Chapter 2
Siedziałam teraz z Michael'em - bo okazało się, że tak ma na imię chłopak z którym się zderzyłam w sklepie, na ławce w parku.
Postanowiłam go bliżej poznać, wydaje się być naprawdę w porządku. Chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- Od kiedy jesteś...
- Ślepy ? Niewidomy ? Zdanym na łaskę ludzi idiotą, którego inni unikają jak ognia, lub wytykają palcami, myśląc, że ja ich nie słyszę? - przerwał mi, mówiąc to, o dziwo bez wyrzutów, normalnym głosem.
- Nie jesteś idiotą, ale skąd możesz wiedzieć, że wytykają cię palcami przecież...
- Ich nie widzisz ? To, że nie widzę ma bardzo dużo zalet. Jedną z nich są właśnie wyostrzone zmysły. Słyszę, czuję dwa razy mocniej. Jeden zmysł szwankuje, reszta działa genialnie. Teraz spójrz w prawo, słyszę, że tam ganiają się dzieci, jest ich czworo czy pięcioro.... czworo słyszę ich głosy... - nie patrzył w tamtą stronę. Teraz zaczął się śmiać. - Jeden się wywalił... - nadal się śmiał. Spojrzałam w tamtą stronę. Troje dzieci bawi się w "ganianego", a jeden leży na ziemi. Byłam pod wrażeniem.
- Jak straciłeś wzrok ? - zapytałam, na co odwrócił głowę, centralnie w moją stronę.
- Mój ojciec był robotnikiem. Pewnego razu bawiłem się na jego budowie i coś ciężkiego spadło mi na głowę. Gdy się obudziłem, widziałem tylko ciemność... - powiedział, nadal patrząc w moją stronę. Zobaczyłam, jak piękne ma oczy. Pasują mu do tych farbowanych, różowych włosów. Nie odzywałam się przez dłuższy czas. Ciekawe, jak on sobie z tym wszystkim radzi.
- Wiem, że jeszcze tu jesteś, słyszę jak oddychasz... - powiedział śpiewnym głosem. Zaśmiałam się.
- Wiesz co, Michael ? Jestem pod wrażeniem. Ty nie chcesz, by się nad tobą litowano, masz dystans do samego siebie, pogodziłeś się ze swoim losem. Jesteś zabawny i chwilami nawet naprawdę miły... Uważam, że jesteś wspaniały i wyjątkowy. - powiedziałam i czekałam na jego reakcję. Uśmiechnął się półgębkiem.
- Nie, Carmen. To ty jesteś wspaniała i wyjątkowa. Inni ludzie NIE WIDZĄ jaki jestem na prawdę, litują się nad mną. Oni są ŚLEPI, na uczucia innych. Od tego TRACĄ resztki swojej normalności... - zaczęłam się śmiać. Specialnie akcentował te wyrazy. On tylko się uśmiechnął.
- Wiesz, co Michael ? Lubię cię - powiedziałam, mierzwiąc mu włosy.
- Ja też cię lubię, Car - powiedział i zaczął szukać ręką mojej głowy, by tak samo jak ja jemu, zmierzwić mi włosy.
***
No i mamy 2. I jak ?
Proszę o komentarze, one motywują :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top