Chapter 10
- Carmen... Czy- czy ja jestem atrakcyjny? Znaczy... No wiesz, czy mógłbym się spodobać jakiejś kobiecie, ale tak no wiesz... Tak... Rozumiesz... - Zaczął Michael z rumieńcami na policzkach. Wyglądał teraz uroczo.
Znów siedzimy na ławce w parku. Nazywamy to już ,,naszą ławką", ponieważ połowę naszego wspólnego czasu spędzamy właśnie tutaj.
A propo jego pytania, zaskoczył mnie. Znaczy, wiedziałam, że on nie wie jak wygląda, ale... Nie spodziewałam się tego pytania.
Mike, prawdę mówiąc jest niesamowicie przystojny. Gdziekolwiek jesteśmy, on przyciąga do siebie wzrok kobiet i nie chodzi tu tylko o jego kolorowe włosy. Chłopak po prostu jest atrakcyjny.
- Emmm... Myślę, że tak. No bo... Ten, no... Mike, jesteś bardzo przystojny - wydusiłam z siebie z trudem. Głupio mi było się do tego przyznawać, ale chłopak naprawdę był niczego sobie.
Jestem jego przyjaciółką, nikim więcej, muszę się ogranąć. Nie mogę zacząć o nim tak myśleć.
On słysząc moje słowa, lekko się uśmiechnął, patrząc nadal pusto przed siebie.
Nadal trudno przychodzi do mnie to, że jest niewidomy. Nie mogę tego pojąć, jak kogoś tak łagodnego i nie sprawiającego zagrożenia dla innych ludzi chłopaka, mogło coś takiego spotkać? Mógłby przecież widzieć, mógłby lepiej żyć. Ale nie, stało się coś, co się nie odstanie i Clifford najprawdopodobniej na zawsze pozbawiony jest wzroku.
- Naprawdę? - Odezwał się po krótkiej chwili. Uśmiechnęłam się. Jego niewinność i niewiedza czasami bywają urocze.
-Naprawdę.
- Czyli to znaczy, że ci się podobam? - Zapytał po któtkiej chwili. Zatkało mnie. Co mam mu odpowiedzieć? Traktuję Clifforda wyłącznie jako przyjaciela. Chodzi mu o coś więcej? Nie, to głupie. Jasne, że nie.
- Z-znaczy ten... No... Jesteś naprawdę przystojny i... Znaczy, gdybyśmy nie byli przyjaciółmi... Znaczy, jak bym nie myślała o tobie jako tylko o przyjacielu to naprawdę... No podobałbyś mi się, tak myślę...
- Carmen to miłe. Fajnie jest wiedzieć, że cię pociągam. - Oznajmił i zaśmiał się. I chyba też bardzo ucieszyło go to stwierdzenie, bo nadal miał lekki uśmiech na twarzy.
Nie, to niemożliwe. Tylko przyjaciele.
- To nie jest śmieszne Mike. Powiedziałam GDYBY... - Mówiąc to, delikatnie szturchnęłam go w ramię.
- Gdyby, gdyby, ale jednak to stwierdziłaś...
- Ale...
- Ale. - Przerwał mi z uśmiechem.
-No bo...
- No bo. - Kolejny raz to zrobił, śmiejąc się, a ja już nie wytrzymywałam.
- Ugh czasami mnie wkurzasz Clifford. - Warknęłam, a on zachichotał. Uśmiechnęłam się na to lekko.
- Wiem. Ale nie martw się słońce, ty też mnie pociągasz. - Przyznał, a mój uśmiech stał się szerszy, by po chwili całkowicie zniknąć. Jak? Przecież Mike jest niewidomy, nie może... Kolejny raz przeżywam to, że chłopaka spotkało takie nieszczęście. I pewnie nigdy nie przestanę tego przeżywać, ale traktuję go jakby wszystko było na swoim miejscu, bo wiem, że tego potrzebuje. Nie lubię go traktować tak, jakby był jakiś inny, to niesprawiedliwe.
- Michael, a niby jak?
- Eee ten no bo twój głos... Jest taki... Twój charakter... Znaczy jak czasami jesteśmy blisko siebie... Twoje ciało. Ekhem no i wiem, że ty też musisz być prześliczna, bo kiedy czasami gdzieś chodzimy to słyszę jak chłopaki o tobie rozmawiają... Ale ten... No... - Zaczął się plątać w słowach i zwiesił głowę, po to, bym pewnie nie zauważyła jak się rumieni. Bawił się teraz swoimi palcami.
Jego wyznanie było takie piękne. Nie, jesteśmy TYLKO przyjaciółmi. Michael nic do mnie nie czuje, ja też do niego nic nie czuję. Czysta przyjaźń.
- Oh, fajnie wiedzieć, że cię pociągam. - Stwierdziłam prosto, chcąc naśladować chłopaka.
- Ale ja tak mówię, no bo dlatego, że ty, ten... GDYBY, no...
-No. - Rozśmieszona, kontynuowałam naśladowanie chłopaka.
- No bo...
- No bo. - Powiem szczerze, że bawię się teraz znakomicie.
- Ale...
- Ale. - Kolejny raz nie pozwoliłam mu dalej mówić.
- No dobra, skończmy ten temat. Ty zawsze wiesz jak odkręcić kota ogonem, młoda. - Chłopak odkręcił głowę mniej więcej w moją stronę i uśmiechnął się promieniście.
No i z każdym takim dniem, z każdą sekundą, minutą, godziną spędzoną z Carmen, Michael czuł się po prostu dobrze, na swoim miejscu. Nie czuł się jak ten niewidomy Clifford, ale jak ten dziwny i zwykły chłopak, którym zawsze chciałby być. Ale tak naprawdę dla Carmen chłopak wcale nie był zwykły. Nie chodzi tutaj o jego wadę, lecz o to, że Mike sam w sobie dla niej był po prostu najlepszy, niesamowity. A to, co Clifford powiedział dziewczynie było jak najbardziej szczere. Bo to, że jest niewidomy, nie oznacza, że jego uczucia również są odebrane jak jego wzrok. Przecież on nadal czekał na tę jedyną i okazało się, że nie musiał jej szukać, sama do niego przyszła. Michael przez przyjaźń z Carmen, przekonał się, że jednak umie się zakochać.
***
Cześć :) Długi rozdział, co?
Proszę was o te motywujące komentarze.
Do nexta x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top