Chapter 13
- W takich właśnie chwilach czuję, że żyję. - powiedział chłopak uśmiechnięty. Dziś jest wyjątkowo dobra pogoda, a my kolejny raz siedzimy w parku i uwaga, w końcu na innej ławce niż wcześniej! Przeszliśmy o jedną w prawo, bo na naszą poprzednią narobił ptak.
Jedliśmy lody i rozmawialiśmy zupełnie o wszystkim, czyli tak, jak to mamy w zwyczaju.
- Czyli kiedy jesz lody miętowe? - Zapytałam, a on zaśmiał się, patrząc pusto przed siebie. Kolejny raz przypominam sobie, że chłopak kompletnie nic nie widzi, ale tym razem nie mam zamiaru nad tym ubolewać. Clifford już nie jeden raz mówił mi, że mam nie być przez to dręczona, ani mam nad tym nie płakać, bo jeżeli on tego nie robi, to dlaczego miałabym ja. Facet naprawdę się z tym pogodził, więc ja też muszę.
- Ej, to są lody miętowe z kawałkami czekolady! Ale to też - powiedział, na chwilę przestając jeść smakołyk. - Ale nie chodzi tylko o lody. W tym momencie, gdy słońce ogrzewa moje ciało, muskając je delikatnie swoimi promieniami, kiedy jest tak cicho i spokojnie, a ty siedzisz koło mnie i rozmawiamy o tych wszystkich dziwnych rzeczach... To właśnie jest dla mnie prawdziwe życie. - Powiedział, a ja zaczęłam nad tym wszystkim myśleć.
Tak niewiele jest mu potrzebne do szczęścia.
- I to jest twoje szczęście Michael? - Po tym on odkręcił do mnie swoją głowę, jedząc swojego miętowego loda, a gdy w końcu się od niego oderwał, powiedział coś co na długo zostanie w mojej głowie.
- Trzeba cieszyć się z wszystkich małych rzeczy, Carmen, bo nigdy nie wiadomo kiedy zostaną nam je odebrane.
Po tym, uśmiechnął się do mnie smutno, a ja zrozumiałam.
***
Gdy chłopak zjadł całe dwie duże kulki smakołyku, odwrócił się do mnie.
- Okey, a teraz powiedz mi jak bardzo jestem brudny - oznajmił, zamykając oczy i pokazując palcem na swoją twarz.
O dziwo, był cały czysty, prawie.
- Jest dobrze, tylko jeszcze pod ustami masz kawałeczek czekolady - po moich słowach, chłopak zaczął macać się po twarzy, oczywiście nie trafiając na to miejsce.
- Poczekaj, ja to zrobię... - Sięgnęłam palcem pod wargi chłopaka i zmazałam stamtąd czekoladę i wytarłam ją w chusteczkę, a on uśmiechnął się do mnie promieniście.
- Dziękuję ci, Car.
Michael nie dziękował Carmen tylko za ten incydent, lecz za wszystko co dla niego robi. Za to, że ciągle jest przy nim i po prostu daje mu swoją przyjaźń. To jest dla chłopaka tak bardzo ważne. Ale kiedy Car dotknęła miejsca, tak nuewyobrażalnie blisko jego ust, pomyślał sobie, że jego serce zaczęło bić wtedy w cholerę za szybko.
***
Cześć kochani. Podoba się wam? Mam nadzieję. Ocencie, gwiazdkujcie, po prostu sprawcie bym się wkońcu uśmiechnęła.
Jesteście niesamowici.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top