Rozdział 18 (dodatkowy)
Z perspektywy Nadii. (Gdy chłopcy mieli pięć lat).
Westchnęłam cicho, wstałam z sofy i pozbierałam zabawki do pudełka ponieważ były one porozrzucane po całym salonie.
-Matt, Paul.- krzyknęłam.- Ile razy mam wam powtarzać żebyście po sobie sprzątali?
Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi więcej wyszłam z salonu.
-Matt? Paul?- zawołałam zaniepokojona spokojem, jaki panował w domu.- Odezwijcie się w tej chwili ! -krzyknęłam. Idąc po schodach na górę, byłam coraz bardziej przestraszona . Przy tych urwisach nie można zasnąć na pięć minut, bo potem czekają tylko nerwy i strach. Co oni znowu wykombinowali?
-Matt, Paul odezwijcie się w tej chwili.- podniosłam głos. Nadal żadnej odpowiedzi. Zaglądnęłam do pokoju jednego syna, potem drugiego, ale w żadnym ich nie było. Posprawdzałam wszystkie pomieszczenia i nic. Została jeszcze tylko sypialnia moja i Alana.
Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i odetchnęłam z ulgą, gdy ich zobaczyłam ,ale nie na długo. Pięcio letni chłopcy skakali po łóżku śmiejąc się. W pewnym momencie Paul przy skoku, jakoś się przemieścił i wylądował na podłodze. Zaczął głośno płakać. Podeszłam do niego spanikowana i po dokładnym obejrzeniu jego ciała i sprawdzeniu czy nic mu nie jest, przytuliłam go do siebie. Powoli przestał płakać.
-Matt. Złaź z łóżka.- zażądałam, gdy drugi syn nadal skakał po posłaniu.- W tej chwili proszę je pościelić .
-Ale Paul też się bawił! - zaprotestował i zszedł z łóżka.
-Ale ty jesteś straszy.- odpowiedziałam.
-Nie prawda. Urodziliśmy się w tym samym czasie.- powiedział chłopiec.
-Proszę się ze mną nie kłócić. Ty marsz pościelić łóżko, a Paul za karę nie będzie patrzył dzisiaj na bajkę.- powiedziałam do synka.
-Jak on nie może to ja też nie będę ! -powiedział o zabrał się za ścielenie łóżka.
Wzięłam Paula na ręce i opuściłam pokój. Zawisł na mojej szyi jak malutka małpka i uspokajał oddech. Zeszłam po schodach i posadziłam go na wyspie kuchennej na środku pomieszczenia.
-Nie ruszaj się.- Poleciłam chłopcu i podeszłam do lodówko- zamrażalki. Wyciągnęłam z niej woreczek z lodami do herbaty i wróciłam do syna. Przyłożyłam mu zimną rzecz do czoła, a on pisnął głośno i się odsunął.
-To jest zimne.- krzyknął.
Westchnęłam cicho i owinęłam woreczek w ścierkę i z powrotem przyłożyłam to synkowi do czoła.
-Lepiej?- zapytałam, w odpowiedzi skinął głową.
-Po co mi to?- zapytał gdy ocierałam mu z twarzy ostatnie krople łez.
-Żebyś nie miał guza.- powiedziałam.- Bo nie wiem czy czujesz ale uderzyłeś trochę głową o panele.
-To jest zimne.-powiedział cichutko.- Weź to ode mnie. Zimno.
-Wiem skarbie.- mruknęłam cicho i na chwilę wzięłam rzecz z jego czoła, a potem znów ją tam przyłożyłam.-Ale musisz wytrzymać, chyba, że chcesz mieć guza.
-Wróciłem.- usłyszałam krzyk Alana.
Westchnęłam cicho po raz kolejny. Jeszcze tego tu brakowało. Że też akurat w takim momencie.
Ostatnio nie jest między nami najlepiej i dlatego często się sprzeczamy, nie chce, żeby chłopcy słyszeli nasze kłótnie dlatego staram się nie krzyczeć. Alan przez problemy w firmie jest ostatnio czasem nerwowy.
A jakby tego było mało, od miesiąca odmawiam mu seksu, co też go trochę denerwuje, ale stara się tego nie pokazać i nadal jest w stosunku do mnie czuły. Jednak ja wiem, że jechanie na rzeczy to dla niego za mało.
-Co się stało?-- zapytał wchodząc do kuchni.
-Skakali po łóżku i Paul spadł.-wytłumaczyłam mężowi.
-To jak ich pilnujesz?- zapytał oskarżycielskim tonem.
Moje oczy zaszły łzami, nie lubię gdy tak do mnie mówi. Wtedy zawsze mam ochotę płakać.
-Możesz już iść.- powiedziałam, do synka i odłożyłam ścierki z woreczkiem na blat, a potem ściągnęłam z niego Paula. Chłopiec przytulił się do nóg taty, a potem wybiegł z kuchni.- Przepraszam. Zasnęłam, a oni poszli na górę i zaczęli skakać po łóżku.- wytłumaczyłam, nie patrząc na niego.
Nie chciałam żeby myślał, że chce wziąć go na litość. Poprostu jego słowa mnie uraziły.
-Mogła byś bardziej na nich uważać.- powiedział oschle.
-Alan, staram się jak mogę. Robie wszystko co mogę. Ale czasem jestem zmęczona. Bawili się na dywanie w salonie, a ja zasnęłam. W między czasie zwiali na górę.- Powiedziałam cicho bojąc się, że gdy powiem głośniej ton głosu zdradzi mój stan i mężczyzna będzie wiedział, że płacze.
-Już dobrze skarbie.- powiedział i objął mnie od tyłu.- Przepraszam nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Wiem, że starasz się jak możesz i robisz wszystko co możesz. Oni są po prostu zbyt ruchliwi, a ty zmęczona. Może sprzedamy ich na tydzień do babci. Co ty na to?
-Nie wiem czy to dobry...- nie było mi dane dokończyć.
-Urwisy w liczbie dwa chodźcie tu! - Wydarł się Alan. Po chwili chłopcy wbiegli do kuchni.- Chcecie jechać na noc do babci i dziadka?- zapytał patrząc na nich.
-Tak, tak, tak ! -zaczęli piszczeć. Podbiegli do Alana a raczej przykleili się do jego nóg. Mężczyzna schylił się i podniósł obydwóch, a oni uczepili się jego szyi jak dwie małpki . Zaśmiałam się cicho widząc go w takim wydaniu. Ale to w nim podobał mi się najbardziej .
-Ale najpierw trzeba przekonać mamusię.- powiedział do synów i cała trójka zrobiła minę zbitego szczeniaka. Zaśmiałam się cicho i skinęłam głową. Alan zrobił krok do przodu i pocałował mnie w usta , W tym samym momencie co Matt i Paul w policzki. I jak tu im sie oprzeć, zwłaszcza kiedy używają takich trików?
*****
Rozdział poprawiła: Gumichowaxd
Tym oto sposobem mamy kolejny. Następny tez będzie z perspektywy Nadii, a potem powracamy do perspektywy Bliźniaków.
Poprostu chciałam wam trochę przybliżyć jak wyglądało ich dzieciństwo i jak młodzi rodzice sobie z nimi radzili.
200 🌟 + 70 💬 = następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top