Chapter 11
Zapraszam na resztę moich książek :)
- Carmen nie jestem pewnien czy to jest dobry pomysł. Może chodźmy stąd... - Zaczął panikować Michael. Teraz nie możemy wyjść, nie po to tu stoimy już tyle czasu, by on 5 minut przed rozpoczęciem pokazu, chciał się stąd zmywać.
- Nie ma mowy! Będzie świetnie, zobaczysz! - Powiedziałam ściskając mocniej jego ramię i patrząc na jego przestraszoną twarz. Jego oczy jak zwykle były skierowane pusto przed siebie.
- No właśnie nie zobaczę, w tym tkwi problem. Pokaz fajerwerek nie jest dla mnie Car. Po co mi to? - Mówił spanikowany, kręcąc się na wszystkie strony. Złapałam go drugą ręką za ramię.
Zabrałam go tu, ponieważ chciałam, by przekonał się jak jest w takich miejscach. Do tego, takie wydarzenie zdaża się bardzo rzadko i chciałabym, by był tu ze mną właśnie on.
- Kto to mówi, Clifford. Zawsze chciałeś by twoja wada cię nie ograniczała, a teraz co? Proszę cię, zostań ze mną. Proszę. - Mówiłam do chłopaka, a ten powoli rozluźnił się i westchnął cicho. Potem skierował głowę w moją stronę.
- Dobrze. Dobrze. Zostaję. Ale jak coś mnie tu spali albo wybuchniemy, to będzie twoja wina! - Powiedział na co zaśmiałam się i stanęłam na palcach by potargać mu włosy.
***
Mike pisnął, gdy zaczął się pokaz. Było teraz tu głośno i co chwila w którymś miejscu coś wybuchało. Chłopak zaczął się niespokojnie kręcić. Był kompletnie przerażony. Nie dziwię mu się, przecież nie wie co dokładnie się dzieje.
- Carmen zabierz mnie do domu! Proszę! Co się dzieje?! - Próbował przekrzyczeć cały hałas. Miałam wyrzuty sumienia, bo widać, że chłopak się boi. Ale gdyby widział, to na pewno by się nie bał.
- Michael... Nie bój się, jest dobrze... Jest tu tak pięknie - powiedziałam do niego głośno, by mógł mnie usłyszeć. Potem, by dodać mu otuchy objęłam go od boku rękami, dalej patrząc się w niebo, które teraz było kolorowe od wszystkich fajerwerek. Jest idealnie.
Chłopak na początku zaskoczony moim gestem, nie wiedział co ma zrobić, lecz po chwili rozluźnił się i objął ręką moje ramiona. Odetchnął głęboko, zamykając oczy.
- Opisz mi... - Powiedział, tak bym tylko ja go usłyszała w tym hałasie. I tak nie było koło nas wielu osób. Większość podeszła bliżej stoisk, które znajdowały się troszeczkę dalej.
Patrzyłam na to jak zaczarowana i zaczęłam mówić do chłopaka.
- Co chwila na niebie rozpryskują się kolorowe światła na coraz mniejsze kawałki, po to, by opaść na dół i rozpłynąć się w powietrzu. Mimo, że jest noc, tu jest teraz tak jasno. Te wszystkie kolory wyglądają magicznie, Mikey. To jest takie piękne... - Powiedziałam, patrząc na to, co działo się na moich oczach.
Chłopak uśmiechnął się lekko i zaczął gładzić moje ramię, na którym spoczywa jego ręka.
- Dziękuję, że pozwoliłaś mi być z tobą w tej niesamowitej chwili. - Powiedział, trzymając zamknięte oczy i przyciągając mnie swoją ręką bliżej niego.
Ja tylko uśmiechnęłam się, lecz dlatego, że Clifford nie mógł tego widzieć, mocniej się w niego wtuliłam.
Chłopak, trzymając w ramionach delikatną Carmen czuł się niesamowicie. Nie przeszkadzało mu już to jak bardzo było tu głośno, ani tak jak bardzo przerażały go te wybuchy. Bo jeżeli tu jest tak pięknie jak opisuje Carmen, to on chce tu być. Chce tu być z nią. I najbardziej na świecie chciałby trzymać ją w swoich ramionach i wiedzieć, że jest tylko jego. Ale tak nie jest i to go bolało. Bolało go to, że byli tylko przyjaciółmi kiedy on chciał czegoś więcej, bo czuł coś do dziewczyny, co nie pozwalało mu już myśleć o niej tylko i wyłącznie jako o zwykłej przyjaciółce.
***
Witajcie z powrotem!
Przepraszam za tę nieobecność. Zaniedbałam dosłownie WSZYSTKO. Ale spróbuję oczywiście to nadrobić. Czy mogłabym was prosić o komentarze i votes?
Ps. Postanowiłam, że to będzie miało od 25 do góra 30 rozdziałów :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top