Chapter 5

- Michael, proszę idź normalnie. Za chwilę na kogoś wejdziesz - powiedziałam do idącego przed mną chłopaka. Szliśmy po trawie, co prawda dużo ludzi nie było w tym miejscu, ale bałam się o niego. Może dlatego, że idzie tyłem.

- Jak wejdę na kogoś, to przeproszę. A nie powstrzymasz mnie od tego, kocham to robić - powiedział i zaśmiał się uroczo. Pokręciłam głową z rozbawieniem.

- Mike, dla większego bezpieczeństwa, złap mnie za rękę. Za chwilę się przewrócisz!

- Nie. Kocham ryzyko. Nawet jeżeli dla niewidomego, czyli w tym wypadku mnie, ogranicza się ono tylko do chodzenia tyłem po trawniku pełnym psich odchodów, w które można wpaść - powiedział, a ja zaśmiałam się. On jest niemożliwy. Oczywiście tu nie ma psich niespodzianek, ponieważ tu trzeba sprzątać po psie, ale nie powiem mu tego. Bo jeżeli on tak kocha to swoje "ryzyko, że wpadnie w kupę", to niech dalej tkwi w nieświadomości.

Więc patrzyłam. Szłam przed nim i patrzyłam na niego, jak wymachuje rękami w poszukiwaniu jakiejkolwiek przeszkody. Czasami skręcał, bo wyczuł pod palcami drzewo, a czasami się schylał, by uniknąć zderzenia z gałęziami. Czyli metoda wymachiwania rękami pomaga. Tylko nie w jednym wypadku.

- Cholera Michael - powiedziałam i wpadłam na chłopaka, gdy ten niespodziewanie sie zatrzymał. Wszystko byłoby dobrze, gdyby on nie potknął się o kamień, w efekcie czego wylądowaliśmy na trawie. Oczywiście ja leżałam na nim. Nasze twarze były bardzo blisko siebie, a ja wiedziałam, że Clifford też to wie. Uśmiechnął się lekko.

- Wszystko w porządku, Carmen? - zapytał, a ja wiedziałam, że zależało mu na moim bezpieczeństwie, ale też chciał się upewnić co do jego myśli, jak blisko są nasze twarze.

- Tak. Nie połamałeś się? Jestem ciężka - powiedziałam i chciałam z niego zejść, ale zatrzymał mnie obejmując ręką, tak bym została.

- Nie i nie. Wcale nie jestes ciężka. Poza tym, lubię jak dziewczyna jest na górze - powiedział, a ja zaśmiałam się. 

- Nie, poważnie. Gdybym widział na oczy, jestem pewien, że teraz patrzyłbym ci się na cycki - powiedział, a ja pacnęłam go ręką w ramie, na co zaśmiał się głośno.

Chcąc, nie chcąc nie byłam na niego zła. Położyłam na nim również moją głowę i wtuliłam się w jego ciało. On objął mnie opiekuńczo ramionami. Musiało to fajnie wyglądać, dziewczyna leży na chłopaku wtulając się w niego, a on obejmuje ją ramionami przytulając jeszcze bardziej. Musiało, bo nikt tego nie widzi. Nikogo już nie ma w parku.

- Cieszę się, że jesteś - powiedział jeszcze mocniej mnie obejmując. Bardziej wtuliłam w jego ramię moją głowę i wyszeptałam:

- Ja też się cieszę, że ty jesteś. 

***

Joł. I jak wam się podoba? Prosze o komentarze :) Rozdział wstawiony dziś dla odwdzięczenia się @Serniczkowaa :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top