Rozdział 6.
Kiedy od ostatniej w tym roku wizyty w Hogsmeade dzieliło nas już tylko kilka dni, zachowanie Syriusza uległo diametralnej zmianie. Miał dobry humor, nabrał ochoty na nowe żarty i nawet na ostatnie zajęcia przed świątecznymi feriami chodził z wielką ochotą. Czułem, że za tą zmianą kryje się coś, o czym nie chciał nam mówić, ponieważ coraz częściej znikał z naszych oczu, był rozkojarzony, wracał do dormitorium późną nocą, a na wszystkie nasze pytania, gdzie się podziewał odpowiadał krótkim "uczyłem się w bibliotece".
To nie tak, że mu nie wierzyłem.
Dobra, nie wierzyłem.
Syriusz był zdolny, jak nikt, jednak nigdy specjalnie nie ciągnęło go do nauki tak bardzo, jak w tym czasie. Owszem, twierdził, że chce poprawić stopnie jak najszybciej (na co z niecierpliwością czekała cała drużyna), jednak nie potrafiłem przyjąć do wiadomości, że może spędzać tyle czasu ślecząc nad księgami do eliksirów. Coś z pewnością było nie tak.
Tak czy siak, postanowiłem nie wnikać w jego sprawy. Kilka razy spytałem tylko, czy nie chciałby przyjąć mojej pomocy, jednak za każdym razem odmawiał. Dałem sobie spokój z podchodami, twierdząc, że najlepiej będzie, jeśli poczekam na rozwój wydarzeń. Byłem pewny, że wraz z biegiem czasu wątpliwości, co do zachowania Syriusza zostaną rozwiane przez niego samego — byliśmy w końcu przyjaciółmi od tak wielu lat i było niewiele rzeczy, o których sobie nie mówiliśmy. Tym razem nie mogło być inaczej.
Prawda?
*
— Merlinie, ile czasu można szukać peleryny? — Syriusz opadł na jeden z najbardziej wysiedzianych foteli Pokoju Wspólnego, po czym dodał, tym razem już nieco głośniej: — James, rusz się! Wszyscy już poszli!
Po chwili na schodach pojawił się Potter, zapinając złote guziki eleganckiej, czarnej peleryny. Kiedy skończył, zeskoczył z ostatnich dwóch stopni, upadając na drewnianą podłogę z hukiem.
— Szukałem jeszcze pieniędzy. Zamierzam zaprosić Lily na bal i żeby ją jakoś do tego przekonać, zamierzam podarować jej na święta coś, co ją do mnie przekona. Swoją drogą, macie już swoją parę?
— Jeszcze nie — odparłam zgodnie z rzeczywistością, bo, prawdę mówiąc, nie zaprzątałem sobie jeszcze głowy sprawą balu.
Syriusz wzruszył lekko ramionami.
— Ja też nie, ale mam już kogoś na oku — mruknął chłopak. — A ty, Glizdku?
Peter uśmiechnął się, mówiąc:
— Christine Carter zgodziła się ze mną pójść.
Nigdy nie rozumiałem fenomenu szkolnych imprez, nacisku ze strony innych, ponieważ musisz mieć partnerkę na bal, dobrze wyglądać i przez tych kilka godzin sprawiać wrażenie bawiącego się w najlepsze
nawet, jeśli twoja para okała się denerwującą egoistką, muzyka kaleczyła uszy, a mucha uwierała w szyję.
Ja na bal szedłem wyłącznie po to, by spędzić miło czas z przyjaciółmi.
I dla jedzenia, rzecz jasna.
*
Opuściliśmy zamek, który z powodu ostatniej przed świętami wizyty w wiosce, opustoszał niemal całkowicie i udaliśmy się do Hogsmeade. Nie miałem jakiegoś szczególnego planu, jakie sklepy chciałabym odwiedzić. Z pewnością chciałem wstąpić do Miodowego Królestwa, zamierzałem kupić trochę słodyczy na świąteczne prezenty dla przyjaciół. Poza tym najchętniej spędziłbym resztę czasu w pubie, sącząc piwo kremowe.
Droga upłynęła dość szybko, ponieważ uczniowie, którzy uprzedzili nas i szybciej wybrali się do wioski, wydreptali nam ścieżkę, więc nie musieliśmy przedzierać się przez wszechobecny śnieg. Jak zwykle pokonywaliśmi kolejne kroki, gawędząc ze sobą o jakichś nieistotnych bzdurach. W międzyczasie z nieba zaczęły sypać się płatki śniegu, które stopniowo pokrywały nasze czupryny i odzienia, więc kiedy dotarliśmy do najbliższej knajpy, byliśmy już lekko zmarźnięci. Zajęliśmy jedyny wolny stolik pod oknem tak, by móc widzieć, co dzieje się na ulicy. Zawsze tak robiliśmy, to był nasz mały zwyczaj odkąd po raz pierwszy odwiedziliśmy razem Hogsmeade. Zamówiliśmy dla siebie Piwa Kremowe i, sącząc je powoli, napawaliśmy się ciepłem, jakie panowało wewnątrz lokalu. Kiedy skończyliśmy, zapłaciliśmy za swoje porcje, po czym opuściliśmy pub jak najszybciej, gdyż hałas dawał o sobie znać coraz bardziej z minuty na minutę.
— Macie ochotę pomóc mi wybrać coś dla Lily? — zapytał podczas bezcelowej wędrówki po wiosce James. — Chciałbym, żeby dostała coś, co sprawi, że jakoś się do mnie przekona.
— Nie kupisz jej tak łatwo — odparł powątpiewająco Syriusz.
James pokiwał głową, jednak nie dawał za wygraną, starając się za wszelką cenę przekonać nas do swojego pomysłu. Idealna okazja ku temu nadarzyła się, kiedy przechodziliśmy obok witryny sklepu starego Dave'a Travisa. Za brudnawą szybą rozciągała się wystawa rozmaitych naszyjników i sygnetów, których ceny przyprawiały mnie o ból głowy. Potter utkwił na chwilę wzrok na jednym z pierścieni, pogwizdując cicho. Wsunął dłoń do kieszeni peleryny i wyjął z niej mały, brązowy woreczek, przywiązany białym sznurkiem. Podrzucił go w powietrzu, a zaszczęk monet utonął w intensywnych odgłosach życia Hogsmeade.
— Wykosztuję się, to prawda — westchnął, wciąż wpatrując się w biżuterię z błyskiem w oku. — Mam nadzieję, że jej się spodoba.
— Nie wątpię — mruknął Syriusz, po czym kontynuował: — Ale chyba oszalałeś, jeśli chcesz wydać sto Galleonów na coś, co Evans będzie nosiła, albo i nie, na ręce.
Potter posłał Syriuszowi jedno ze swoich lekceważących spojrzeń, mówiących tyle, co "nie znasz się", po czym wyminął go i wszedł do sklepu. Black wywrócił oczami, chwytając za klamkę w ostatniej chwili. Pojawiliśmy się w sklepie, wymieniając ze sprzedawcą pomruki przewitania. James stał już przy ladzie, rozmawiając z właścicielem, robiącym również za sprzedawcę — zgarbionym staruszkiem z kępką siwych włosów na głowie i okularach wielkości denek od słoików na nosie.
— Jest pan pewny, że stać pana na ten zakup? — zapytał mężczyzna powątpiewająco. — To dość droga inwestycja...
— Zastanów się poważnie, James — dodał Peter, kręcąc się po sklepie. — Nigdy w życiu nie zapłaciłbym takiej ceny za...
Potter uciszył go ruchem dłoni, co wraz z Syriuszem skwitowaliśmy jedynie wywróceniem oczami. Staliśmy w wejściu, podczas gdy Travis krzątał się za ladą, pokazując coraz to nowsze sztuki bransolet, naszyjników i sygnetów w różnorakich cenach.
— Proszę spojrzeć na to — mruknął właściciel, podsuwając Jamesowi podłużne, czarne pudełeczko. — Wyjątkowa okazja!
Wraz z Syriuszem zbliżyliśmy się do lady. Trzymając dłoń na ramieniu Pottera, Syriusz chwycił drugą za opakowanie. Otworzył wieko, przyjrzał się bliżej jego zawartości.
— Ładna — skwitował obojętnym głosem. — Powinieneś ją wziąć.
James odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wystawy, której część stanowił wypatrzony przez niego pierścień. Przestanął przy niej, wskazując dłonią na zieloną poduszeczkę, na której spoczywał sygnet.
— Chcę to — powiedział twardo. — Nic innego mnie nie interesuje.
Ruszyłem za Jamesem, a tuż po mnie zrobili Travis i Syriusz, przy czym ten ostatni zrobił to nadzywczaj wolno.
— Mógłbym pan przechować dla mnie ten naszyjnik? — Syriusz wypowiedział te słowa niemal szeptem, jednak zdołałem je usłyszeć, choć stałem już obok Pottera.
Zaskoczony odwróciłem lekko głowę i zobaczyłem, jak Black odkłada czarne pudełeczko na sklepowy blat. Przeniosłem szybko wzrok na wybrany przez Jamesa pierścień.
— W takim razie — powiedział w końcu Travis, zanurzając dłoń w nadzwyczaj głębokiej kieszeni płaszcza. — Sygnet jest pański, wystarczy tylko zapłacić.
Wyjął różdżkę i wykonał nią okrężny ruch, a szklana szyba zniknęła, jednak tylko ma krótki moment. Kiedy tylko złoty pierścień wylądował w dłoni właściciela, ta znowu się pojawiła. Mężczyzna wrócił za ladę, a James od razu ruszył w jej kierunku.
— Czy mam zapakować go w jakiś specjalny sposób? — zapytał staruszek.
— To prezent dla wyjątkowej osoby, więc byłbym wdzięczny — odparł z uśmiechem James.
*
W Hogsmeade spędziliśmy jeszcze dwie godziny, w ciągu których zdołaliśmy udać się do Miodowego Królestwa, uporać się z tłumem innych uczniów i zakupić wypatrzone słodycze. Resztę czasu spędziliśmy, włócząc się bezcelowo po wiosce, w której było tego dnia wyjątkowo tłoczno, przez co nie mieliśmy ochoty przesiadywać więcej w knajpach. W międzyczasie Syriusz zdołał zniknąć z naszych oczu na kilka minut i, w przeciwieństwie do Jamesa i Petera, domyślałem się, gdzie mógł pójść. Nie dziwił mnie fakt, że chciał kupić biżuterię — mógł być to prezent dla jednej z kuzynek. Bardziej zastanawiało mnie, dlaczego robił to w sekrecie.
Wróciliśmy do zamku w sam raz na kolację, jednak żaden z nas nie miał na nią ochoty, mając w zapasie słodkości z Miodowego Królestwa. Wszyscy zajęli się swoimi sprawami; Syriusz od razu wybrał się do biblioteki, mówiąc, że musi powtórzyć jeszcze materiał do poprawek, Peter i James zaczęli partię czarodziejskich szachów, a ja zaszyłem się w dormitorium, gdzie wreszcie mogłem w spokoju i ciszy spędzić wieczór.
________
Wczoraj dostałam powiadomienie, że ktoś dał setną gwiazdkę!
Jesteście c u d o w n i i bardzo mnie motywujecie swoimi głosami, komentarzami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top