do Draco. Przyjął na krótki moment jego ramię, ale uśmiechnął się pocieszająco.
― Już zapomniałem, jakie to wciągające.
― W porządku? Trochę zbladłeś.
― Wszystko dobrze. Nie czuję się ostatnio zbyt dobrze. Jest jakoś inaczej.
Uczniowie już nie dali się dłużej powstrzymać.
― Harry, jak to jest nie mieć już tutora? ― spytała jedna z najbliżej stojących dziewczyn. ― Nie czujesz straty?
― Niespecjalnie.
― Będziesz walczył z Dumbledorem? Znowu?
Harry odwrócił się do młodego Puchona.
― I mam nadzieję, że mi pomożecie.
Dziwny szept przebiegł przez tłum.
― Spokojnie. Porozmawiam najpierw z kilkoma osobami i oni wszystko wam wyjaśnią. Nikogo nie zmuszę do walki ― dodał, zauważając strach w wielu oczach.
Draco pociągnął go do salonu, w którym ostatnio zasnął.
― Niepotrzebnie już o tym wspomniałeś. Mogą się zbytnio przerazić.
― Może i masz rację. Teraz to i tak już niczego nie zmieni. ― Po części przyznał mu rację.
Najstarsze roczniki czekały w salonie. Gdy weszli, wszyscy powstali. Harry uniósł w zdziwieniu brwi i spojrzał pytająco na Draco.
― Mówiłem wam, abyście tego nie robili. ― Malfoy prychnął, nie zauważając wzroku towarzysza. ― On i tak tego nie pojmuje.
― Żebyś się nie zdziwił ― odparł Harry, rozumiejąc część z tego, co właśnie się działo, gdy dostrzegł, że wstali jedynie czystokrwiści. ― Dziękuję, ale nie wymagam tego.
Stojący posłuchali. Kilka osób nawet zachichotało, widząc minę Draco.
― Skąd wiesz?
― Gdybyś zapomniał, to przypomnę ci, że mieszkam z Severusem. Ma mnóstwo ksiąg o czystokrwistych czarodziejach i tradycjach rodowych. Może i tutor usunął mi wiedzę o tych sprawach, ale zdobyłem ją ponownie. Wiesz, jak ciekawy jestem.
― Ta ciekawość sprowadza na ciebie jedynie kłopoty ― rzekł Draco, wskazując mu miejsce, by je zajął. ― Ja zacznę.
Zapadła cisza, gdy Malfoy stanął pośrodku salonu.
― Jak wszyscy wiecie, Albus Dumbledore ogłosił się Czarnym Panem. ― Zebrani kiwnęli głowami na potwierdzenie jego słów. ― Musimy podjąć rzuconą rękawicę. Tym razem nie możemy się ukrywać. Każdego chętnego, do wzięcia czynnego udziału, będziemy szkolić w czarodziejskich pojedynkach i każdej możliwej sztuce, która pomoże nam zwyciężyć.
Po raz pierwszy Harry słyszał, aby Draco mówił tak prosto, bez owijania w bawełnę. Nie mamił nikogo złudnym zwycięstwem, lecz określał, co dokładnie oferuje. Krótko i zwięźle. Na koniec nie zadał żadnego pytania. Dał wszystkim czas na przemyślenia.
Harry rozejrzał się po zgromadzonych. Wiele osób było przerażonych. Nic z tym nie mógł zrobić. Strach był dobry w walce. Zmuszał do działania.
Nagle rzucił mu się w oczy Żongler, leżący na krześle obok. Był mocno zniszczony i Harry zrozumiał, że to egzemplarz sprzed śmierci Luny i jej ojca. Może nawet z ostatniego wydania. Sięgnął po niego, czując ucisk w piersi na wspomnienie cierpiącej dziewczyny. Nagłówka nie bardzo rozumiał, ale to nie było nic nowego. Stworzenia, których poszukiwał ojciec Lovegood zawsze były mu nieznane.
„Czy Czarni Panowie poszukują obskurodzicieli?"
Otworzył z czystej ciekawości, czego tak naprawdę mogli poszukiwać Czarni Panowie, a co wydawca nazwał obskurodzicielem.
Nazwa nie zapowiadała niczego dobrego. Pierwsze wersy przebiegł wzrokiem, bo opisywały dawne czasy i nieznanych mu czarodziei. Zwolnił, gdy pojawiło się nazwisko Grindelwalda.
„Ta historia jest znana niewielu. Utajniono ją na polecenie urzędującej wtedy przewodniczącej Magicznego Kongresu Stanów Zjednoczonych Ameryki Serafiny Picquery.
W 1923 roku Gellert Grindelwald przybył do Nowego Yorku właśnie w poszukiwaniu obskurodziciela. Przez pewien czas był w posiadaniu jednego obskurusa oraz miał na oku obskurodziciela. Nie wiadomo, co stało się z obskurusem. Nie udało się Gellertowi pozyskać tego drugiego, dzięki działaniom aurorów Macusy oraz czarodzieja brytyjskiego pochodzenia, którego danych niestety nie zezwolono nam ujawnić. Z pewnego źródła wiemy jednak, że obskurodzicielowi udało się przeżyć to, z całą pewnością, dramatyczne spotkanie. Aurorzy zbyt późno dostrzegli, że część pasożytniczej energii obskurusa przetrwała, a następnie uzdrowiła swojego rodziciela.
Wiemy z dalszych badań naszego informatora, że pasożyt w pewnym momencie życia swego rodziciela opuszcza go i znajduje nowego.
Czy Tom Riddle poszukiwał właśnie tego nowego obskurodziciela podczas swych wypraw? Czy tego teraz szuka Albus Dumbledore?
Pamiętajmy, jak ogromną moc posiada obskurus. Jak potężny może być ktoś, kto zdobędzie nad nim władzę?
Czy Harry Potter będzie w stanie pokonać Czarnego Pana, gdy Albus Dumbledore znajdzie obskurodziciela i usunie go sprzed oczu Toma Riddle'a?"
Harry z sapnięciem oderwał się od gazety. Kilkanaście myśli przemknęło przez umysł, wskakując w puste miejsca układanki.
Ojciec Luny nie żył, więc nie wiedział, że nowym Czarnym Panem jest obecnie Albus. Czy były dyrektor Hogwartu po stracie sekwencji Grindelwalda, także rozpoczął poszukiwania obskurodzicieli? Dlaczego więc tak bardzo chciał dostać w swoje ręce jego, Harry'ego Pottera? Do czego był mu potrzebny?
― Harry? Wszystko w porządku? ― spytał Draco, kucając tuż przed nim i kładąc dłon na kolanie, by zwrócić jego uwagę.
Zielone spojrzenie skupiło się na twarzy Malfoya, by na kilkusekundowy moment zmienić swoją barwę. Potter wziął głęboki oddech, podejmując pewną decyzję i wstał.
― Nie mamy czasu na długie zastanawianie się ― odezwał się do zebranych, wytrącając ich z rozmyślań lub cichych rozmów pomiędzy sobą. ― W tej właśnie chwili Albus Dumbledore poszukuje nowej broni i przypuszczam, że niesamowicie niszczycielskiej. Musimy znaleźć ją przed nim.
― Co to takiego? ― odezwał się Zabini, podchodząc bliżej.
― Mam podejrzenia, że Czarny Pan szuka obskurodziciela.
Szok widoczny był na większości twarzy.
― Nie ma obskurodzicieli od prawie trzech wieków.
Harry uniósł do góry Żonglera.
― A jeśli jednak są? Tutorów podobno też nie było. Mamy bardzo niespokojne czasy, dzieją się przedziwne rzeczy. Musimy wykluczyć, że oni faktycznie nie istnieją. Potrzebujemy wiedzieć o obskurusach jak najwięcej. W międzyczasie będziemy ćwiczyć. ― Odwrócił się do Draco. ― Mógłbyś zorganizować audiencję u ministra?
― Ojciec przyjmie cię w dowolnej chwili, Harry. Przecież wiesz.
― Oficjalną, Draco. Postawię swoje warunki walki ― sprecyzował chłodno i Malfoy junior zrozumiał przesłanie.
― Wrócę jak najszybciej. Zostań tutaj.
Harry spojrzał na niego wymownie. Draco pokiwał głową i ruszył do wyjścia z salonu, by móc się przenieść do ojca.
― Podzielcie się na grupy i zacznijcie szukać wszystkiego o obskurusach ― zwrócił się do niespuszczających go z oczu uczniów. ― Nikt nie może wiedzieć, czego szukamy. Jeżeli Albus się o tym dowie, może zacząć robić coś strasznego.
― Coś gorszego od ataków na czarodziei?
― Podejrzewam, że na razie usuwa wszystkich, których przesłuchuje. Obliviate może przełamać. On nie zaryzykuje.
Zatoczył się nagle, gdy ostry ból w czole zaatakował niespodziewanie. Złapał się za głowę, drugą ręką przytrzymując się oparcia fotela. Zamknął powieki, skupiając się na blokowaniu ataku. Poczuł czyjeś dłonie na plecach, nakłaniające go delikatnie, aby usiadł, a następnie położył się. Otoczyło go zaklęcie ciszy, a na czole pojawiła się mokra materia. Naciągnął ją odrobinę na oczy.
Pierwsze zaklęcie szarpnęło całym ciałem i Harry krzyknął. Nie spodziewał się czegoś takiego. Nawet nie przypuszczał, że coś takiego jest możliwe. Jak stary czarodziej potrafił przekazać ból, zadawany przez innych ludzi, było dla Harry'ego tajemnicą i to bardzo bolesną. Całe szczęście w nieszczęściu, że jego ciało odzwyczaiło się od sesji Toma i po pięciu czy sześciu mrocznych zaklęciach stracił przytomność, gdy atak ludzi Albusa nabrał siły.
Gdy ponownie otworzył oczy, znajdował się już w swoim łóżku, a Severus czujnie go obserwował.
― Jak źle to wygląda? ― spytał cicho.
― Zależy jak się czujesz.
Harry ostrożnie się poruszył. Czuł odrętwienie i odrobinę bólu.
― Całkiem znośnie jak na sytuację. Ile spałem?
― Draco i Blaise przynieśli cię tu kilka godzin temu. Dochodzi czwarta rano. Atak Albusa trwał trzy godziny. Dopiero po zakończeniu wizji odważyli się przenieść cię tutaj.
― Trzy godziny? Pamiętam z sześć klątw.
― Musieli unieruchomić cię, tak się szarpałeś.
― Och ― zdołał tylko wykrztusić Harry, siadając. ― To chyba wyjaśnia, czemu szczypią mnie nadgarstki.
Nic nie było na nich widać.
― Uleczyłem je z otarć, a maść usunęła siniaki.
Severus nie ponaglał Harry'ego, by powiedział, co widział.
Gdy pojawiło się dwóch Ślizgonów i nieprzytomny Harry pomiędzy nimi, był przekonany, że zaatakowano Azyl. Jednak, gdy usłyszał, że to kolejna wizja, przełknął głośno, nim nakazał położyć Pottera do jego łóżka. Natychmiast sprawdził stan, błagając, by jego nerwy nie zostały uszkodzone. Crucio zostało użyte raz, ale to i tak wystarczyło. Uszkodzenia za każdym razem regenerowały się słabiej i wolniej. Jeszcze kilka takich wizji i żaden eliksir nie pomoże.
Harry poruszał ramionami, starając się je rozruszać. Potem jednak położył się z powrotem. Bardzo ostrożnie.
― Kręci mi się w głowie ― mruknął, gdy Severus natychmiast znalazł się obok.
Mężczyzna podał mu fiolkę.
― To eliksir wzmacniający. Wolałbym, abyś coś zjadł, ale domyślam się, że nie masz teraz apetytu.
Chłopak wypił miksturę i z cichym westchnięciem znów opadł na poduszkę. Severus usiadł w fotelu, który tak jak wcześniej, został przysunięty spod okna.
― Nie musisz przy mnie siedzieć. Powinieneś iść spać, Severusie.
― A jednak zostanę.
― Co z Draco? Spanikował?
― Nie. Raczej już przywykł do tego rodzaju sytuacji. Odesłałem go z Lucjuszem do domu. Hałasowali okropnie.
Harry roześmiał się słabo.
― Jesteś zaborczy, wiesz?
Severus przemilczał ripostę, rzucając czar diagnostyczny na zbyt bladego według niego podopiecznego.
― Prześpij się. Nadal jesteś wyczerpany.
― Na razie nie mam ochoty ― westchnął. ― Czy w twoim zbiorze jest coś o obskurusach i obskurodzicielach? ― zmienił temat.
― Dlaczego pytasz? ― Sam nawet nie wiedział, czemu nagle poczuł niepokój.
― Albus chyba ich szuka. Podejrzewam, że chce dzięki obskurusowi zwiększyć swoją moc.
Snape potarł nasadę nosa. Nerwowy nawyk, gdy sytuacja zaczynała wymykać mu się z rąk, a tak właśnie było.
― O obskurusach nie wiadomo zbyt wiele. Tom też ich szukał, ale zrezygnował.
― Grindelwald także ― dorzucił Harry.
― Skąd wiesz? Gdy poszukiwałem obskurodziciela dla Riddle'a, nigdzie nie znalazłem o tym informacji.
― Ojciec Luny to odkrył. Przeczytałem w Żonglerze.
― To nie była wiarygodna gazeta ― zauważył chłodno Snape.
― Akurat w to wierzę. Co jeszcze wiesz o obskurusach?
― Nieznane są przypadki, aby obskurodziciel przeżył dziesięć lat. Ta moc, energia pożerała go nim skończył dziesiąty rok.
― Lovegood twierdził, że obskurus opuszcza swojego rodziciela.
― Pochłaniając wcześniej całą jego magię. Dlatego zmienia nosiciela. To rodzaj pasożyta. Wyszukuje osób magicznych, które boją się własnej magii. Najwięcej obskurodzicieli było w średniowieczu wśród czarodziei niemagicznego pochodzenia.
― Czasy Inkwizycji.
― Dokładnie. Riddle chciał mieć po swojej stronie obskurodziciela, ale zrezygnował. Stwierdził, że zbyt dużo z tym zachodu. Może i przekonanie dziecka nie byłoby trudne, ale śmiertelność obskurodziciela zirytowała go. Nieletnim łatwo manipulować, lecz śmierci z utraty magii nie da się cofnąć. Albus też nic na tym nie zyska, o ile jakiegokolwiek znajdzie.
Harry zamyślił się.
Albus był doskonały w manipulowaniu dziećmi. Bardziej obawiał się tego, do czego użyłby obskurodziciela, gdyby go znalazł.
Objął się drżącymi dłońmi i ciężko westchnął. Ostatnio robił to zdecydowanie zbyt często.
― Potrzebujesz coś? ― spytał cicho Severus.
Harry pokiwał przecząco głową. Musiał tyle faktów dopasować. Nic jednak nie chciało się harmonizować, choć jeszcze kilka godzin temu był przekonany, że udało mu się to. Teraz nie był tego taki pewien.
― Odpocznij, nawet jeśli nie chcesz spać ― zasugerował mistrz eliksirów. ― Przygotowałem listę, aby doszkolić mieszkańców Azylu. Przejrzyj ją i dopisz uwagi.
― Kiedy chcesz zacząć treningi? ― Nawet nie sięgnął po zwój, który ułożono mu na kolanach.
― Pierwsza grupa przybędzie koło południa. Będziemy ćwiczyć w ogrodzie. Nie dotrze tu żaden dźwięk.
Harry mógł przypuszczać, że Severus wziął pod uwagę jego stan i możliwość potrzeby ciszy. Nawet niezbyt go to zdziwiło. Mężczyzna zawsze uwzględniał wszystko.
― Lepiej się znasz na obronie przed czarną magią, a także przed niebezpiecznymi ludźmi. Wolę zbytnio nie ingerować w twój plan. Myślę, że gdyby coś było nie w porządku, sam to dostrzeżesz.
Mistrz eliksirów zostawił go, by odpoczął. Harry przysypiał i budził się przemiennie aż do południa. Wtedy też przybyła grupa, o której wspomniał Snape. Harry widział ich przez okno i choć żaden dźwięk do niego nie docierał, bez problemów rozpoznawał większość zaklęć pokazywanych przez profesora.
― Witaj, Harry. ― W drzwiach stanęła Ślizgonka, tylko tyle przynajmniej rozpoznał po szacie Potter, bo w ogóle nie kojarzył dziewczyny. ― Miałam przekazać ci kilka zwojów o obskurusach. Parę osób posiadało je w swoich rodzinnych zbiorach.
― Dziękuję. Mogę cię prosić o przyniesienie ich bliżej? Wolę uniknąć prychania Severusa, gdyby zobaczył mnie poza łóżkiem, nim zakończy kurację. ― Uśmiechnął się lekko.
― Oczywiście. ― Dziewczyna podeszła szybko i położyła zwoje na kolanach chłopaka. ― Wracam do grupy.
― Jeszcze raz dzięki ― rzekł, ale dziewczyna zniknęła już za drzwiami.
Harry rozwinął pierwszy zwój i zagłębił się w lekturze. Obecność ćwiczących zepchnął gdzieś na skraj uwagi. Hermiona byłaby z niego w tej chwili dumna, widząc to skupienie.
Z każdym następnym rozwijanym pergaminem, chłopak dostrzegał powielany schemat. Wszystkie zawierały informacje rozpoznawania obskurusa i sposoby opanowania go przez najbliższą rodzinę. Zawsze bezskutecznie, niezależnie od podjętych prób. Wszystkie sposoby kończyły się identycznie - śmiercią obskurodziciela.
Żadna z rodzin nie dostrzegała tego, co wskazał Severus. Obskurus to pasożytnicza energia. Obskurodziciel nie był niczemu winien, lecz wszyscy tak właśnie go traktowali.
Brak badań, ukrywanie obskurodzicieli, spowodowało, że nie było wiadomo, jak oddzielić pasożyta bez szkody na czarodzieju. Za to bardzo szczegółowo opisywano początki ujawniania się obskurusa. Przy pierwszym czy drugim pergaminie Harry pomyślał, że to zwykły zbieg okoliczności. Przy ostatnim zwoju jego dłonie drżały. Nigdy w życiu nawet nie przypuszczałby o takiej możliwości. Była tak bardzo nieprawdopodobna, że wyśmiałby ją w dowolnej chwili, gdyby nie...
Opuścił zwój na kolana, ale zaraz potem rzucił się na nie wszystkie, by je zebrać. Nie mógł pozwolić, by ktoś przeczytał je wszystkie. Z jednego nic nie wywnioskują. Spalił je na popiół, a ten odesłał zaklęciem. Kto tam wie tych Ślizgonów, czy nie znają jakiegoś czaru do odzyskiwania z popiołu?
― Coś się stało? ― zapytał Severus wchodząc i pociągając nosem. ― Czuję dym.
― Nic.
Mężczyzna przyjrzał się uważniej Harry'emu. Napięty wyraz twarzy zdradzał, że to nic jest o wiele ważniejsze, niż ten twierdził. Wyciągnięcie odpowiedzi na siłę nie wchodziło w grę. To nigdy nie działało u Pottera.
― Zjesz coś teraz?
― Myślę, że dam radę.
Harry w duszy podziękował za brak natarczywości Severusa. Naprawdę nie potrzebował teraz niczyjej dociekliwości.
Wszystkie znaki wskazywały jednoznacznie odpowiedź. Może i nie potrafił przyjąć jej jeszcze z jasnym umysłem, ale czuł, że to prawda. No i takie rzeczy zwykle zdarzały się właśnie jemu. Czemu teraz miałoby być inaczej?
Sekwencja Grindelwalda przenosiła pasożytniczą energię, którą zdobył w Stanach, a nie aktywowała jakąś moc Czarnych Panów. A on ją aktywował, gdy był rozchwiany emocjonalnie i magicznie. Został zarażony, niczym zwykły mugol grypą.
Spojrzał na dłoń. Czarna moc jakby właśnie w tej chwili naśmiewała się z niego, ujawniając na czubkach palców.
Harry był obskurodzicielem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top