Rozdział 12.
Poczułem się tak, jakby ktoś uderzył mnie tępym narzędziem w głowę. Przez chwilę trwałem w stanie zawieszenia. Nie mogłem niczego z siebie wykrztusić, próbując w głowie przetrawić słowa Jamesa. Pzyjaciel pomógł mi usiąść na najbliższym fotelu i rozkazał, bym wziął głęboki oddech. Czułem się przez ten krótki moment jak bezradne dziecko, które matka musi uspokajać, by nie doprowadzić do wybuchu niekontrolowanego płaczu. Wprawdzie miałam już prawie szesnaście lat i oczekiwano ode mnie dojrzałości, jednak tego dnia miarka się przebrała. Było mi potwornie wstyd przed Jamesem.
Ukryłem twarz w dłoniach.
— Co z nimi będzie? — zapytałem w końcu drżącym głosem. — Peter pewnie został już zabrany... Syriusz jest w Świętym Mungu. James...
Brunet spojrzał na mnie pytająco.
— Musimy się z nim zobaczyć... Musimy się dostać do Świętego Mungu. Natychmiast.
Potter podkręcił głową. Przetarł oczy, wzdychając ciężko i odrzekł zmęczonym głosem:
— Remusie, ledwo trzymasz się na nogach... Poza tym, jak mielibyśmy tam dotrzeć o tej porze? Pomyśl tylko...
Przez moment zaległa cisza. Usłyszeliśmy ciche skrzynięcie, które towarzyszyło odsłanianiu przez Grubą Damę wejścia, a James pociągnął mnie na bok. Chwycił pelerynę i narzucił ją na mnie. Potem zasiadł do stolika i chwycił za pióro. W międzyczasie zdążył dać mi sygnał, bym siedział cicho.
Do pokoju weszła krępa kobieta w białym kitu.
Cholera, pomyślałem. Nie mogłem jeszcze wracać do Skrzydła Szpitalnego. Chciałem zapytać Jamesa o wiele innych rzeczy, co wydarzyło się po tym, jak straciłem przytomność, jak zachowywał się potem Peter...
— Gdzie jest Remus Lupin? — zapytała. Sprawiała wrażenie zmęczonej i zirytowanej jednocześnie, a ja doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie jest to dobre połączenie.
— Dobry wieczór — odpowiedział James, odchylając się na krześle. — Z tego, co mi wiadomo, Remus jest w Skrzydle szpitalnym. Przynajmniej tak mi powiedziano.
Kobieta uniosła brwi i ruszyła w moim kierunku. Miałem wrażenie, że słyszy każdy powodowany przeze mnie szelest i jest świadoma, że ukrywam się przed nią pod peleryną niewidką. Wstrzymałem oddech, przyciskając się do ściany najbardziej, jak tylko mogłem. Pielęgniarka niewinnie przeszła się po salonie. Bardzo wolnym korkiem. Ręce miała splecione za plecami, a bystre oczy biegały od kąta do kąta.
— Cóż — powiedziała przeciągając litery. — Najwidoczniej Remus wybrał się na spacer, a skoro tutaj go nie ma, zostało mi tylko powiadomić dyrekcję o jego zniknięciu... Cóż za dzień, cóż za ciężki dzień! — wymamrotała, tłumiąc ziewanięcie.
— Jeśli Remus się tutaj pojawi, od razu zostanie pani powiadomiona — odparł przejętym głosem James. — Mogło mu się coś stać, trzeba jak najszybciej rozpocząć szukanie w całym zamku! Może leży gdzieś zziębnięty, nieprzytomny... Pomogę pani go szukać!
Kobieta pokiwała głową ze wdzięcznością. Potter wskazał dłonią wyjście.
— Proszę szybko powiadomić dyrektora — mruknął, po czym dodał: — przebiorę się tylko i spotkamy się na głównym korytarzu, dobrze?
Kiedy zostaliśmy ponownie sami, odetchnąłem głęboko, zarzucając z siebie pelerynę.
— Będzie ci jeszcze potrzebna — odparł James. — Masz kilka minut na dostanie się z powrotem do Skrzydła Szpitalnego. I lepiej będzie, jeśli nie będziesz zwracał na siebie uwagi. Idź już! Wymyśl jakąś bajkę, dlaczego wyszedłeś, może się przydać!
Cisnął we mnie peleryną, rzucając przy tym swój słynny, nonszalncki uśmiech. Odpowiedziałem mu tym samym, po czym założyłem na siebie niewidkę i ruszyłem ku wyjściu.
Na korytarzach jeszcze nikogo nie było, co znacznie ułatwiało mi sprawę. Szedłem szybkim krokiem, nieudolnie próbując nie wydawać żadnych dźwięków. Kiedy wkroczyłem na korytarz, prowadzący do sali szpitalnej, odetchnąłem. Opanował mnie spokój, ale nie trwało to długo. Dosłownie chwilę potem usłyszałem czyjeś ciężkie kroki. Ten ktoś był już niedaleko mnie. Na moje oko, dzielił go ode mnie jeden korytarz zwieńczony zakrętem. Otworzyłem szybko drzwi, które zaskrzypiały złowrogo, po czym rzuciłem się w kierunku swojego łóżka. Zdjąłm z siebie pelerynę, zwinąłem ją nieudolnie w rulonik i wrzuciłem po poduszkę, ponieważ było to jedyne bezpieczne miejsce, które przyszło mi w tamtej chwili do głowy. Usiadłem na łóżku i chwyciłem czarkę z wodą, która stała obok. Jednym zachłannym łykiem opróżniłem jej zawartość, a w chwili, gdy oderwałem od niej usta, drzwi otworzyły się.
— Gdzie ty się, na brodę Merlina, podziewałeś, młody człowieku?! — krzyknęła pielęgniarka. — Cały Hogwart cię właśnie szuka!
W pierwszej chwili nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Byłem tak zaaferowany tym, by wrócić do Skrzydła Szpitalnego bezszelestnie, że kompletnie zapomniałem o tym, co mówił mi James. Czułem na sobie niecierpliwe spojrzenie pani Pomfrey i miałem wrażenie, że jeśli czegoś z siebie nie wykrztuszę, rzuci na mnie urok.
— Ja... — zaczęłam powoli. — Poczułem się źle i chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie było pani w pobliżu, więc pomyślałem... Ale po drodze zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze, więc wszedłem do jednej z łazienek. Minęło sporo czasu, zanim doszedłem do siebie i byłem w stanie wrócić.
Nie patrzyłem pielęgniarce w oczy. Słyszałem jedynie, jak bierze głębokie wdechy, a po chwili wypuszcza z cichym świstem powietrze. Sposób w jaki to robiła wystarczył, bym zrozumiał, jak bardzo jest zirytowana.
***
Minęło kilka dni. Pilnowano, bym nie ruszył się z miejsca i na czas przyjmował leki przeciwbólowe. Na moim ciele zostało już tylko kilka siniaków o szerokiej gamie barw i, choć upierałem się, że nic wielkiego mi się nie stało, nie pozwolono mi wrócić do normalności. James mógł odwiedzić mnie tylko raz. Spędził ze mną tylko kilka minut, ponieważ pielęgniarka szybko go wyprosiła, mamrocząc coś niezrozumiale. Tego dnia powiedział mi o plotce, która rozniosła się po Hogwarcie i wyszła najprawdopodobniej od jednego z nauczycieli. Przynajmniej tak słyszał od Valentine, której przyjaciółka dowiedziała się tego od swojej starszej siostry. Przetrawiałem ten fragment rozmowy dłuższy czas, zanim cokolwiek zrozumiałem.
— To nic pewnego, ale zawsze jakieś wieści. Pogłoska, że Syriusz ma wrócić do Hogwartu za kilka dni nie wzięła się z niczego, prawda? — zapytał, uśmiechając się pokrzepiająco.
Zanim zdążyłem dowiedzieć się czegoś więcej, Potter został wypędzony z sali.
Kolejny dzień spędziłem, śpiąc. Nie czułem się zbyt dobrze, bo dokuczał mi paskudny ból głowy, a ponadto nie widziałem dla siebie innego zajęcia. Ku mojemu zdziwieniu przez salę co kilka minut się ktoś przewijał, dwukrotnie pojawił się nawet sam dyrektor, więc nie było mowy o tym, bym mógł się skupić podczas gdy wokół mnie cały czas się coś dzieło.
Popołudniu obudziły mnie czyjeś uniesione głosy, dochodzące z pielęgniarskiego gabinetu. Moją pierwszą myślą tuż po otworzeniu oczu było to, by ponownie je zamknąć i próbować ignorować rozmówców. Usiadłem ostrożnie na łóżku i sięgnąłem po wodę. Upiłem kilka łyków i położyłem się ponownie. Po kilku minutach graniczyłem już między jawą a snem, a do moich uszu docierały jedynie pojedyncze słowa.
Byłem już tak blisko snu, gdy usłyszałem głośne i wyraźne "Syriusz Black". Zadziałało to na mnie jak kubeł lodowatej wody. Otworzyłem oczy. Nagle senność zniknęła. Zszedłem z łóżka, idąc ostrożnie w kierunki, z którego dochodziły głosy.
— Syriusz Black — powtórzył jakiś mężczyzna, którego nie potrafiłem za nic zidentyfikować, po czym kontynuował: — musi wrócić w końcu do Hogwartu. Mamy poważniejsze sprawy w świętym Mungu, zwłaszcza, że z tym chłopcem jest już dobrze. Jestem pewny, że warunki tutejszego skrzydła szpitalnego pozwalają na przyjęcie Blacka. Chłopak nie potrzebuje ani zabiegów, ani specjalnych eliksirów leczniczych. To kwestia tygodnia, może dwóch, zanim wróci do całkowitej sprawności. Wypoczynek i przyjmowanie prostych, wzmacniających lekarstw powinno postawić go na nogi.
Usłyszałem cichy pomruk aprobaty dyrektora.
— Masz rację, Franklinie... Przetransportujemy Syriusza Blacka z powrotem do Hogwartu najszybciej, jak to będzie możliwe.
Odetchnąłem głęboko.
Z Syriuszem było wszystko w porządku. Nic mu nie groziło i miał wrócić do Hogwartu. Poczułem jak kamień spada mi z serca, pozwalając mu na nowo właściwie funkcjonować.
_________
Wróciłam. Naprawdę. Kolejny rozdział wrzucę w przeciągu dwóch tygodni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top